Fizyka jest też dla kobiet
Prof. Agnieszka Zalewska z Instytutu Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie stanie na czele Rady Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN. To pierwsza w historii kobieta i pierwsza Polka, która pokieruje pracami Rady w tym największym laboratorium naukowym Europy. Krakowska badaczka neutrin, specjalistka w dziedzinie fizyki wysokich energii, swoim spektakularnym sukcesem udowadnia, że połączenie systematycznej pracy, zdolności i pasji do nauki jest kluczem do sukcesu.
Jak wyglądały początki Pani kariery naukowej i kto Panią wspierał?
Już w liceum wiedziałam, że właśnie fizyka to moje powołanie, dlatego decyzja o wyborze kierunku studiów była oczywista. Pracę magisterską, a później doktorską, obie obronione na Uniwersytecie Jagiellońskim, wykonałam opierając się na danych pochodzących z eksperymentu prowadzonego w CERN. Promotorem pracy doktorskiej był prof. Marian Mięsowicz, jeden z ojców założycieli polskiej fizyki cząstek elementarnych oraz twórca Zakładu Fizyki Wysokich Energii w Instytucie Fizyki Jądrowej (obecnie należącego do Polskiej Akademii Nauk), w którym zostałam zatrudniona zaraz po studiach. Już podczas studiów uczęszczałam na słynne sobotnie seminaria w gabinecie profesora Mięsowicza, gdzie panowała niesamowita atmosfera prawdziwej dysputy naukowej, a młodzież siadała na parapetach okiennych, poręczach foteli i gdzie popadło. Dużą rolę w rozwoju moich zainteresowań odegrało Naukowe Koło Fizyków Studentów UJ, gromadzące pasjonatów fizyki, z których wielu podjęło potem pracę naukową. Organizowaliśmy obozy naukowe, na których chodziliśmy w góry, wygłaszaliśmy własne referaty, słuchaliśmy referatów zaproszonych przez nas gości, a wieczorami śpiewaliśmy piosenki, niekoniecznie poprawne politycznie. Przyjaźnie z tamtych czasów przetrwały do dzisiaj. Dość powiedzieć, że prof. Michał Waligórski, krajowy konsultant ds. medycyny nuklearnej i rządowy przedstawiciel do Rady CERN-u, był jednym z głównych animatorów tego wieczornego śpiewania.
Bardzo ważną osobą, która zawsze mnie wspierała w rozwoju zawodowym, jest mój mąż – z zawodu fizyk-teoretyk. Kiedy się poznaliśmy, miał już na koncie habilitację, bardzo znane prace z modelu kwarków i był niezwykle cenionym przez studentów wykładowcą. Ja byłam jeszcze studentką. Mamy czwórkę udanych, dorosłych już dzieci oraz piątkę wnuków. Znakomicie uzupełniamy się w życiu prywatnym i zawodowym. Spotkanie Kacpra to była najlepsza rzecz, jaka mi się przydarzyła w życiu. Nasza działalność zawodowa była na ogół rozłączna. Zawsze jednak mogłam z nim porozmawiać o fizyce i bardzo dużo się od niego nauczyłam. Poza tym rozumie specyfikę tego zawodu, jak na przykład to, że trzeba jechać na nocny dyżur w eksperymencie czy przez kilka godzin z rzędu pracować w ciszy i skupieniu.
Jak wyglądała Pani droga do objęcia funkcji przewodniczącej Rady CERN?
Moja kariera nabrała rozpędu, gdy w latach 90. wyjechałam do CERN na blisko dwa lata i w eksperymencie DELPHI byłam odpowiedzialna za szereg prac zespołowych przy kluczowym w analizie danych krzemowym detektorze wierzchołka. Zostałam wtedy dostrzeżona, co zaowocowało powołaniem mnie do zarządu eksperymentu i jednego z tematycznych komitetów naukowych CERN. Udana praca w tych zespołach spowodowała kolejne propozycje awansu w strukturach organizacji. Sześć lat zasiadałam w Komitecie Polityki Naukowej, który jest doradczym komitetem naukowym Rady CERN. W ramach prac tego komitetu przewodniczyłam panelowi, który na potrzeby Rady opracował raport na temat przyszłości europejskiej fizyki neutrin. Przez ostatnie trzy lata w Radzie CERN pełniłam funkcję delegata naukowego Polski. Propozycja kandydowania na przewodniczącą Rady była dla mnie zaskoczeniem, ale ja lubię tego typu nieoczekiwane sytuacje, które się dzieją spontanicznie.
W laboratoryjnym kompleksie na granicy Francji i Szwajcarii pracuje ponad osiem tysięcy naukowców, techników, inżynierów czy pracowników administracji, którzy reprezentują 80 różnych narodowości. Wśród nich jest ponad 230 naukowców i inżynierów z Polski. Czy uważa Pani, że jej wybór na przewodniczącą Rady CERN świadczy o tym, że polska fizyka cząstek ma ugruntowaną pozycję w tym czołowym laboratorium i jest doceniania w świecie?
Niewątpliwie tak. Tradycje udziału Polaków w pracach grupy teorii i w eksperymentach w CERN sięgają lat sześćdziesiątych. Od lat projektowaliśmy i budowaliśmy w Polsce aparaturę do eksperymentów z udziałem polskich grup. Polskie zespoły inżynieryjno-techniczne odegrały widoczną i ważną rolę w uruchamianiu wielkiego zderzacza hadronów. Teoretycy z Krakowa i z Warszawy kierowali lub kierują ważnymi projektami w ramach Programów Ramowych UE, przez co do Polski zaczęli przyjeżdżać młodzi fizycy z krajów zachodnich. Niektórzy z nich zdecydowali się zrobić u nas habilitacje i pracować w polskich instytucjach naukowych. Nie tylko my wyjeżdżamy po naukę, ale do nas też warto przyjechać, bo Polska jest dobrym miejscem do rozwoju naukowego.
Jak zareagowała Pani na wieść o wygraniu wyborów na przewodniczącą Rady CERN? Jakie będą Pani priorytety w nadchodzącej kadencji?
Kiedy ogłoszono wynik wyborów, to się po prostu ucieszyłam, wiedząc, jakie to wyróżnienie polskiej fizyki cząstek, ilu osobom sprawi to radość i ile osób było zaangażowanych w popieranie mojej kandydatury. Następnie pojawiła się świadomość z lekka historycznego wymiaru tej decyzji Rady – po raz pierwszy wybrano przedstawiciela „nowego” kraju członkowskiego i po raz pierwszy wybrano kobietę. Potem przyszły życzenia i gratulacje od rodziny, przyjaciół, obecnych i dawnych współpracowników oraz kontakty z mediami. Te ostatnie staram się jakoś rozsądnie poukładać, bo z jednej strony mam świadomość, że moi rodacy i obywatele z krajów członkowskich CERN mają prawo wiedzieć, na co idą pieniądze z ich podatków, ale z drugiej strony przewodniczenie Radzie to duża odpowiedzialność i duża praca, do której muszę się dobrze przygotować. Trzeba więc zarezerwować na nią odpowiednią ilość czasu. Rok 2013 będzie bardzo ważny, bo Rada musi zakończyć proces aktualizacji strategii europejskiej fizyki cząstek oraz rozpocząć jej wdrażanie. Będzie to też rok, kiedy w lutym zakończy się zbieranie danych w eksperymentach przy wielkim zderzaczu hadronów i rozpocznie się jego blisko dwuletnia przebudowa. W kolejce stoją też państwa-kandydaci na nowych członków CERN lub na członków stowarzyszonych z CERN.
Panuje powszechne przekonanie, iż kobiety-badaczki promowane są przez uniwersytety niechętnie, że stronią od nauk ścisłych i ze względu na konflikt ról społecznych trudno im pogodzić karierę zawodową z obowiązkami rodzinnymi. W jaki sposób udało się Pani odnieść sukces w zawodzie naukowca, pojmowanym jako tradycyjnie męski?
Kiedy w latach 60. rozpoczynałam studia, nauki ścisłe cieszyły się dużą popularnością. Co ciekawe, wśród studentów Wydziału Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego było sporo kobiet, tyle że częściej niż mężczyźni z tych studiów odpadały i częściej wybierały specjalizację nauczycielską. Wydaje mi się, że konflikt ról społecznych jest coraz mniejszy – w społecznej świadomości coraz naturalniej przyjmowane jest to, że kobiety spełniają się też zawodowo. Osobiście w żadnym momencie mojej ponad czterdziestoletniej pracy zawodowej nie spotkałam się z ostracyzmem ze strony mężczyzn, a często pracowałam w zespołach z przewagą mężczyzn. Istotne było to, że od początku swojej działalności zawodowej pracowałam w międzynarodowych zespołach, czyli w warunkach, gdzie przede wszystkim liczyły się uzyskane wyniki, a nie narodowość czy płeć. To wielka zasługa poprzednich dwu pokoleń znakomitych polskich fizyków wysokich energii, którzy przez lata nawiązywali owocną współpracę z CERN. Wówczas w Polsce więcej było kobiet w fizyce niż na Zachodzie i uchodziliśmy za wyemancypowany kraj.
Dzięki wsparciu, jakie młode badaczki otrzymują z MNiSW w ramach programu „Dziewczyny Przyszłości”, już na początku swojej kariery naukowej mają szansę na realizację swoich badawczych pasji oraz na pełne wykorzystanie tkwiącego w nich potencjału. Czy stypendia i granty pomogły w rozwoju Pani kariery?
Wsparcie finansowe ze strony państwa w postaci stypendiów i grantów pomaga w rozwoju kariery naukowej kobiet i jest bardzo ważne. Ja nie korzystałam z żadnych grantów adresowanych do kobiet, bo w czasach mojej naukowej młodości w ogóle nie było polskich grantów czy stypendiów. Później, począwszy od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, występowałam o granty i często je dostawałam. To jest bardzo ważne, bo pozwala na większą niezależność naukową. Wracając jednak do współczesnych kobiet naukowców, to w przypadku tych, które chciałyby łączyć pasję naukową z udanym życiem rodzinnym, bardzo ważna jest też pomoc instytucjonalna ze strony państwa. Świadomość, że dzieci mają zapewnioną naprawdę dobrą opiekę w żłobku czy przedszkolu, pozwala na spokojne zajmowanie się pracą. Jedno na pewno się poprawiło – zakupy nie stanowią teraz żadnej trudności. Cieszę się, że młode kobiety nie muszą, tak jak kiedyś, korzystać z pomocy starszego pokolenia, aby w domu było masło czy papier toaletowy, ani czytać literatury fachowej stojąc w tasiemcowych ogonkach po mięso na kartki.
W jaki sposób możemy zachęcić utalentowane studentki do angażowania się w działalność naukową, zwłaszcza w dziedzinie nauk ścisłych?
Nie można zmuszać kobiet do nauk ścisłych. Powinny się realizować w tych dziedzinach, które same wybiorą i lubią. Jeśli wybór pada na nauki ścisłe, to wspaniale. Ważną rolę w przyszłych decyzjach zawodowych, nie tylko kobiet, odgrywają nauczyciele-pasjonaci i dom rodzinny. Dlatego powinniśmy bardzo dbać o wyróżniających się nauczycieli, w tym przypadku tych uczących fizyki czy matematyki. Jeśli idzie o dom rodzinny, to mój był bardzo dobry. Na modne ubrania pieniędzy rzadko starczało, ale na książki jakoś zawsze było ich dosyć. Szanowano też moje wybory, w tym wybór fizyki jako kierunku studiów i przyszłej pracy zawodowej. Na wyobraźnię działają też przykłady udanego rozwoju zawodowego – mam więc nadzieję, że mój przypadek odegra pozytywną rolę w budowaniu przekonania, że fizyka jest też dla kobiet.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.