Już teraz
Nie po raz pierwszy przychodzi mi wspominać o dawnej idei uniwersytetu jako wspólnocie ludzi bezinteresownie dochodzących prawdy. Tym razem do refleksji sprowokowała mnie świetna książka profesora Marcina Króla Europa w obliczu końca (Wyd. Czerwone i Czarne, Warszawa 2012). Można domniemywać, iż ten esej – poświęcony kryzysowi europejskiej tradycji mającemu wymiar zarówno gospodarczy, jak polityczny, cywilizacyjny i duchowy, a także perspektywom jego przezwyciężenia – przejdzie bez echa, choć winien być punktem wyjścia ogólnospołecznej debaty, w szczególności w Polsce, która nie potrafiła spożytkować doświadczenia „Solidarności”, przed ćwierćwieczem stanowiącego na Zachodzie przedmiot refleksji wielu uczonych białogłów i mężów. Można powiedzieć, iż „Solidarność” także dla Zachodu stała się istotnym punktem odniesienia w myśleniu o przyszłości, gdyż poczucie konieczności przezwyciężenia istniejącego stanu rzeczy w sferze działania instytucji społeczno-politycznych jest tu dominujące co najmniej od połowy lat 60. Dziś kryzys zdaje się narastać i rację ma Król, gdy powiada, iż konieczne jest odnalezienie wyjścia „z zaklętego i przeklętego koła demokracji partyjno-medialnej”.
Jeden z objawów kryzysu widoczny jest w sferze edukacji. Jak pisze Król: „Idea kształcenia uległa (…) dewastacji, skoro uniwersytet przestaje być miejscem, gdzie młody człowiek się rozwija intelektualnie i duchowo, a staje się szkołą zawodową. Z tego punktu widzenia nie jest pewne, że niesłychany wzrost liczby wyższych uczelni i studentów po drugiej wojnie światowej i trwający w dalszym ciągu, służy wysokim celom edukacji uniwersyteckiej, jakimi było lepsze rozumienie świata i samego siebie”. Zaś pod koniec książki stwierdza, że „unijni specjaliści od edukacji pchają europejską edukację w kierunku zastąpienia uniwersytetów szkołami zawodowymi, co świadczy o kompletnym niezrozumieniu tego, że humanistyka stoi na filozofii, a nauki ścisłe na matematyce”. I dodaje, że właśnie filozofia i matematyka są dziedzinami dziś najmniej dotowanymi.
Wydaje się, że sprawa jest o tyle istotna, iż przezwyciężenie obecnego kryzysu demokracji partyjno-medialnej możliwe jest jedynie poprzez zwiększenie uczestnictwa obywateli w podejmowaniu decyzji politycznych (co zresztą w swej książce Król postuluje), a bez podniesienia poziomu edukacji owo zwiększenie udziału wydaje się iluzoryczne, gdyż decyzje trzeba podejmować opierając się na wiedzy, w szczególności ogólnej, choć rzecz jasna wykształcenie specjalistyczne jest niesłychanie istotne, chodzi jedynie o to, by nie redukować go do umiejętności technicznych. Profesjonalizm winien bowiem służyć czemuś więcej niż samemu sobie, a nie ulega wątpliwości, że coraz większe sumy wydaje się na coraz węższe dziedziny przy zaniedbywaniu kształcenia ogólnego. W efekcie, jak w Strasznych mieszczanach Juliana Tuwima, wszystko funkcjonuje osobno, bez wzajemnego powiązania ze sobą.
W swej diagnozie obecnego stanu rzeczy, analizując relacje między demokracją i liberalizmem i zastanawiając się nad możliwością harmonijnego ich połączenia, Król formułuje ostrożnie tezy dotyczące możliwości przezwyciężenia kryzysu: „Przede wszystkim chcemy upolitycznienia demokracji, czyli demokracji trudnej. Polegałaby ona zarówno na tym, że formy naszego uczestnictwa uległyby zasadniczemu zwiększeniu i poszerzeniu, że w polityce na wszystkich poziomach organizacji społeczeństwa i państwa decydowałaby aktywność jednostek”. Nie jest to możliwe bez wyposażenia tych jednostek w wiedzę, bez której nie są one w stanie podjąć próby rozumienia świata i samych siebie. Zwiększanie wolności oznacza zawsze zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa – stąd skrajny liberalizm prowadzić musi do nieustannego podejmowania ryzyka, które ograniczyć można jedynie poprzez społeczne współdziałanie prowadzące do zawężenia sfery wolności. Upolitycznienie demokracji oznacza jednak konieczność takich ograniczeń. W imię czego? W imię wspólnego interesu, jeśli za taki uznamy unikanie skutków obecnego kryzysu. „Jednak żeby określić, na czym polega wspólny interes – pisze Król – musimy zrozumieć, na czym polegają nasze grupowe czy partykularne interesy. Musimy także umieć skonstruować priorytety, czyli hierarchię interesów. Dopiero trudna zgoda na taką hierarchię umożliwi posunięcie się naprzód, które nie będzie miało charakteru tylko korekty stanu bieżącego. Obecnie jest to niemożliwe”. A niemożliwe jest dlatego, że wszelkie działania dziś podejmowane mają przede wszystkim charakter doraźny.
To racja – zgoda na hierarchię interesów ustanawiającą priorytety jest trudna. Dlatego właśnie po roku 1989, gdy otworzyły się przed Polską nowe, od ponad dwóch stuleci nierealne możliwości, takich priorytetów nie zdołano ustalić. Takie szanse w historii zdarzają się niezmiernie rzadko i szkoda, że tę zdołaliśmy już bezpowrotnie zaprzepaścić. A to był przecież czas, w którym można było zainwestować przede wszystkim w naukę i edukację, dziś już na to środków się nie wydobędzie, przynajmniej z zasobów państwowych. Może więc uda się przynajmniej wypracować system, w którym ta sfera życia społecznego będzie mogła być finansowana przez kapitał prywatny. Nie wiem, czy to możliwe, zaś jeśli nie – chciałbym, by ktoś umiał mi wyjaśnić dlaczego. Jedno nie ulega wątpliwości – obecny kryzys jest do przezwyciężenia tylko wówczas, gdy nauczymy się wspólnie poszukiwać z niego wyjścia, angażując możliwie liczne środowiska. Ma bowiem rację Król, gdy zamyka swą książkę stwierdzeniem: „Przyszła demokracja zależy od tego, czy już teraz zaczniemy na jej temat myśleć i debatować”. Już teraz…
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.