Przedwcześni emeryci?
Jak wiadomo, 1 października 2011 r. weszła w życie zasadnicza nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym . Przynosi ona wiele zmian, a niektóre z nich zaskoczyły środowiska akademickie. Chciałbym w tym szkicu zasygnalizować jedną z takich zmian. W demokratycznej Polsce, począwszy od pierwotnej ustawy z 12 września 1990 r., opracowanej za ministra Henryka Samsonowicza, obowiązywała reguła, że samodzielny nauczyciel akademicki (obojętnie czy ma tytuł naukowy profesora, czy też nie) może, na swój wniosek, przejść na emeryturę na ogólnych zasadach, tj. po ukończeniu 65. roku życia albo, co w praktyce stawało się regułą, może pracować na dotychczasowym stanowisku do 70. roku życia. Po przekroczeniu tej granicy wieku stosunek pracy ulegał wygaśnięciu. Ta zasada, potwierdzona również w późniejszej ustawie z 24 lipca 2005 r., była powszechnie akceptowana przez środowisko akademickie.
Profesura lepsza i gorsza
Podczas wstępnych prac nad nowelizacją ustawy początkowo wydawało się, że powyższe zasady zostaną pozostawione bez zmian. Stało się jednak inaczej. Otóż przepis art. 127 ust. 2 znowelizowanej ustawy stanowi jednoznacznie, że tylko nauczyciele akademiccy mający tytuł naukowy profesora, mogą pozostawać w stosunku pracy do ukończenia 70. roku życia. Wnioskując z przeciwieństwa (a contrario) , pozostali nauczyciele akademiccy ze statusem samodzielności, czyli w praktyce profesorowie nadzwyczajni (bez tytułu), zwani potocznie „profesorami uczelnianymi”, muszą odejść na emeryturę już po ukończeniu 65. roku życia. Wówczas ich stosunek pracy wygasa z mocy ustawy, co potwierdza rektor stosownym świadectwem pracy.
Jakie praktyczne konsekwencje ma tenże przepis (ograniczony w zastosowaniu jedynie do wyższych szkół publicznych)? Wielorakie. Po pierwsze może spowodować nasilony transfer wysoko kwalifikowanych sił akademickich do uczelni niepublicznych, w których ów limit wieku nie obowiązuje. Transfer ten może zachwiać pozycją i uprawnieniami uczelni publicznych, zwłaszcza w zakresie doktoratów i habilitacji, a nawet prowadzenia studiów, zwłaszcza na poziomie magisterskim. Po drugie – w okresie przejściowym najbliższych 2 lat możemy obserwować (już częściowo obserwujemy) liczne przypadki pospiesznego ubiegania się o profesurę „belwederską” osób, które wcześniej, z różnych przyczyn, tytułu nie uzyskały, a zbliżają się do granicy wieku 65 lat. Po trzecie, wspomniany przepis może w środowisku akademickim rodzić podziały i animozje, utrwalając mniemania o profesurze „lepszej” – tytularnej i „gorszej” – uczelnianej, a to może wpłynąć na właściwą jakość procesu dydaktyczno-wychowawczego.
Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że często „profesorowie uczelniani” górują nad swymi kolegami z tytułem zdolnościami organizacyjnymi, tudzież dorobkiem dydaktycznym, w tym publikacyjnym i konferencyjnym, a także naukowym. Droga do profesury tytularnej w Polsce to z pewnością temat na odrębne rozważanie.
Znaczący ubytek kadr
Nikt oficjalnie nie uzasadnił posunięcia o skróceniu wieku pracy samodzielnych nauczycieli akademickich (bez tytułu). Przeciw temu posunięciu protestuje Krajowa Sekcja Nauki NSZZ „Solidarność” i niektóre komisje uczelniane tego związku. W świetle prawa, choćby przepisu art. 2 Konstytucji RP, wydaje się być rzeczą bezsporną, że wymóg art. 127 ust. 2 Prawa o szkolnictwie wyższym narusza zasadę państwa prawnego, tj. ochrony ciągłości praw nabytych w dobrej wierze, co wielokrotnie podkreślał w swym orzecznictwie Trybunał Konstytucyjny. Ponadto sygnalizowany przepis pozostaje w sprzeczności z oficjalnymi zapowiedziami na temat wydłużenia wieku uprawniającego do uzyskania emerytury w różnych grupach zawodowych.
Jak będzie wyglądało życie w przeciętnej uczelni akademickiej (publicznej) pod rządami tego przepisu? Niewątpliwie nastąpi (a przynajmniej potencjalnie może nastąpić) znaczący ubytek kadr z najwyższymi kwalifikacjami intelektualnymi. Nierzadko w średnich i mniejszych uczelniach akademickich na jednego profesora tytularnego przypada trzech i więcej „profesorów uczelnianych”. Co więcej, taki profesor po ukończeniu 65. roku życia musi liczyć się z tym, że rektor nie zechce z nim odnowić stosunku pracy (na podstawie zwykłej umowy o pracę), choćby tenże profesor był w pełni sił witalnych. Z kolei nie ma on żadnych roszczeń do władz uczelni o ponowne nawiązanie stosunku pracy. Argumentem „zaporowym” przeciwko ponownemu nawiązaniu stosunku pracy będzie zwykle „deficyt w budżecie uczelni na fundusz płac”. Takie sytuacje miały już miejsce na niektórych uczelniach publicznych po 1 października 2011 r. Cóż z tego, że niektóre statuty publicznych szkół wyższych zawierają przepisy w rodzaju: „Rektor w miarę możliwości może nawiązać stosunek pracy z emerytowanym nauczycielem akademickim”.
Nie ulega wątpliwości, że w obecnych polskich warunkach przepis art. 127 ust. 2 Prawa o szkolnictwie wyższym winien być „zresetowany” i przywrócona jego pierwotna postać.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.