Giez Sokratesa

Jan Kozłowski
Humanistyka cyfrowa unosi szlabany graniczne i wdziera się do wnętrza nauk humanistycznych. Łączy zasoby cyfrowe i metody tradycyjnych dyscyplin humanistycznych z narzędziami cyfrowymi.

Kliknij „digital humanities” z funkcją „grafika”, a przekonasz się, jak metafory wizualne cyfrowej humanistyki oddają jej niepokojącą dwoistość. Taką metaforą jest otwarta księga, której jedno ze skrzydeł tworzy oprawa inkunabułu, a drugie – ekran laptopa; dziewczyna oparta o zachowane fragmenty renesansowego fresku, która ogląda świat przez okulary pokazujące wirtualną rzeczywistość; myśliciel Rodina pokazany w formie holodeku na tle przesuwających się cyfr…

Jeśli humanistykę uznaje się za bunt ducha przeciwko temu, co regularne, powtarzalne i sprowadzalne do liczb, trudno wtedy uznać cyfrową humanistykę za skok w nieskończoność. Jednak lekceważyć jej nie warto.

Humanistyka cyfrowa to jak gdyby „giez Sokratesa” („Ateny są jak ospały koń, a ja jak giez, który próbuje go ożywić”, miał mawiać filozof), wciąż niewielka dyscyplina, która co rusz żądli humanistykę głównego nurtu, budzi ją ze snu i nie pozwala jej zgnuśnieć. Czym właściwie jest? Czy jest motorem zmian w humanistyce, czy tylko działalnością usługową, dostawcą narzędzi cyfrowych dla ułatwienia badań w tradycyjnej humanistyce? Czy pojawienie się cyfrowej humanistyki jest oznaką historycznego przełomu w humanistyce? Czy pokoleniowego przesilenia?

Uniesione szlabany

Komputerowe zastosowania humanistyki wcześnie wzbudziły zainteresowanie, już od roku 1966 publikowano „Computers and the Humanities”. Czasopismo to zawieszono w roku 2004, od którego zaczyna się nieprzerwany, coraz większy pochód publikacji poświęconych cyfrowej humanistyce.

Po ośmiu latach fala zainteresowania uderzyła do Polski: UMCS zorganizował pierwszą w kraju konferencję Zwrot cyfrowy w humanistyce (25-26 października 2012). Konferencji towarzyszył THATCamp (The Humanities And Technology Camp), nieformalne spotkania osób zainteresowanych obecnością nowych technologii w naukach humanistycznych i społecznych oraz w działalności instytucji wiedzy i pamięci (uniwersytety, galerie, archiwa, biblioteki, muzea). Pierwszy THATCamp odbył się w 2008 roku w Stanach Zjednoczonych. Już po czterech latach trafił do Lublina.

W obu spotkaniach – konferencji i THATCamp – poszukiwania tożsamości nowego pola łączono z prezentacją narzędzi cyfrowych humanistyki i ich zastosowaniami w atakowaniu nowych tematów i problemów. Digital storytelling , Renesansowe korzenie cyfrowego zwrotu , Wizualizacja danych jako metoda badania seriali TV , Gry komputerowe jako element warsztatu historyka starożytności – to kilka tytułów prezentacji. Nowatorstwu metod odpowiadało eksperymentowanie z formami i przestrzenią prezentacji; uczestnicy przenosili się z uniwersyteckich audytoriów do piwnic artystycznych (Brama Grodzka – Teatr NN) oraz do „Second Life”. W spotkaniach można było wziąć udział fizycznie lub wirtualnie.

Lubelska konferencja i THATCamp to pierwsze w Polsce oficjalne zgromadzenie pod szyldem humanistyki cyfrowej. Ale do konferencji humanistyka cyfrowa wkraczała i wcześniej (np. Wizualizacja Wiedzy. Od Biblii Pauperum do hipertekstu , 2009, półtora tysiąca wejść na portalu „Wiedza i Edukacja”).

Będąc dziedziną na skrzyżowaniu badań naukowych, informatyki i designu, humanistyka cyfrowa przejęła pałeczkę po humanistyce komputerowej (humanities computing ). Humanistyka komputerowa respektowała linie graniczne między informatyką i komputerami. Swoją rolę widziała usługowo, jako dostawcę usług i oprogramowań dla działającej niezależnie humanistyki. Humanistyka cyfrowa unosi szlabany graniczne i wdziera się do wnętrza nauk humanistycznych. Łączy zasoby cyfrowe i metody tradycyjnych dyscyplin humanistycznych (historii, filozofii, literaturoznawstwa, lingwistyki, historii sztuki, muzykologii, kulturoznawstwa) z narzędziami cyfrowymi. Ale nie jest dialogiem dwóch niezależnych stron, informatyka i humanisty. Jest przede wszystkim myśleniem, jak odczytać świat, coraz bardziej kształtowany przez teleinformatykę, za pomocą metod humanistyki, coraz częściej kształtowanych przez narzędzia cyfrowe.

Świat w coraz większym stopniu kształtują technologie informatyczne i telekomunikacyjne. Zastępują one, poszerzają i uzupełniają obiekty rzeczywiste. Jak podkreśla Lech Manowicz, dźwięki i obrazy – nagrania dźwiękowe, fotografia, film, grafika – dawniej charakterystyczne dla różnych odrębnych środków przekazu, są dziś coraz powszechniej łączone ze sobą. Wbrew nazwie hipertekst oznacza połączenia ze sobą nie tylko tekstów, ale także (różnych form) obrazów i dźwięków. Środki przekazu nie tyle „przekazują”, co tworzą interaktywne środowiska wiedzy, obszary indywidualnych poszukiwań. Podkreśla się, że wskutek przemian technologicznych kultura z werbalnej, tworzonej przez pismo i druk, zmienia się w kulturę audiowizualną, kształtowaną przez media.

Propozycje badawcze humanistyki cyfrowej (cokolwiek by miała ona oznaczać, spory o tożsamość zawsze towarzyszą narodzinom dyscyplin) są czymś więcej niż tylko pomocą dla humanisty. Są nową humanistyką – choć ich nowość jest często kontynuacją zmian zapoczątkowanych przez humanistykę przedkomputerową. Historiografia francuskiej szkoły Annales , kładąc od lat 1920. nacisk na źródła masowe, analizę danych i podejście ilościowe oraz na adoptowanie podejść nauk społecznych, jest pod pewnymi względami bliska poszukiwaniom humanistyki cyfrowej. Digital humanities przekształcają świat w zasoby cyfrowe, a w tych zasobach odkrywają wzory i prawidłowości trudne lub nawet niemożliwe do odkrycia na innej drodze.

Arbitralnie można by wskazać na trzy obszary cyfrowej humanistyki. Jedno z nich to tworzenie nowych narzędzi dla humanistyki zajmującej się dziedzictwem kultury. Np. konwersja katalogów niecyfrowych na cyfrowe, narzędzia do odczytania starych druków i rękopisów, narzędzia do sporządzania adnotacji, przypisów i komentarzy, cyfryzacja dawnych edycji źródeł. Ten (niezwykle ważny) obszar bliski jest wspomnianej humanistyce komputerowej. Dwa inne obszary to zastosowania narzędzi cyfrowych do badania dawnej kultury (np. projekt zbiorowy Mapping of the Republic of Lettres ) oraz do badania samej kultury cyfrowej (np. Wizualizacja danych jako metoda badania seriali TV, czy Badanie blogów: narzędzia humanistyki cyfrowej w analizie dyskursu elektronicznego ).

Kod środowiskowy

Trudno powiedzieć, gdzie tkwi oś humanistyki cyfrowej. Popełniłoby się błąd, traktując ją jedynie jako zjawisko ze świata nauki. Błędem byłoby także definiowanie jej wyłącznie przez narzędzia techniczne (wizualizacja danych, wzbogacona wizualność, narzędzia automatycznej analizy tekstów, wyszukiwanie informacji, wydobywanie danych, statystyka, analiza komputerowa, mapowanie więzi itd.). C’est le ton, qui fait la chanson . Humaniści cyfrowi mają swój własny środowiskowy kod, który pewnie kiedyś zechcą opisać. Coś mówią o nich miejsca, w jakich lubią się spotykać. To nie tylko Sala Lustrzana lub Sala Okrągłego Stołu, najbardziej prestiżowe pomieszczenia Pałacu Staszica (kolumny, kandelabry, popiersia i stoły prezydialne), ale – jeszcze bardziej – piwnica artystyczna, kawiarnia, biblioteka, klub, mieszkanie prywatne, second life . Miejsca te, każde na swój sposób, budują inną przestrzeń niż przestrzeń uniwersyteckiego audytorium lub sal Pałacu Staszica. Przestrzeń mniej hieratyczną, bardziej intymną, ułatwiającą kontakt. Młodsze pokolenie z charakterystycznym dla siebie niższym poziomem „siły dystansu” podjęło więc eksperymenty z tworzeniem spotkań naukowych zrywających z podziałami na „prezydium” i „resztę”. Formuła ich spotkań bliższa jest unconferences czy prezentacjom TED (Technology, Entertainment, Design ) niż tradycyjnej konferencji. Nieśmiertelną kawę podczas coffee break’u  zastępuje w nich nieraz kompot jabłkowy lub (plebejska) pizza.

Humaniści cyfrowi bliżsi są badaczom nauk społecznych, bliżsi sztuce i artystom. Do sztuki zbliżyli się m.in. dzięki uznaniu filmu i fotografii za pełnoprawne źródła badań. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pokazując zastosowania nowych technik czują się czasem bardziej spokrewnieni z awangardowymi artystami niż ze światem profesury.

Bliżsi są też światu laików i amatorów, gdyż często korzystają z narzędzi cyfrowych w projektach społecznościowych nauki obywatelskiej (w Polsce np. ruch archiwów społecznych, za granicą np. projekt Ancient Life ).

Do humanistyki cyfrowej wchodzi się najczęściej z dwóch stron, od strony humanistyki i od strony informatyki. Prelegenci lubelskich spotkań to humanistycznie zainteresowani informatycy (np. z Poznańskiego Centrum Superkomputerowo-Sieciowego) oraz informatycznie zainteresowani humaniści (np. z IBL i Instytutu Sztuki PAN). Ale wejść jest coraz więcej, w miarę jak rośnie liczba miejsc, w których prowadzi się badania naukowe. Humaniści cyfrowi zamieszkują np. fundacje artystyczne, takie jak warszawska Bęc Zmiana!

W instytutach humanistycznych pracuje coraz więcej osób ze świeżo uzyskanym tytułem doktora – badaczy w najbardziej twórczym okresie – którzy całe życie spędzili w świecie komputera i Internetu. Młodzi entuzjaści cyfrowej humanistyki często widzą potrzebę równoległego studiowania jednej z dziedzin humanistyki oraz nowych technologii cyfrowych i matematyki. Swoją przyszłość badawczą wiążą z tymi równoległymi studiami, są one dla nich dźwignią awansu, przepustką do pozycji naukowej za 15-20 lat, kiedy zmienią się kryteria wejścia do naukowego establishmentu.

Ale dziś każdy badacz humanista, nawet najstarszy, jest choćby w minimalnym stopniu humanistą cyfrowym, gdyż trudno mu – jak Amiszom – całkowicie odrzucić nowe narzędzia technologiczne i poprzestać wyłącznie na katalogach kartkowych, fiszkach, odręcznych wypisach i wyciągach. Możliwe, że wraz ze zmianą pokoleniową oraz poznawaniem nowych technik cyfrowych przez starszych badaczy nurt, który dziś traktuje się czasami jako kontestację humanistyki, stanie się jej głównym nurtem.

Drugi oddech

Aż do teleinformatyki podstawowe czynniki zmiany gospodarczej – para wodna, węgiel, żelazo i stal, elektryczność, kolej, produkcja masowa, samochód – zmieniały humanistykę bardziej w sposób pośredni, przez falę następstw, jakie wzbudzały w społeczeństwach. Społeczeństwo przemysłowe było różne od rolniczego i żyjąc w nim szukano w humanistyce innych pytań niż dawniej. Ale zmiany, jakie niosło uprzemysłowienie, tylko nieśmiało pukały do warsztatu humanisty. Książkowe katalogi biblioteczne zastąpiono kartkowymi. Karty perforowane, mikrofilmy i mikrofisze były pod wieloma względami zwiastunem komputera i Internetu. Ale mimo to warsztat badacza humanisty pozostawał tradycyjny.

Dawniej humanistyka zmieniała się, bo zmieniał się świat, metody zużywały się, pytania stawały się zwietrzałe, importowano pojęcia i metody innych dyscyplin, rywalizacja o prestiż prowadziła do zakładania nowych czasopism itd. Dzisiaj także zmienia się w taki sposób. Podobnie nie straciły na znaczeniu jej najważniejsze pytania, bo chodzi w nich o szeroko rozumianą kondycję człowieka i kultury. Są to pytania uniwersalne. Ale mimo wszystko, gdy w rozwój humanistyki wkręcił się nowy czynnik, szybko zmieniająca się teleinformatyka, nie jest ona taka sama, jak była kiedyś. Technologie cyfrowe zmieniły mechanizmy ewolucji humanistyki.

Humanistyka cyfrowa (i szerzej, nowy świat cyfrowy, z jego ekspansją sektorów kreatywnych) okazała się świetną odtrutką na rytualne lamenty humanistów z powodu rzekomego kryzysu dziedziny, domniemanego upadku jej prestiżu i gorszych perspektyw zatrudnienia dla absolwentów.

Jeśli humanistyka „łapie dziś drugi oddech”, to w dużej mierze dzieje się tak za sprawą otwartego dostępu do dziedzictwa kultury oraz wielkich przedsięwzięć badawczych.

Podkreśla się, że „dostarczanie użytkownikom wiedzy i informacji o obiektach dziedzictwa kulturowego to od stuleci podstawa działalności bibliotek, muzeów i archiwów. Dostęp do wiedzy i informacji był jednak zawsze ograniczony do tych, którzy osobiście przekroczyli progi wspaniałych świątyń wiedzy. Cyfryzacja nie tylko otwiera wiedzę przed wszystkimi, ale także sprawia, że dziedzictwo kultury może znowu odgrywać ważną rolę w społeczeństwie”.

Otwarty dostęp do danych cyfrowych ułatwia podział zadań badawczych na odrębne pakiety, moduły, zadania, umożliwiając w ten sposób szeroki podział zadań oraz mikrokontrybucje rosnącej rzeszy zainteresowanych. To z kolei ułatwia podejmowanie wielkich przedsięwzięć zbiorowych, takich jak np. wspomniany Mapping of the Republic of Lettres.

Wielkie projekty zbiorowe w humanistyce nie zastąpią wielkich syntez będących dziełem genialnych uczonych, Burckhardów, Huizingów. Są one jednak najlepszą formą mobilizacji zbiorowego wysiłku dla dokonania postępu w dyscyplinie, niemożliwego do uzyskania dzięki pracy rozproszonych badaczy. Tylko (dobrze zorganizowane i zarządzane) wielkie projekty zbiorowe są w stanie wymóc wybitne wyniki i wyciągnąć na wysoki pułap rzesze bardziej przeciętnych badaczy, którzy stanowią większość środowiska naukowego. Jest tak dlatego, że w wielkich projektach zbiorowych od każdego badacza oczekuje się tego, w czym jest najbardziej biegły, nie żądając od niego, by tracił czas na wykonywanie prac, w których da się zastąpić lepszymi. Prace techniczne, będące zmorą indywidualnych badaczy, są zlecane na zewnątrz. Kompetencje grupy przekraczają kompetencje możliwe (zazwyczaj) do osiągnięcia przez jednostki. Badacze wzajemnie podsycają swoją ciekawość, organizuje się burze mózgów, wspólnie szuka najlepszych rozwiązań, lider narzuca wizję, inspiruje i doradza. Wzajemna weryfikacja danych i ustaleń jest skuteczniejsza niż kiedy przeprowadza ją ten, kto sam prowadzi badania.

Wczorajsi rewolucjoniści stają się z wiekiem konserwatystami. Humanistyka cyfrowa wpłynie do głównego nurtu i z czasem nim się stanie.

Co najbardziej uderzało podczas lubelskich spotkań, to nie tylko nowe formy eksperymentowania z organizacją i przestrzenią, nie tylko nowe propozycje tematyczne, ale przede wszystkim wysokie standardy metodologiczne wystąpień, brak znanego z dalszej przeszłości zacietrzewienia posiadaniem jedynie słusznej metody oraz silna pokora i autorefleksyjność humanistyki cyfrowej (pokażmy sposób, w jaki doszliśmy do ustaleń, ujawnijmy wątpliwości, jakie mieliśmy, dokonując naszych wyborów). Widoczne m.in. w świetnym referacie dr Anny Nacher Poza „cyfrowość” zwrotu cyfrowego.

Dr Jan Kozłowski, Departament Strategii Ministerstwa nauki i Szkolnictwa Wyższego.