Wielka mistyfikacja

Henryk Grabowski

Po dłuższej przerwie otrzymałem propozycję zrecenzowania kilku prac magisterskich. Nie ufając pamięci zapytałem, czy mam przygotować po dwa egzemplarze opinii, czy zostaną one skopiowane w dziekanacie i dostarczone magistrantom. W odpowiedzi usłyszałem, że nie ma zwyczaju przekazywania studentom recenzji prac przed ich obroną. Wydało mi się to na tyle absurdalne (o czym za chwilę), że postanowiłem zbadać rozmiary tego zjawiska w skali kraju.

Z przeprowadzonego sondażu telefonicznego na próbie reprezentatywnej w liczbie 34 uczelni, dobranych losowo ze zbiorowości generalnej publicznych i niepublicznych szkół wyższych w Polsce, posiadających uprawnienia do prowadzenia studiów II stopnia, wynika, że tylko w pięciu przypadkach (ok. 15 proc.) studenci otrzymują recenzje swoich prac magisterskich przed obroną. W pozostałych uczelniach (85 proc.) dostęp do tych recenzji jest w większości przypadków niemożliwy ze względu na to, że są one dołączane do dokumentacji dopiero w trakcie egzaminu końcowego, a w pozostałych znacznie ograniczony (np. przez to, że student musi wyraźnie tego zażądać).

Trzeba się z tym pogodzić, że prace magisterskie, w związku z ich umasowieniem, przestały być źródłem wiarygodnej wiedzy. Czasy, kiedy dane z tych prac stanowiły wartościowy materiał empiryczny dla autorów rozpraw doktorskich i habilitacyjnych, zdają się już należeć do historii. Jednak funkcja dydaktyczna tych prac w postaci przygotowania do krytycznego korzystania z wyników badań innych autorów, jako warunku „twórczej pracy w określonym zawodzie” (patrz Prawo o szkolnictwie wyższym rozdz. 1, art. 2, pkt. 8) lub do podjęcia studiów III stopnia, nie straciła na aktualności.

Źródłem informacji dla magistranta o mocnych i słabych stronach tego przygotowania jest (a przynajmniej powinna być) recenzja pracy magisterskiej. Nie mówiąc o braku możliwości jakiejkolwiek obrony bez znajomości ewentualnych zarzutów.

Wszyscy narzekają na służbę zdrowia, kolej itp. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, że szpitale udają, że leczą pacjentów, a koleje udają, że przewożą pasażerów. Tylko w szkolnictwie wyższym można udawać, że prace magisterskie do czegoś służą i nikogo to nie dziwi. Na moje pytanie, po co pisane są recenzje prac magisterskich, skoro nikt ich nie czyta, jeden z dziekanów z rozbrajającą szczerością odpowiedział: żeby były w papierach na wypadek kontroli Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Nic dodać, nic ująć.