Po co komu KEJN?

W środowisku nauki dają się ostatnio słyszeć głosy, że dotacja na działalność statutową jest jednostkom przyznawana „za samo istnienie” (Andrzej Jajszczyk, Kto się cieszy, a kto martwi? , „GW”, 08.03.2012). Gdyby tak było istotnie, to działalność Komitetu Ewaluacji Jednostek Naukowych byłaby bezprzedmiotowa, a my wszyscy – ludzie nauki – powinniśmy odczuwać wielki dyskomfort. Nie ma w naszym gronie zapewne ani jednej osoby, która nie byłaby, przez choćby krótki czas, zatrudniona w jednostce naukowej pobierającej dotację podmiotową na finansowanie działalności statutowej, toteż dopuszczenie myśli, że pobieraliśmy (w jakiejś choćby części) pensje za nic, byłoby wielce frustrujące.

My, autorzy niniejszego tekstu, moglibyśmy czuć się podwójnie nieswojo – nie tylko pracujemy w jednostkach naukowych, które otrzymują dotację, ale jeszcze zostaliśmy powołani w skład KEJN i od ponad roku łamiemy sobie głowy, wraz z pozostałymi koleżankami i kolegami z Komitetu, jak zbudować system możliwie adekwatnej oceny jakości działalności naukowej jednostek. Nagle miałoby się okazać, że wszyscy tracimy czas, bowiem przedmiotem oceny powinno być samo „istnienie” placówek… Ba, ale jak je sparametryzować?

Na szczęście lektura aktów prawnych uspokaja: ustawa o zasadach finansowania nauki wyraźnie określa, że dotacja na działalność statutową przeznaczona jest m.in. na „działania niezbędne do rozwoju specjalności naukowych lub kierunków badawczych oraz rozwoju kadry naukowej, w tym badania naukowe lub prace rozwojowe ujęte w planie finansowym jednostek naukowych”. Możemy zatem odetchnąć z ulgą: nie tylko wolno nam prowadzić badania, publikować, organizować konferencje, tworzyć zasoby informacyjne nauki – słowem, budować wiedzę, która potem będzie wykorzystana np. w kształceniu młodzieży, w zachowaniu tożsamości kulturowej społeczeństwa, w rozwoju innowacyjności, ale wręcz mamy pewność, że tak właśnie być powinno, że tego oczekuje od nas społeczeństwo i organy założycielskie, i że samo „istnienie” nie wystarcza.

Dla dobrego samopoczucia osób zaangażowanych w prace KEJN jest to szczególnie ważne, ponieważ pozwala zachować wiarę w sens naszej pracy, której istotą jest przygotowanie i przeprowadzenie oceny parametrycznej instytucji naukowych. Podobnie jak koledzy z Narodowego Centrum Nauki, także i my obchodziliśmy pierwszą rocznicę naszej działalności, choć bez rozgłosu i bez chwały, która zapewne nigdy nie stanie się naszym udziałem.

Dlaczego? Bo z Nas staliśmy się Nimi.

My i oni

Świat jest prosty, dopóki wiadomo, kim jesteśmy My (my sami, nasze środowisko, wszyscy podzielający nasze poglądy lub będący w porównywalnej sytuacji), a kim Oni (przeciwnicy w dyskusji, decydenci, od których zależy nasz los, potencjalni lub rzeczywiści wrogowie). Kiedy jednak zostajemy włączeni do grona tych, których do tej pory zaliczaliśmy do Nich, to nagle wszystko staje na głowie.

Środowisko, z którego się wywodzimy, zaczyna nas uważać za potencjalnych przeciwników – w powszechnej świadomości agencje grantowe są dobre, bowiem przyznają środki, natomiast KEJN, choć nie bezpośrednio, w wyniku ewaluacji może wpłynąć na ograniczenie dotacji. Do tego, w mniemaniu niektórych, powinniśmy się czuć jak ignoranci, którzy wymagają, aby polski humanista pisał wyłącznie po angielsku, nie wiedzą, że monografie są ważnym elementem kultury publikacji w humanistyce i naukach społecznych, i że wskaźniki cytowalności nie oddają obiektywnie poziomu nauki.

Niektórzy są gotowi w ogóle negować sens parametryzacji (a więc i naszej pracy), twierdząc, że liczby nie oddają jakości, a to ją powinno się oceniać. Nikt rozsądny nie zaprzeczy, że jakość przede wszystkim, ale jak tu poddać ocenie merytorycznej setki tysięcy publikacji, a może i więcej? Wyobraźmy sobie zespół tysiąca recenzentów, z których każdy dziennie opiniuje jedną publikację – praca zajęłaby im zapewne około trzech lat.

Świadomi, że bez oceny ilościowej i bez ograniczenia liczby parametrów nie da rady, próbujemy jednak uwzględniać także i jakość, wprowadzając np. jako kryterium oceny dorobku publikacyjnego jednostek miejsce lokowania ich najlepszych „produktów”: dobrze, kiedy jest to renomowane, recenzowane czasopismo o dużym zasięgu (możemy wówczas przyjąć, że zespoły recenzentów wykonały już istotną merytoryczną pracę, odsiewając publikacje słabe), a „mniej dobrze”, kiedy książka zbiorowa. Może ona być co prawda znakomita, ale tego nie wiemy, ponieważ procedury oceny są praktycznie niesprawdzalne: może była recenzowana, może nie; może okaże się wiekopomnym dziełem, a może nie spełnia żadnych standardów pracy naukowej. I cóż z tego, że sami pisywaliśmy i będziemy pisywali takie pozycje, że podzielamy zdanie, iż wiele z nich poziomem w niczym nie ustępuje publikacjom w czasopismach – skoro ocena ilościowa musi zastąpić jakościową, to konieczne są choćby i takie czysto formalne ograniczenia, które dotkną nas wszystkich, czyli tych dawnych Nas (czytaj: przedstawicieli placówek naukowych) i obecnych Nas, czyli dawnych Nich (dziś ustalających zasady, a więc stojących rzekomo po drugiej stronie barykady).

Dotyczy to także pozostałych kryteriów oceny parametrycznej, które trudno tu szczegółowo omawiać. Aby jak najsprawiedliwiej oddać stan faktyczny, nie uniknie się uproszczeń i spłaszczeń, które (w zależności od ostatecznego wyniku) jedni przyjmą z zadowoleniem, inni skrytykują – ze znaczącą przewagą ilościową tych drugich, oczywiście.

Kluczem do rozumienia tych odmiennych emocji jest magiczny termin „dotacja statutowa”.

Działalność statutowa, czyli przewidywalność działania

W funkcjonowaniu każdej instytucji, również placówki naukowej, sprawą kluczową jest możliwość planowania, a w związku z tym – przewidywalność. Niechaj środki statutowe (pozostańmy przy tej obiegowej, choć nieprawidłowej terminologii) służą zapewnieniu bezpiecznego bytu placówek, które swoją działalnością udowodniły, że pełnią w życiu naukowym kraju ważną rolę. Zwracają na to uwagę także Grażyna Borkowska, Maryla Hopfinger-Amsterdamska i Jan Kordys (Niezdrowy upadek , „GW”, 16.03.2012).

W każdej dziedzinie nauki mamy placówki świetne, bardzo dobre, przyzwoite i „niekonieczne”. To właśnie KEJN ma za zadanie identyfikację tych poziomów i wskazanie, które jednostki jaki poziom reprezentują. Działamy zatem podobnie jak agencje grantowe, tyle że na niewyobrażalnie większą skalę – dostaniemy bowiem do rąk faktyczny dorobek całego środowiska naukowego, a nie tylko pojedyncze (acz niekiedy z pewnością wybitne) pomysły niektórych jego przedstawicieli.

Trudno zgodzić się z poglądami, w myśl których o losie jednostki naukowej powinny decydować wyłącznie granty, a placówki, których pracownicy nie będą w stanie ich pozyskiwać, muszą liczyć się z upadłością. Nawet jeśli konkursy grantowe dają szansę aplikantowi „z ulicy”, bez żadnego zaplecza instytucjonalnego, to od pomysłu do realizacji droga daleka. Gdy stroną umowy grantowej jest instytucja, która stwarza warunki do prowadzenia projektu i odpowiada za jego realizację – staje się ona gwarantem prawidłowego wykorzystania środków. I to samo, ale z innej perspektywy: niejeden zdolny naukowiec pozbawiony instytucji, tworzonego przez nią środowiska i infrastruktury badawczej, musiałby zapewne przeprowadzać eksperymenty we własnej piwnicy, a zamiast korzystać z baz danych – wertować pudła z fiszkami.

Wniosek jest oczywisty: badacz potrzebuje instytucji. Im młodszy, tym bardziej, albowiem żeby złożyć skutecznie wniosek grantowy, trzeba najpierw latami gromadzić wiedzę i doświadczenie, do czego konieczna jest możliwość prowadzenia badań w trybie ciągłym, jaki gwarantuje instytucja ze swoją (skromną, ale jednak) stabilnością. To na bazie instytucji kształtują się zespoły specjalistów podejmujące wieloletnie, niekiedy wiekopomne zadania, jak np. w humanistyce. Nie każdy z nich musi być potencjalnym noblistą, ale też bez pracy, którą wykonują, potencjalni nobliści nie mieliby na czym się oprzeć. Dofinansowanie takich zadań grantami Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki stanowi cenną i wyczekiwaną nowość w naszym systemie finansowania nauki, jednak nie zapominajmy, że w znacznej części są one realizowane w ramach działalności statutowej.

Podobnie jest we wszystkich dziedzinach nauki: uczeni prowadzą badania zespołowe i indywidualne niezbędne do rozwoju dyscyplin naukowych, a za politykę naukową jednostek odpowiadają dyrektorzy oraz rady naukowe. Odebranie im tego prawa i przeniesienie wszelkich kompetencji na agencje grantowe – jak postulują niektórzy – oznaczałoby trudne do zrozumienia votum nieufności. To tak, jakby przyjąć, że nie są oni w stanie prawidłowo ocenić, w kontekście swoich jednostek i ich umiejscowienia w całym pejzażu naukowo badawczym kraju, potrzeb naukowych i wartości realizowanych zadań. A przecież są to ci sami ludzie, którzy recenzują wnioski grantowe. Czy zatem w swoich macierzystych jednostkach są oni mniej kompetentni, a poza nimi, jako recenzenci, bardziej?

A co z Człowiekiem? Abraham Maslow już blisko siedemdziesiąt lat temu stworzył swój słynny model piramidy ludzkich potrzeb, które muszą być w sposób konieczny zaspokajane, począwszy od tych najbardziej podstawowych. Młody badacz musi zatem przeżyć (i zachować ciągłość swoich prac) nie tylko w okresach „grantowych”, a ciągłość finansowania zagwarantować może mu tylko instytucja.

To, że agencje grantowe są potrzebne, nie podlega żadnej dyskusji. Naukowcy stający w szranki konkursów NCN i NCBR zyskują dodatkową szansę wyjścia poza skromne możliwości swojej macierzystej placówki, ale przecież środków grantowych nigdy nie starczy dla wszystkich – i słusznie, bo konkurencja powinna gwarantować jakość. Pamiętajmy jednak, że nieskuteczność aplikacji nie zawsze świadczy o niskim poziomie naukowym aplikanta. Może wynikać z określonych preferencji i priorytetów wyznawanych przez recenzentów, z ich z natury subiektywnych osądów (nie mówiąc już o motywacjach niskiego rzędu, myśli, których nie powinniśmy nawet dopuszczać, ale cóż, znamy z przeszłości przypadki recenzji entuzjastycznych w warstwie słownej, ale skonkludowanych niską punktacją; skutek był wiadomy).

Tymczasem los instytucji nie może być uzależniony od przypadku, pecha indywidualnych badaczy, chwilowej słabszej dyspozycji recenzenta, napływu nieprzewidywalnie dużej liczby wniosków, mód na określone tematy itp. Dobrze działające placówki naukowe muszą mieć możliwość działania przewidywalnego, poddającego się planowaniu w dłuższej perspektywie.

Zamiast rocznicowej laurki

Nie wypowiadamy się w imieniu całego KEJN, ale własnym. Po roku działalności mamy głębokie przekonanie, że nasza praca, choć mało wdzięczna, jest potrzebna, i że jej przedmiotem jest jednak ewaluacja jakości efektów działania, a nie samego faktu istnienia. Ocena parametryczna to taki największy z możliwych konkurs grantowy, do którego staje cała nauka. Na razie KEJN ustalał reguły, ale to dopiero początek. W przyszłym roku przeprowadzimy według nich postępowanie oceniające nie poszczególne pomysły, nie poszczególnych badaczy, ale całe jednostki, ich miejsce i przydatność w krajobrazie nauki polskiej. Wskażemy najlepszych i najsłabszych – a to wszystko na podstawie nie jednego intelektualnego błysku, jednego fajerwerku, ale udokumentowanej wieloletniej pracy.

KEJN, wraz z NCN, NCBR i NPRH, równolegle z działaniami Komitetu Polityki Naukowej, współtworzy system, który ma zapewnić całej nauce polskiej – a więc i nam – normalność funkcjonowania. Nie umniejszajmy zatem nawzajem swoich ról w tym systemie, bo brak choćby jednego elementu spowoduje jego ułomność i niewydolność. Wykorzystajmy wspólnie potencjał i funkcjonalność tych nowych struktur dla faktycznego zwiększenia jakości prac badawczo-rozwojowych w Polsce, eksploatując możliwości poszczególnych agend, a co więcej – poszukując aktywnie synergii pomiędzy ich akcjami.

dr hab. Ewa Dahlig-Turek, prof. nadzw., Instytut Sztuki PAN dr hab. Stanisław Kistryn, prof. UJ, Uniwersytet Jagielloński, Wydział Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej prof. dr hab. Maciej Zabel, Uniwersytet Medyczny w Poznaniu, Katedra Histologii i Embriologii dr Dominik Antonowicz, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Instytut Socjologii prof. dr hab. Józef Dulak, Uniwersytet Jagielloński, Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii prof. dr hab. Andrzej Jerzmanowski, Uniwersytet Warszawski, Wydział Biologii prof. dr hab. Anna Lewicka-Strzałecka, Instytut Filozofii i Socjologii PAN prof. dr hab. Bogdan Mach, Instytut Studiów Politycznych PAN prof. dr hab. Włodzimierz Mędrzecki, Instytut Historii PAN prof. dr hab. Jan Wiktor, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie, Wydział Zarządzania dr hab. Marek Zaleski, prof. nadzw., Instytut Badań Literackich PAN dr Piotr Olaf Żylicz, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej w Warszawie