Debata wyborcza w USA

Jerzy Thieme

Debaty na temat szkolnictwa wyższego nasilają się w USA w latach wyborczych. Ameryka jest zaniepokojona kryzysem gospodarczym, którego objawem jest pogłębiające się bezrobocie absolwentów uczelni. Przyczyn upatruje się m.in. w pogarszającej się jakości wyższego wykształcenia. W warunkach kryzysu zwraca się również coraz większą uwagę na obciążenia budżetu federalnego i budżetów stanowych kosztami stypendiów i pożyczek dla studentów. Łączną sumę zadłużenia studentów szacuje się w 2012 roku na sumę ponad 1 biliona dolarów, co stanowi więcej niż całkowite zadłużenie z tytułu kart kredytowych. Suma pożyczek studenckich przyrasta o około 100 mld USD rocznie (dla porównania: PKB Polski w 2012 roku jest prognozowane na 531 mld dolarów).

Od lat powracają w debatach takie pytania, jak: Czy na studia nie idzie zbyt wielu młodych ludzi? Czy nie należy ograniczyć, być może nadmiernego, zakresu pomocy dla studentów? Jeśli jej udzielać, to na podstawie wyników czy według potrzeb? Czy ograniczyć, a nawet zlikwidować, na uczelniach zatrudnienia na stałe? Czy potrzebne są ogólnokrajowe standardy nauczania? Czy wyniki w nauce studentów powinny rzutować na ocenę pracy profesorów?

Z przedstawionych powyżej tematów wybrałem trzy pierwsze. Dwa z nich, masowość wykształcenia i sposoby przyznawania stypendiów, dotyczą bezpośrednio problemów aktualnych nie tylko w USA, ale w wielu krajach rozwiniętych, w tym i w Polsce. Trzeci, stałe zatrudnienie kadry, zazwyczaj budzi duże zainteresowanie każdego środowiska akademickiego.

Czteroletnie studia w kolegium (college), zakończone tytułem bakałarza (bachelor) i odpowiadające naszemu licencjatowi, są w USA podstawową formą wyższego wykształcenia. Kolegia są częścią uniwersytetów lub osobnymi czteroletnimi szkołami wyższymi. Istnieją także kolegia dwuletnie, tzw. community college, po ukończeniu których możliwa jest kontynuacja nauki w kolegium czteroletnim. W związku z tym dyskusja publiczna nad wyższym wykształceniem dotyczy głównie, o ile nie jedynie, tych właśnie studiów, podczas gdy studia magisterskie i doktoranckie (graduate) traktuje się jako „sprawę prywatną”.

Argumenty za i przeciw, padające w debatach, mają charakter nie tylko merytoryczny, ale także w dużej części polityczno-wyborczy. Choć przedstawiane poniżej argumenty były formułowane przez przedstawicieli środowiska akademickiego i specjalistów w zakresie szkolnictwa wyższego, to zaczerpnąłem je nie z opracowań akademickich, lecz z dyskusji medialnych, gdzie głównie toczy się ta debata. Celem artykułu jest bezstronna, w miarę mych możliwości, relacja poglądów prezentowanych w tej debacie.

Nadmiar studentów – konieczność czy marnotrawstwo?

Tabela 1. Procent młodzieży w wieku 18-24 lata studiującej w kolegiach w USA

Rodzaj szkoły

1980

1995

2010

Szkoły wyższe (kolegia) 2-letnie

7%

9%

14%

Szkoły wyższe (kolegia) 4-letnie

18%

26%

28%

Razem

25%

35%

42%

 

Źródło: National Center for Education Statistics, Department of Education USA

Wyższe wykształcenie było przez lata traktowane jako przepustka do lepszego życia. Absolwenci uczelni zarabiają około dwukrotnie więcej od absolwentów szkół średnich. Jednak w ostatnich latach rosnące koszty tego wykształcenia, zadłużenie absolwentów sięgające 1 biliona dolarów oraz trudności ze zdobyciem pracy po studiach nasuwają pytanie czy na studia nie idzie zbyt wielu młodych ludzi.

Argumenty zwolenników ograniczenia liczby studentów: W ciągu ostatnich 50 lat wydatki publiczne na wyższe wykształcenie w USA potroiły się, a czesne wzrasta w tempie znacznie przekraczającym poziom inflacji. Ponad 40 proc. studentów czteroletnich kolegiów uzyskuje dyplom w ponad sześć lat. W wielu kolegiach studia kończy dyplomem mniej niż 30 proc. studentów przyjętych na I rok, a reszta porzuca studia i nigdy ich nie kończy. Dla wielu absolwentów nie ma miejsca pracy na rynku. 1/3 absolwentów kolegiów pracuje na stanowiskach niewymagających dyplomu. Z drugiej strony, w obliczu nadmiaru absolwentów pracodawcy bez żadnego uzasadnienia podwyższają wymagania kwalifikacyjne, bez których nie można dostać nawet nieskomplikowanych prac. Masowość czteroletniego wykształcenia w uczelniach stanowych pogarsza jego jakość, powiększa dystans w stosunku do elitarnych uczelni prywatnych. Masowość działa więc w przeciwnym kierunku niż przyświecały jej założenia, zwiększając, a nie zmniejszając, różnice społeczne.

Argumenty przeciwników ograniczenia liczby studentów: Większość stanowisk pracy wymaga lub będzie wymagać uniwersalnych umiejętności warsztatowych (posługiwanie się komputerem, przygotowywanie analiz i prezentacji itp.) oraz umiejętności współpracy i nawiązywania kontaktów międzyludzkich, które zdobywa się w kolegium. Przeciwnicy ograniczenia liczby studentów uważają, że na studia powinny trafiać wszystkie osoby, których uzdolnienia dają szanse na ich ukończenie. Ograniczenie liczby studentów wymagałoby ponadto przyjęcia metod selekcji kandydatów. Aby pogodzić masowość wykształcenia z dostępnymi środkami finansowymi, stan Kalifornia oferuje np. miejsca w czteroletnich stanowych kolegiach dla nie więcej niż 25 proc. absolwentów szkół średnich, którzy osiągnęli najlepsze wyniki. Pozostali absolwenci szkół średnich mają zapewnione miejsce w znacznie tańszych dwuletnich kolegiach stanowych, po ukończeniu których mają możliwość (ale nie pewność!) kontynuacji nauki w kolegiach czteroletnich. Dzięki dotacji ze środków publicznych wszyscy chętni mogą studiować w kolegiach stanowych, w których koszty nauki są znacznie niższe niż w uczelniach prywatnych. Jednocześnie ograniczenie miejsc w drogich kolegiach czteroletnich obniża całkowitą sumę dotacji stanowych.

Zakres pomocy materialnej

Tabela 2. Rosnący zakres pomocy finansowej na studiach licencjackich w USA

Lata

Rodzaj pomocy

Procent studentów

Średnia wysokość pomocy rocznie

 

2007-8

Wszystkie źródła*

Stypendia

Pożyczki

79,6 proc.

67,6 proc.

52.6 proc.

nieznana

8 070 USD

6 198 USD

 

2009-10

Wszystkie źródła

Stypendia

Pożyczki

85,0 proc.

73,6 proc.

58,7 proc.

nieznana

9 526 USD

7 213 USD

 

* Pozycja „wszystkie źródła” dotyczy kilkunastu rodzajów pomocy finansowej poza pomocą udzielaną przez rodziny studentów. Stypendia i pożyczki pochodzą ze środków federalnych, stanowych i prywatnych, choć przeważającą rolę odgrywają środki federalne (ok. 80 proc.). Większość studentów korzysta jednocześnie z wielu źródeł pomocy.

 

Źródło: National Center for Education Statistics, Department of Education USA

Rosnące wydatki publiczne na szkolnictwo wyższe są przedmiotem kolejnej debaty publicznej w USA. Bezpośrednie finansowanie 1630 stanowych uczelni publicznych wynosiło 72,5 mld USD w 2011-2012 (co starczało na pokrycie mniej niż 30 proc. ich kosztów działania). Ponad dwukrotnie więcej wynosiły federalne wydatki na stypendia i pożyczki dla studentów – 157 mld USD w roku 2010-2011.

Kandydaci na studia otrzymują ze wszystkich uczelni, którymi są zainteresowani, oferty pomocy materialnej, stanowiące kombinację bezzwrotnych stypendiów i nisko oprocentowanych pożyczek. Zarówno stypendia, jak i pożyczki pochodzą ze źródeł federalnych, stanowych, prywatnych oraz funduszy własnych uczelni i przysługują na tych samych zasadach studentom uczelni publicznych i prywatnych. Bardzo często o wyborze uczelni decyduje atrakcyjność pakietu pomocy finansowej.

Stypendia w roku 2011-2012 pokrywały średnio około 29 proc. całkowitych kosztów wykształcenia (czesne, mieszkanie, wyżywienie), a około 27 proc. było finansowane pożyczkami. Reszta pochodziła ze środków własnych studentów i ich rodzin.

Debata dotyczy problemu, jak najbardziej racjonalnie wykorzystywać ogromne środki idące na pomoc publiczną dla studentów: wspierać najbardziej potrzebujących czy też rokujących największe nadzieje na osiągnięcie najlepszych wyników? Podnoszone są także wątpliwości, czy ogólny zakres pomocy finansowej nie jest za duży i czy nie powoduje przez to galopującego wzrostu czesnego. Uczelnie podwyższają czesne wiedząc, że studenci mogą względnie łatwo otrzymać środki na jego częściowe pokrycie. Bez tej pomocy popyt na studia musiałby spaść, zmuszając uczelnie do konkurencyjnej obniżki czesnego.

Argumenty za utrzymaniem obecnego zakresu pomocy finansowej: Zwolennicy uważają, że przejście na pomoc dla studentów osiągających dobre wyniki oznaczałoby w praktyce wsparcie bogatszych kosztem biedniejszych. Według nich dobre wyniki studentów biorą się stąd, że bogatsze rodziny są w stanie zainwestować więcej w dzieci na wczesnych etapach edukacji. Bez pomocy finansowej rodziny o niskich zarobkach nie są w stanie sfinansować dzieciom wyższego wykształcenia. Większość wydatków studentów i ich rodzin idzie na czesne, które w roku 2010-2011 wynosiło średnio na uczelniach prywatnych 38 589 USD, a na uczelniach stanowych 17 131 USD (dla porównania średnioroczne dochody gospodarstwa domowego wynosiły 67 530 USD w 2010 roku). Średnie roczne koszty (czesne, akademik i wyżywienie) związane z kształceniem w kolegium przekraczają połowę średnich rocznych dochodów uboższych rodzin. W 2006 roku zaledwie 54 proc. studentów pochodzących z nisko zarabiających rodzin, a którzy osiągnęli na testach w szkole średniej wymagane wyniki, podjęło studia. Zaledwie 45 proc. studentów z rodzin o niskich dochodach kończy czteroletnie studia w 6 lat, jeśli pomoc wynosi poniżej 1/4 całości czesnego. Natomiast odsetek ten wzrasta do 68 proc., jeśli pomoc stanowi ponad 3/4 czesnego. Stypendia przydzielane na podstawie potrzeb to nie tylko inwestycja w jednostkę (dobro prywatne), ale inwestycja w kraj (dobro publiczne). Historia pokazuje, że wiele wybitnych jednostek pochodziło z ubogich rodzin, a bieda nierzadko stymuluje wysoką innowacyjność. Zwolennicy obecnego zakresu pomocy finansowej uważają również, że nie można udowodnić wpływu pomocy finansowej na wzrost czesnego, natomiast można udowodnić, że wysoki poziom czesnego wynika z obcinania przez rządy stanowe alokacji finansowych na szkoły wyższe, co ma miejsce od kilku już lat.

Argumenty przeciwników obecnego zakresu pomocy finansowej: Od około 60 lat ogromne sumy pieniędzy idą na pomoc finansową, która jest udzielana głównie w zależności od sytuacji materialnej, a nie w zależności od osiągnięć akademickich. Obecnie aż 60 proc. studentów kolegiów otrzymuje stypendia i pożyczki o łącznej średniej wysokości ponad 16 tys. dolarów rocznie. Przeciwnicy tak dużej pomocy twierdzą, że ten ogromny strumień pieniędzy powoduje wzrost czesnego i jednocześnie pogorszenie jakości wykształcenia. Obfitość środków finansowych, jakimi dysponują kolegia, objawia się głównie konkurencją w wyposażeniu ich laboratoriów, oddawaniu nowych budynków i powiększaniu zakresu usług dla studentów, zamiast konkurencją w podwyższaniu jakości wykształcenia lub obniżaniu jego kosztów. W latach 1993-2007 wydatki na administrację uczelni wzrastały w tempie dwukrotnie szybszym niż bezpośrednie wydatki na nauczanie studentów. Głównym problemem ubogich kandydatów na studia nie jest brak pomocy materialnej, ale jakość wykształcenia, jakie otrzymują w szkole średniej. Wspomaganie źle przygotowanych studentów jest więc marnowaniem środków publicznych, które mogłyby być spożytkowane na przykład na poprawę jakości szkolnictwa średniego. Powodem, dla którego maturzyści nie kontynuują nauki w kolegium, jest brak dostatecznego przygotowania z matematyki i języka angielskiego. Więcej niż 1/3 studentów I roku kolegium zmuszona jest korzystać z kursów wyrównawczych. Dzięki systemowi pożyczek i stypendiów kolegia przyjmują wielu słabych studentów, przez co pogarsza się średnia jakość wykształcenia. Ponadto rozdawanie pieniędzy bez spełnienia żadnych wymogów prowadzi do uzależnienia od pomocy.

Co z zatrudnieniem na stałe?

Dyskusje nad jakością wykształcenia w USA bardzo często dotyczą problemu zatrudnienia kadry naukowo-dydaktycznej na stałe (tenure). System ten polega na tym, że po siedmiu latach pracy na uczelni pracownicy naukowi spełniający wymogi danej uczelni otrzymują awans na stanowisko associate professor z gwarancją zatrudnienia na stałe. Choć system tenure jest indywidualny dla każdej uczelni i nie podlega regulacjom prawnym, to jednak budzi emocje polityczne. Obserwuje się, że niezależnie od tych emocji liczba stanowisk tenure i stanowisk, które prowadzą do stałego zatrudnienia (tenure track) zmniejszyła się od roku 1975 z 2/3 do 1/3 wszystkich stanowisk na uczelni. Powody są głównie finansowe – uczelnie nie chcą mieć długofalowych zobowiązań. Wiele uczelni nie tylko ograniczyło liczbę stanowisk tenure, ale całkowicie zrezygnowało z tego systemu. W ostatnich latach pozostał on tylko w mniej niż połowie szkół, co pokazuje Tabela 3.

Tabela 3. Procent uczelni (ponaddwuletnich) oferujących stałe zatrudnienie (tenure) w USA

1993–1994

63 proc.

1999–2000

55 proc.

2009–2010

48 proc.

 

Źródło: National Center for Education Statistics, Department of Education USA

Tabela 4. Procent zatrudnionych na stałe w uczelniach oferujących tenure

Profesorów zwyczajnych (professors)

90 proc.

Innych profesorów (associate professors)

75 proc.

Asystentów (assistant professors)

10 proc.

Wykładowców (instructors)

38 proc.

 

Źródło: National Center for Education Statistics, Department of Education USA

Argumenty przeciwników stałego zatrudnienia: Przeciwnicy uważają, że system tenure jest głównym hamulcem poprawy jakości kształcenia. Chęć zdobycia tenure prowadzi do konformizmu w poglądach kandydatów na programy nauczania, na administrację i na gospodarkę finansową uczelni. Przyczynia się do utrzymania status quo na wielu uczelniach, ponieważ młodzi dysydenci mają małe szanse na uzyskanie tenure. Z kolei kadra, która posiada tenure, w obronie wygodnego status quo jest w stanie zablokować reformy proponowane przez zarząd uczelni i radę nadzorczą, które są zatrudniane na czas ograniczony, oraz wygrać ze studentami i ich rodzicami, którzy chcieliby zmian niewygodnych dla profesury. Przykładem mogą być godziny zajęć ustalane często z punktu widzenia wygody profesorów, a nie racjonalnego wykorzystania sal wykładowych. Tenure dostaje się głównie za dorobek naukowy, a nie za wysoką jakość nauczania. Przy obecnym sposobie przyznawania tenure profesorowie stają się ekspertami od masowej produkcji często niewiele wartych prac naukowych, zaniedbując dydaktykę. System ten nagradza badania nie tylko z punktu widzenia stabilności zatrudnienia, ale i z punktu widzenia wysokości wynagrodzenia. Badania zlecone przez „The Journal of Higher Education” pokazały, że im większą część pracy profesorowie spędzali na dydaktyce, tym mniejsze było ich wynagrodzenie. Ponieważ kadra zatrudniona na stałe zajmuje się badaniami, to coraz więcej zajęć prowadzą wykładowcy zatrudnieni na stałe (instructors) oraz wykładowcy kontraktowi (adjunct professors). Stanowią oni w wielu uczelniach około połowę kadry. Tam, gdzie mają przewagę, widocznie spada jakość nauczania mierzona np. wydłużeniem czasu potrzebnego studentom do uzyskania dyplomu. Niezbędni do funkcjonowania uczelni wykładowcy kontraktowi często też pracują na wielu uczelniach jednocześnie, co wpływa negatywnie na jakość ich pracy.

Argumenty zwolenników stałego zatrudnienia: Zwolennicy twierdzą, że wprost przeciwnie, z systemu tenure wynika wysoka jakość edukacji w USA. Poprzeczki kwalifikacyjne do uzyskania tenure są ustawione tak wysoko, że tylko najlepsi mogą je przekroczyć. Wynika to m.in. z tego, że od niemal 40 lat liczba osób z doktoratem znacznie przekracza w USA liczbę miejsc pracy na uczelniach, co umożliwia bardzo ostrą selekcję kandydatów do pracy na uczelni. Czasami o jedno stanowisko ubiega się od 500 do 1000 kandydatów. Zatrudnienie na stałe powoduje, że każda pomyłka personalna jest również „na stałe”, z czego dobrze zdają sobie sprawę komitety selekcyjne, robiąc wszystko, co możliwe, aby takich pomyłek uniknąć. Tym, którzy ją osiągną, tenure daje wolność wyboru badań praktycznie bez żadnych ograniczeń i bezpieczeństwo utrzymania stanowiska nawet największym przeciwnikom propozycji wysuwanych przez zarząd uczelni. Wysokie wymagania względem studentów są łatwiejsze w systemie tenure, bo na surowe oceny studentów mogą sobie pozwolić tylko nauczyciele akademiccy zatrudnieni na stałe.

W zgodzie z polityką państwa

Z trzech poruszonych w tym artykule tematów decyzje w sprawie dwóch pierwszych, czyli liczby studentów oraz ogólnej sumy i charakteru stypendiów i pożyczek publicznych, mogą zależeć w USA od wyniku wyborów w 2012 roku. O liczbie miejsc w stanowych kolegiach dofinansowywanych ze środków publicznych będą decydować nowo wybrani posłowie do kongresów stanowych i gubernatorzy stanów. O sumie stypendiów i pożyczek federalnych zadecydują nowo wybrany kongres i prezydent. System tenure, który budzi duże zainteresowanie i emocje środowiska, nie podlega w USA żadnej regulacji zewnętrznej, pozostając w gestii samych uczelni. Jednakże ogólny wynik wyborów będzie miał wpływ w długim terminie na obsadę rad powierniczych uczelni, wybieranych m.in. przez gubernatorów stanów. A rady powiernicze będą miały wpływ na kierunek zmian zachodzących na uczelniach, więc i na pozostawienie lub likwidację tenure.

W Polsce państwo (czyli my – podatnicy) finansuje zarówno uczelnie publiczne (większość wydatków), jak i większość stypendiów. Polityka państwa dotycząca dostępności studiów i stypendiów powinna być poddana debacie, w wyniku której winna stać się kluczową częścią strategii rozwoju szkolnictwa wyższego. Jeśli chodzi o masowość wyższego wykształcenia, to argumenty prawne, społeczne i kulturowe „za” są podobne w wielu krajach. Z drugiej strony, w wielu krajach istnieje nadmierne zadłużenie sektora publicznego, które, jak można się obawiać, będzie zmuszało do zmniejszenia udziału państwa w finansowaniu sektora szkolnictwa wyższego. Wynika z tego, że masowość wyższego wykształcenia będzie musiała się zmniejszyć lub studenci i ich rodzice będą musieli przejąć część jego kosztów w formie czesnego wpłacanego do sektora szkół niepublicznych i publicznych.

Stypendia mają inny charakter w krajach, w których wykształcenie wyższe jest płatne i w tych, gdzie jest ono darmowe. W Polsce, jak dotąd, wydatki własne studentów szkół publicznych dotyczą głównie mieszkania i wyżywienia, w związku z czym systemy stypendialne wymagają innych rozwiązań niż np. w USA. Natomiast, jakiekolwiek by one nie były, to powinny być zgodne z polityką państwa w zakresie dostępności wyższego wykształcenia, zarówno publicznego, jak i niepublicznego.

Dr Jerzy Thieme jest autorem książki Szkolnictwo wyższe. Wyzwania XXI wieku – Polska, Europa, USA (DIFIN, Warszawa 2010) oraz współautorem Strategii szkolnictwa wyższego 2020. Pracował na uniwersytetach i w bankach w USA, w Anglii i w Polsce.