Praktyczne i akademickie

Rozmowa z prof. Barbarą Kudrycką, minister nauki i szkolnictwa wyższego
Uczelnie zawodowe powinny w ciągu dwóch lat w przypadku licencjatów i trzech w przypadku jednolitych studiów magisterskich przekształcić swoje programy w kierunku praktycznym. Dogłębne naukowe poznanie pozostaje elitarnym przywilejem tych najbardziej utalentowanych i kreatywnych.

Pani Minister, w gronie rektorów uczelni niepublicznych słychać, że Pani faworyzuje duże uczelnie publiczne. Ci z publicznych szkół wyższych twierdzą, że Pani faworyzuje szkoły niepubliczne. Kogo Pani tak naprawdę faworyzuje?

Staram się realizować politykę, która służy uczelniom dbającym o wysoką jakość kształcenia, niezależnie od formy własności. Fakt, że pojawiają się takie przeciwstawne opinie wskazuje, że udaje mi się to chyba nie najgorzej.

Niedawno przeprowadziła Pani reformy najpierw nauki i szkolnictwa wyższego. Skąd się wzięła potrzeba nowelizacji tych ustaw po tak krótkim czasie? Zauważono w nich błędy, braki, a może w polityce wobec tych obszarów pojawiło się tak wiele nowych elementów, że ustawy wymagają zmian?

W całej Unii Europejskiej następują dynamiczne zmiany w systemie szkolnictwa wyższego. Podczas naszej prezydencji podejmowaliśmy uchwałę o modernizacji europejskich uniwersytetów. Została powołana grupa wysokiego szczebla, która ocenia europejskie uczelnie, także polskie. Należy także wziąć pod uwagę skutki niżu demograficznego. Tamta reforma miała charakter strategiczny. Proszę pamiętać, że pierwszy projekt założeń ustawy, która weszła w życie w październiku 2011 roku, po raz pierwszy był konsultowany w kwietniu 2008 roku. Trzy lata trwały konsultacje, dyskusje, negocjacje ze środowiskiem akademickim. Wiele propozycji pojawiło się przed wejściem w życie ustawy, ale nie zdążyliśmy ich wprowadzić z powodów formalnych. Teraz to zrealizujemy. Poprzez nowelizację proponujemy ważne zmiany, choć nie aż tak daleko idące, jak te w 2010 i 2011 roku.

Jak szybko spodziewa się Pani przeprowadzić nowelizację?

Mamy teraz większe doświadczenie w całym procesie legislacyjnym. Mam więc głęboką nadzieję, że nowe rozwiązania wejdą w życie od 1 października 2013 roku. Niektóre przepisy zaczną obowiązywać później z powodu vacatio legis.

Około rok temu powołała Pani zespół do przygotowania propozycji nowelizacji ustaw o szkolnictwie wyższym. Czy wyniki rocznej pracy tej grupy wzięła Pani pod uwagę w przygotowywanej nowelizacji?

Pracami tego zespołu kieruje minister Daria Nałęcz. W jego skład weszły osoby bardzo ściśle związane z reformami w szkolnictwie wyższym, m.in. prof. Zbigniew Marciniak, byli rektorzy, przewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Trzy czwarte projektu założeń stanowią wnioski z pracy tego zespołu.

Jednym z haseł nowelizacji jest konsolidacja, która ma dotyczyć i jednostek badawczych, i uczelni.

Konsolidacja jednostek badawczych następuje już od 2000 roku. Od tego czasu znikła połowa instytutów badawczych. Konsolidują się także placówki Polskiej Akademii Nauk. Obecnie trwa proces połączenia jednego z zakładów Polskiej Akademii Nauk z uczelnią. Konsolidują się też szkoły niepubliczne. Proces ten zatem postępuje. Wciąż mamy jednak bardzo rozproszony system szkolnictwa wyższego. Dlatego zależy nam na tym, aby go przyśpieszyć i zmotywować uczelnie oraz instytuty do szybszej konsolidacji.

W założeniach jest mowa o wydzieleniu środków na ten cel. Czy dotychczas ich nie było?

Były, ale niewystarczające i dlatego nie odczuwalne przez konsolidujące się jednostki. Teraz w ustawie o finansowaniu nauki chcemy jeden ze strumieni finansowych ukierunkować na tego typu działania.

Czego się Pani spodziewa po konsolidacji?

Że będzie mniej uczelni i instytutów.

Ma Pani na myśli także uczelnie publiczne?

Tak. W poprzedniej kadencji z Politechniki Szczecińskiej i Akademii Rolniczej w Szczecinie powstał Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny. Mamy zatem pewne doświadczenia związane z konsolidacją. Wiemy, że potrzebne są środki, by wspomóc działania uczelni zmierzające do ich łączenia. Konsolidacja może wzmocnić siłę naukową szkół wyższych, poprawić ich pozycję w rankingach. Konsolidacje strukturalne powodują, że zmniejsza się liczba stanowisk rektorskich, administracyjnych, a uczelnia zaczyna działać jak jeden organizm. Konsolidacje funkcjonalne natomiast prowadzą do realizacji wspólnego przedsięwzięcia badawczego lub dydaktycznego, np. w formie centrum badawczego. Same deklaracje o konsolidacji niczego nie zmieniają, jeżeli nie idzie za nimi konsolidacja strukturalna lub funkcjonalna.

Czy widzi już Pani miejsce, gdzie takie konsolidacje są możliwe w bliskiej przyszłości?

Wiem, że podejmowane są tego typu inicjatywy w wielu miastach. Przykład UJ wskazuje, że możliwe jest połączenie uniwersytetu z uczelnią medyczną. A dziś profesor nauk medycznych rządzi tym znakomitym uniwersytetem. Można sobie wyobrazić, że uczelnie pedagogiczne, ekonomiczne, rolnicze, a także techniczne mogłyby być włączone w struktury uniwersytetu. Wydziały rolnicze, pedagogiczne, ekonomiczne miałyby wyższą rangę, a uniwersytety poprawiłyby z pewnością swoją pozycję w rankingach.

Wspomniała Pani o uczelniach niepublicznych. Wiele z nich upada. Mam wrażenie, że upadają nie tylko najsłabsze, ale także te, które przeinwestowały w rozwój, w tym w jakość kształcenia.

Stanowczo nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że upadają te, które inwestowały w jakość kształcenia. W tym roku zlikwidowano 6 uczelni niepublicznych, a kolejne 24 są w likwidacji. Upadają głównie te, które nie mają studentów lub przeinwestowały. Przeinwestowały uczelnie, które nie przewidziały skutków niżu demograficznego. Nie straciły te, które inwestowały w rozwój jakości, rozwój kadry. Wiele uczelni niepublicznych próbuje się konsolidować z silniejszymi. Zmiany, które teraz proponujemy, wspierają te uczelnie niepubliczne, które inwestując w jakość kadry, badań i kształcenia uzyskiwały uprawnienia do nadawania stopnia doktora i doktora habilitowanego. Dobrze sobie radzą również te uczelnie niepubliczne, które oferowały już od dawna praktyczne kierunki kształcenia, np. Wyższa Szkoła Fizjoterapii we Wrocławiu.

W projekcie założeń jest mowa o ochronie najlepszych uczelni niepublicznych. Rozumiem, że jednak dostrzegają Państwo jakieś zagrożenie dla tych szkół?

Dobrym uczelniom niepublicznym, które mają uprawnienia do doktoryzowania, finansujemy studia doktoranckie. Uzyskują też wsparcie ze środków strukturalnych, np. na realizację kierunków zamawianych lub poprawę jakości kształcenia. Aby chronić dobre uczelnie niepubliczne, będziemy starali się przyspieszyć procedury likwidacji złych uczelni. Nie zgadzamy się bowiem na złą jakość kształcenia, na oszukiwanie studentów, którym wydaje się dyplomy bez pokrycia w ich wiedzy i umiejętnościach.

Powraca pytanie o dotację dydaktyczną dla studiów dziennych w uczelniach niepublicznych.

Najlepsze uczelnie niepubliczne mogą liczyć na dotację projakościową dla trzeciego stopnia kształcenia, na dotację statutową – jeśli prowadzą na wysokim poziomie badania – oraz na środki strukturalne.

A pierwszy i drugi stopień?

Gdy w czasach kryzysu finansowego na Węgrzech wprowadza się odpłatność za studia, w Polsce mamy zrobić dokładnie odwrotnie? I finansować również te uczelnie niepubliczne, które przez założycieli traktowane są wyłącznie komercyjnie, nie przejmując się tym, jakie programy studiów oferują studentom i jaki poziom reprezentuje kadra akademicka?

Spodziewałem się, że kryterium awansu do grona uczelni badawczych będzie trudniejsze niż uprawnienia do doktoryzowania.

Prawo doktoryzowania daje możliwość wyboru. Taka szkoła może prowadzić kształcenie praktyczne lub akademickie. Oczywiście, spośród nich mogą wyłonić się w przyszłości uczelnie flagowe, które będą miały najwięcej wydziałów o statusie Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących (KNOW). Podstawową różnicą między uczelniami badawczymi a zawodowymi będzie rozliczanie tych pierwszych nie tylko z dydaktyki, ale też za poziom badań. Natomiast uczelnie zawodowe powinny w ciągu dwóch lat w przypadku licencjatów i trzech w przypadku jednolitych studiów magisterskich przekształcić swoje programy w kierunku praktycznym. Dogłębne naukowe poznanie pozostaje elitarnym przywilejem tych najbardziej utalentowanych i kreatywnych. Chcemy, aby dostęp do kształcenia gwarantowany był jak najszerzej. Dlatego w uczelniach zawodowych kształcących na profilach praktycznych niezbędne jest wypracowanie takich programów i metod pracy ze studentami, by absolwenci dzięki umiejętnościom praktycznym stanowili bezpośrednią wartość dla pracodawców. W ten sposób ograniczymy dotychczasową bylejakość kształcenia ogólnoakademickiego.

Czy pojawi się pojęcie uniwersytetu badawczego?

Tak, będzie to zapisane w ustawie. Jednak uczelnie flagowe to nie wszystkie uczelnie badawcze. W Niemczech czternaście najlepszych uczelni wyszło z różnych stowarzyszeń uczelnianych, aby stworzyć taką „ligę bluszczową”. U nas na podstawie Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących wyłoni się taka liga. Dwa KNOW-y są już na Uniwersytecie Warszawskim i dwa na Jagiellońskim. Dzięki temu wiemy, gdzie jest zgromadzona najsilniejsza kadra, najwyższy potencjał naukowy.

Co w tym kontekście z PWSZ-ami?

PWSZ-y były i powinny pozostać klasycznymi uczelniami zawodowymi. To one powinny reagować najszybciej na potrzeby lokalnych rynków pracy i dostosowywać kształcenie do potrzeb pracodawców. To one powinny w najszerszym zakresie zatrudniać dobrych praktyków, którzy nauczą studentów konkretnych umiejętności praktycznych. Dojeżdżającą kadrę akademicką powinni zastąpić dydaktycy na trwale związani z uczelnią, miastem i regionem. PWSZ-ty nie powinny być traktowane jak dworce kolejowe, w których pasażerowie/akademicy, wymijając się jedynie po wykładach, pędzą do swoich macierzystych uczelni. Studenci PWSZ-tów zasługują na taką samą, a może nawet większą ich uwagę i zainteresowanie, jak studenci uczelni akademickich.

Miałem wrażenie, że niektóre zapisy mają wzmocnić kontrolę ministra nad słabo ocenionymi przez Polską Komisję Akredytacyjną uczelniami. Czy ma Pani poczucie braku możliwości skutecznego nadzoru nad takimi szkołami?

Zdarzało się, że uczelnia niepubliczna, na którą były skargi studentów, nie wpuściła ani przedstawicieli Departamentu Kontroli i Nadzoru MNiSW, ani kontrolerów PKA. Mam poczucie bezradności administracji państwowej w sytuacji, gdy naprawdę źle się dzieje w uczelni, a studenci wykorzystywani są głównie do poprawy jej wyniku finansowego. Poprzez wykorzystywanie różnych kruczków prawnych przez założycieli postępowanie w sprawie zawieszenia kierunku lub likwidacji uczelni nieraz trwa latami. Uczelnie składają kolejne odwołania od zaleceń pokontrolnych pod pretekstem, że coś poprawiły, kpiąc sobie z prawa. W związku z tym szkoły, które już dawno powinny wypaść z naszej przestrzeni edukacyjnej, nadal oszukują studentów. Dlatego zrestrukturyzowaliśmy ministerstwo tak, aby to Departament Kontroli i Nadzoru prowadził także postępowania na podstawie negatywnych ocen PKA i wyników naszej kontroli. W nowelizacji przewidujemy usprawnienie i przyspieszenie postępowania administracyjnego w sprawie zawieszania kierunków studiów i likwidacji uczelni. Postanowiliśmy też, że stworzymy listę ostrzeżeń, którą będziemy publikowali raz w roku, tuż po maturach, aby kierunki i uczelnie, które nie oferują odpowiedniej jakości kształcenia i naruszają prawa studentów, były znane opinii publicznej, by maturzyści i studenci chcący kontynuować naukę nie wybierali takich studiów.

Wiele miejsca poświęcają Państwo studentom, młodym pracownikom nauki. Nie boi się Pani, że zamiast na rozwagę, doświadczenie i dorobek stawia na entuzjazm, przebojowość i szaleństwo?

Nie obawiam się młodych. Są największą nadzieją polskiej nauki. Otrzymują więcej grantów ERC niż dojrzali jej przedstawiciele. Dlatego stworzyliśmy dla nich specjalne strumienie finansowania badań. W nauce potrzebna jest odrobina szaleństwa, by przekraczać granice poznania. Chyba najlepszym przykładem na to jest Albert Einstein, który w wieku 26 lat opublikował kilka przełomowych prac dla fizyki. Jestem przekonana, że młodzi naukowcy w Polsce, dobrze znający języki obce, dobrze wykształceni, mający poprzez Wirtualną Biblioteką Nauki dostęp do światowych wyników badań, potrafią zadziwić nas i świat. Liczba aplikacji o granty dla młodych naukowców napawa mnie nadzieją, podobnie jak ich odwaga w podejmowaniu trudnych tematów badawczych.

Zaproponowali Państwo możliwość uznawania kompetencji uzyskanych nieformalnie. Jak to będzie wyglądało? Czy da się w ten sposób uzyskać punkty ECTS?

Jak najbardziej. Za kompetencje, zdobyte np. w trakcie pracy zawodowej, będzie można uzyskać punkty zaliczane do programu kształcenia na danym kierunku. Polska ma jeden z najniższych wskaźników kształcenia wyższego osób dojrzałych, czyli po 25. roku życia. Dlatego tworzymy mechanizm, który pozwoli tym osobom, których nie stać było na studia tuż po maturze lub z różnych względów musiały pójść do pracy i nie skończyły studiów, na wykorzystanie swoich doświadczeń zawodowych, wiedzy zdobytej podczas pracy, szkoleń czy samodzielnego rozwoju własnych pasji poznawczych do tego, by zdobyć wyższe wykształcenie. Załóżmy, że jest pan...

... fizjoterapeutą...

– ... skończył pan Wyższą Szkołę Fizjoterapii, po kilku latach pracy ma Pan sporą wiedzę i doświadczenie z zakresu medycyny i chce zostać lekarzem. Prosi Pan zatem o sprawdzenie tych kompetencji i zaliczenie ich do toku studiów medycznych. Uczelnia będzie miała określone procedury, przeprowadzi postępowanie kwalifikacyjne w sposób określony przez jej Senat i zaliczy panu, bądź nie, określone przedmioty, przyznając odpowiednią liczbę punktów ECTS. Nie może to być więcej niż 50 procent punktów ECTS przypisanych do określonego programu studiów.

Kto będzie za to płacił?

Postępowania kwalifikacyjne będą odpłatne. Staram się przekonać ministra pracy, aby część środków, którymi dysponuje na potrzeby przekwalifikowania zawodowego, wykorzystał na wsparcie studiów osób z grupy wiekowej 50+, szczególnie tych, które straciły pracę.

Mówi się sporo, by ograniczać finansowanie statutowe na rzecz środków konkursowych.

Wzrost finansowania nauki wyraźnie przekłada się na wzrost środków przyznawanych w postępowaniach konkursowych. Środki na finansowanie statutowe rosną nieznacznie. Jeśli chodzi o dotację podstawową dla uczelni, to od pierwszego stycznia 2013 r. wejdzie nowy algorytm, w którym zmieniamy pewne wagi i dodajemy nowe wskaźniki. Przede wszystkim stopa przeniesienia będzie niższa niż dotychczas. Jednocześnie wprowadzamy zrównoważony wskaźnik dostępności kadry dla studentów, aby stopniowo ograniczać masowość kształcenia i niekiedy nadwyżki w zatrudnieniu. Do tego dochodzą wskaźniki dotyczące liczby uzyskanych grantów, krajowych i międzynarodowych, gdyż zależy nam na promowaniu uczelni aktywnych naukowo.

Uda się wykorzystać niż demograficzny dla poprawy jakości kształcenia i badań?

Moja wiara w to niewiele zmieni, jeśli nauczyciele akademiccy, rektorzy, dziekani tego nie zrozumieją. Właśnie teraz mamy szansę poprawić naszą pozycję w Europie i na świecie. Działania ministerstwa już od kilku lat podporządkowane są temu celowi. Zdarza się, że polityka prorozwojowa uczelni nie uwzględnia wszystkich możliwych mechanizmów projakościowych. W MNiSW, prowadząc konsekwentnie politykę projakościową, najpierw zaproponowaliśmy dużo „marchewki”: dotację projakościową, dodatkowe finansowanie KNOW, dodatkowe finansowanie najlepszych kierunków studiów, finansowanie studiów doktoranckich w uczelniach niepublicznych. Poza tym środki strukturalne przeznaczyliśmy nie tylko na infrastrukturę uczelni, ale też na najlepsze programy studiów, na kierunki zamawiane, na rozwój współpracy uczelni z biznesem. Bardzo mnie cieszy, że laureaci najciekawszych programów studiów, wyróżnionych w ostatnim czasie, chcą założyć „klub milionerów”. Mamy coraz więcej możliwości projakościowego oddziaływania finansowego. Ci, którzy poważnie traktują jakość, mogą je z powodzeniem wykorzystywać. Niestety nie udało się jednak wyeliminować złych praktyk akademickich, które przynoszą szkodę całemu środowisku i pozycji naszych uczelni w Europie. Dlatego do tej „marchewki” obecnie dodajemy „kij”, a więc sankcje za rażące naruszanie prawa przez uczelnie oraz wspomnianą już „listę ostrzeżeń”.

Czy w przyszłorocznym budżecie nauki i szkolnictwa wyższego pojawią się nowe elementy wspierające jakość?

W budżecie pozostaje dotacja projakościowa, której cele zostały już wcześniej określone w ustawie z 2011 roku. Ale przewidujemy w następnej perspektywie finansowej UE nowe, ciekawsze instrumenty wspierające zarówno jakość badań, jak też dydaktyki.

Czy państwo powinno finansować badania stosowane?

Każdy naukowiec, który reprezentuje badania stosowane, powie, że tak, a każdy, który reprezentuje badania podstawowe, powie, że nie. Naszym zdaniem państwo powinno wspierać jedne i drugie.

Dlaczego?

Choćby po to, by zachęcić biznes do współfinansowania badań naukowych. Tworząc ustawę o NCBiR założyliśmy, że środki, którymi ta instytucja dysponuje, będą wzrastały proporcjonalnie do wzrostu finansowania z biznesu. Staramy się doprowadzić do tego, by co najmniej połowa badań była finansowana przez gospodarkę. To trudny do osiągnięcia cel, bo jego realizacja nie zależy tylko od nas. Wiem, że nie możemy wymagać od uczonych, by prowadzili jedynie badania na zlecenie firm. I że jedynie w ramach takich badań będą dokonywać znaczących odkryć. Sami mogą mieć znakomity pomysł na przełomowe rozwiązanie technologiczne, które zawojuje Polskę i świat. Jednak ze względu na niesatysfakcjonującą na razie współpracę biznesu z nauką staramy się w programach strategicznych nieco przesunąć inicjatywę definiowania programów badawczych od nauki w stronę przemysłu. Niech przedstawiciele przemysłu wypowiedzą się, jakie nowe technologie są im potrzebne i w jakie prace badawczo-rozwojowe są skłonni włożyć własne pieniądze. Chodzi zatem o prace w ramach konsorcjów, w których tematyka badań doprecyzowana jest przez przedsiębiorców. Tak jest w Dolinie Lotniczej czy programie dotyczącym technologii wydobycia gazu łupkowego.

Jak Pani widzi rolę instytutów badawczych w strukturze nauki?

Odpowiadają one głównie za wdrożenia i wygląda na to, że znakomicie tę rolę wypełniają. Coraz więcej dochodów czerpią ze współpracy z gospodarką. Dotacja statutowa, która trafia do instytutów, ma im zapewnić „stan gotowości”, ale nie jest już jedynym ani nawet głównym źródłem utrzymania tych jednostek. Martwi mnie natomiast, że są jeszcze instytuty badawcze, których gros dochodów pochodzi z wynajmowania pomieszczeń i w których nie ma młodej, rozwojowej kadry.

Czy spodziewa się Pani, że nowa ewaluacja jednostek naukowych, przygotowywana przez KEJN, zrewolucjonizuje kategoryzację, a zatem i finansowanie tych jednostek?

Nie powinna jej rewolucjonizować. Widzę raczej w tej koncepcji ewolucję niż rewolucję. To chyba właściwy kierunek, zwłaszcza, że jednostki naukowe porównywane w niej będą nie tylko według dziedzin nauki, ale też grup, co oznacza, że będą porównywane ze sobą instytuty naukowe PAN, instytuty badawcze i wydziały uczelni. Obecnie w nowelizacji przygotowujemy zmianę, która dotyczy doprecyzowania pewnego zapisu. Dawniej jednostka naukowa, która otrzymała kategorię C, miała zapewnione finansowanie działalności statutowej tylko przez pół roku. Jednostki naukowe interpretowały to w ten sposób, że chodzi o 6-miesięczne finansowanie każdego kolejnego roku. Precyzujemy, że chodzi tylko o pierwszych 6 miesięcy następujących po przyznaniu kategorii. Jeśli jednostka nie poprawi jakości swoich badań do następnej kategoryzacji, nie otrzyma dotacji statutowej. Mam nadzieję, że rozwiązanie to przyczyni się do przyspieszenia procesów restrukturyzacji najsłabszych jednostek naukowych, a także doprowadzi do ich konsolidacji lub – w przypadku uczelni wyższych – uruchamiania praktycznych profili kształcenia.

Zamierzają Państwo przekazać AWF-y Ministerstwu Sportu. To już pewne?

Ministerstwo Sportu jest tym zainteresowane. To bardzo specyficzne uczelnie i chyba lepiej będzie, jeśli będą podlegały właśnie ministrowi sportu.

W projekcie nowelizacji zapisano możliwość finansowania instytucji z okolic nauki: towarzystw naukowych, muzeów itp. Jak Pani widzi ich miejsce w nauce?

Ich głównym zadaniem powinno być upowszechnianie i popularyzacja nauki. Chodzi nam o koncentrację środków na te właśnie cele. Finansujemy trzeciorzędne konferencje, a chcemy przede wszystkim finansować te wydawnictwa, instytucje i przedsięwzięcia, które promują naukę nie tylko wśród samych naukowców, ale potrafią jej osiągnięciami zainteresować szeroką opinię publiczną.

Czy powstanie Polska Agencja Wymiany Międzynarodowej?

To był postulat rektorów i poważnie przygotowujemy się do jego realizacji. Trzeba połączyć kompetencje przynajmniej trzech instytucji i przekazać je agencji.

Kiedy może ona powstać?

Lada moment będziemy analizować wszystkie uwagi zgłoszone do nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym i ustawy o zasadach finansowania nauki. Przed sobą mamy jeszcze projekt założeń do ustawy o języku polskim, dotyczący certyfikacji znajomości języka polskiego jako obcego. Kolejna szykowana ustawa będzie poświęcona powstaniu takiej agencji.

W propozycjach nowelizacji jest mowa o sprawdzaniu prac dyplomowych systemem antyplagiatowym? Ma Pani na myśli system OSA, przygotowywany przez Międzyuniwersyteckie Centrum Informatyzacji?

Nie. Będzie jeden zintegrowany system w POL-onie. Studenci będą składać prace w wersji elektronicznej na uczelniach, a systemy uczelniane zintegrujemy z POL-onem. Baza będzie odpowiednio zabezpieczona i tylko osoby uprawnione, np. promotorzy, recenzenci oraz PKA, w odpowiednim momencie będą mogły z niej skorzystać. Wspierając jakość kształcenia, musimy na poważnie zmierzyć się z problemem plagiatów w Polsce.

Jak skomentuje Pani raport NIK o wydatkowaniu środków publicznych na badania naukowe?

Krótko. Raport dotyczy systemu finansowania nauki, który „odziedziczyłam” po poprzednikach. Reformę finansowania nauki, która weszła w życie w końcu 2010 roku, przeprowadziliśmy dlatego, że nasza ocena wówczas była zbieżna z zaleceniami pokontrolnymi NIK, zaprezentowanymi dopiero teraz. Kontrola NIK dotyczyła okresu 2009-2011, gdy przekształciliśmy NCBiR i tworzyliśmy NCN, by zapewnić większą przejrzystość procedur, zapobiec rozproszeniu środków i uzyskać lepsze efekty z badań. Kontrola NIK, o której pan mówi, przeprowadzona więc była przedwcześnie albo zbyt późno.

Oddała Pani finansowanie grantów w ręce naukowców. Jakie instrumenty prowadzenia polityki naukowej Pani zostały?

I jeszcze chcę oddać współpracę zagraniczną i promocję. Żałuję, że w przeszłości granty z Komitetu Badań Naukowych przekazano do kompetencji ministra. Wpłynęło to nie tylko na upolitycznienie wcześniejszego systemu KBN, ale także pozostawiło urzędnikom nieograniczoną władzę uznaniową, którą mogli wykorzystywać do celów znanych tylko sobie. Przekazanie tych kompetencji NCBiR i NCN miało przywrócić wiarę środowiska naukowego w obiektywizm, rzetelność naukową i bezstronność stosowanych przez te instytucje procedur i podejmowanych przez nie decyzji. Prowadzenie polityki naukowej odbywa się poprzez tworzenie przepisów prawnych i mechanizmów finansowych, za pomocą których można osiągnąć określone cele strategiczne. Reszta powinna być w rękach ekspertów. Tak to chcę robić. Ministerstwo sprawuje bardzo ograniczony nadzór nad NCBiR i jeszcze bardziej ograniczony nad NCN. Wie pan, jaki komplement mnie ostatnio spotkał?

Nie mam pojęcia...

Jeden z profesorów podczas publicznego wystąpienia powiedział: „Teraz w ministerstwie nie da się już nic załatwić”. O to właśnie chodzi. Ministerstwo niczego nie „załatwia”. Mamy algorytmiczne finansowanie zarówno dotacji stacjonarnej, jak też statutowej, co nie pozwala na jakąkolwiek „uznaniowość” ministra. Procedury konkursowe staramy się udoskonalić tak, by rozstrzygnięcia nie dziwiły tych, którzy nie otrzymali grantów. W tej sytuacji władze uczelni i jednostek naukowych ponoszą rzeczywistą odpowiedzialność za swoją sytuację finansową. Ale nie uchylamy się od doradzania im, jak najlepiej dostosować się do nowych, bardziej konkurencyjnych warunków.

Środki na podwyżki płac są umiejscowione w rezerwie budżetowej, a nie w samym budżecie nauki. Czy to, co uczelnie dostaną w pierwszej transzy, zostanie w następnym roku przeniesione do budżetu nauki, aby te coroczne podwyżki po trzech latach skumulowały się w owe zapowiadane 30 procent?

Ministerstwo Finansów pracuje ostrożnie, bo mamy trudną sytuację budżetową. Jeśli pan pamięta, także środki na dotację projakościową pojawiły się najpierw w rezerwie celowej, a na 2013 rok mamy już je w budżecie szkolnictwa wyższego. Jednak nie jest ważne w jakiej rubryce budżetu zostaną one zapisane. Ważne jest, aby trafiły do pracowników uczelni w zapowiadanej wysokości. Po pięciu latach na stanowisku ministra nauki i szkolnictwa wyższego mogę chyba bez fałszywej skromności powiedzieć, że ze wszystkich zobowiązań wobec studentów (np. wyższa ulga komunikacyjna, umowy z uczelniami) i wobec naukowców (więcej pieniędzy na granty) się wywiązałam. Tym razem nie jest to tylko moje osobiste zobowiązanie, ale także zobowiązanie Premiera RP i ministra finansów.

Rozmawiał Piotr Kieraciński