Twórcze napięcie

Jan Kozłowski
Czy konflikt między oboma podejściami rzeczywiście istnieje, a jeśli tak, to w jakiej formie oraz czy nie jest korzystny dla gospodarki i społeczeństwa?

Dwa podejścia, zakorzenione w badaniach naukowych od dziesięcioleci, weszły ze sobą w zwarcie, powodując zamieszanie i konfuzję naukowców. Otwarty dostęp czy komercjalizacja? Jak to tak, dziwią się badacze pracujący w sektorze publicznym, od wielu dekad niezliczone programy i instrumenty rządowe skłaniają nas, abyśmy komercjalizowali swoje badania patentując je, udzielając licencji, szukając partnerów w przemyśle, zawiązując konsorcja z firmami, przekształcając idee w produkty, a z drugiej strony (od stosunkowo niedawna) zachęca się nas do tego, abyśmy dzielili się danymi i udostępniali je za darmo. Czy więc, w końcu, źródłem dobrobytu jest bezinteresowne dzielenie się wiedzą czy też ostrożność w jej ujawnianiu, aby przedwczesną publikacją nie spalić możliwości uzyskania patentu, założenia nowej firmy, sprzedaży licencji lub otrzymania wsparcia kapitału ryzyka? Po cóż tyle mówiono i po co na taką skalę wspierano „trzecią misję” uniwersytetu, transfer technologii, powiązania nauki z biznesem, aby teraz apelować o wprowadzanie modelu otwartej nauki, zachęcać do doskonałości i do szybkiego dzielenia się odkryciami? Czy wcześniejsze inicjatywy nie kończyły się często sukcesem? Czy wokół Oksfordu nie działa ponad 1400 firm hi-tech, zatrudniając ok. 40 tys. osób? Czy tak chwalona i stawiana za wzór amerykańska ustawa Bayh-Dole (1980), pozwalająca beneficjentom na komercjalizację wynalazków będących wynikiem dotacji rządowych, była nieporozumieniem? Czy tysiące ośrodków transferu technologii to tylko kosztowna pomyłka? Czy tyle starań wokół uświadamiania badaczom konieczności zapewnienia ochrony własności intelektualnej dla dokonanych odkryć (patenty, prawa autorskie) to krok w złym kierunku?

Dylemat ten zrodził wiele publikacji, wśród nich znanego ekonomisty Paula Davida oraz Timothy’ego Caulfielda (i innych) Open science versus commercialisation: a modern research conflict? (repozytorium otwartej nauki BioMed Central, 2012). Czerpię z nich pełnymi garściami.

Ostry konflikt

Oba podejścia, których konflikt ujawnił się w początkach XXI wieku, a nabrał ostrości obecnie, wiążą się z samą naturą badań naukowych.

Jedną z podstawowych cech badań naukowych jest ich publiczny charakter, dzielenie się uzyskanymi ustaleniami, tak aby mogły być powtórzone i skontrolowane, a w końcu uznane przez innych. Bez krytycznej oceny nowych ustaleń przez innych kompetentnych badaczy, bez powtórzenia przeprowadzonych doświadczeń, bez akceptacji środowiska – odkrycia nie wejdą do kanonu wiedzy. Ujawnianie osiągniętych ustaleń to nieodłączny składnik etosu badacza. Utrzymywanie ich w tajemnicy zagraża postępowi wiedzy. Nauka średniowieczna nie wspierała otwartej komunikacji, nauka nowożytna zaczęła się wraz z wolną i otwartą komunikacją, podkreśla William Eamon (From the Secrets of Nature to Public Knowledge: The Origins of the Concept of Openess in Science, 1985).

W tym sensie komercjalizacja nie tkwi u podstaw nowożytnej nauki. Ale jedną z podstawowych cech badań naukowych jest fakt, że są one „zawieszone” pomiędzy sferą teorii a sferą doświadczenia i praktyki. Nauka średniowieczna była teoretyczna i książkowa. Średniowieczna nauka akademicka i średniowieczna technologia tworzyły niemal odrębne światy. Rewolucja naukowa przełamała te bariery. Według Roberta Mertona 40 do 60 proc. siedemnastowiecznych odkryć naukowych miało swoje korzenie w próbie rozwiązania kwestii praktycznych, żeglugi, górnictwa, farmacji itd. Bez wielkiego transferu i konwersji wiedzy – od zawodowego i często pozasłownego know how do ścisłości zmatematyzowanych rozpraw – nie byłoby rewolucji naukowej. Leibniz pisał, że gdyby Galileusz nie prowadził rozmów z budowniczymi wodociągów i nie dowiedział się od nich, że pompy, która zasysa wodę, nie można podnieść wyżej niż na wysokość 30 stóp, nie poznałby sekretu ciężaru powietrza, maszyny próżniowej i barometru. W XIX w. transfer i konwersja zaczęły być obustronne, także dzięki pośrednictwu nauk inżynieryjnych i laboratoriów przemysłowych. Nauka stała się inicjatorem innowacji technicznych, niemożliwych przed podjęciem odpowiednich badań naukowych oraz (od II poł. XIX w.) zaczęła wnosić istotny wkład w rozwój gospodarki. Postulat komercjalizacji badań finansowanych ze źródeł publicznych wynikł z wymogu uzyskiwania jak największego zwrotu z pieniędzy podatnika.

Konflikt obu podejść – otwartego dostępu i komercjalizacji – zaostrzył się w następstwie ekspansji teleinformatyki oraz faktu, że gospodarka – pomimo ogromnego znaczenia energii i produkcji przemysłowej – „dematerializuje się”, staje się w coraz większym stopniu gospodarką informacji. Ocenia się, że przez ostatnie dekady informacja na świecie wzrastała w rocznym tempie 66 proc., podczas gdy produkcja dóbr materialnych – 7 proc.

Paul David w rozprawie The Economic Logic of „Open Science” and the Balance between Private Property Rights and the Public Domain in Scientific Data and Information (2003) pisał, że nacisk na wzmacnianie i rozszerzenie praw własności intelektualnej w stosunku do informacji stwarza paradoksalną sytuację. Rozwój teleinformatyki gwałtownie obniża koszty pozyskiwania, przetwarzania, magazynowania i przekazywania danych i informacji. Daje to wszystkim (a zwłaszcza badaczom) możliwość szybkiego i nieskrępowanego do nich dostępu. Ale w tym samym czasie i częściowo z tych samych przyczyn upowszechnianie praw własności intelektualnej i narzędzi ochrony informacji zmierza do zahamowania dostępu do wiedzy, szczególnie w dziedzinach, w których pozostaje ona w domenie publicznej.

Czas otwartego dostępu

Patrząc na oba podejścia jako przeciwstawne, wykluczające się i pozostające ze sobą w nieusuwalnym konflikcie, trzeba by przyznać, że od chwili napisania cytowanej rozprawy – roku 2003 – widać nieustający pochód idei i praktyk otwartego dostępu (OD, terminu który oznacza „wolny, powszechny, trwały i natychmiastowy dostęp dla każdego do cyfrowych form zapisu danych i treści naukowych oraz edukacyjnych”). Rośnie liczba czasopism otwartego dostępu (zob. Directory of Open Access Journals) oraz repozytoriów otwartego dostępu (zob. Directory of Open Access Repositories), krajowych „bram” do repozytoriów (np. holenderski National Academic Research and Collaborations Information System – NARCIS lub norweski Norwegian Open Research Archive – NORA), mandatów otwartego dostępu uniwersytetów, instytutów naukowych oraz agencji grantowych, narodowych debat (w Wielkiej Brytanii), inicjatyw rządowych (np. w Danii i Norwegii). Ze strony OECD i UNESCO, a szczególnie Komisji Europejskiej, płynie nieprzerwany potok zaleceń i zobowiązań do (rozumnego, uwzględniającego kontrargumenty) wprowadzania otwartego dostępu (np. komunikat KE z 17 lipca 2012 r. W stronę lepszego dostępu do informacji naukowej. Zwiększanie korzyści z inwestowania środków publicznych w badania naukowe). W ciągu 10 lat (2000-2009) dziesięciokrotnie wzrosła liczba artykułów publikowanych w trybie OD (do 191 850) oraz blisko siedmiokrotnie liczba czasopism OD (4769, 2009 r.). Politykę OD wprowadziło ponad 150 uniwersytetów (wśród nich największe, jak Harvard i MIT) oraz ponad 50 agencji finansujących badania (wśród nich największe, jak amerykański NIH oraz brytyjski Wellcome Trust). Wszystkim zainteresowanym, którzy nie byli na coraz częstszych konferencjach i warsztatach otwartego dostępu, polecamy lekturę raportu Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego Wdrożenie otwartego dostępu do treści naukowych i edukacyjnych. Praktyki światowe a specyfika polska, umieszczonego na stronie MNiSW (2012) lub wejście na portal open-access.net.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego finansuje dostęp do publikacji (ograniczony z konieczności do instytucji naukowych) w ramach systemu Wirtualna Biblioteka Nauki, a także możliwość darmowej publikacji artykułów polskich naukowców w ramach programu Open Choice wydawnictwa Springer, bazę NUKAT oraz projekt badawczy SYNAT (budowa uniwersalnej, otwartej, repozytoryjnej platformy hostingowej i komunikacyjnej dla sieciowych zasobów wiedzy dla nauki, edukacji i otwartego społeczeństwa wiedzy). W ramach projektu POL-on MNiSW rozpoczęto tworzenie systemu integrującego repozytoria instytucjonalne w Polsce – Polskiej Bibliografii Naukowej. Na polu otwartego dostępu aktywne są instytucje naukowe, m.in. ICM UW jest partnerem szeregu europejskich inicjatyw służących budowie i rozwojowi infrastruktury Otwartego Dostępu, takich jak DRIVER, OpenAire, OpenAire+ EuDML.

Twórcza równowaga

Powstaje jednak pytanie, czy konflikt między oboma podejściami rzeczywiście istnieje, a jeśli tak, to w jakiej formie oraz czy nie jest korzystny dla gospodarki i społeczeństwa.

Patrząc od strony badaczy, konflikt zmniejsza się, kiedy wymóg otwartości ogranicza się do obowiązku umieszczenia w Internecie jednej wersji artykułu – roboczej, przedłożonej redakcji czasopisma lub zaakceptowanej do druku, natychmiast lub po tzw. okresie embarga, w zależności od zasad stosowanych przez wydawcę. W sytuacji, gdy wymóg OD wprowadziły największe uniwersytety i agencje grantowe świata, odmowa zgody na OD ze strony wydawcy skazuje jego czasopismo na uwiąd. Problem jest inny i bardziej złożony, gdy obowiązek OD dotyczy danych oraz raportów z badań finansowanych ze środków budżetowych. Wówczas przed publikacją może powstrzymywać autora wzgląd na komercjalizację lub bezpieczeństwo publiczne. Dlatego też w wielu krajach, np. w Danii, obowiązek OD odnosi się na razie jedynie do artykułów w recenzowanych czasopismach.

Patrząc od strony gospodarki, różne badania wykazały ekonomiczne korzyści OD, pochodzące zarówno z upowszechnienia wyników badań, jak i z możliwości budowania nowych modeli biznesu opartych na wykorzystaniu otwartych danych (naukowych, edukacyjnych, rządowych). Dzięki rozmaitym narzędziom wyszukiwawczym (text mining) i analitycznym OD znacznie ułatwia nie tylko transfer wiedzy, ale także zarządzanie i ewaluację badań na szczeblu zespołu badawczego, uniwersytetu, agencji i ministerstwa.

Niemniej, nie da się uciec od faktu, że napięcie pomiędzy oboma podejściami istnieje, piszą Paul David i Timothy Caulfield. Najbardziej są one widoczne w sporach o zakres patentowania. Ale czy napięcia nie są paliwem rozwoju? Czy nie da się utrzymywać między nimi „twórczej równowagi”? Czy oba podejścia nie uzupełniają się?

Dr Jan Kozłowski, Departament Strategii Ministerstwa nauki i Szkolnictwa Wyższego.