Projekt egejski

Rozmowa z prof. Tomaszem Ważnym, dendrochronologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, kierownikiem „Aegean Dendrology Project”, realizowanego w laboratoriach w Cornell University i w Tucson w Arizonie
Łatwiej zdobyć pieniądze na badania dendroarcheologiczne na gruncie amerykańskim aniżeli w Europie. Ponadto w Europie, a szczególnie w Polsce, do starań o jakiekolwiek dotacje zniechęca biurokracja panosząca się na uczelniach, która jest w stanie zniszczyć każdy projekt naukowy.

Jest Pan postacią kontrowersyjną. Naraża się Pan historykom architektury i konserwatorom zabytków, obalając ich hipotezy na temat datowania budynków, historykom sztuki – udowadniając, że sam obraz nie może być młodszy czy starszy aniżeli jego drewniane podobrazie, kolekcjonerom przedmiotów artystycznych – rozwiewając złudzenia co do daty i miejsca narodzin najświetniejszych okazów w ich zbiorach (o ile, oczywiście, są z drewna). Naraził się Pan polskim archeologom, udowadniając, że Biskupin jest o 250 lat starszy aniżeli sądzili. Teraz miesza Pan w „egejskim kotle” cywilizacyjnym…

Głównym celem mojej pracy w Europie Południowo-Wschodniej i w Azji jest usystematyzowanie chronologii początków naszej cywilizacji. Chronologie historyczne wymagają uściślenia. Dendrochronologia jest nauką, która daje taką szansę: możliwość „datowań” z dokładnością co do roku. A że przy okazji ulegają weryfikacji hipotezy naukowe – trudno.

Uczestnictwo w „Aegean Dendrology Project” pozwoli mi, być może, wyjaśnić jedną z wielkich zagadek historycznych: kiedy nastąpił wybuch wulkanu na wyspie Santorini, który doprowadził do upadku kulturę minojską. To jest dziś główny przedmiot sporów między przedstawicielami różnych dziedzin nauki. Uważam, że tylko dendrochronologia jest w stanie dokładnie umieścić to wydarzenie w czasie, co powinno usystematyzować chronologie historyczne tej części świata. Zapis erupcji wulkanu musi być widoczny w rocznych przyrostach drzew rosnących w tym czasie w Grecji i Turcji. Jeśli nie natrafimy na takie drewno, będziemy szukać w sąsiednich rejonach – na Bałkanach i na Ukrainie.

Kieruje Pan międzynarodowymi badaniami w ramach „Aegean Dendrology Project”. Mieszka Pan i pracuje – gdzie: w Polsce? w Ithace? w Arizonie?

Mieszkam w spokojnej wsi Wąwał pod Tomaszowem Mazowieckim. Od 2002 roku jestem pracownikiem naukowym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Usiłowałem tam, przy Instytucie Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa na Wydziale Sztuk Pięknych, stworzyć pracownię dendrochronologiczną. Można powiedzieć, że odniosłem połowiczny sukces. W 2006 r. wystąpiłem o 5-miesięczne stypendium Fulbrighta na Uniwersytecie Cornella w miasteczku Ithaka, w stanie Nowy Jork. Od dawna śledziłem projekt Kuniholma „Aegean Dendrology Project”, z zapartym tchem czytałem biuletyny sprawozdawcze Laboratorium Dendrochronologicznego Cornell University. Udało się. Moje podanie o stypendium zostało zaakceptowane. Pięć miesięcy pracowałem razem z prof. Kuniholmem.

Kim jest Peter Kuniholm?

Legendarnym archeologiem i znawcą sztuki okresu klasycznego. Jego zainteresowanie cywilizacją Morza Egejskiego zaczęło się od pracy doktorskiej na uniwersytecie w Pensylwanii. Podjął się wówczas opracowania dendrochronologicznych metod badawczych drewna z grobowców królewskich na płaskowyżu Gordion w Anatolii. Żeby je „wydatować”, musiał wyjść poza obszar Turcji: do Grecji, na teren byłej Jugosławii i Włoch. Po zakończeniu pracy doktorskiej stworzył laboratorium dendrochronologiczne na Uniwersytecie Cornell w Ithace. I poprzez to laboratorium realizował przez blisko 40 lat projekt badawczy odsłaniający tajemnice początków cywilizacji w Europie i w Azji. Kiedy się poznaliśmy, Peter Kuniholm szykował się do przejścia na emeryturę. Wyznaczył nawet swego następcę, tyle że niezbyt fortunnie. Stuart Manning nie wykazywał zainteresowania działalnością Kuniholma. Natomiast ja chciałem nie tylko kontynuować prace Kuniholma, ale zaproponowałem ich rozszerzenie. Słabością koncepcji Kuniholma było to, że stworzona przez niego sieć chronologii przyrostów drewna nie była powiązana ze standardami przyrostowymi Europy Środkowej. A to można tylko tak korelować wobec braku drewna reprezentującego niektóre okresy w Europie Południowo-Wschodniej. Zwróciłem zatem uwagę na konieczność stworzenia pomostu między „imperium” Kuniholma (z grubsza, dawne Cesarstwo Rzymskie) a dalszą częścią Europy – przede wszystkim Bałkanami, ale także Polską i Ukrainą. Zabrałem się za opracowanie chronologii dla Rumunii, Bułgarii, intensywniej zacząłem szukać materiałów do chronologii w Serbii, Macedonii, Chorwacji, Albanii.

Pięć miesięcy stypendium to mało czasu. Wróciłem do Torunia. Okazało się wówczas, że na Wydziale Sztuk Pięknych UMK nie ma miejsca ani na moje laboratorium, ani na moje zbiory próbek dendrochronologicznych. Skorzystałem zatem z propozycji, jaką złożył mi prof. Kuniholm – pracy w USA, w laboratorium w Cornell University. Pojechałem do Ithaki, zachowując możliwość kontaktu (wykłady, seminaria) ze studentami w Toruniu.

Tak zostałem nieformalnym kierownikiem „Aegean Dendrology Project”. Bo Peter Kuniholm, pomimo przejścia na emeryturę, zdecydował się pracować dalej. W moim zespole. W 2008 r. po raz ostatni pojechał do Europy po próbki, a także, aby pokazać mi najważniejsze – z punktu widzenia jego badań – miejsca w tym rejonie, przedstawić mnie swoim współpracownikom z Grecji i Turcji, zaznajomić z wypracowanym latami systemem organizacji wyjazdów letnich. I stało się. W latach 2009-2012 już samodzielnie organizowałem wyjazdy letnie do Europy, a w tej chwili przygotowuję duży, autorski projekt badań na następne 5 lat. Będzie on realizowany w Laboratorium Dendrologicznym na Uniwersytecie Arizona w Tucson, we współpracy – mam nadzieję – z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Nie w Cornell, a w Tucson?

Cornell University stracił zainteresowanie projektem egejskim, przejął go Uniwersytet Arizona. Warto dodać, że laboratorium dendrochronologiczne na Uniwersytecie w Tucson, założone jeszcze w latach dwudziestych ubiegłego wieku przez twórcę dendrochronologii, amerykańskiego astronoma Adrew E. Douglassa, jest największym tego typu laboratorium na świecie. W 1937 r. umieszczono je… pod stadionem futbolowym Arizony. Była to lokalizacja tymczasowa. Po 75 latach prowizorki, za kilka miesięcy – w styczniu 2013 roku – laboratorium przeniesie się do nowego budynku. Tam będę realizował niektóre projekty badawcze dotyczące basenu Morza Śródziemnego, głównie rejonu Morza Egejskiego.

Jak Pan konstruuje plan badań?

Przez cały rok zbieram informacje o znaleziskach zabytków drewnianych przez ekipy archeologiczne (na ogół wiem, gdzie kto kopie). Nota bene staram się być obecny tam, gdzie są prowadzone prace na dużą skalę. Wychodzę bowiem z założenia, że, aby dobrze „datować”, muszę poznać kontekst materiału, który mi przyjdzie oceniać. Dlatego najchętniej sam pobieram próbki.

W tej chwili aktywność moja i zespołu, z którym pracuję, koncentruje się na Stambule, gdzie rozbudowywane jest metro, a dokładniej: powstaje tunel kolejowy pod Cieśniną Bosfor, który połączy część europejską z częścią azjatycką Turcji. Szczególnie zainteresowała mnie dzielnica Stambułu Yenikapi, gdzie ma powstać stacja kolejowa. Wykopano tam w ziemi gigantyczną dziurę o wymiarach 600 x 800 metrów i głębokości dwudziestu paru metrów, odsłaniając przy okazji wiele różnych poziomów kulturowych. Od czasów współczesnych do neolitu! Okazało się, że w tym miejscu był usytuowany port dawnego Konstantynopola. Najstarsze konstrukcje pochodzą z końca III i IV w. n.e. (pomosty portowe z V i VI w. n.e.), potem ten obszar nawiedziło silne trzęsienie ziemi, przypuszczalnie połączone z tsunami, i po przerwie wyłaniają się kolejne pomosty, ale już z VIII i IX wieku n.e. Wtedy Konstantynopol liczył około miliona mieszkańców… A potem powstał solidny pomost – nabrzeże kamienne i następny pomost kamienny. Oba są oszalowane drewnem. W lipcu pobrałem próbki z obu pomostów i będę mógł je dokładnie „wydatować” w laboratorium w Arizonie. Kiedy porty przestały funkcjonować, pomosty zasypano, a na powierzchni wysypiska drążono studnie. Od XVI w. budowano wiatraki, które napędzały pompy dostarczające wodę do ogrodów warzywnych. Najmłodsze z tych wiatraków powstały w końcu XIX w.

Przy okazji tegorocznego pobytu w Stambule pojechałem dwadzieścia kilka kilometrów poza miasto nad – kiedyś zatokę, dziś jezioro – Küçükçekmece. Kilka lat temu młoda pracownica Muzeum Archeologicznego w Stambule pod powierzchnią wody i pól uprawnych odkryła Bathoneę, zapomnianą metropolię wielkości… Konstantynopola. Wiadomo już, że większość budowli powstała za czasów cesarza Konstantyna, bo to jest sygnowane w cegłach. Ale odsłonięto też konstrukcje drewniano-kamienne. Oglądałem wykop. Spodziewam się, że otrzymam zezwolenie na pobranie próbek. To jest naprawdę początek czegoś perspektywicznego. Drewno z najgłębszych pokładów może pamiętać czasy neolitu!

Jak licznym zespołem współpracowników Pan dysponuje?

W zespole „Aegean Dendrology Project” działa dziarski emeryt Peter Kuniholm, dr Charlotte Pearson, która przenosi się z Cornell do Arizony w grudniu, doktorantka Brita Lorentzen, która kończy w przyszłym roku doktorat na Cornell, ale przyleci do Tucson pracować ze mną. Ponadto wspomaga mnie duża grupa współpracowników i przyjaciół z Turcji, Grecji, USA, Anglii, Chorwacji, Serbii, Bułgarii, Rumunii, Ukrainy, Macedonii, Bośni. Bez nich moja działalność nie byłaby możliwa. To oni organizują pracę w terenie w poszczególnych krajach, zbierają informacje, pobierają próbki itd. W sumie jest to spora nieformalna grupa.

Często miewam też gości z innych krajów. Przylatują, aby pracować ze mną nad wspólnymi projektami. W zimie np. będę podejmował stypendystkę z Hiszpanii, z którą opracowujemy podstawy dendroarcheologii Półwyspu Iberyjskiego.

Bliska współpraca łączy mnie z  uniwersytetem w Stambule. Poza tym staram się o partnerów w każdym kraju, w którym pracuję. Dendrochronogia to praca zespołowa – opiera się na kooperacji specjalistów z różnych dziedzin.

Jakie narzędzia są Panu niezbędne do pracy? Czy wyposażenie laboratorium dendrochronologicznego to „duża” inwestycja?

Do pracy potrzebny jest mi aparat pomiarowy z oprogramowaniem, mikroskop stereoskopowy, mikroskop biologiczny, wiertła i świdry przyrostowe. Nie wszystkie narzędzia są własnością laboratorium. Korzystamy również ze sprzętu różnych kooperujących z nami instytucji oraz ze sprzętu prywatnego. W sumie aparatura nie jest ani wyrafinowana technicznie, ani zbyt kosztowna (najdroższy aparat pomiarowy z oprogramowaniem można kupić za około 10 tys. euro). Liczy się przestrzeń – miejsce na gromadzenie i archiwizację próbek oraz ludzie – ich wiedza i doświadczenie, kontakty i umiejętność współpracy. Tego, niestety, w Toruniu zabrakło. W którymś momencie przestałem występować z wnioskami inwestycyjnymi do ówczesnego KBN, a później Ministerstwa Nauki, bo były one systematycznie odrzucane. Ponadto uczelnia nie mogła zapewnić mi odpowiedniego pomieszczenia do pracy ze względu na „inne priorytety”. W nowym budynku w Tucson otrzymałem powierzchnię i na biuro, i na laboratorium.

Ile pracowni dendrochronologicznych działa na świecie?

Około 100. Na uczelniach przeważnie związane są z wydziałami nauk o Ziemi (najczęściej z geografią), leśnictwa i ekologii. Rzadko z wydziałami nauk historycznych. W Polsce laboratoria mają Kraków, Toruń (aż dwie), Instytut Dendrochronologii PAN w Kórniku, Uniwersytet Szczeciński i SGGW w Warszawie.

Dendrochronologów jest w świecie wielu, ale tylko nieliczni parają się dendroarcheologią i ich liczba się zmniejsza. Przyczyna? Trudno zdobyć finansowanie na tematy związane z dziedzictwem kulturowym i ogólnie naukami historycznymi. Politycy i koncerny przeznaczają duże środki finansowe na badania zmian klimatycznych, zmian środowiska naturalnego, na badanie produkcyjności i monitoring lasów, ale nie na kulturę.

Ponadto trzeba pamiętać o tym, że pionierzy dendrochronologii (Dieter Eckstein, Mike Baillie, Fritz Schweingruber, Burghart Schmidt, Peter Kuniholm i inni) są już na emeryturze, ich następcy (jeszcze niedawno byliśmy obiecującą młodzieżą) przekroczyli pięćdziesiątkę, naszych następców można policzyć na palcach. To jest trudny kawałek chleba – wymaga wiedzy historycznej, wiedzy z dziedziny anatomii i technologii drewna, fizjologii drzew itd.

Kto finansuje „projekt egejski”?

Pieniądze pochodzą od amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki i organizacji pozarządowych, duża część środków – od indywidualnych sponsorów. Jesteśmy również finansowani poprzez projekty i sponsorów laboratorium. Peter Kuniholm miał „dobrą rękę” do znajdowania pieniędzy. Zorganizował dużą grupę wspierających: absolwentów uczelni, ich rodziców, przyjaciół, sympatyków archeologii. Raz do roku rozsyłamy zainteresowanym biuletyn – sprawozdanie z działalności laboratorium. Życzliwi wpłacają składki członkowskie, ile kto może. Czasami jest to 5, czasami 500 dolarów, a czasami, jak w przypadku naszego głównego sponsora, Malcoma Wienera, dotacja sześciocyfrowa. Oczywiście sponsorzy laboratorium odpisują sobie te kwoty od podatków.

Ani ja, ani Peter Kuniholm nie korzystaliśmy nigdy z pieniędzy europejskich. Wprawdzie starałem się o grant European Research Council i o grant rektora UMK, ale nie otrzymałem ani grosza, mimo że sam projekt został bardzo wysoko oceniony. Powiem wprost: łatwiej zdobyć pieniądze na badania dendroarcheologiczne na gruncie amerykańskim aniżeli w Europie. Ponadto w Europie, a szczególnie w Polsce, do starań o jakiekolwiek dotacje zniechęca biurokracja panosząca się na uczelniach, która jest w stanie zniszczyć każdy projekt naukowy. Co z tego, że postaram się o pieniądze na badania i pracownię, jeżeli nie będę decydował o ich wydawaniu? Staram się więc funkcjonować obok tego systemu. Projekt egejski i kilka pomniejszych są kontynuowane, studenci za moim pośrednictwem uczestniczą w najnowszych odkryciach naukowych.

Rozmawiała Janina Słomińska