Krytyka, ocena, zarządzanie

Michał Ostrowski

Trwająca obecnie dyskusja na temat jakości i efektywności badań naukowych w Polsce omija kilka bardzo istotnych aspektów prowadzenia działalności naukowej, mających w mojej opinii dominujący negatywny wpływ na poziom uprawianych w Polsce badań. Te czynniki to brak rzetelnej krytyki naukowej, brak rzetelnej oceny instytucji naukowych i niedostatki w zarządzaniu nauką na szczeblu instytutów, uczelni i agencji finansujących badania. Dodatkową uwagę poświęcę „gorącej” ostatnio na łamach prasy sprawie grantów europejskich. Poprawa stanu badań wymaga oczywiście zwiększenia nakładów na naukę, ale bez znacznych – a niewymagających specjalnych nakładów – zmian systemowych przyniesie jedynie ograniczone efekty.

Profesor bez dorobku

Pierwsze zagadnienie to, mówiąc bez upiększeń, częsty brak rzetelnej krytyki naukowej na wszystkich szczeblach nauki, wewnętrzne poczucie wśród większości pracowników nauki przymusu wyrażenia pozytywnej oceny, nawet gdy ma się zupełnie krytyczną opinię o danej pracy, rozprawie lub grancie, czy jedynie pozytywne opiniowanie współpracowników w ocenie uczelnianej lub instytutowej. Pracując w dziedzinie nauk ścisłych, stosunkowo dobrze porównujących się z czołówką światową, mogłem bezpośrednio lub pośrednio obserwować przyznawanie habilitacji z czterema pozytywnymi recenzjami osobom bez znaczącego dorobku, wystąpień o tytuł profesora dla osób z dorobkiem zbyt słabym na habilitację, przyznawanie przez recenzentów grantów najwyższych ocen projektom co najwyżej przeciętnym. Spodziewam się, że sytuacja w tym zakresie może być gorsza w innych dziedzinach, niemających bezpośredniego powiązania z badaniami światowymi, sam miałem zresztą okazjonalnie wgląd (mniejsza o dziedzinę) w proces nadawania tytułu profesora osobie, która nie miała chyba żadnej publikacji naukowej. Schemat ten zaczyna się już – z wielu powodów – od studiów i studiów doktoranckich, gdzie niejednokrotnie nadaje się magisteria i doktoraty osobom z podstawowymi brakami w wiedzy (może z wyjątkiem medycyny, gdzie na końcu studiów absolwenci muszą jednak zdać prawdziwy egzamin z całości medycyny). W efekcie średni poziom pracowników nauki i wykładowców na wyższych uczelniach systematycznie się obniża i wydaje się, że w ramach obecnego systemu organizacji nauki jest to proces nieodwracalny. Zmiana tej sytuacji nie jest prosta, ale z pewnością zależy od problemu omawianego poniżej.

Odwiedzając instytucje naukowe w Niemczech i USA, miałem okazję obserwować przygotowania do odbywających się tam regularnie ocen instytutu przez zewnętrzny zespół ekspertów wyłoniony z grona wiodących na świecie w danej dziedzinie badaczy. Komisja do takiej oceny powoływana jest oczywiście przez instytucję finansującą dany instytut, a oceny są formułowane w odniesieniu do stanu badań na świecie. Tylko taka zewnętrzna ocena daje podstawę późniejszym racjonalnym decyzjom odnośnie do przedłużenia i skali finansowania danej instytucji, a niekiedy też do wstrzymania finansowania i zamknięcia instytutu lub likwidacji w nim jakiegoś zespołu badawczego. Trzeba mieć świadomość, że ten schemat nie może być generalnie zastąpiony przez powoływanie zespołów oceniających spośród (współzależnych od siebie) instytucji krajowych, stosujących zwykle do porównań własne, a nie światowe odnośniki.

Schemat oceny instytucji naukowych opracowany przez ministerstwo próbuje dokonywać dosyć krytycznej oceny działalności naukowej jednostek, ma jednak szereg słabości. Po pierwsze odnosi się w dużej mierze do stanu badań w Polsce i często inaczej waży osiągnięcia naukowców niż się to robi w dominujących w nauce państwach. Jest to też system ujednorodniony dla instytucji o podobnym profilu badań, co z konieczności czyni ocenę nieco uproszczoną. Skoro system ten jest prosty i sensowny, pozwala na względne porównanie instytucji naukowych, opierając się na czynnikach numerycznych, więc na pewno nie należy myśleć o jego likwidacji. Natomiast na pewno nie jest wystarczający i z samej swojej natury nie może być wystarczający do w pełni merytorycznych ocen jednostek naukowych, nie jest w stanie w pełni odpowiedzieć, jaki jest stan polskich badań względem przodujących w danym zakresie państw świata. Bez wprowadzenia oceny naszych instytucji naukowych przez międzynarodowe gremia ekspertów nasze instytucje finansujące naukę nie będą nigdy pewne, czy ich inwestycje są rzeczywiście skierowane na rozwój nowatorskich badań lub tworzenie znaczących w skali światowej technologii, czy tylko podtrzymują starą nieefektywną strukturę.

Nie ma odpowiedzialnych

Trzeci problem spośród wymienionych na początku to systemowe niedostatki w zarządzaniu nauką na wszystkich właściwie szczeblach. Myślę, że podstawowy problem wynika z tego, iż ciała lub osoby podejmujące decyzje często osobiście nie odpowiadają za ich rezultaty. Przykładem jest pozostawienie najważniejszych decyzji na uczelniach czy też w instytutach PAN ciałom kolegialnym, takim jak rady naukowe czy senaty uczelni. W tych ciałach ścierają się polityki różnych grup czy wydziałów, niekoniecznie dążące do podniesienia jakości badań, a za podejmowane przez nie decyzje nie odpowiada osobiście żaden ich członek. W przypadku głosowań nad sprawą habilitacji lub profesury, nawet jeśli są istotne wątpliwości na temat zasadności wniosku, rada naukowa zwykle przegłosowuje go większością głosów. Słyszy się potem w kuluarach wyjaśnienia typu: „nie chciałem krzywdzić człowieka, może teraz zabierze się do roboty”.

Rady także wybierają dyrektorów instytutów. Czy ktoś sobie wyobraża, że jakakolwiek rada naukowa w Polsce wybierze na dyrektora instytucji wybitnego w skali międzynarodowej naukowca, który w swoim programie wyborczym umieści jako cel podniesienie poziomu naukowego instytutu przez zwiększenie wymagań wobec naukowców i ewentualne zwolnienie osób, które wyraźnie sobie nie radzą w nauce? Konieczne obniżanie w takim systemie średniego poziomu badaczy i badań prowadzi tylko do pogłębiania opisanej tu patologii.

Z kolei na poziomie ministerstwa i agencji finansujących badania nieufność systemu prawnego wobec osobistych decyzji ministrów czy dyrektorów prowadzi – przynajmniej w niektórych przypadkach – do znacznej bezwładności systemu finansowania nauki. Każda nieomal decyzja związana z przyznaniem środków na badania poza schematem planowanych w długich skalach czasu grantów, o ile jest tylko możliwa, wymaga przejścia długiej procedury. Ta bezwładność oznacza opóźnienia w realizacji projektów, szczególnie tych nowatorskich, w których nie można precyzyjnie określić potrzeb przed rozpoczęciem realizacji, a opóźnienia oznaczają często stratę szansy na międzynarodowy sukces.

Czy coś można w poruszanych tu sprawach zrobić? Myślę, że jest prosta droga reformy, z jednej strony wybieranie dyrektorów instytucji naukowych w organizowanych przez instytucje finansujące badania konkursach i przekazanie znacznej części władzy rad naukowych w ręce tak wybranych dyrektorów. Niezależnie konieczne jest regularne rozliczanie instytucji naukowych z osiąganych wyników przez międzynarodowe panele ekspertów.

Doradztwo grantowe

I jeszcze uwaga o grantach europejskich i praktycznej nieobecności Polski w tym kanale finansowania nauki. Powodów tego jest kilka, w tym te wymienione powyżej, tutaj chciałbym zwrócić uwagę – trochę powtarzając wyrażone już w tej dyskusji opinie – na inny aspekt problemu. Forma wniosków o granty europejskie została określona przez brukselskich urzędników nauki, którzy musieli wziąć pod uwagę z jednej strony „aspekt polityczny”, a z drugiej olbrzymią liczbę wniosków do analizy w każdym konkursie i dlatego bardzo sformalizowali procedurę aplikacji, oceny i całej fazy realizacji projektu. Aby spełnić postawione wymagania, wnioski muszą być zatem doskonale napisane pod względem formalnym, a do tego potrzeba specjalistycznej wiedzy, której z reguły nie mają jeszcze naukowcy w Polsce. Rozrzut tych umiejętności w Europie zachodniej jest też zresztą znaczny, co widać chociażby z geografii przyznawanych grantów, tylko w przybliżeniu odpowiadającej geografii potencjału i osiągnięć naukowych. Z własnego przykładu wiem, że gdy (z powodzeniem) staraliśmy się w międzynarodowym projekcie naukowym o grant europejski, to poprosiliśmy naszych kolegów z Wielkiej Brytanii, aby „przeprocesowali” wniosek z pomocą własnych struktur zajmujących się takimi sprawami.

Wydaje mi się oczywiste, że aby państwo polskie zaczęło konsumować znaczącą część funduszy europejskich na naukę, musi stworzyć znakomitą strukturę administracyjną, wspomagającą po pierwsze przygotowywanie wniosków, a po drugie w pełni obsługującą granty europejskie w fazie realizacji. Każdy duży grant wymaga zatrudnienia nie tylko kompetentnej sekretarki czy sekretarza do jego obsługi, ale i zapewnienia kompetentnego doradztwa dla kierownictwa jednostek naukowych przy realizacji tego grantu. Z własnego doświadczenia wiem, że realizacja zadań zaplanowanych w grancie europejskim napotyka często trudności naszego systemu prawnego, trudne do rozstrzygnięcia przez administrację uczelni, co powoduje czasami wielomiesięczne opóźnienia. Taka sytuacja nie tylko szkodzi realizacji projektu, ale i kompromituje naukowców wobec ich partnerów zagranicznych. Znam przypadek, w którym mój kolega nie przyjął z zagranicy proponowanych dodatkowych środków w grancie międzynarodowym, bojąc się, na podstawie wcześniejszych doświadczeń, takich kompromitujących nas opóźnień.

Aby zlikwidować przynajmniej częściowo tę barierę, należałoby zorganizować na szczeblu krajowym doradztwo w niestandardowych problemach realizacji grantów europejskich, które zdjęłoby z realizującej grant instytucji zagrożenie związane z niejasnymi w niektórych wypadkach lub niedostosowanymi do realizowanych zadań grantowych przepisami prawa. Dodatkowo, w przypadku uczonych zatrudnionych na uczelniach, otrzymanie dużego grantu powinno być podstawą do ograniczenia ilości obowiązkowych zajęć dydaktycznych. W chwili obecnej nie ma chyba co się dziwić naukowcom, że nie palą się do występowania z europejskimi wnioskami grantowymi, bo często oznacza to dla nich znaczne ograniczenie własnej aktywnej pracy naukowej.

Co z tego wynika? W mojej opinii podniesienie statusu polskiej nauki na świecie wymaga szybkiego przeprowadzenia szeregu równoczesnych zmian, z których kilka zaproponowałem powyżej.

Prof. dr hab. Michał Ostrowski, kierownik Zakładu Astrofizyki Wysokich Energii w Obserwatorium Astronomicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.