Samodzielnie rozpoznać problemy
W Korei i Izraelu długofalowe narodowe strategie rozwoju spełniły rolę lodołamaczy, ukierunkowując na dziesięciolecia publiczne inwestycje B+R. Trudno dziś w Polsce stworzyć podobne strategie: inny czas, inne miejsce na mapie. Obecność w Unii to dziejowa szansa, ale także zakaz użycia pewnych narzędzi polityki. Gdy wzmocniono międzynarodowe prawa własności intelektualnej, trudniej kopiować cudze osiągnięcia technologiczne. Gdy wprowadzono unijne regulacje pomocy publicznej, trudniej chronić rodzime branże wysokiej technologii. Gra o przyszłość kraju nie polega w takim stopniu jak dawniej na realizacji wieloletnich narodowych strategii rozwoju. Toczy się nie tylko na stadionie narodowym, ale także na boiskach regionalnych i międzynarodowych. Sprawy krajowe w coraz większym stopniu oddziaływają na regionalne i międzynarodowe (i odwrotnie). Polityka rzadko jest odgórna. Częściej niż kiedyś polega na mediacji i uzgadnianiu. Otoczenie polityki staje się coraz bardziej zróżnicowane i coraz mniej przewidywalne. Instrumentarium polityki staje się coraz bardziej złożone; np. w Polsce Komitet Badań Naukowych w latach 1990. zarządzał pięcioma instrumentami, teraz MNiSW i agencje administrują blisko dziewięćdziesięcioma!
Gdy w latach 60. ubiegłego wieku tworzono wieloletnie wizje rozwoju, bardziej niż dziś wierzono, że świat jest liniowy, przewidywalny i podatny na kontrolę jednostki sterującej, a przyczyny rzadko rodzą nieprzewidywalne skutki. Nie była to wiara całkiem bezpodstawna, bo od drugiej wojny światowej aż do połowy lat 70. świat zachodni przeżywał prosperity, a w gospodarce nie dominował, tak jak dziś, labilny świat finansów, tylko znana od lat mocarna gospodarka węgla, stali i masowej produkcji. Sądzono wówczas, że wgląd w przyszłość daje naukowe prognozowanie. Obecnie bardziej ufa się foresightowi, który jest prowadzoną wśród ekspertów i laików dyskusją nad wieloma wariantami przyszłości. Symbolem nauki i technologii były wtedy wielkie urządzenia badawcze i wielkie programy. Dziś, podkreśla Philip Laredo, naukę i technologie cechuje różnorodność szybko zmieniających się trajektorii różnych obszarów oraz decentralizacja inicjatyw.
Skrzywiona średnia
Obecnie – w krajach nadganiających czołówkę – rolę lodołamaczy forsujących publiczne inwestycje w B+R pełnią (do pewnego stopnia) Unia Europejska i OECD. Od wczesnych lat 90. Unia i OECD dostrzegły w politykach badań i innowacji nie tylko ważne dziedziny, lecz także środki realizacji szerszej gamy zadań politycznych. Unia i OECD obrały przy tym podobny sposób działania: w gronie przedstawicieli władz krajowych oraz niezależnych ekspertów wspólnie opracowuje się wizje, a te przekłada na ilościowe i jakościowe wskaźniki i benchmarki. Unijna otwarta metoda koordynacji (OMC) rozwija, uszczegóławia i formalizuje sposób, w jaki od lat pracuje OECD: ustala wytyczne w połączeniu z harmonogramem dla osiągnięcia celów krótko-, średnio- i długoterminowych, określa wskaźniki i benchmarki dla wzorcowych praktyk, wprowadza okresowy monitoring, ewaluację i peer review pomyślane jako sposób wzajemnego uczenia się oraz wymaga przekładu wytycznych na polityki narodowe i regionalne.
Nieraz unijne hasła nadają nową siłę postulatom zrodzonym wcześniej w kręgu OECD: słynny cel barceloński z roku 2002 (żądanie, aby kraje członkowskie OECD wydawały 3 proc. PKB na B+R) powiela myśli, które powstały zaraz po publikacji przez OECD pierwszych porównawczych statystyk nauki w roku 1963. Jeśli Europa chce dogonić Amerykę pod względem gospodarki i technologii, argumentowano wówczas, powinna przeznaczać na B+R tyle co USA.
Czy zbiorowe strategie to dobry sposób na pobudzanie rozwoju w świecie, który (podobno) jest coraz mniej przejrzysty, coraz bardziej złożony i pędzi coraz szybciej? Z chwilą umiędzynaradawiania polityk budowa i skoordynowana realizacja wspólnych strategii stały się nieuniknione, ale biorąc pod uwagę skomplikowanie świata i zróżnicowanie państw, strategie te powinny być otwarte na zmiany.
Postulat 3 proc. – traktowany dosłownie – podcina skrzydła zarówno Szwecji i Finlandii, które dla swego rozwoju gospodarczego potrzebują większych inwestycji w B+R, jak i Polsce, która nie zdołałaby przerobić 3 proc. na paliwo wzrostu.
Tradycyjne podejście ewaluacji Komisji Europejskiej opiera się na pojęciu „średniej europejskiej”. Kraje takie jak Polska, jeśli nawet wykazują szybkie postępy, mierzone przez rozmaite wskaźniki, karci się za to, że pozostają poniżej „średniej europejskiej”. Biorąc jednak pod uwagę bardzo „skrzywiony” rozkład wartości wskaźników badań i innowacji (w odniesieniu do krajów, regionów, sektorów itd.), użycie pojęcia „średniej europejskiej” nie jest (metodologicznie) poprawne.
Postulat 3 proc. i pojęcie „średniej europejskiej” kłócą się z wiedzą ekspertów i ujawniają słabości wspólnych strategii.
Kontekst krajowy i regionalny
Unia i organizacje międzynarodowe są po to, aby zbliżać do siebie kraje członkowskie. Potrzeba znalezienia wspólnego kierunku marszruty kieruje wzrok ku abstrakcyjnym ideom, które od Oświecenia były znakiem rozpoznawczym modernizacji podejmowanej w imię rozumu (podczas gdy w myśli konserwatywnej sprzeciw wobec modernizacji podnoszono pod hasłami szacunku dla różnic, konkretu oraz przejawów życia). Dopóki OECD i Unia były organizacjami grupującymi kraje o podobnym poziomie rozwoju gospodarczego, „jedna miara pasowała na wszystkich”. Z chwilą jednak, kiedy w połowie lat 90. do OECD i dekadę później do Unii weszły kraje spoza „klubu najbogatszych”, OECD-owscy i unijni krawcy, szyjący strategie, zorientowali się, że ich projekty nie zawsze pasują na klientów: tu nie staje materiału, tu garnitur uciska, a tu jest o trzy numery za duży. Cóż z tego, że materiał świetny, jeśli wstyd pójść na przyjęcie.
Na reakcję (w samej Unii i w OECD) nie trzeba było długo czekać. Przyjęcie nowych krajów przyczyniło się do większego uwrażliwienia zarówno Unii, jak i OECD na kwestie lokalnych różnic i kontekstów oraz niebezpieczeństw narzucania pochopnie uchwalonych zaleceń. W roku 2006 unijna Dyrekcja Badań zamówiła raport na temat roli badań i technologii w długofalowym rozwoju nowych krajów członkowskich; pobudką (nieopublikowanego) raportu było stwierdzenie faktu, że w fazie rozwoju gospodarczego, w jakiej się te kraje znajdują, badania i technologie pełnią inne funkcje niż w większości państw unijnej piętnastki. Dwa lata później, w ramach czeskiej prezydencji, z inicjatywy premiera Czech zorganizowano warsztaty krytycznej oceny unijnej polityki innowacyjnej w stosunku do nowych państw członkowskich. Ideą warsztatów była myśl, że niektóre instrumenty polityki unijnej mogą być nieskuteczne w krajach znajdujących się daleko od „frontu rozwoju technologii”. Wreszcie, w październiku zeszłego roku MNiSW wspólnie z Komisją UE i fundacją K4I zorganizowały międzynarodową konferencję poświęconą znaczeniu krajowego i regionalnego kontekstu w budowie strategii badań i innowacji.
Na własny rachunek
Najważniejsze myśli wszystkich tych przedsięwzięć podsumowuje książka Challenges for European Innovation Policy (opr. Slavo Radosevic, Anna Kaderábková, Edward Elgar, wrzesień 2011), pokłosie inicjatywy czeskiej. Książka jest jak dotąd najpoważniejszym głosem na rzecz samodzielnego rozpoznawania przez kraje „doganiające” charakteru luk i wąskich gardeł cechujących ich własne systemy badań i innowacji. Autorzy – w większości profesorowie na zachodnich uniwersytetach – wzywają do samodzielności intelektualnej ekspertów i urzędników rządowych krajów Europy Środkowej w stosunku do zachodnich koncepcji naukowych, wskaźników statystycznych i programów strategicznych. Nie spoglądajcie na świat przez okulary zachodnich pojęć, starajcie się – korzystając ze wszystkich wiarygodnych danych i badań – samodzielnie odczytywać problemy dławiące rozwój w waszych krajach. Inaczej wasze strategie, powielające ślepo rozwiązania bardziej zaawansowanych państw, będą służyły rozwiązaniu cudzych problemów. Zwróćcie uwagę, że kraje „ścigające”, pozostające poza frontem rozwoju technologii, mają inne motory wzrostu niż kraje zaawansowane gospodarczo; upraszczając, ich wzrost jest w większym stopniu napędzany przez upowszechnienie i absorpcję wiedzy (dzięki importowi produkcyjnemu i konsumpcyjnemu, inwestycjom zagranicznym i edukacji) niż przez tworzenie nowej wiedzy. Pozabadawcze źródła wzrostu produktywności gospodarczej mają tu nadal większe znaczenie niż B+R. Polityka naukowa zapatrzona w widmo rywalizacji ze światowymi potęgami oraz miraże osiągania „doskonałości naukowej” może stracić z oczu i zaprzepaścić okazję realizacji zadań, które są najważniejsze „tu i teraz” – na tym etapie rozwoju techno-gospodarczego, na którym kraj się znajduje, w ramach tych perspektyw, które się przed nim otwierają, z uwzględnieniem fazy paradygmatu technologicznego, w której jest świat (tzw. okna szansy dla państw słabiej rozwiniętych).
Eksperymentalny charakter Unii, która jest organem umykającym zastanym pojęciom prawnym – nie jest ani federacją państw, ani układem międzynarodowym, ani organizacją międzynarodową – znajduje, do pewnego stopnia, odbicie w praktykach Unii, w której, pomimo krzepnących ram prawnych w różnych sferach polityki stale podsyca się debatę publiczną o politykach unijnych i dopuszcza dość znaczny rozrzut stanowisk. Najważniejszym przesłaniem książki – powstałej jako głos w debacie unijnej – są nie tyle jej różne ustalenia i rekomendacje (podobne już formułowano), co wezwanie do myślenia na własny rachunek, niezależnie od obowiązujących pojęć i formuł i nieraz na przekór zastanym interesom grupowym badaczy, do budowania krajowych strategii rozwoju nauki, które nie tylko wpisywałaby się w unijne ramy, ale także opierały na trafnym odczytaniu światowych trendów z punktu widzenia krajowych przewag, zagrożeń i szans.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.