Smutny współczynnik

Bianka Siwińska

W tej chwili na świecie poza granicami swojego kraju uczy się ponad 4 miliony studentów. Do roku 2020 liczba ta ma się podwoić. Ponad połowa międzynarodowych studentów to Azjaci (dominują wśród nich Chińczycy, Hindusi i Koreańczycy). Znakomitą większość studentów z zagranicy goszczą uczelnie krajów OECD, a spośród nich najchętniej wybierane są: Stany Zjednoczone, Australia, Wielka Brytania, Niemcy i Francja. Do krajów tej „wielkiej piątki” trafia ponad połowa wszystkich studentów zagranicznych na świecie.

W Polsce studiuje w tej chwili 0,5 proc. wszystkich studentów globalnych. Specyfikę tej połówki procenta analizuje raport Studenci zagraniczni w Polsce 2013 wydany w listopadzie 2012 roku w ramach programu Study in Poland – prowadzonego wspólnie przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich i Fundację Edukacyjną Perspektywy. Raport oparty jest na niepublikowanych danych GUS za rok akademicki 2011/2012, a także na danych OECD, UNESCO i Eurostatu za rok 2010 oraz badaniu własnym Fundacji Perspektywy.

Czekając na Chorwację

W roku akademickim 2011/12 na polskich uczelniach studiowało 24 253 studentów obcokrajowców, czyli o prawie 4 tys. więcej niż w roku poprzednim. Przyjechali oni ze 141 krajów. Cudzoziemcy stanowią jednak tylko 1,39 proc. ogółu studentów w Polsce. I choć współczynnik ten, najlepiej oddający poziom umiędzynarodowienia krajowych systemów szkolnictwa wyższego, wzrósł w ciągu ostatnich pięciu lat ponad dwukrotnie, to nadal dramatycznie odbiega od tych chociażby u naszych sąsiadów: w Czechach, na Węgrzech, Słowacji, Słowenii, Litwie, Łotwie, Estonii, a nawet w Bułgarii i Rumunii.

Złośliwi mówią, że miejsce Polski na unijnej mapie umiędzynarodowienia poprawi się po oficjalnym włączeniu do UE Chorwacji, która ma mniejszy procent studentów obcokrajowców niż my – choć to może się u ambitnych Chorwatów szybko zmienić! Na razie jednak Polska pozostaje najsłabiej umiędzynarodowionym krajem UE i jednym z najgorzej umiędzynarodowionych w OECD (nie jesteśmy ostatni, bo za nami jest jeszcze Chile). W krajach przodujących pod tym względem studenci zagraniczni stanowią 10-15 proc. ogólnej liczby studentów (w Australii nawet 21,5 proc.). Średnia OECD to ok. 6 proc., średnia UE – ok. 7 proc.

Co nam rośnie?

Najwięcej studentów zagranicznych przyjeżdża na polskie uczelnie z Ukrainy (6321) i Białorusi (2937), czyli z terenów najbliższych nam kulturowo i historycznie. Od 2009 roku liczba studentów z Ukrainy wzrosła ponad dwukrotnie. Polska, po Rosji i Niemczech, jest krajem najchętniej wybieranym przez studentów ukraińskich. Skoordynowana promocja polskich uczelni na Ukrainie – prowadzona od 7 lat w ramach programu Study in Poland – najwyraźniej się sprawdza. Aktualnych danych jeszcze nie ma, ale opierając się na liczbie wydanych wiz Henryk Litwin, ambasador RP na Ukrainie, uważa, że w roku akademickim 2012/2013 na studia w polskich uczelniach wyjechało 10 tys. Ukraińców.

Następni w kolejności pod względem liczebności są Norwegowie (1514) i Szwedzi (1182), którzy najczęściej podejmują w Polsce studia medyczne. Nauki medyczne studiuje co czwarty obcokrajowiec w Polsce.

Rosnącą grupą są Hiszpanie. W tej chwili jest ich na polskich uczelniach 1177, głównie na studiach technicznych. Pojawili się znienacka, jeszcze w 2009 roku było ich 8-krotnie mniej. Skąd nagłe zainteresowanie polskimi uczelniami? W Hiszpanii panuje obecnie 50-procentowe bezrobocie w grupie wiekowej do 25 lat, młodzi Hiszpanie poszukują alternatywnych ścieżek życiowych, m.in. w zakresie edukacji. Niskie koszty utrzymania w Polsce grają w tych wyborach niebagatelną rolę.

Fenomenem ostatnich trzech lat jest też gwałtowny wzrost liczby studentów z Arabii Saudyjskiej – od 2009 roku ich grupa w Polsce urosła o prawie 300 proc. – do 387. Jest to wynik polityki rozwojowej prowadzonej przez króla Abdullaha bin Abdulaziza Al Sauda , mającego ambicję stworzyć konkurencyjny w skali globalnej system szkolnictwa wyższego, który wprowadzi kraj w epokę postnaftową i w związku z tym uruchomił olbrzymi program stypendiów na uczelniach zagranicznych dla saudyjskiej młodzieży (a stanowi ona 70 proc. populacji). Do tej pory ze stypendiów skorzystało ponad 100 tys. młodych Saudyjczyków.

Co spada?

Wbrew światowemu trendowi na polskich uczelniach spada liczba studentów z Azji. Polskie uczelnie w ostatnich latach włożyły wiele wysiłku w promocję swojej oferty w Chinach, które pozostają największym eksporterem studentów zagranicznych na świecie. Co roku studia za granicą wybiera 300 tys. Chińczyków. Znikomy promil tej puli (w roku 2011/2012 na polskich uczelniach uczyło się 565 studentów z Państwa Środka) trafia do naszego kraju, co w dużej mierze jest wynikiem braku umowy o uznawalności wykształcenia pomiędzy Chinami a Polską. Jest to podstawowy dokument, którym dysponuje od dawna większość krajów w UE. Podczas wizyty prezydenta Komorowskiego w Chinach w grudniu 2011 zapowiadano podpisanie takiej umowy. Minął kolejny rok i wciąż słyszymy jedynie zapowiedzi.

Spada też liczba studentów z Tajwanu (aktualnie jest ich 533) i Hindusów (215 – w stosunku do roku 2009/2010 odnotowano spadek o 30 proc.). W przypadku Indii jednym z czynników blokujących przepływ studentów jest praktyka wizowa naszych konsulów. Jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w ostatnim roku odrzucono tam co drugi wniosek wizowy związany z wyjazdem na studia do Polski.

Co się marnuje?

Wielką porażką polskiego szkolnictwa wyższego jest też fakt, że studiuje u nas w tej chwili zaledwie 197 Wietnamczyków. W samym tylko 1970 roku na polskich uczelniach studiowało ich ponad siedmiuset. Nikła reprezentacja Wietnamczyków jest efektem szerszego zaniedbania systemowego. Mimo apeli do Sejmu, resortów odpowiedzialnych za sprawy szkolnictwa wyższego i polityki zagranicznej, wciąż nic nie dzieje się w kwestii podtrzymywania kontaktów z zagranicznymi absolwentami polskich uczelni. Marnotrawiony jest potencjał budowany przez wielkie, PRL-owskie programy stypendialne tzw. pomocy dla trzeciego świata.

Absolwenci polskich uczelni rozrzuceni po całym świecie stanowić powinni rodzaj naturalnego łącznika pomiędzy ich krajem a Polską, być ambasadorami polskich interesów kulturalnych, naukowych, biznesowych, politycznych etc. Zauważmy, że bardzo wielu z nich zajmowało i zajmuje w swoich krajach eksponowane stanowiska. Wystarczy wymienić chociażby: Alpha Oumene Konara, byłego prezydenta Mali, czy Nassaro Wamchilowa Malocho, Libertine Namnathila i Dong Khoi Nguyena – ministrów, odpowiednio, w Tanzanii, Namibii i Wietnamie. W tym ostatnim lobby absolwentów polskich uczelni jest wyjątkowo silne (była to największa grupa narodowościowa na polskich uczelniach do 1989 roku), są oni szefami największych przedsiębiorstw, banków, merami miast, rektorami, prezesami najważniejszych mediów. Ten bezcenny potencjał kontaktowy, który inteligentnie zagospodarowany mógłby stanowić jeden z najważniejszych filarów wsparcia internacjonalizacji polskiego szkolnictwa wyższego, zacznie niedługo wymierać śmiercią naturalną.

Państwo polskie formalnie zdjęło z siebie obowiązek utrzymywania kontaktów z zagranicznymi absolwentami polskich uczelni. Zgodnie z obowiązującymi przepisami ani polskie szkoły wyższe, ani MNiSW nie mają takiego obowiązku, nie ma go też Departament Dyplomacji Kulturalnej i Publicznej MSZ. W 2003 roku zlikwidowano, za zgodą ministra właściwego ds. szkolnictwa wyższego, jedyne ciało zajmujące się taką polityką – Ośrodek Łączności z Cudzoziemcami Absolwentami Polskich Szkół Wyższych przy Uniwersytecie Łódzkim. Ostatni dyrektor tego ośrodka, prof. Michał Chilczuk, alarmuje gdzie może, ale chętnych do usłyszenia jego kołatań nie widać.

Kto płaci?

Zmienia się charakter obecności studentów zagranicznych w Polsce – coraz więcej z nich płaci za swoją edukację. Na początku XXI wieku studenci płacący stanowili zaledwie 14 proc. ogółu studentów zagranicznych, obecnie – według danych BUWiWM – płaci 62 proc. z nich. To nie tylko inne liczby, to zarazem ważna zmiana jakościowa.

Ocenia się, że w skali globalnej rynek studentów zagranicznych przynosi krajom goszczącym około 80-90 miliardów dolarów rocznie. W Polsce wkład studentów zagranicznych do naszej gospodarki, według szacunków Fundacji Perspektywy, to w tej chwili około 100 mln euro rocznie. Pytanie tylko, czy to przesłanki finansowe powinny w głównej mierze powodować uczelniami starającymi się o rekrutowanie studentów zagranicznych?

Jak pokazują wyniki analizy porównawczej rozwoju procesów internacjonalizacji w Polsce i w Niemczech w latach 2000-2010, aspekt finansowych korzyści związanych w krótkiej perspektywie z obecnością studentów zagranicznych zdominował u nas myślenie o internacjonalizacji i doprowadził do wypaczeń w zrozumieniu długoterminowych korzyści o wiele istotniejszych – akademickich, gospodarczych, politycznych i kulturowych. Debata publiczna dopiero dojrzewa do zrozumienia, po co tak naprawdę potrzebni są nam studenci zagraniczni i jaki jest sens internacjonalizacji uczelni.

Zmiana struktury finansowania związana jest też z faktem, że wśród studentów zagranicznych jest coraz mniej osób polskiego pochodzenia, którzy na ogół korzystali z możliwości studiowania po polsku – bez opłat. W tej chwili stanowią oni ok. 19 proc. studentów zagranicznych w Polsce, chociaż jeszcze 5 lat temu było ich prawie 40 proc., a w roku 2000 stanowili oni ponad połowę wszystkich studentów zagranicznych w Polsce. Nominalnie ich liczba znacząco nie spada, ale przy ogólnym wzroście liczby studentów zagranicznych ich udział proporcjonalnie się zmniejsza. Oznacza to, że studia w Polsce stają się faktycznie coraz bardziej międzynarodowe.

Co oferujemy?

Warunkiem szerszej obecności studentów zagranicznych na polskich uczelniach jest stworzenie dla nich szerokiej i rozsądnie wyprofilowanej merytorycznie oferty studiów prowadzonych w języku angielskim. Oferta ta rozrasta się w imponującym tempie. Obecnie polskie uczelnie oferują ponad 430 takich programów (pięć lat temu było ich dwukrotnie mniej). Część z nich nie jest uruchamiana z powodu braku chętnych, ale i tak stanowi teoretyczną opcję ofertową. Najwięcej programów w języku angielskim oferowały w roku 2011/2012: Politechnika Wrocławska (24), Politechnika Warszawska (21) i Uniwersytet Warszawski (19).

Alternatywą w zakresie pozyskiwania studentów zagranicznych może być oferowanie im edukacji na miejscu – w ich kraju. Segment taki nazwany bywa edukacją transnarodową. Nieliczne polskie inicjatywy ponadgraniczne obejmują zamiejscowe wydziały istniejących uczelni. Lokalizacje motywowane są zazwyczaj regionalnie (Uniwersytet w Białymstoku założył w 2007 roku np. Zamiejscowy Wydział Ekonomiczno-Informatyczny w Wilnie, Zachodniopomorska Szkoła Biznesu w Szczecinie – Wydział Zamiejscowy w Berlinie, Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie – Wydział Zamiejscowy we Lwowie). Wydziały takie oferują zazwyczaj bardzo niewielką liczbę kierunków – jeden lub dwa.

W ostatnich latach pojawiły się także oddziały zamiejscowe skoncentrowane na potrzebach edukacyjnych Polaków wyjeżdżających zarobkowo do Londynu czy Dublina. Społeczna Akademia Nauk w Łodzi otworzyła Zamiejscowe Ośrodki Dydaktyczne w Londynie oraz Dublinie, Akademia Humanistyczna im. A. Gieysztora w Pułtusku – Zamiejscowy Ośrodek Dydaktyczny w Londynie, Wyższa Szkoła Rozwoju Lokalnego w Żyrardowie – Zamiejscowy Wydział Ekonomiczny w Dublinie, a Europejska Wyższa Szkoła Prawa i Administracji w Warszawie – Wydział Zamiejscowy w Londynie.

Istnieje też Zamiejscowy Ośrodek Dydaktyczny w Wiedniu Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej im. W. Korfantego w Katowicach, Zamiejscowy Ośrodek Dydaktyczny w Pardubicach Wyższej Szkoły Zarządzania „Edukacja” we Wrocławiu oraz Zamiejscowy Ośrodek Dydaktyczny w Brnie firmowany przez Wyższą Szkołę Menedżerską w Legnicy. Dodajmy jednak, że mówimy tu o uczelniach, które uzyskały uprawnienia do prowadzenia kształcenia na terenie innych krajów, a niekoniecznie kształcenie takie rzeczywiście prowadzą. Zwraca też uwagę fakt, że większość tych inicjatyw prowadzą niewielkie uczelnie niepubliczne.

I gdzie?

Prawie 80 proc. studentów zagranicznych w Polsce wybrało uczelnie publiczne. Ponad 28 proc. studentów zagranicznych studiuje kierunki ekonomiczne i biznesowe, ponad 26 proc. nauki medyczne, 11 proc. – kierunki techniczne, a ponad 8 proc. – nauki społeczne. Proporcjonalnie najwięcej studentów zagranicznych studiuje na uczelniach medycznych, gdzie co 12. student pochodzi z zagranicy. Dla porównania, na uniwersytetach cudzoziemcem jest co setny student. Najwyższy odsetek studentów zagranicznych mają: Uniwersytet Medyczny im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu – prawie 13 proc., Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie – ponad 12 proc., Gdański Uniwersytet Medyczny – ponad 11 proc., Uniwersytet Medyczny w Lublinie – ok. 11 proc. i Uczelnia Łazarskiego w Warszawie – prawie 9 proc.

Alarmujące jest, że ponad 40 proc. uczelni w Polsce nie ma ani jednego studenta zagranicznego!

Czy idzie ku lepszemu?

W ostatnim czasie obserwujemy pozytywną zmianę w dyskursie na temat internacjonalizacji szkolnictwa wyższego. O umiędzynarodowieniu zaczyna się mówić na salonach. Fakt, że wątek studentów zagranicznych pojawił się w wypowiedziach Prezydenta RP podczas jego wizyty w Chinach w grudniu 2011 roku, a potem podczas inauguracji roku akademickiego w Collegium Civitas i Akademii Leona Koźmińskiego („musimy mieć w sobie siłę i zdolność przyciągania studentów spoza Polski”) , świadczy o tym, że tematyka ta przebija się w końcu do najwyższych gremiów politycznych decydentów. Wydaje się, że coraz szybciej gromadzi się masa krytyczna niezbędna do priorytetyzacji tej tematyki w polskiej polityce publicznej. Może już wkrótce uda się myśleć o internacjonalizacji w sposób strategiczny, całościowy. Może, śladem innych, bardziej zaawansowanych pod tym względem państw, sformułujemy w końcu cele strategiczne dotyczące na przykład liczby studentów zagranicznych z jednej strony, wyjazdów polskich studentów w celu zdobycia doświadczenia studiów za granicą – z drugiej.

To nowe myślenie przejawiło się w przyjętym przez Radę Ministrów 31 marca 2012 r. dokumencie programowym Polityka migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania . Po raz pierwszy w sposób jednoznaczny uznano studentów zagranicznych za grupę priorytetową, której obecność należy wzmocnić stwarzając pakiet preferencyjnych rozwiązań w zakresie pobytu i pracy na terytorium RP. Stwierdza się tam, że: „zagraniczni studenci stanowią dla Polski niezwykle ważną grupę imigrantów, która w naturalny sposób, dzięki nauce na polskich uczelniach, zyskuje zasadniczy kapitał wiedzy i potencjał integracyjny, który może zostać wykorzystany w wypadku ich dalszego pobytu w Polsce po zakończeniu edukacji. Dlatego też wprowadzone powinny być działania wspierające i promujące pozostawanie w naszym kraju cudzoziemskich absolwentów polskich uczelni”.

Dokument ten stał się podstawą projektu nowej ustawy o cudzoziemcach, który w październiku trafił do konsultacji społecznych. Przewiduje się tam m.in. stworzenie możliwości pozostania zagranicznych absolwentów polskich uczelni rok po skończeniu studiów w celu poszukiwania pracy – tak jak to jest rozwiązane w Niemczech. Cudzoziemcy, którzy kontynuują studia na drugim lub kolejnym roku, otrzymają także zezwolenie na pobyt czasowy na okres 2 lat, a nie, jak do tej pory, na rok. Są to rozwiązania postępowe, także w skali Europy. Odpowiadają też na zapotrzebowanie wyrażane przez samych studentów zagranicznych. W badaniu przeprowadzonym przez Ośrodek Badań nad Migracjami wspólnie z Instytutem Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego w roku 2009 na grupie studentów obcokrajowców „uproszczenie procedur prawnych dotyczących legalizacji pobytu w Polsce” najwięcej z nich wskazało jako czynnik, który mógłby stanowić zachętę do pozostania w Polsce po studiach.

PAWA, KAWA, NAWA…

Jeśli chodzi o inne resorty, to w czerwcu 2008 roku Zgromadzenie Plenarne KRASP, opierając się na doświadczeniach prowadzonego wcześniej od trzech lat wspólnie z Fundacją Edukacyjną Perspektywy programu Study in Poland , przyjęło uchwałę dotyczącą potrzeby pilnego utworzenia międzyresortowej agencji wspierającej systemowo, ze środków budżetowych, internacjonalizację polskiego szkolnictwa wyższego. Roboczo nazwano ją Polską Agencją Wymiany Akademickiej (w skrócie PAWA). Potem były kolejne uchwały i listy KRASP w tej sprawie. Również obie strategie rozwoju szkolnictwa wyższego – rektorska i przygotowana za ministerialne pieniądze przez Ernst & Young – zgodnie uznały ważność sprawy i prawie identycznie uzasadniły potrzebę powołania i zarysowały zadania proponowanej agencji. Dla odróżnienia się Ernst & Young użył skrótu KAWA (od Krajowa Agencja…). W jednym z późniejszych wywiadów minister Barbary Kudryckiej padła też nazwa: NAWA (od Narodowa…).

Jeśli chodzi o nazwy, jesteśmy przygotowani na każdy wariant. Tylko coraz trudniej zrozumieć, dlaczego agencji jak nie było, tak nie ma…

Będzie dobrze, ale nie beznadziejnie

A co z prognozami na rok 2013? Ostrożne szacunki wskazują na to, że w roku akademickim 2012/13 w Polsce studiować już może prawie 30 tys. obcokrajowców. Biorąc pod uwagę ogólną liczbę studentów w Polsce oraz ambicje uczelni i potrzeby rozwojowe naszego kraju, studentów zagranicznych powinno być u nas przynajmniej dwukrotnie więcej już teraz. A do roku 2020 – sto tysięcy.

Bianka Siwińska jest redaktor naczelną miesięcznika „Perspektywy”.