Rowerem
Od 15 lat moim podstawowym środkiem transportu w obrębie miasta jest rower. Jeżdżę na nim cały rok i właściwie niezależnie od pogody. Do znalezienia się w tramwaju zmusić może mnie jedynie gołoledź, oberwanie chmury lub silny wiatr (a zdarza się to stosunkowo rzadko). Nie będę rozpisywał się na temat korzyści, jakie z tego odnoszę i radości, jaką mi to daje – napisano na ten temat całe tomy. Istotne jest dla mnie coś innego – zimna wojna, jaką toczą ze sobą piesi, cykliści i kierowcy. Każda z tych grup uważa, że miasto powinno należeć głównie do niej.
Pieszych mogę tu chyba najbardziej zrozumieć – ich postawa wynika przede wszystkim z lęku o własne życie. Kierowcy skręcają na zielonej strzałce nawet nie zwalniając, przez co pieszy nie może się czuć bezpiecznie na przejściu nawet wtedy, gdy świeci się dla niego zielone światło. Na chodnikach roi się zaś od rowerzystów, jadących 30–35 km/h i radośnie dzwoniących w oczekiwaniu, że piesi rozstąpią się niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. Mnożą się więc żądania, aby rowerzystów maksymalnie zrównać z kierowcami. Aby kategorycznie zakazać jazdy rowerem po chodniku w jakiejkolwiek sytuacji, zakazać jazdy rowerem po deptakach i bulwarach, zlikwidować ciągi pieszo-rowerowe, a generalnie – przegonić rowerzystów na ulice i niech tam sobie radzą sami.
Ponieważ utarczki z pieszymi są chlebem powszednim miejskiego rowerzysty, postanowiłem sformułować rodzaj przesłania do pieszego, który na swych obolałych nogach zmaga się z nierównymi chodnikami polskich miast. Mowa tu będzie zarówno o złych nawykach pieszych, jak i o ich prawach, które wielu rowerzystów bezceremonialnie łamie. Nie chodzi o to, by udowadniać pieszym, że powinni siedzieć cicho i ustępować każdemu. Po prostu – jeśli każda strona sporu będzie zarówno przestrzegać przepisów, jak i wykazywać się życzliwością, to w miastach będzie bezpieczniej. Trzeba znać swoje prawa, nie pozwalać ich naruszać i dbać o zachowanie praw innych.
Porażająca logika
Pierwsza i podstawowa sprawa: nie chodzimy po drogach dla rowerów. To nie chodniki i zgodnie z kodeksem drogowym pieszy ma prawo na nich przebywać wtedy (i tylko wtedy), gdy chodnik jest niedrożny (zatarasowany, nieodśnieżony itp.). Dróg dla rowerów jest w naszych miastach coraz więcej, ale wielu Polaków sprawia wrażenie, jakby nigdy o nich nie słyszeli. Na zwrócenie uwagi, że idzie po ścieżce rowerowej, najczęstszą reakcją jest zejście z niej, przepuszczenie rowerzysty i… powrót na ścieżkę, choć obok jest chodnik. Inną najczęstszą reakcję jest: „No i co z tego”, względnie: „Nie będzie mnie pan pouczał” lub: „A co, pan z policji?”. Wielu Polaków wolałoby chyba śmierć niż przyznanie się do błędu.
Ścieżki rowerowe są oznaczane znakami pionowymi i poziomymi. Ich znajomość obowiązuje również pieszych. Wiedza na temat dotyczących go przepisów ruchu drogowego obowiązuje – zgodnie z polskim prawem – każdą osobę korzystającą z drogi publicznej (a chodnik jest taką drogą). W polskim kodeksie drogowym jest kilkanaście przepisów odnoszących się do pieszych (pomijając te na temat ruchu kolumn pieszych). To, że do bycia pieszym nie są konieczne żadne uprawnienia, nie jest argumentem – obowiązek znajomości Prawa o ruchu drogowym nie jest powiązany wyłącznie z prawem jazdy. Karta rowerowa dorosłych też już nie obowiązuje, a od rowerzystów (również tych, którzy karty rowerowej nigdy nie wyrabiali) wymaga się znajomości przepisów (i słusznie). W jakiś sposób jestem w stanie zrozumieć osoby, które nigdy nie miały prawa jazdy – jeśli nie przekazano im pewnych rzeczy w szkole, to nie wiedzą. Jednak ta wiedza może w którymś momencie uratować życie. Po co narażać się na śmierć lub kalectwo? Najwyraźniej jednak działa tu psychologiczny mechanizm wyparcia („mnie na pewno nic się nie stanie”) albo zwyczajna pycha („jestem dorosły/a i nikt nie będzie mi mówił, co mam robić”).
Ścieżki rowerowe często są oddzielone od chodnika pasem zieleni, a czasem nawet żywopłotem. Wyłożona czerwoną kostką droga, oddzielona od szarego chodnika pasem trawy, z namalowanymi na niej rowerami to raczej nie chodnik. Wielu pieszych napotkanych na tak oznaczonej drodze dla rowerów jest jednak autentycznie zaskoczonych, że tędy nie wolno chodzić. Są to osoby młode lub w średnim wieku, ze sprawnymi zmysłami, w pełni władz umysłowych. Selektywna ślepota? Zła wola? Złośliwość? Po prostu nie rozumiem. Dorosły człowiek we własnym dobrze pojętym interesie powinien wiedzieć, gdzie się znajduje.
Nierówna nawierzchnia na chodniku wobec równej na ścieżce rowerowej nie uprawnia do chodzenia po ścieżce rowerowej. Spotkałem się z argumentem, że jeśli chodnik wyłożony jest drobną kostką, a obok jest asfaltowa ścieżka rowerowa, to np. kobieta w szpilkach może iść po tej ścieżce, bo mogłaby skręcić sobie nogę. Inni twierdzą, że takie samo prawo przysługuje osobie prowadzącej wózek dziecięcy – bo na kostce trzęsie i dziecko płacze. Logika tego rozumowania jest dla mnie porażająca. Wygoda ma więc być odtąd ważniejsza od bezpieczeństwa. Chodzenie w obcasach (a już zwłaszcza w szpilkach) nie jest obowiązkiem. Można po prostu ich nie zakładać albo wybrać inną trasę. A swoją drogą, chodzenie po ścieżce to wykroczenie i jest karane mandatem (50 zł).
Dla kogo ścieżka?
Chodzenie po ścieżce rowerowej lub przechodzenie przez jezdnię stwarza zagrożenie dla siebie i innych oraz tamuje ruch. Wydaje się jednak, że nikt tego nie rozumie. Częstą odpowiedzią na zwrócenie uwagi jest: „Ale przecież może mnie pan ominąć, nie stwarzam problemu”. To, że rowerzysta może ominąć pieszego, nie jest żadnym argumentem. Omijając nieprzepisowo idącego pieszego, może zderzyć się czołowo z innym rowerzystą (większość ścieżek jest dwukierunkowa) lub wpaść na idącego chodnikiem (a więc przepisowo) pieszego. Głównym winnym w takich wypadkach jest nieprzepisowo idący pieszy. Nikt nie chodzi po ulicy, bo zdaje sobie sprawę, że kierowca mógłby nie wyhamować i potrącić go lub też, próbując go ominąć, spowodować kraksę. Droga dla rowerów to rodzaj ulicy, nie chodnika. Ale wielu pieszym gdzieś to umyka.
Po ścieżce rowerowej wolno jeździć szybko. Do tego m.in. ona służy. Zderzenie z jadącym 25 km/h rowerem, na którym siedzi ważący 70 kg rowerzysta może się zakończyć dłuższym pobytem w szpitalu. Chodząc po drodze dla rowerów pieszy zagraża przede wszystkim sobie – rowerzysta ma prawo zakładać, że na ścieżce nie będzie pieszych i jechać szybko. Piesi nie powinni chodzić po drogach dla rowerów we własnym dobrze pojętym interesie.
Ścieżka rowerowa nie służy do wyprowadzania psów ani pchania wózka dziecięcego. Zgodnie z przepisami jedyną grupą, która oprócz rowerzystów może korzystać ze ścieżek rowerowych, są niepełnosprawni na wózkach inwalidzkich (a np. o kulach – już nie). To, że po drugiej stronie ścieżki jest trawa, w której piesek koniecznie chce się wytarzać, nie jest żadnym argumentem. Potrącenia przez rower pies może naprawdę nie przeżyć. Ja nie stwarzałbym takiego zagrożenia dla ukochanego pupila, ale może mam zły tok myślenia?
Ze ścieżki rowerowej wolno korzystać osobie, która ukończyła 10 lat. Dlatego nie jest to dobre miejsce dla kilkuletnich dzieci na rowerach z bocznymi kołami ani do uczenia dziecka jazdy na rowerze. Właściwym do tego miejscem są drogi niebędące publicznymi – np. alejki w parkach. Samochodami-zabawkami nikt nie pozwala dzieciom jeździć po ruchliwych ulicach.
Niektórzy piesi chodzą po ścieżkach rowerowych podczas niesprzyjającej aury w przekonaniu, że w taką pogodę na pewno nikogo tam nie będzie. Chodzenie po ścieżce rowerowej jest zabronione również w zimie i podczas deszczu – rowerzyści jeżdżą przez cały rok i w każdą pogodę. A jeśli ktoś z powodu parasola lub kaptura nie widzi, gdzie się znajduje, powinien zmienić sposób ich noszenia, bo stwarza zagrożenie dla siebie i innych.
Przez ulicę piesi powinni przechodzić tylko po przejściu dla pieszych, nie po przejeździe dla rowerzystów. Przechodząc po przejściu nie skracaj sobie drogi, idąc na ukos przez przejazd dla rowerzystów – może dojść do groźnego wypadku. Stając przed przejściem dla pieszych upewnij się, że jesteś po właściwej stronie barierki oddzielającej przejście dla pieszych od przejazdu dla rowerzystów. Służy ona rowerzystom do opierania się o nią w oczekiwaniu na zielone światło. Przejazd dla rowerów stanowi integralną część drogi dla rowerów i stanowi strefę nieprzeznaczoną dla pieszych.
Prawa pieszego
Warto jednak, by piesi pamiętali również o swoich prawach, które rowerzyści często łamią. Drogi pieszy! Nie bój się więc rowerzysty i pamiętaj, że chodnik to twoje niepodzielne królestwo. Nie ustępuj rowerzyście jadącemu po chodniku. To on ma ominąć ciebie. Rowerzysta ma prawo używać dzwonka, ale nie do tego, by żądać rozstąpienia się przed nim, tylko by ostrzegać o tym, że jedzie.
Jeśli widzisz, że jakiś rowerzysta jeździ po chodniku szybko lub wymusza pierwszeństwo na pieszych – reaguj. Taka jazda to wykroczenie. Jest wielu rowerzystów, mających lekkie i zwrotne rowery, jeżdżących na nich z szybkością przekraczającą 30 km/h po chodniku wśród pieszych. Są oni głęboko przekonani, że umieją jeździć na tyle dobrze, by na nikogo nie wpaść. Mówię jako doświadczony rowerzysta: nie wierzę w to. Przy tej szybkości można po prostu nie zdążyć zareagować. Jeździć szybko można po ulicy lub drodze dla rowerów. Nie po chodniku. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nie powinien jeździć po mieście na rowerze. Zbytnia pewność siebie bywa niebezpieczna.
Jeśli widzisz nadjeżdżającego rowerzystę, po prostu idź dalej. Stając jak kamień albo biegając po chodniku w rozpaczliwej próbie uniknięcia wypadku, prosisz się o potrącenie. Statystyczny rowerzysta nie jest nieodpowiedzialnym szaleńcem i demonem szybkości. On też nie chce na ciebie wpaść. I przede wszystkim: jeśli będziesz widział w rowerzystach głównie zagrożenie, stanie się to samospełniającą przepowiednią. ☐
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.