Postmodernizm w natarciu

Piotr Müldner-Nieckowski

Gdzie się nie ruszę, wszyscy narzekają, na ucho, i to w stopniu dotychczas niespotykanym. Narzekają na wszystko, nawet na to, że iPhone jest o pół milimetra grubszy, niż miał być.

Ciekawe, że te narzekania pojawiają się też w gazetach i na portalach, które trudno posądzić o krytyczny osąd państwa. Nic nie idzie dobrze. Autostrady nie zostaną wykonane na czas, to znaczy przed Euro 2012, i to jest eksponowane jako bolączka główna.

Myślę, że drogi są ważne, bo ludzie od dawna marzą, żeby z Wrocławia jechać autem trzy godziny, a nie osiem, jak mi się niedawno przytrafiło, ale nie najważniejsze, bo tym samym ludziom w związku z przesunięciem wieku emerytalnego nie uśmiecha się praca do końca życia. Dziennikarze jakby zapomnieli, że zamierzone zniesienie 50-procentowych kosztów uzyskania dzieła dotyczy ich w nie mniejszym stopniu niż naukowców i artystów, w tym pisarzy. Nie raczą też zauważyć, że za tą zmianą będzie następowała następna, to jest zniesienie prawa autorskiego, co doprowadzi do likwidacji sensu uprawiania jakiejkolwiek twórczości. Natomiast ludzie to jednak dostrzegają, a wielu się boi, że czas prawdziwych narzekań dopiero nadchodzi, bo skoro artyści, dziennikarze i naukowcy poszukają innej pracy (z czegoś muszą żyć), media przestaną dostarczać przyjemności. Pojawi się papka mielona po sto razy, nie tak jak dzisiaj po kilka.

To może jest i zgodne z założeniem postmodernizmu, który zakłada, że już wszystko wymyślono i że nadszedł czas obracania tymi wymysłami, tylko że jest to założenie fałszywe. Nie mogło być wymyślone wszystko, skoro tak mało wiemy o człowieku i jego organizmie, o świecie i jego przejawach widzialnych (nie mówiąc już o niewidzialnych). Jak to się anegdotycznie mówi, wiedza to wyspa, której środek wciąż nie jest poznany, natomiast jej obwód, na którym znajduje się wiedza, jest coraz dłuższy. Im więcej poznajemy, tym mniej wiemy o całości.

„Wszystko” nie mogło być wymyślone także dlatego, że działa prawo permutacji. W języku objawia się ono podwójną (a może i potrójną) artykulacją. Z kilkudziesięciu wyobrażeń o poszczególnych dźwiękach mowy (fonemów) dają się utworzyć w ogromnej liczbie słowa, a ze słów w ogromnej liczbie wyrażenia, a z wyrażeń praktycznie nieskończona liczba unikatowych zdań. Jeśli tak, jeśli musimy się liczyć z nieskończonością, to postmodernizm jest fałszem do kwadratu. Można się więc zastanawiać, dlaczego powstał i – co jeszcze bardziej interesujące – dlaczego funkcjonuje.

Oddajmy się luźnym rozmyślaniom bez zobowiązań. Oto postmodernizm powstał być może z dwóch zasadniczych powodów – pewna grupa mało zdolnych i (albo) pozbawionych wyobraźni, ale sprytnych osób zauważyła, że sama niczego nowego nie wymyśli, po czym postanowiła ten wniosek rozciągnąć również na bardzo zdolnych i wyposażonych w wyobraźnię ogromną: niech przestaną się wtrącać do spraw zarówno światowych, jak i na własnym podwórku. Tak postanowiono i tak jest to wdrażane. Drugi powód wydaje się mniej oczywisty. Przez niektórych przyczyna ta jest uważana za hucpę, teorię spiskową i tak dalej, ale że się ją wymienia, nie sposób o niej nie wspomnieć. Osobiście dostrzegam w tym sporo racji, jako że spiski uważam za motor historii. Chodzi mianowicie o to, że jeśli kultura, mająca tak silny jak obecnie wpływ na masy, nadal będzie się rozwijać, to pewne grupy (niepowołane przez grupę stanowiącą) będą miały ochotę zapanować na tymi, którzy jako mało zdolni mniej potrafią. Co za tym idzie, walka o władzę przyjmie postać wojny mało zdolnych ze zdolnymi.

Każdy dobry scenariusz zawiera trzy elementy: miłość, pieniądze i właśnie władzę. Fatalna sprawa, ale przynajmniej z miłością udało się uporać, kazano inaczej ją pojmować i już ją mamy w postaci powszechnie dostępnej pornografii. Pieniądze przyszły w momencie, w którym pornografia okazała się świetnym biznesem. Zgodnie z doktryną Witolda Gombrowicza nie jest ona tylko pokazywaniem obrazków z seksu, ale przede wszystkim charakterystycznym przyjemnościowym acz brutalnym, egoistycznym sposobem myślenia i reagowania na braci i siostry. Co do władzy… Właśnie z nią problem jest największy, ponieważ polityka przyjęła pancerz w postaci poprawności. To nowy, jakże dowcipny typ cenzury, a właściwie autocenzury. Każdy uczy się, co poprawne, a co nie, i wprowadza tę naukę we własne, pojedyncze, samotne życie.

Zamęt jest coraz większy. Oto okazuje się, że autostrady wymykają się poprawności politycznej i teraz dziennikarze krytykują nędzę autostrad. Pewnie już im wolno. Co więcej, jeszcze niedawno była mowa, że śp. Przemysław Gosiewski dokonał niebywałej bzdury w postaci stacji we Włoszczowie, wszyscy się śmiali najpierw z niego, potem z projektu, następnie z wykonania, a dziś te same obśmiewające gazety, na przykład „Wyborcza”, piszą (na całej kolumnie) pochwały pomysłu i realizacji, podają zyski z uruchomienia stacji i korzyści dla regionu. Zatem i Włoszczowa, i Gosiewski sprawiają cenzurze poważny kłopot. Czyżby postmodernistów zawiodła główna broń i teraz szukają metod odwrotnych?

e-mail: www.lpj.pl