Grodziccy

Magdalena Bajer

Tytułów akademickich w tej licznej i daleko w przeszłości zakorzenionej rodzinie nie tyle, ile by ich było, gdyby najwybitniejszych przedstawicieli kolejnych pokoleń nie angażowały inne rodzaje służby, niż badanie świata i opisywanie w książkach. Należy się wszakże Grodzickim miejsce pośród uczonych rodów, gdyż ci z nich, którym los oszczędził wojowania (o to, który z trzech synów zostanie w rodzinnym majątku, gdy dwaj pójdą na wojnę bolszewicką w 1920 r., ciągnęli losy), działali gorliwie dla szerzenia wśród ogółu oświaty, wiedzy rolniczej, ambicji edukacyjnych.

Wstęp trochę osobisty

Dostałam list z mojego drugiego rodzinnego miasta, tj. z Wrocławia. Od nieznanej osoby (trafił do mnie okrężną drogą), zawierający pytanie o jednego z laureatów konkursu na pamiętniki wrocławian, który Polskie Towarzystwo Socjologiczne przeprowadziło pod koniec lat sześćdziesiątych. Byłam wtedy jednym z członków jury „wstępnego”, dokonującego pierwszej selekcji nadesłanych tekstów, żeby nie fatygowali się tym wielcy profesorowie, wydający ostateczny werdykt.

Konkurs przyniósł wyniki bardzo ciekawe, co przypomnę tu najkrócej. Otóż w powszechnej opinii uczestników uderzającą cechą wczesnego (pionierskiego) okresu życia społecznego w odbudowywanym mieście nad Odrą był demokratyzm. Brak barier społecznych, umożliwiający wspólne działania na wszystkich aktualnych polach, który już w momencie ogłaszania konkursu, a więc szybko, owocował solidarnością we wspólnym trudzie oraz trwałymi, jak miało się okazać, przyjaźniami. Z czasem socjologowie wszystko to opisali, pokazali na tle porównawczym, a społeczne bariery poczęły odrastać, jednak w innej niż tradycyjna postaci.

Przywołane wspomnienie skłoniło mnie do poświęcenia uwagi rodzinie Grodzickich, dlatego że jest pod pewnymi względami typowa, a także dlatego, że ma – co rzadkie – związki z Wrocławiem z dawnych wieków, kiedy miasto nie było polskie. Zajrzałam do zapisu o tej rodzinie (niektórych jej członków pamiętam) Anny Fastnacht-Stopnickiej w jej książce Saga wrocławska (Wrocław 2004).

Na granicy epok

Pieczętują się Grodziccy herbem Gryf, wedle rodzinnych przekazów wywodząc ród od Jaksy, który w XII wieku ożenił się z córką śląskiego możnowładcy Piotra Włostowica (pojawił się już w genealogii Dunin-Wąsowiczów, których przedstawiłam dawniej), fundatora wielu dzisiejszych zabytków. Stary dąb, jemu poświęcony, mijałam codziennie jadąc tramwajem z domu na wrocławski uniwersytet – w tych samych latach, kiedy studiował tam najbardziej uczony ze współczesnych Grodzickich, późniejszy profesor – Andrzej.

Zanim jednak do tego doszło, były w dziejach rodziny postaci wyróżniające się i talentami, i zasługami, i cnotami. Pierwsze nie wszystkim udawało się rozwijać, bowiem gdy przychodził na to czas, przeszkadzała historia, stawiając inne pilne zadania.

W rodzie Grodzickich spełniało je wiele kobiet. Prababka profesora Andrzeja, Stanisława z Grodzickich Lipska, serdeczna znajoma Fryderyka Chopina, mając 22 lata porzuciła ziemiańskie salony, gdzie kompozytor bywał i improwizował na prośbę przyjaciół, żeby wziąć udział w powstaniu listopadowym i walczyć u boku męża o Olszynkę Grochowską. A Wojciech Lipski, uczeń gimnazjum św. Macieja we Wrocławiu (w jego dawnym gmachu mieści się Ossolineum), potem student wrocławskiego i lipskiego uniwersytetów, otrzymał za powstanie Krzyż Virtuti Militari i… rok wiezienia, po czym został działaczem politycznym i gospodarczym, posłował do sejmu pruskiego.

Z tą samą energią i żarliwością, jakie pchały do insurekcyjnych czynów, oddał się działaniom z ducha pozytywistycznym, jako współzałożyciel czasopism „Dziennik Polski” i „Ziemianin” oraz inicjator budowy gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim. Z Wielkopolską związana była rodzina od pokoleń i żywoty poszczególnych jej członków wyraziście wzbogacały wielkopolskie tradycje „pracy obywatelskiej”, w krótkich podczas zaborów momentach, kiedy na nią pozwalały warunki.

Potomkowie powstańców, Lipskich i sybiraka Filipa Grodzickiego, dziadkowie przyszłego profesora nie bez przeszkód realizowali plany pracy u podstaw. Bronisław Grodzicki, którego syna wyrzucono ze szkoły za czytanie Dziadów , musiał sprzedać swoje dobra w powiecie śremskim i osiąść na Kujawach.

Tam zasłużyła się wielce jego żona Maria, działaczka Stowarzyszenia Zjednoczonych Ziemianek, zakładając i budując na własnej ziemi szkołę dla dziewcząt wiejskich, nazwaną przez miejscową ludność Marysinem i do dziś pamiętaną. Bratanek Marii, Józef Lipski, był w okresie międzywojennym ambasadorem Rzeczypospolitej w Berlinie.

Kolejne próby

Podobieństwa losów przedstawicieli warstwy szlacheckiej, której część w XIX wieku przeobrażała się w inteligentów, są nader częste. Toteż i w macierzystej linii ma prof. Grodzicki bohaterskie czyny przodków. Prapradziadek Marceli Karczewski padł od moskiewskiej kuli na placu przed Towarzystwem Kredytowym Ziemskim w Warszawie 27 lutego 1861 r., trafił do podręczników historii w gronie pięciu poległych, których śmierć stała się impulsem do powstania styczniowego.

Z uwagi na rodzinne związki Grodzickich z Wrocławiem trzeba przypomnieć, że tamtejsi Polacy zamówili kilka dni później mszę św. za poległych w Warszawie, a dwa lata później powołali przedstawicielstwo Rządu Narodowego w mieście nad Odrą, gromadzili fundusze i broń dla powstańców.

Następne wojenne potrzeby angażowały synów i córki rozgałęzionego rodu, przeszkadzając w umyślonych drogach życiowych.

Uczony żywot rozpoczęła matka chrzestna przyszłego profesora Maria Grodzicka, wstępując na studia w Sorbonie. Słuchała tam wykładów filozoficznych Henri’ego Bergsona, twórcy modnego wówczas intuicjonizmu, laureata literackiej Nagrody Nobla, ale także wykładów Marii Skłodowskiej-Curie o materii, z której zbudowany jest świat. Bywała u zaprzyjaźnionej Marii Góreckiej, córki Adama Mickiewicza, gdzie spotykało się na dyskusjach grono polskich twórców oraz intelektualistów, wśród nich Sienkiewicz i Paderewski. Studiów nie ukończyła, a wrocławski wątek podjął syn rodzony, zaś nieco później syn chrzestny – po drugiej wojnie światowej i wielkich społecznych przeobrażeniach, które boleśnie dotknęły warstwę ziemiańską.

Pierwszego września 1939 r. dwie jej córki, Maria i Elżbieta, opuściły klasycystyczny murowany dwór we Wrzącej, niedaleko Łodzi, gdzie wychowało się osiem pokoleń Grodzickich i pojechały do Warszawy organizować Szpital Maltański, w którym przepracowały całą wojnę jako sanitariuszki.

Najmłodszy z rodzeństwa, dwunastoletni Józef, dopiero później poszedł do partyzantki, skończył tajną podchorążówkę i w 1945 r. zapisał się na Wydział Prawa Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu, strzegąc jego budynków – jeszcze z karabinem – jako członek Straży Akademickiej. Pierwszy w rodzie skończył studia na tej uczelni, angażując się z właściwą sobie aktywnością w prezesowanie Kołu Naukowemu Prawników, Sądowi Koleżeńskiemu Bratniej Pomocy.

W pracy radcy prawnego, jedynej jaką uzyskał, owa aktywność nie znajdowała ujścia. Dopiero po Sierpniu, gdy został doradcą Zarządu Regionu „Solidarności”, Józef Grodzicki mógł znowu służyć – wedle rodzinnych wzorów, własnych ambicji oraz temperamentu. W stanie wojennym współtworzył Arcybiskupi Komitet Charytatywny, by wiele lat nim kierować. Jest Kawalerem Maltańskim, co, jak myślę, można uznać za – ceniony – relikt odebranej przez historię tradycji ziemiańskiej, a jeśli sięgnąć aż do przodka Jaksy – rycerskiej. Syn również jest prawnikiem, zatem bliższa, inteligencka tradycja także się przedłuża.

Bogaty początek

Urodzony w r. 1935 w rodzinnym majątku Sokołów pod Włocławkiem Andrzej Grodzicki znalazł się po wojnie na Dolnym Śląsku, a w r. 1952 zapisał się na Wydział Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu, w którym kilku jego antenatów rozpoczynało studia. Jemu dane było studia ukończyć i wcześnie wejść na drogę naukową – został asystentem w zespole katedr Geologii i Mineralogii, uczniem światowej sławy przyrodoznawcy Józefa Zwierzyckiego. Geologia, a może zwłaszcza mineralogia, kusiły wówczas ciekawych otaczającego świata młodych ludzi, wiedziano bowiem o Sudetach, że jako góry bardzo stare kryją wiele skarbów.

Andrzej Grodzicki doktorat zrobił w r. 1969, profesorem jest od r. 1998. Ma w dorobku ponad 120 prac opublikowanych w kraju i za granicą, ale także pionierskie metody petrograficzne i geologiczne, zajmuje się bowiem tymi specjalnościami nauk o Ziemi, a także mineralogią. Opracował oryginalną metodę o trudnej do zapamiętania nazwie, która pozwala wytyczać granice między warstwami skał różnego pochodzenia, zatem i różnego wieku w warstwach geologicznych.

Zainteresowania pierwszego w długim szeregu pokoleń inteligenta z akademickim cenzusem są rozległe, zarazem najbardziej aktualne. Obejmują petroarcheologię i petroarchitekturę. Pierwsza łączy metody geologii i archeologii, pozwalając sytuować pozostałości kulturowe w osadach skał i precyzyjniej niż dotąd je interpretować. Druga odnosi się do praśladów budownictwa. We współpracy z archeologami wielu placówek Wrocławia i Berna pod kierunkiem prof. Grodzickiego przeprowadzono analizę składu materiałów kamiennych z różnych epok archeologicznych Dolnego Śląska.

Pośród jego zainteresowań niemało miejsca zajmuje gemmologia, zwłaszcza badanie kamieni szlachetnych i złota w sudeckich skałach okruchowych różnego wieku. Profesor odkrył kilka miejsc podwyższonej koncentracji barwnych cyrkonów w okolicach Złotoryi i Legnickiego Pola, a także innych kamieni ozdobnych w dolinie Bobru. Wyniki tych badań opublikował w czasopismach naukowych.

Podjęcia wątku tradycji pozytywistycznej, bogatej w dziejach rodzinnych, wolno upatrywać w praktycznym zastosowaniu wiedzy gemmologicznej przez jej wybitnego przedstawiciela. Andrzej Grodzicki napisał Informator dla amatora – poszukiwacza złota, kamieni szlachetnych i ozdobnych , który miał już kilka wydań. Ukończywszy kurs czeladniczo-mistrzowski w zakresie szlifowania takich kamieni, zasiadał przez szereg lat w Komisji Egzaminacyjnej dla adeptów tego rzemiosła przy Wrocławskiej Izbie Rzemieślniczej. Nie zdołam wymienić wszystkich funkcji prof. Grodzickiego związanych z popularyzowaniem nauk o Ziemi, Sudetów, gemmologii, geoturystyki, rodzimych kamieni szlachetnych i ozdobnych. Zainteresowanie nimi wzięło górę nad przywiązaniem do klejnotów heraldycznych, z którego być może pozostało poczucie, że warto mieć bogate zainteresowania oraz przekonanie, że chociaż część z nich uda się zaspokoić.

Następnym pokoleniom Grodzickich oraz ich koligatów przyjdzie inaczej niż przodkom służyć, innemu także społeczeństwu. Doświadczenia długiej historii rodu będą w tym nie balastem, ale pomocnym wyposażeniem. ☐