Chałasińscy

Magdalena Bajer

„Wracać do Warszawy? Po co? Praca zawodowa, obowiązki służbowe, uniwersytet, stanowisko społeczne, słowem to wszystko, co wyznaczało dotychczas kierunek naszych zadań, już nie istniało. Radio zagraniczne podawało, że 80 procent Warszawy leży w gruzach. Jechać oglądać to wszystko?”.

„Tutaj, w izdebce z oknem na pola i lasy, odcięci od reszty kulturalnej Polski, odkryliśmy dla siebie i w sobie nowe źródło radości i piękna życia – najwyższą wartość wszelkiej kultury ludzkiej – serce prostego człowieka” (Józef Chałasiński, Chłopi i panowie. Inteligencja a problem chłopski w kulturze polskiej. Cyt. za Czesław Gryko, Józef Chałasiński. Socjologiczna teoria kultury, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1989. Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z tego źródła). Powyższe zdania zapisał wybitny socjolog we wstępie do rozprawy Chłopi i panowie, nad którą pracował podczas okupacji.

To samo – tajemnie

Wybuch drugiej wojny światowej zatrzymał Józefa Chałasińskiego wpół kroku na drodze pracy naukowej, działalności społecznej, pedagogicznej, popularyzatorskiej. Jak wielu z jego pokolenia szedł tą drogą szybko, w poczuciu wielorakich powinności wobec społeczeństwa, zwłaszcza warstwy chłopskiej, z którą był zawsze związany umysłem i sercem, a która przeżywała cywilizacyjną emancypację. W 1938 r. ukazała się jego czterotomowa praca Młode pokolenie chłopów. Procesy i zagadnienia kształtowania się warstwy chłopskiej w Polsce zatrzymana wstępnie przez cenzurę jako zagrażająca ustrojowi państwa.

Od jesieni 1936 r. był dyrektorem Państwowego Instytutu Kultury Wsi i równocześnie wykładowcą w Instytucie Pedagogicznym Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz Wolnej Wszechnicy Polskiej.

Wraz z Polskim Instytutem Socjologicznym, z którym współpracował od momentu powstania (1923) i którego był wicedyrektorem i dyrektorem, Józef Chałasiński został ewakuowany do małej wsi na Wołyniu, gdzie uczył w szkole powszechnej języka polskiego i historii.

Niedługo wszakże trwała ograniczona aktywność profesora. W lutym 1940 r. wyjechał do Lwowa, by blisko półtora roku pracować w Ossolineum, które dawało azyl niejednemu z inteligentów-wygnańców. Po wkroczeniu Niemców w czerwcu 1941 r., powiadomiony, że jest na liście proskrypcyjnej, schronił się w podwarszawskiej Kobyłce u rodziny swego asystenta – do końca wojny. Być może uniknął losu rozstrzelanych na Wzgórzu Wuleckim uniwersyteckich kolegów. O tym wszystkim moi goście –prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow i prof. Grzegorz Chałasiński – dowiedzieli się dużo później, kiedy historia zatoczyła kolejne wielkie koło, gdyż oboje przyszli na świat po wojnie, choć ich rodzice pędzili wspólne życie od czasów współpracy w Instytucie Kultury Wsi.

Pod okupacją niemiecką wznowił – tajną – działalność Polski Instytut Socjologiczny. Przyszły ojciec dwójki przyszłych profesorów znów został (na dwa i pół roku) jego dyrektorem. Podjął również drugi wątek przerwanej aktywności, angażując się w prace Tajnej Organizacji Nauczycielskiej, którą to nazwę przybrał w konspiracji ZNP. Dzięki fałszywym dokumentom, wydawanym przez TON działaczom oświatowym pochodzenia żydowskiego, przetrwała wojnę pierwsza żona profesora, Estera.

Natychmiast

Nie było właściwie przerwy w pracy instytutu. W październiku 1944 r. Józef Chałasiński reaktywował tę placówkę w Lublinie, uzyskując na jej działalność subwencję Resortu Oświaty PKWN. Niewielki zespół, w którym była przyszła matka moich rozmówców, Krystyna Duda-Dziewierz, rozpoczął zbieranie materiałów do analizy metod stosowanych przez Niemców podczas akcji wysiedleńczej na terenach Polski. Socjolog o bardzo rozległym polu zainteresowań zdawał sobie sprawę, że zarówno zjawiska społeczne wywołane wojną, migracjami związanymi ze zmianą granic, jak to, co przewidywał nieomylnie w nadciągającej przyszłości – będzie wielkim i pilnym zadaniem dla badaczy społeczeństwa i przede wszystkim kultury.

W kwietniu 1945 r. zespół PIS, do którego dołączył Stanisław Ossowski, uczony z pierwszej linii polskiej socjologii, przeniósł się do Łodzi. Po exodusie Polaków ze zrujnowanej stolicy powracający jej mieszkańcy zatrzymywali się w Łodzi, gdzie odradzało się życie umysłowe, zaczynały pracować i działać urzędy, instytucje, organizacje. Przemysłowe miasto stało się znowu ziemią obiecaną – teraz dla intelektualistów i artystów, którym zależało na zabliźnieniu ran odniesionych przez kulturę w latach wojny.

Prof. Chałasiński znalazł w Łodzi obietnicę spełnienia wizji pociągającej go jako badacza społeczeństwa od dawna, tj. utworzenia w środowisku robotniczym uniwersytetu, który nazywał socjalistycznym. Widział w tym szansę autentycznego awansu warstw długo takiej szansy pozbawionych, zarazem dostarczenia potrzebnych odbudowującemu się krajowi specjalistów różnych dziedzin. W styczniu 1947 r. pisał do swego mistrza Floriana Znanieckiego: „Po tych wszystkich przejściach niektórzy z nas dostali choroby zagranicznej – za granicę, za granicę, byle nie tu w Polsce. A inni, do których ja należę, dostali choroby innej – tylko w Polsce, na tych gruzach, zapracować się na śmierć, ale odbudować wszystko”.

Prawie natychmiast po zakończeniu wojny – 22 marca 1945 r. – rozpoczęły się wykłady w uczelni pod nazwą: Państwowy Uniwersytet w Łodzi – Wolna Wszechnica Polska. W maju tego samego roku powstał Uniwersytet Łódzki, którego Józef Chałasiński był prorektorem. Nie udało mu się zrealizować swojej koncepcji ośrodka akademickiego ściśle powiązanego, zarówno pracą badawczą, jak dydaktyką, ze swoim miejskim otoczeniem, ale trud włożony w odrodzenie w Polsce nowoczesnej (w najlepszym rozumieniu) humanistyki przyniósł rychło owoce w postaci powołanego do życia Instytutu Socjologicznego UŁ – z trzema katedrami: socjologii, którą sam kierował, teorii kultury i etnologii. W 1945 r. rozpoczęto rekrutację studentów na socjologię. W styczniu następnego roku Józef Chałasiński został profesorem zwyczajnym.

Okres łódzki był w biografii ojca dwójki przyszłych badaczy analogiczny do początków jego drogi naukowej (FA 2/2013) – naznaczony wieloraką ogromną aktywnością. Prezesował Sekcji Szkół Wyższych ZNP, działał w uniwersyteckich Klubach Demokratycznej Profesury, publikował w ich organie (który założył) „Myśl Współczesna”, a także w „Kuźnicy”, sztandarowym czasopiśmie marksistowskim lat powojennych.

Rektorem był w latach najtrudniejszych 1949–1952, kiedy w Polsce nie wykładano socjologii, a badania prowadzono pod różnymi innymi szyldami. Idea socjalistycznego uniwersytetu w robotniczym mieście budziła u władz komunistycznych lęk. Rewolucja poprzez oświecanie mas pracujących, rozbudzanie potrzeb kulturalnych była sprzeczna z oficjalną wersją dyktatury proletariatu, polegającej na totalnym podporządkowaniu obywateli centralnej administracji.

Pomimo…

Uniwersytet Łódzki tracił wiodącą pozycję wraz z odbudową Warszawy, do której wracali najwybitniejsi uczeni. Rektor Chałasiński uczynił z tej sytuacji szansę dla młodych, gromadząc ich i otaczając opieką naukową. Swoją Katedrę Socjologii przekształcił w Zakład Historii Myśli Społecznej, rozszerzając profil badawczy, ale nie rezygnując z jego istoty. Zawieszony „Przegląd Socjologiczny” zastąpił „Przeglądem Nauk Historycznych i Społecznych”, osobiście redagowanym. Czołowi socjologowie następnego pokolenia mają łódzką metrykę.

Józef Chałasiński, głęboko przekonany o słuszności swoich idei dotyczących społecznego awansu mas plebejskich, jako głównego kierunku przemian społecznych w Polsce, nie zaprzestał upartych działań dla ich urzeczywistnienia. W 1952 r. został zastępcą sekretarza naukowego utworzonej parę miesięcy wcześniej Polskiej Akademii Nauk, mimo że powstała na gruzach Polskiej Akademii Umiejętności, której członkiem korespondentem był od r. 1948. I znowu przyszło mu objąć tę funkcję w trudnym, zwłaszcza dla humanistów, czasie, ale sprawując ją przygotowywał zmiany nazwane później „odwilżą” – swoimi wystąpieniami i publikacjami. W 1957 r., jako początkujący dziennikarz „naukowy”, znalazłam się w gronie czytelników głośnego wtedy artykułu profesora Drogi i bezdroża socjalizmu w nauce polskiej (1949-1954), opublikowanego w „Kulturze i społeczeństwie”, czasopiśmie założonym przez Chałasińskiego, gdy tylko zdjęto „klątwę ideologiczną” z socjologii. Autor pisał, że omawiany okres „cechowały zjawiska, jakich nie ma w życiu intelektualnym wolnych narodów: hołdownicze i dziękczynne deklaracje, polityczne deklaracje o prawdziwości teorii naukowych”. Tylko ten, kto pamięta tamten czas, doceni w pełni znaczenie takich słów w ustach wybitnego uczonego, zarazem przedstawiciela instytucji państwowej, jaką była PAN. Tym bardziej jego uczestnictwo, jako biegłego, w procesach po poznańskim proteście robotniczym w czerwcu 1956 r., który oficjalna propaganda przedstawiała jako spisek inspirowany przez „reakcyjne podziemie”. Profesor przeciwstawiał się politycznej demagogii oskarżycieli. O tym moi rozmówcy wiedzą z opowiadań matki, która mocno przeżywała każdy wyjazd z mężem do Poznania.

Jak kiedyś wybuch wojny przerwał rozliczne działania młodego socjologa, tak decyzja ministra szkolnictwa wyższego z 1961 r. pozbawiła prof. Józefa Chałasińskiego wszystkich pełnionych funkcji oraz zajęć dydaktycznych na Uniwersytecie Łódzkim.

I jak kiedyś nie powstrzymało to aktywności uczonego, który widział wciąż jeszcze nieosiągnięte ważne cele. Poświęcił się badaniom afrykanistycznym, ale przede wszystkim zagadnieniom pamiętnikarstwa, tworząc ramy organizacyjne niezbędne do gromadzenia zbiorów, skupiając kadrę i budując warsztat naukowy dla tego wielkiego obszaru zagadnień.

Wrócił na Uniwersytet Warszawski w r. 1966, zakładając na Wydziale Filozoficznym Katedrę Socjologii Kultury – dziedziny, której był współtwórcą w skali międzynarodowej. Wrócił również do działania w sferze organizacji nauki jako sekretarz Wydziału I PAN.

Zmarł 5 grudnia 1979 r. tak, jak przeżył całe życie – w biegu, pracując nad ostatnią książką. Pozostawił ogromny dorobek, złożony z wielu prac pionierskich, stanowiących podwaliny dziś rozwiniętych specjalności humanistycznych, przede wszystkim socjologii kultury i teorii wychowania, szeregu monografii zamkniętych już historycznych procesów, artykułów sygnalizujących zjawiska jeszcze niedostrzegane przez naukę o społeczeństwie.

Żadne z dwójki dzieci prof. Chałasińskiego nie poszło wprost śladem ojca. Uprawiają nauki ścisłe. Odziedziczyli jednak rozległość widzenia spraw, którym ludzie nauki powinni poświęcać uwagę i trud działania. Jak to dziedzictwo było obecne w klimacie rodzinnego domu, jak przenikało do myśli i postaw – dowiemy się w ostatniej części opowieści. 