W sprawie Komisji ds. Etyki w Nauce

Robert Kościelny

Rozważania te w znacznym stopniu odwołują się do osobistych doświadczeń i są próbą wyciagnięcia z nich konkluzji. Zastanawiając się nad wartością opinii opierających się na takich, dość jednostronnych, przyznajmy to, podstawach, doszedłem do wniosku, że nie są one pozbawione wartości. Chociaż na pewno wymagają konfrontacji z doświadczeniami i morałami z nich wywiedzionymi przez innych ludzi, będących w sytuacji podobnej do mojej.

Z powyższego wynika, że podstawowym walorem dzielenia się wnioskami wypływającymi z doświadczeń jednostkowych – nawet jeżeli wydają się być nadmiernie obciążone subiektywizmem, a może nawet traumą – jest to, iż dają asumpt do dyskusji. I dopiero na takiej bazie, o wiele solidniejszej niż autopsja, gdyż zbudowanej z opinii wielorakich, będących owocem przemyśleń i wyrażonych w szczerej dyskusji, można będzie wznieść konstrukcję pogłębionego przesłania i obiektywnej oceny instytucji, o której w tekście mowa. Instytucją tą jest Komisja ds. Etyki w Nauce przy PAN.

Konflikt interesów

W skardze do tej komisji zawarłem trzy zarzuty pod adresem Centralnej Komisji:

1. CK wyznaczyła na recenzentów opiniujących moją pracę habilitacyjną i dorobek podoktorski osoby, z którymi jestem w zasadniczym sporze naukowym. Tym samym wyznaczeni profesorowie stali się sędziami we własnej sprawie (konflikt interesów). Komisja nie dopilnowała przeto, aby mógł zaistnieć podstawowy warunek do recenzji obiektywnych.

2. CK nie dopilnowała, aby w pełni urzeczywistnił się drugi warunek niezbędny do obiektywnego zbadania sprawy: konieczność wysłuchania drugiej strony.

3. CK złamała zasadę własnego Statutu postępowania, przyjętego 19 kwietnia 1991 r., który w § 14 mówi, że autorzy poszczególnych recenzji znani są jedynie organom Centralnej Komisji prowadzącej postępowanie.

Przewodniczący CK, prof. Tadeusz Kaczorek, mimo iż poinformowany przeze mnie o zaistnieniu nieprawidłowości w postępowaniu podległej mu instytucji, nie okazał zainteresowania sprawą.

Szereg moich zarzutów pod adresem recenzentów sprowadza się do trzech zasadniczych spraw:

przynajmniej dwaj recenzenci, wyznaczeni jako pierwsi do wyrażenia opinii na temat mych prac (prof. Janusz Tazbir oraz prof. Lech Szczucki), świadomie podjęli się roli sędziów we własnej sprawie. Zastanawiam się, czy nie naruszyli przez to zasad etyki i dobrych obyczajów w nauce. Spór dotyczył m.in. problemu tolerancji w Polsce, która według Tazbira i Szczuckiego (oraz szkoły wywodzącej się z półrocznika „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, z której zresztą pochodzili wszyscy recenzenci wyznaczeni przez CK) miała podłoże li tylko polityczne, ekonomiczne, społeczne. Nie negując tych czynników broniłem tezy (Problem tolerancyjności kontrreformatorów w Rzeczypospolitej na przełomie XVI i XVII w.), iż bardzo ważnym elementem osłabiającym postawy wrogie wobec innowierców była też treść kazań katolickich kaznodziejów. Poza tym inaczej oceniałem tzw. tolerancję braci polskich, na wybranych przykładach, dając dowód, iż nie ma wystarczających podstaw by pisać o jakieś szczególnej otwartości arian na inaczej wierzących. Była też sprawa związana z oceną okresu staropolskiego – ja widziałem w nim więcej pozytywów niż Panowie: Tazbir i Szczucki. Różniliśmy się – i to w sposób zasadniczy – w ocenie treści kazań staropolskich – według obu Panów, którzy dostrzegali w nich, główny zaczyn tzw. sarmatyzacji życia społecznego w Polsce (ksenofobia, nietolerancja, megalomania itp.). Podczas gdy moja opinia, wyrażona w książce habilitacyjnej Rzeczpospolita oskarżanych narodów , była odmienna. wszyscy wyznaczeni recenzenci (Janusz Tazbir, Lech Szczucki, Wojciech Kriegseisen, Janusz Maciuszko oraz Henryk Gmiterek) mogli naruszyć normy etyczne. Wyrażało się to m.in. słabą znajomością prac, które przyszło im oceniać – zarówno monografii, w tym pracy habilitacyjnej, jak artykułów (uważam, że recenzenci tych prac nie przeczytali, najwyżej przekartkowali pod kątem znalezienia „haków”, mających uzasadnić powziętą z góry decyzję o negatywnym zaopiniowaniu Centralnej Komisji podjętego 30 czerwca 2004 r. wniosku Rady Wydziału Historii Kościoła PAT w Krakowie – obecnie Uniwersytet Jana Pawła II – o nadaniu mi stopnia doktora habilitowanego). Wyrażało się to również manipulowaniem pozytywnymi opiniami recenzentów wyznaczonych przez Radę Wydziału Historii Kościoła PAT oraz aprobującym wynikiem głosowania Rady Wydziału w sygnalizowanej wyżej sprawie. Jeden z recenzentów pozwolił sobie na opinię insynuującą, że praca habilitacyjna mogła mieć współautorów; oraz przekroczyli granice kompetencji recenzenckich: oceniali moje poglądy polityczne, moje cechy charakteru, a nawet „opcje wyznaniowe”. Janusz Tazbir pisał, że zamieszczam swoje artykuły w „Arcanach”, periodyku mającym „bardzo określony profil polityczny”, jak też gołosłownie ocenił, iż w wymienionym dwumiesięczniku uprawiam „apologię dawnej Polski” oraz również bezzasadnie stwierdził, że moje badania zabarwione są „nalotem opcji politycznych oraz wyznaniowych uwarunkowań”. Lech Szczucki pisał o „ideologicznych konstrukcjach”, na jakich opierała się jedna z mych monografii, uznając za zbędne wyjaśnienie, co dokładnie ma na myśli. A Janusz Maciuszko i Henryk Gmieterek pisali o „arogancji” moich odpowiedzi na recenzje Szczuckiego i Kriegseisena, pewności siebie, przeświadczeniu o własnej nieomylności itp. Krótko mówiąc, mieli do mnie pretensje, że na niepoważne recenzje, odpowiedziałem poważnie, ale stosownie do ich wartości merytorycznej.

Frazes bez uzasadnienia

Otrzymawszy moje pismo zawierające zarzuty pod adresem CK, jej szefa oraz recenzentów, 25 października 2011 KdsEwN wyznaczyła zespół orzekający w składzie: prof. Piotr Węgleński – przewodniczący oraz prof. Andrzej Białynicki-Birula i prof. Franciszek Ziejka – członkowie. 16 grudnia 2011 KdsEwN na posiedzeniu plenarnym przyjęła stanowisko w sprawie mojej skargi na CK oraz wyznaczonych przez nią recenzentów.

Komisja postanowiła odmówić wydania opinii w sprawie [Sygn. Akt 07/2011]. Faktycznie jednak wyraziła opinię. I to jeszcze jak!

Uzasadnienie składa się z trzech zdań. Oto pierwsze z nich: „Komisja do spraw Etyki w Nauce stoi na stanowisku, że przedstawiony przez dr. Roberta Kościelnego zarzut braku obiektywizmu recenzentów Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów, jak i nieznajomości prac dr. R. Kościelnego, które przyszło im oceniać, nie znajdują potwierdzenia w dokumentacji sprawy”.

Komisja nie poinformowała, jaką dokumentację ma na myśli: czy przeglądała tylko dokumenty wytworzone przez CK i jej recenzentów (decyzja CK oraz recenzje, na których się oparła). Jeżeli sięgała również po moje pisma, znajdujące się w aktach sprawy (obszerne pięć odpowiedzi wszystkim recenzentom oraz odwołania od decyzji CK, jak też pismo do przewodniczącego CK prof. Kaczorka i w końcu ostanie pismo do KdsEwN)) i zawarte tam argumenty, to w nich jak najbardziej znalazłaby potwierdzenie wystosowanych zarzutów.

W jaki sposób Komisja ds. Etyki mogła rozstrzygnąć (jeżeli to, co napisała, można uznać za rozstrzygnięcie), kto ma rację w sporze między historykami, skoro w zespole orzekającym był przedstawiciel nauk przyrodniczych, nauk ścisłych i polonista? Czy należy przyjąć, że trzech profesorów – z których dwóch reprezentuje dziedziny odległe od nauk historycznych, a trzeci, choć humanista, historykiem nie jest – na tyle zapoznało się z moim dorobkiem oraz treścią prac, by np. orzec niezawodnie, że recenzenci wyznaczeni przez CK naprawdę uczciwie zapoznali się z mymi pracami, a zwłaszcza monografiami? Jeżeli tak, to gdzie uzasadnienie ich decyzji?

A może Komisja ds. Etyki powołała – do czego ma prawo i na co, prawdę powiedziawszy, liczyłem – ekspertów, którzy wydali swoją opinię na temat sporu? Jeżeli tak, to dlaczego nie podała nazwisk owych ekspertów i treści ich opinii oraz użytych w tych opiniach argumentów?

Na jakich racjach zespół orzekający oparł swoją decyzję? Tego z treści pisma Komisji się nie dowiemy. Stąd muszę wyciągnąć wniosek, że wypowiedź Komisji ds. Etyki w Nauce w tym zakresie, jaki dotyczy moich zarzutów wobec recenzentów, jest nic niemówiącym frazesem.

Minęli się z prawdą

O ile pierwsze zdanie uzasadnienia stanowiska Komisji o niewydawaniu opinii, jest w gruncie rzeczy frazeologią – mającą na celu uczynić zadość formalności odpowiedzenia adresatowi skargi na recenzentów CK – o tyle dwa kolejne są ewidentnym mijaniem się z prawdą.

Zdanie drugie: „Komisja nie dostrzega też w niniejszej sprawie konfliktu interesów między dr R. Kościelnym a recenzentami”.

Wyznaczeni przez CK recenzenci: Janusz Tazbir – bezpośrednio oraz Lech Szczucki – pośrednio, stwierdzili, że są ze mną w ostrym sporze naukowym. Prof. Szczucki nie krył faktu, że jest niezadowolony, iż poddaję krytyce jego niektóre ustalenia. Poza tym pozostali recenzenci wywodzą się z jednego środowiska naukowego „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, któremu jestem przeciwny (oczywiście w sensie merytorycznym).

Tak więc między co najmniej dwoma recenzentami a mną w sposób oczywisty zaszedł konflikt interesów. Komisja o tym doskonale wiedziała, wiedzieli o tym profesorowie z komisji orzekającej, dlaczego więc w uzasadnieniu napisali nieprawdę?

Chyba, że Komisja chciała przez takie uzasadnienie powiedzieć, że obaj profesorowie są ucieleśnieniem czystej idei obiektywizmu i nieomylności, stąd niejako z definicji konflikty interesów i inne przyziemne sprawy dotyczyć ich nie mogą. Myślę, że tak nie jest.

Trzecie zdanie uzasadnienia KdsEwN brzmi: „Komisja stwierdza, iż opinie wyrażone przez dr. R. Kościelnego, że Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów «nie może być sędzią we własnej sprawie», należy zdecydowanie oddalić, jako nieodnoszące się do niniejszej sprawy”.

Nie wyraziłem takich opinii. Tu znów członkowie komisji orzekającej piszą nieprawdę. I znów pytanie: dlaczego to robią?

Komisja nie zajęła się pozostałymi zarzutami, jakie zawarte były w skierowanym do niej piśmie, w tym dwoma dotyczącymi CK oraz braku reakcji prof. Kaczorka na nieprawidłowości zachodzące w podległej mu instytucji.

W świetle przytoczonych faktów odnoszę wrażenie, że Komisja, utworzona po to, aby podnieść poziom etyczny polskiej nauki i naukowców, nie spełnia postawionego przed nią zadania. Nie działa w celu rozwiązywania konfliktów i problemów, bezstronnego rozstrzygania racji stron, bez zwracania uwagi na to, jak „wielkie nazwiska” są obwiniane w danej sprawie, tylko służy do obrony interesów ludzi, którzy i bez tego mają licznych sprzymierzeńców.

Dr Robert Kościelny, historyk, mieszka w Szczecinie. Publikuje m.in. w „Arcanach”, „Christianitas”, „Naszym Dzienniku”.