Deregulacja zawodów zaczęła się na uczelniach
Czy chcemy, by magister inżynier elektryk po studiach nie mógł bez odpowiednich certyfikatów wkręcić żarówki na budowie? Czy magister historii nie ma prawa oprowadzić turystów po mieście? Brzmi to absurdalnie, jednak Polska jest dziś europejskim rekordzistą w liczbie zawodów regulowanych.
Szeroka dyskusja o zaproponowanym przez rząd otwarciu zawodów regulowanych nie może pomijać kluczowej kwestii – wiele z tych profesji, do których dostępu tak mocno strzegą dziś korporacje zawodowe, wymagało wcześniej ukończenia studiów wyższych. Nie można jednak zaakceptować faktu, że absolwenci pięcioletnich studiów zmuszeni są dokształcać się przez kolejne dwa, trzy, nawet cztery lata na praktykach i szkoleniach organizowanych przez korporacje. I że to reprezentanci tych korporacji decydują, który absolwent zasłużył, by otworzyć mu drogę do wykonywania zawodu. Dzisiaj absolwentowi udaje się przebić przez korporacyjne bariery często dopiero wtedy, gdy dobiega trzydziestki. Młodzi Polacy podejmują dziś pierwszą pracę znacznie później niż ich rówieśnicy w Europie, a to negatywnie wpływa nie tylko na indywidualne kariery – także na kondycję polskiej gospodarki.
To dlatego przygotowania do deregulacji zawodów rząd Donalda Tuska rozpoczął już wiele miesięcy temu – czego krytycy dyskutowanych dziś zmian zdają się nie dostrzegać. Nim ogłoszono pakiet deregulacyjny, zadbaliśmy o solidniejsze i bardziej odpowiadające dynamicznym wyzwaniom rynku pracy fundamenty wyższego wykształcenia. Wykształcenia, w którym wszechstronna wiedza teoretyczna, będąca istotą studiów, musi być wzmocniona szerokim katalogiem umiejętności praktycznych.
Umiejętności praktyczne to dopełnienie wiedzy
Oparty na Europejskich Ramach Kwalifikacji nowy system w większym niż do tej pory stopniu zobowiązuje i uczelnie, i wykładowców do odpowiedzialności za przyszłą drogę zawodową studentów. Obecnie niemal wszystkie szkoły wyższe (94 proc.) zaangażowane są w proces zmiany programów studiów z myślą o tym, by absolwenci, obok wymaganej, pogłębionej wiedzy teoretycznej, w czasie studiów zdobywali też umiejętności i kompetencje praktyczne, by mieli kontakt z potencjalnymi pracodawcami i potrafili realnie oszacować wyzwania, jakie stawiają dzisiejsze, zmienne rynki pracy. I najważniejsze – by umieli efektywniej niż dotąd na te wyzwania reagować.
Rozpoczęty reformą proces zmian w uczelniach ma doprowadzić do tej kluczowej zmiany: włączenia praktycznych szkoleń, staży i egzaminów – które były i niestety nadal są realizowane przez korporacje zawodowe – do programów studiów.
W ramach swojej autonomii programowej uczelnie rozstrzygną, czy dany kierunek studiów ma mieć profil praktyczny, czy ogólnoteoretyczny. Proporcje wiedzy ogólnej oraz umiejętności i kompetencji w programach studiów zależeć będą od typu uczelni (może być np. akademicka, zawodowa), specyfiki kierunku studiów (np. studia humanistyczne czy techniczne), wreszcie autonomicznych decyzji władz wydziałów i władz uczelni. Nie mam wątpliwości, że uczelnie, które nie bagatelizują problemu rosnącego bezrobocia wśród absolwentów, skorzystają z tej ogromnej szansy i postawią większy nacisk na praktyczny profil kształcenia.
Odpowiedzialność za zawodowy start
Szczególną rolę w tym procesie zmian powinny odegrać uczelnie zawodowe, kształcące na poziomie licencjata. Praktyczny profil kształcenia jest drogą do pełniejszego uwzględnienia potrzeb i specyfiki lokalnych rynków pracy. Pomocą w identyfikowaniu zapotrzebowania na określone zawody w regionie służyć mają obowiązkowo powoływane w wyniku ustawowych zmian konwenty w państwowych wyższych szkołach zawodowych, z silnym głosem środowiska pracodawców i biznesu.
Ważnym czynnikiem odpowiedzialności uczelni za zawodowy start kształconej młodzieży jest wreszcie wprowadzony reformą, obowiązkowy monitoring zawodowych losów absolwentów. Szeroko udostępniany przez uczelnię raport, ilustrujący zawodowe sukcesy jej absolwentów i wskaźniki ich „zatrudnialności”, to wskazówka dla kandydatów na studia pozwalająca racjonalizować edukacyjne wybory. W ich dokonywaniu, obok zainteresowań i pasji, równie ważne muszą być prognozy lokalnego zapotrzebowania na określone profesje oraz ocena jakości i merytorycznego poziomu konkretnych studiów – a tę najbardziej miarodajną ocenę wystawia właśnie rynek.
Niech decyduje jakość dyplomu, a nie korporacje
Nowe prawo sprzyjające coraz wyższej jakości studiów, a także oparta na tej jakości coraz ostrzejsza konkurencja między uczelniami o studentów w okresie niżu demograficznego, doprowadzą do sytuacji, gdy dyplom ukończenia studiów będzie gwarancją wiedzy, kwalifikacji oraz umiejętności praktycznych na pewno nie gorszych, a z dużym prawdopodobieństwem nawet lepszych niż te, których dzisiaj wymagają korporacje.
Państwo inwestuje w szkolnictwo wyższe ponad 10 miliardów złotych rocznie, by zagwarantować młodym Polakom jak najlepsze wykształcenie. Zamiast mnożyć kolejne wymagane w określonym zawodzie uprawnienia i certyfikaty – wzmacniajmy merytoryczną jakość dyplomu ukończenia uczelni.
O dostępie do zawodu nie mogą decydować takie czy inne korporacje – tu musi się liczyć tylko merytoryczna wiedza absolwenta, jego wysokie kompetencje i praktyczne przygotowanie. Zamiast certyfikować bez końca umiejętności dyplomowanego bibliotekarza, uprawnienia geologa czy doradcy podatkowego – dokładamy starań, by zagwarantować studentom solidną edukację, uwzględniającą wymogi przyszłego zawodu.
Zbudowaliśmy prawo, które sprzyja odpowiedzialnej edukacji wyższej. Wiele zależy teraz od tego, jak z tych nowych możliwości skorzystają autonomiczne uczelnie. Aby wspomóc je we wdrożeniu efektów kształcenia, nowej regulacji prawnej towarzyszą publikacje, szkolenia i seminaria. Prezentujemy wzorcowe opracowania programów studiów wraz ze zdefiniowanymi efektami kształcenia, uczelnie mają wsparcie ekspertów, korzystają też z doświadczeń i prac Polskiej Komisji Akredytacyjnej nad zmianą metodologii oceny jakości kształcenia. A powołany w wyniku reformy szkolnictwa wyższego rzecznik praw absolwenta czuwa nad dostępnością młodych do zawodów, do których przygotowywali się w trakcie studiów.
Początek drogi
Po wdrożeniu Krajowych Ram Kwalifikacji w uczelniach i wprowadzeniu w życie całości reformy deregulacji zawodów przez rząd, ciężar odpowiedzialności za jakość przygotowania do wykonywanych zawodów w pełni przejmą szkoły wyższe. To chyba najbardziej racjonalne, by szlify zawodowe zdobywano właśnie w trakcie studiów. Przecież dla większości młodych ludzi i ich rodzin studia są często inwestycją życia – wymagającą czasu, zaangażowania, wiążącą się z reorganizacją życia i nierzadko z ogromnymi nakładami finansowymi.
Uczelnie otworzyły się na dobry zawodowy start swoich absolwentów. Co jednak niezwykle ważne, tej rewolucji w kształceniu nie kreują wyłącznie naukowcy i teoretycy. Znakomici praktycy, reprezentujący rozmaite profesje, są włączani w pracę ze studentami, w budowanie programu studiów i praktyk zawodowych – tę możliwość współpracy uczelni z otoczeniem społeczno-gospodarczym dała reforma szkolnictwa wyższego. Inaczej definiując minimum kadrowe nie tylko zezwolono, ale też zachęcono uczelnie, by zatrudniały praktyków – to oni bowiem są w stanie wprowadzić studentów w tajniki sztuki wykonywania zawodu. Wybitny informatyk, konstruktor mostów, architekt czy adwokat, pracując ze studentami dzieli się wiedzą o najnowszych metodach pracy czy nowych technologiach, ale także o napotykanych problemach. Skoro więc przedstawiciele korporacji mają już teraz możliwość włączenia się w pracę uczelni i w kształtowanie programów studiów, skoro mogą uczestniczyć w procesie kształcenia i swoim autorytetem gwarantować umiejętności młodych ludzi, po cóż mnożyć egzaminy korporacyjne i certyfikaty?
Jeśli jesteśmy zgodni, że zależy nam na wysokich kwalifikacjach absolwentów i jak najlepszym przygotowaniu ich do pracy zawodowej – korzystajmy z nowych możliwości prawnych zamiast krytykować deregulacyjne starania rządu. Z perspektywy efektów kształcenia korzystniejsze jest jak najlepsze przygotowanie zawodowe młodych ludzi. A efekt będzie lepszy, jeśli praktycy będą pracować z nimi przez cały okres studiów, a nie dopiero wtedy, gdy pojawią się z dyplomem na rynku pracy.
Europejski trend
Warto zauważyć, że nie tylko Polska stara się odblokować dostęp do zamkniętych zawodów. Jak podaje Forbes.pl, to tendencja widoczna również w innych krajach. We Włoszech „rozbrojenie korporacji” zapowiedział rząd Mario Montiego, zniesienie zawodowych barier było też celem działań komisji, powołanej przez prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego. Wszyscy uczymy się też na przykładzie Grecji, gdzie przywileje korporacyjne zamroziły na lata dostęp do rynku pracy i usług dla młodych ludzi, co m.in. było jednym ze źródeł kryzysu, który potem rozlał się na całą Europę.
„Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur…” powiedział w 1987 roku w Berlinie Ronald Reagan do przywódcy ZSRR. Po dwóch latach mur zniknął i taki sam los, mam nadzieję, czeka korporacyjne mury blokujące dostęp do zawodów absolwentom studiów.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Dobrze ,że minister d/s edukacji dąży do podwyższenia pozimu wykształcenia Polaków ale dlaczego drugi minister bez wykształcenia kierunkowego jest ministrem (GOWIN) . Tu jest problem. Dyrektorem portu lotniczego zostaje syn premiera a nie ma przygotowania zawodowego do pełnienia tej funkcji. Nie jest problem z deregulowaniem zawodów jeżeli określone świadectwo ukończenia szkoły będzie wymogiem przy wykonywaniu określonego zawodu. Szanujmy włożony trud w zdobycie wykształcenia a nie róbmy zadymy politycznej.
Z tą deregulacją będzie tak jak z habilitacją : "Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy"
Fajnie by było, gdyby po deregulacji o zatrudnieniu miała decydować jakość dyplomu, bo z tego co widać, na przykład pilot wycieczek lub przewodnik turystyczny nie musi mieć żadnego dyplomu. W tej sytuacji prawdopodobnie wejdzie w życie system w którym organizatorzy turystyki będa nadal zatrudniać tylko osoby z legitymacjami, ale za obniżone do nieprzyzwoitości ceny (argumentując, że jak komuś nie pasuje praca za takie pieniadze, to na jego miejsce jest wielu innych chętnych).