Banalizacja nauki
Banalizacja patologii w świecie akademickim pojawia się wówczas, kiedy zaciera się jakikolwiek ślad refleksji nad jej występowaniem. Szkolnictwo wyższe zostało już tak bardzo przesycone obecnością fikcji i pozoru, degeneracją awansów naukowych, że przechodzimy koło nich obojętnie, potrafiąc z jakiegoś powodu ścierpieć nawet największe patologie. Należy do nich niewątpliwie „turystyka habilitacyjna” na Słowację i do Czech, której dynamika wzrostu nikogo już nie dziwi. Nie jest odnotowywana w żadnych danych statystycznych, ani też raportach resortu szkolnictwa wyższego, jakby nie była czymś znaczącym. Powoli oswajamy się z tym, że wśród nas są doktorzy wyhabilitowani w jednym z tych krajów, a przywiezione przez nich dyplomy docenta nie budzą już żadnych emocji. Co ciekawe, nie wywołują one też postaw zachwytu, wysokiego uznania, a nawet szczególnego rodzaju podziwu, jakim otacza się polskich naukowców, którzy realizowali swoją karierę naukową w USA, Niemczech, Francji, Włoszech czy krajach skandynawskich. Wszędzie jest przecież lepiej, wyższy poziom i lepiej wyposażone laboratoria, tylko nie u nas, choć przecież z biegiem lat i tu zaszły istotne zmiany.
Dlaczego zatem, skoro nie podziwiamy, to jednak tolerujemy wwożone ze Słowacji czy Czech dyplomy docentów, które odpowiadają polskiej habilitacji? Rodacy już dawno się zorientowali, że jak czegoś nie można uzyskać w kraju, gdyż albo nie zezwala na to prawo (np. aborcja), albo stawia się tu zbyt wysokie wymagania (np. uzyskanie prawa jazdy, stopni naukowych), to trzeba to jakoś obejść, znaleźć dojście do upragnionego celu pomimo braku właściwych do tego środków (kapitał materialny, intelektualny, społeczny itp.) Właśnie tak narodziła się „turystyka habilitacyjna”. Po co prowadzić uczciwie badania naukowe, publikować, poddawać się ocenom własnej społeczności naukowej, dzięki czemu możliwy jest – zwieńczony habilitacją czy tytułem profesora – awans naukowy i społeczny, skoro można to samo osiągnąć mniejszym nakładem sił (także intelektualnych), środków materialnych (koszty przewodów naukowych na Słowacji są dużo niższe), a nawet działań naukowych.
Pozór, fikcja i autodemoralizacja wygrywają z rzetelnością i uczciwością naukową, infekując tym coraz liczniejszą grupę kolejnych pokoleń nauczycieli akademickich, wykładowców, pragnących za wszelką cenę zachować swoje miejsce pracy, a nawet w nim awansować. Wytwarzając wobec tych zjawisk banalność, przymykając na nie oczy, przyzwyczajamy kolejnych turystów do tego, aby stali się niewidzialnymi i nieszkodliwymi, chociaż jedno i drugie znajduje swoje zaprzeczenie, kiedy w grę wchodzi konieczność włączenia się do przewodów naukowych, prowadzenia zajęć, sprawowania opieki nad młodymi czy projektowania badań.
Ci, którzy uzyskali samodzielność naukową na podstawie standardów nieodpowiadających rodzimym, a tym bardziej najwyższym w świecie, nie są w stanie włączyć się twórczo w rozwój własnej dyscypliny. Oni są jedynie konsumentami, beneficjentami cwaniactwa, dzięki któremu wyłudzili nienależne im przywileje. Co gorsza, pogrążyli tych Polaków, którzy mogliby z dumą pokazywać docenckie czy profesorskie dyplomy uzyskane u południowych sąsiadów w sposób odpowiadający najwyższym standardom nauki na Słowacji czy w Czechach. Nie można bowiem dokonywać generalizacji i twierdzić, że wszyscy akademicy, którzy udają się na słowackie czy czeskie uniwersytety, reprezentują tak niski poziom w kraju, że tylko tam mogą wykupić sobie usługę dostępu do naukowej samodzielności. Piszę tu jedynie o osobach, które nie zostały dopuszczone do otwarcia przewodu habilitacyjnego czy profesorskiego w żadnej polskiej uczelni albo których kolokwium habilitacyjne lub wniosek o nadanie tytułu nie zostały pozytywnie ocenione i przyjęte przez jednostkę naukową czy – w wyniku odwołania – przez Centralną Komisję. Takich osób jest coraz więcej i pociągają one za sobą także te, które nawet jeszcze nie rozpoczęły swojej pracy naukowo-badawczej, ale już zostają zachęcane do zainwestowania w turystykę habilitacyjną.
Cichy układ
Na czym polega turystyka? Przede wszystkim trzeba znaleźć dla niej dogodną bazę, by można było bezstresowo, bez szczególnego napięcia i twórczego wysiłku, uzyskać przychylność władz jednostki dysponującej stosownymi uprawnieniami. Można zresztą z taką jednostką zawrzeć cichy układ, porozumienie, którego nikt nie jest w stanie zakwestionować, związane z tzw. wymianą czy współpracą naukową. Jest to rodzaj akademickiego świadczenia, z jakiego chcą skorzystać obie strony, tak Polacy, jak i Słowacy czy Czesi. Już przygotowuje się grunt na Ukrainie, bo przewiduje się, że w najbliższej przyszłości i ten kraj znajdzie się w strefie Unii Europejskiej, a zatem i tam uzyskiwane dyplomy będą automatycznie uznawane w naszym kraju i na odwrót.
Gdy mamy już bazę (uczelnię, wydział, komisję), to trzeba ustalić, jakie są minimalne wymogi do spełnienia, by można było zrealizować swoje plany. Konieczne jest pozyskanie przychylności przewodniczącego takiej komisji, toteż zaprasza się go do Polski na organizowane tzw. międzynarodowe konferencje, w trakcie których pokrywa się wszystkie koszty jego udziału, a nawet daje honorarium za wygłoszony referat. Takie debaty organizuje się tylko w zaufanym gronie i w hotelach o jak najwyższym standardzie, by gość miał poczucie godnego przyjęcia i wynikające z tego zobowiązanie wobec gospodarzy. Przy tej okazji można zapewnić słowackich i czeskich naukowców, że opublikuje się ich artykuły (bez względu na jakość) i na odwrót, że oni będą publikować teksty naszych wykładowców (też bez względu na jakość).
To dzięki standaryzacji pomiaru jakości szkolnictwa wyższego i nauki nie tylko w Europie każdy naukowiec, niezależnie od tego, w którym kraju i na jakiej pracuje uczelni, musi wykazać się jak największą liczbą wydanych poza granicami kraju publikacji naukowych oraz wskaźnikiem cytowań. To sprzyja powyższej turystyce. „Uczeni” umawiają się na to, kto, kogo i jak często będzie cytował w swoich tekstach, by uzyskać wzajemność zagranicznego partnera, który zwróci mu to z naddatkiem.
Tak kręci się błędne koło pseudonaukowych awansów. Tak rozkładamy na łopatki polską naukę i szkolnictwo wyższe, bowiem niedouczeni, a wypromowani kształcą nie tylko tysiące studentów, ale także w jakiejś mierze przyszłych kandydatów do pracy naukowej. Banalizacja nauki jest możliwa właśnie dzięki przyzwyczajeniu do patologii, dzięki udawaniu, że nic takiego się nie dzieje, że w końcu to tylko nieliczni, jednostkowe przypadki.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN jako jedyny w naszym kraju podjął wysiłek przyjrzenia się temu zjawisku, mimo iż nie dotyczy ono tylko pedagogiki. Obejmuje bowiem dyscypliny nauk społecznych i humanistycznych, jak nauki teologiczne i nieistniejące w polskiej klasyfikacji nauki – dydaktyki specjalnościowe oraz praca socjalna.
Cztery lata temu miała miejsce w Polsce i na Słowacji szeroko zakrojona w mediach akcja zdemistyfikowania turystyki habilitacyjnej naszych „uczonych” do Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberku. Już same tytuły wskazywały, że mieliśmy tu do czynienia z patologią, która nie najlepiej świadczyła o naszych kandydatach do akademickiego awansu: Polacy przyjeżdżają po łatwe tytuły ; Słowacka fabryka polskich profesorów ; Do kariery na skróty ; Koniec słowackiego Eldorado? ; Gdzie łatwo zdobyć tytuł? Na Słowacji ; Burza po artykule „Dziennika”. Musimy zmienić prawo; Habilitacje bez polskiego sita .
W wyniku krytyki odbyło się 24 listopada 2008 r. spotkanie minister Barbary Kudryckiej z Dušanem Čaplovičem, wicepremierem Rządu Republiki Słowackiej ds. Społeczeństwa Opartego na Wiedzy, Spraw Europejskich, Praw Człowieka i Mniejszości, które dotyczyło m.in. współpracy w dziedzinie szkolnictwa wyższego z uwzględnieniem realizacji umowy o uznawalności dyplomów, stopni i tytułów naukowych. Tak ono, jak i kolejne rokowania komisji ekspertów obu państw w sprawie uznawania dyplomów, stopni i tytułów naukowych, przedstawicieli obu rządów, jakie odbyły się pod koniec listopada 2009 r. w Bratysławie, nie przyniosły żadnych zmian. Stwierdzono, że wszystko jest w porządku.
Zamknięty krąg
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN – po przeprowadzonej analizie przewodów habilitacyjnych i profesorskich Polaków na Słowacji: w Rużomberku, na uniwersytetach w Nitrze, Bratysławie i Bańskiej Bystrzycy, w przyjętym w maju 2011 r. stanowisku zwrócił uwagę na trzy aspekty powyższego procesu, które nie tylko wywołują niepokój, ale stawiają całe środowisko akademickie pedagogów przed pytaniem o dalekosiężne następstwa w sferze naukowej i moralno-obyczajowej. Nie bez znaczenia jest tu aspekt formalnoprawny postępowań, które w części przypadków miały charakter wyłudzania stopni naukowych z naruszaniem norm prawa słowackiego i polskiego. KNP PAN nie ma możliwości reagowania na te zjawiska we wszystkich ich negatywnych aspektach, toteż zwrócono się do minister Barbary Kudryckiej z prośbą o podjęcie interwencji w tych sprawach, które tego wymagają i/lub są możliwe z uwzględnieniem uwarunkowań prawnych.
Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych dotyczyło trzech kwestii. Po pierwsze aspektu formalnoprawnego. Wśród Polaków ubiegających się o habilitację z pedagogiki na KU w Rużomberku byli doktorzy, którzy albo nie zostali dopuszczeni do otwarcia przewodu habilitacyjnego na jednej z uprawnionych uczelni w kraju, albo ich przewody habilitacyjne zostały podważone przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułu, a zatem nie uzyskali awansu, albo osoby, w stosunku do których trwało postępowanie sądowe w związku z ich nieuczciwością akademicką (plagiaty, łapownictwo). O habilitację z pedagogiki lub pracy socjalnej ubiegali się psycholodzy, lekarze, a nawet teolodzy czy politolodzy, którzy mimo publikacji z własnych dyscyplin naukowych i często niedopuszczenia do otwarcia przewodu habilitacyjnego w Polsce, podjęli działania na Słowacji z zupełnie innych dyscyplin wiedzy. Ich powrót do kraju ze słowackim dyplomem habilitacyjnym z pedagogiki czy pracy socjalnej stał się czynnikiem demoralizującym dla części środowiska, niestety, podatnego na „łatwą”, „szybką” drogę możliwego awansu.
Działania Słowaków budzą podejrzenia. Skoro władze Wydziału Pedagogicznego KU w Rużomberku zgodziły się na konsultowanie z wiceprzewodniczącym KNP PAN wszystkich wniosków polskich naukowców ubiegających się o habilitację na tej uczelni, a potem od tego odstąpiły, przeprowadzając poza jego wiedzą i bez udziału w roli recenzentów profesorów z KNP PAN większość przewodów polskich naukowców, rodzi to podejrzenie o ich niewiarygodność. Władze KNP PAN odstąpiły zatem na znak protestu od tej współpracy w czerwcu 2010 r. Zastanawiające jest w powyższych postępowaniach awansowych uruchomienie przez Słowaków we współpracy z polskimi nauczycielami akademickimi „zamkniętego kręgu recenzentów”, który polegał na tym, że wypromowani wcześniej na Uniwersytecie Katolickim w Rużomberku Polacy stawali się jedynymi recenzentami swoich kolejnych koleżanek i kolegów z kraju. Najczęściej pozyskiwano na recenzentów samodzielnych pracowników naukowych z Polski, którzy sami habilitowali się w Rosji lub na Ukrainie, albo którzy nie reprezentowali dyscyplin związanych z przeprowadzanym przewodem habilitacyjnym czy profesorskim naszych nauczycieli. Niedopuszczalne byłoby w Polsce wyznaczenie recenzenta ze stopniem jedynie doktora habilitowanego w przewodzie na tytuł naukowy profesora, a tak było w jednym przypadku.
Istotnym wskaźnikiem podejrzanego tempa i poziomu uzyskania habilitacji na Słowacji jest to, że większość Polaków nie ujawniło w bazie OPI jakichkolwiek danych ani na temat ich rozpraw doktorskich, ani też habilitacyjnych na KU w Rużomberku. Mimo że niektórzy habilitowali się z pedagogiki czy pracy socjalnej, podają w bazie OPI, że są socjologami lub wykonują zawód psychologa czy lekarza. Interesujący jest przypadek naukowca z KUL, który w Rużomberku obronił pracę doktorską w kwietniu 2006 r., a habilitował się na tej samej uczelni w dwa miesiące później, o czym informuje w bazie OPI. Sformułowano zatem w raporcie KNP PAN hipotezę, że część osób z naszego kraju prawdopodobnie przedkładała tam jako habilitację swoją rozprawę doktorską, pod nieco zmienionym tytułem. Zaskakujący był także fakt, że ktoś, kto w kraju uzyskał stopień naukowy doktora na podstawie rozprawy na określony temat, w trzy lata później uzyskał w Rużomberku habilitację, która miała zbliżony temat, a nie została tam opublikowana.
Reprodukcja patologii
Aspekt moralny. Wszyscy wiemy, że coś jest nie tak z uzyskiwanymi przez niektórych Polaków habilitacjami czy tytułami profesora na Słowacji, ale nie możemy tego ocenić, gdyż nie dysponujemy wglądem w dokumentację. Na Słowacji dysertacje habilitacyjne powinny być opublikowane po przeprowadzonym postępowaniu. Dziwnym trafem polskie są niedostępne czytelnikom, którzy mogliby na tej podstawie wyrobić sobie jakikolwiek osąd. Skoro krąży opinia o tym, że jak komuś się nie powiedzie habilitacja czy nie uzyska tytułu naukowego, to może udać się na Słowację, to staje się niszczące dla pracy kadr naukowych w kraju, które są uczciwie zaangażowane w naukę. Jak mamy pracować z młodymi naukowcami, z doktorantami, skoro mają oni świadomość, że w tej kwestii można coś „załatwić inaczej”.
Niezwykle ważny jest aspekt naukowy, bowiem do uczelni publicznych, ale w większości niepublicznych w Polsce, trafiają także ci habilitowani po słowackiej stronie nauczyciele akademiccy, którzy nie mają właściwych kompetencji. Osoby, które przeprowadziły swój awans na Słowacji w sposób rzetelny, ujawniają wszelkie dane na ten temat i angażują się w dalszy rozwój naukowy własny oraz swojego środowiska akademickiego. Nie można zatem tych zjawisk generalizować. Pozostali jednak korzystają z przywilejów, jakie z tego tytułu wynikają, a więc możliwości wielokrotnego zatrudniania się w niepublicznych szkołach wyższych do minimum kadrowego (dydaktycznego). Jednostki, które kształcą na studiach II stopnia, powinny prowadzić badania naukowe, ale jakich mają specjalistów, skoro nie uczestniczą oni w życiu naukowym pedagogów i w rozwoju dyscypliny naukowej? Co gorsza, pseudodoktorzy habilitowani będą recenzować, otwierać – i otwierają już – w kraju, ale także na Słowacji, przewody doktorskie i habilitacyjne, przyczyniając się tym samym do reprodukcji tego, co najgorsze i destrukcyjne w naukach, dydaktyce oraz prowadzeniu badań. Warto zwrócić uwagę w załączonym raporcie, że tematami wykładów habilitacyjnych i ich rozpraw były w większości przypadków problemy banalne, nic niewnoszące do nauki, na poziomie prac licencjackich czy magisterskich.
Naruszony kanon
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN przekazał ministerstwu w maju ub. roku wraz ze swoim stanowiskiem pełną treść raportu, jaki przygotował w powyższej kwestii, mając świadomość tego, że jako organ społeczny już nic więcej w tej sprawie uczynić nie może. Wobec braku reakcji ministerstwa na to stanowisko w nowej kadencji Komitet Nauk Pedagogicznych przyjął kolejną uchwałę, którą przekazał minister B. Kudryckiej, wnioskując o wydanie rozporządzenia, które będzie jednoznacznie regulować w Polsce status akademicki nauczycieli, mających i nadal uzyskujących stopnie i tytuły naukowe poza granicami kraju.
Problem dotyczy wszystkich tych, którzy otrzymali mianowania na stopień docenta nauk społecznych, ale z dyscyplin, które nie są uznawane w naszym kraju jako naukowe. Dotyczy to dyplomów wskazujących na uzyskanie stopnia docenta czy tytułu profesora w dziedzinie nauk społecznych z dyscyplin: dydaktyka zawodowa i praca socjalna. Nie jest dopuszczalne beztroskie uznawanie przez władze uczelni publicznych i niepublicznych dyplomów z wspomnianymi stopniami czy tytułami jako równoważnych stopniom i tytułom naukowym z pedagogiki. Nie odpowiadają one ustawie o stopniach i tytule naukowym oraz nie są zgodne z wykazem dyscyplin naukowych, jaki wcześniej był ustanawiany przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułu, ani też klasyfikacji nauk w rozporządzeniu Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego z 8 sierpnia 2011 r. w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych.
Nie chodzi tu o deprecjonowanie awansów naukowych rodaków w innych krajach Unii Europejskiej. Jeśli ktoś uzyskuje habilitację np. z pracy socjalnej, to może z tym dyplomem kształcić i prowadzić badania naukowe w kraju, który wydał mu taki dyplom. Odnosimy się do tego z pełnym szacunkiem. Zjawisko to jednak nabiera coraz powszechniejszego charakteru, związanego z mniejszymi wymaganiami na Słowacji od kandydatów do habilitacji i tytułu profesora w porównaniu z tymi, jakie musieliby spełnić w naszym kraju, gdyby chcieli habilitować się czy uzyskać tytuł profesora z pedagogiki, teologii czy socjologii. Kiedy Polak czy obcokrajowiec przywozi z innego kraju UE dyplom, zawierający adnotację o uzyskaniu habilitacji z dyscypliny naukowej, która w Polsce naukową nie była i nie jest, dyplom taki nie powinien być u nas honorowany, gdyż stwarza precedens do naruszania kanonu naukowych standardów.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego powinno w tej sytuacji wymagać nostryfikacji dyplomów, które zostały wydane Polakom i naukowcom zagranicznym z dyscyplin, które nie są zgodne z naszym prawem. Potrzebna jest konsekwentna polityka w tym zakresie, by nie demoralizować młodych naukowców, jakich przyjmujemy na uniwersytetach i akademiach na studia doktoranckie, zachęcając ich do podjęcia uczciwej pracy naukowo-badawczej w ramach reprezentowanej przez nich dyscypliny naukowej.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Powinno się albo zlikwidować habilitację,albo wprowadzić jednoznaczne kryteria. Nie jestem przekonany do wskaźnika Hirscha, choć oczywiście jest to jakieś kryterium. Ilość cytowań nie świadczy o poziomie naukowym danej osoby. Grafomani,którzy w wielkiej ilości piszą "ziewane" artykuły i monografie o integracji europejskiej są częściej cytowani niż naukowcy-pasjonaci zajmujący się jakąś niszową problematyką.
@Prof. Boguslaw Sliwerski.Prosze potwierdzic w tym miejscu, ze ponizszy komantarz:
"Bogusław Śliwerski | 8 lipca 2012, 22:29
Cóz to, niejaki: Zgred, Beton, Teresa, hydro, zamilkli? Zabrakło Państwu amunicji? To sprawdźmy, czy rację ma: StaryZgred2012 | 12 maja 2012, 12:38 który napisał: "Zdzisław M. Szulc - być może Pańskie publikacje są znane na korytarzu szkoły, w której Pan pracuje." Żałosna ta pańska erystyka. Cieniutka. Pan Szulc może pisać pod nazwiskiem, bo do USA długie ręce koterii nie sięgają." Zajrzyjmy do bazy cytowań Publish or Perish i wpiszmy tak, jak sobie tego życzy niejaki prof. Zdzisław M.Szulc. Wynik: h-index: 1 g- index: 2 hc-indexc: 1 Cóż za światowy wynik??? To może pan prof. Szulc wpisze: Śliwerski i zobaczy wynik: h-index: 10 g-index: 24 hc-index: 6 Cała obłuda, demagogia, fałszowanie informacji, by wprowadzić czytelników Forum Akademickiego w błąd tylko potwierdza, że fałszerze są nie tylko wśród niektórych Polaków habilitujących się na Słowacji. Oczywiście, zaraz napiszecie, że te wskaźniki, to i tak za mało. Podajcie zatem indeks cytowań tych po słowackich habilitacjach. "
Pan napisal osobiscie w dniu 8 lipca 2012 o godzinie 22:29 na tym Forum. Chce miec 100% pewnosc ,ze w tym konkretnym przypadku, podane w/w komentarzu informacje odnosnie mojej osoby, analiza mojego dorobku i cytowane fragmenty tekstow z ponizszych komentarzy innych Czytelnikow, w tym wlasne, lecz nie moje, sam Pan przygotowal i zamiescil w tym miejscu Forum Akademickiego. Z gory dziekuje za wyjasnienie tej niecodziennej i smutnej sprawy...
Cóz to, niejaki: Zgred, Beton, Teresa, hydro, zamilkli? Zabrakło Państwu amunicji? To sprawdźmy, czy rację ma:
StaryZgred2012 | 12 maja 2012, 12:38
który napisał:
"Zdzisław M. Szulc - być może Pańskie publikacje są znane na korytarzu szkoły, w której Pan pracuje." Żałosna ta pańska erystyka. Cieniutka. Pan Szulc może pisać pod nazwiskiem, bo do USA długie ręce koterii nie sięgają."
Zajrzyjmy do bazy cytowań Publish or Perish i wpiszmy tak, jak sobie tego życzy niejaki prof. Zdzisław M.Szulc. Wynik:
h-index: 1
g- index: 2
hc-indexc: 1
Cóż za światowy wynik???
To może pan prof. Szulc wpisze: Śliwerski i zobaczy wynik:
h-index: 10
g-index: 24
hc-index: 6
Cała obłuda, demagogia, fałszowanie informacji, by wprowadzić czytelników Forum Akademickiego w błąd tylko potwierdza, że fałszerze są nie tylko wśród niektórych Polaków habilitujących się na Słowacji.
Oczywiście, zaraz napiszecie, że te wskaźniki, to i tak za mało. Podajcie zatem indeks cytowań tych po słowackich habilitacjach.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN nie zamknął jeszcze sprawy. Prymitywne insynuacje typu "z jedną monografią i paroma artykulikami" być może leczą czyjeś kompleksy, ale i tak nie są w stanie unieważnić dorobku wielu profesorów, którzy swoich dyplomów nie kupili w "zagranicznej hurtowni". Przytaczane tu przez niektóre osoby argumenty o światowej wadze indeksów cytowań, dotyczyć mogą nauk przyrodniczych, matematyczno-fizycznych, ale nie nauk humanistycznych. Niech wyliczą indeks Hirscha nazwiska najwybitniejszym polskim filozofom, historykom, językoznawcom itp. Zanim to jednak uczynią, niech podadzą indeks Hirscha wszystkich Polaków, którzy habilitowali się na Słowacji. Chyba spadnę z krzesła ze śmiechu.
Jak dla mnie może nie być w kraju habilitacji, skoro tak bardzo interesuje GB mój pogląd na ten temat. Niektórzy z habilitowanych na Słowacji wypromują genialnych doktorów. Czy to nie z ich powodu Instytut, w którym sami uzyskali swoje doktorskie promocje, utracił na 3 lata prawa do prowadzenia przewodów?
Główne tezy zawarte w artykule i dotyczące "turystyki habilitacyjnej" są prawdziwe, natomiast dość zastanawiające jest to że autor nie zauważa najprostszego ich rozwiązania, mianowicie zlikwidowania habilitacji w ogóle.
Bo podtytuł "reprodukcja patologii" niestety doskonale oddaje nie tylko proceder zachodzący "turystycznie" ale i znaczącą część tego co się dzieje w kraju. W liczbach bezwzględnych pewnie sporo więcej, a przykłady na pograniczu korumpowania komisji, recenzentów itd. pewnie każdy może podać na przykładzie własnego podwórka.
No i klapa:) Taki piękny plan obcięcia "młodych", a tu dziura w płocie... KNP PAN "niestety" nie może unieważnić przepisów UE, ale gdyby był cień szansy;)... to pewnie "wybitni" z jedną drukowaną monografią i paroma artykulikami jak Rejtan broniliby habilitowania "za młodych". I niestety, tak jest już ostatnio wszędzie - trochę ciasno na rynku pracy...
Poziom komentarzy jest tu istotnie pozamerytoryczny, ale za to typowo polski, czyli odwracający uwagę od sedna sprawy. Niektórzy już przyjęli ten styl manipulacji za naturalny sądząc, że można w ten sposób zakłamać rzeczywistość, a ta w odniesieniu do opisanego przeze mnie problemu, jest wielce dla niektórych anonimowych komentatorów niewygodna. Nikogo nie pouczam, tylko piszę o zjawisku, które kompromituje część polskiego środowiska akademickiego poza granicami kraju a zarazem naraża na degradację naszych zagranicznych partnerów. Z wyłudzonymi dyplomami i tak niczego więcej w tyym kraju pseudouczeni nie osiągną. Nie ulega watpliwości, że nie będą mogli wykazac się żadnym dorobkiem, ani w jezyku polskim, ani nawet słowackim, który przysporzyłby im chwały. Macie tu swoje pięć minut, więc koniecznie wydrukujcie sobie te teksty jako własne publikacje, bo na nic innego was nie stać.
Artykuł pokazuje fakty, a poziom komentarzy jest jak zwykle (nie tylko tutaj) IDIOTYCZNY. Mogę się założyć że wszyscy tutaj razem wzięci macie mniejszy dorobek naukowy niż Autor tego artykułu. Wiadomo - każdy ma zwolenników oraz przeciwników. Pan prof. pewnie też, ale na pewno wstydzi się za to, że przeciwnicy stosują tak idiotyczne zagrywki, wystawiając takie a nie inne komentarze. Jest to po prostu jedna wielka żenada. Świat (łącznie z wami) schodzi na psy!!! Jeśli już chcecie w ten sposób polemizować to podawajcie swoje prawdziwe dane - ale w sumie to przecież najłatwiej krytykować (w taki sposób) anonimowo prawda?
Po prostu profesor Śliwerski przyzwyczajony do pouczania innych trafił w miejsce gdzie trzeba argumentować, a słaby dorobek naukowy tylko go pogrąża i obniża wirygodność jego opinii.A swoją drogą czy my nie moglibyśmy wejść w ten system kontraktów i skończyły by się te cyrki habilitacyjne.
Z zapartym tchem przyglądam się zmaganiom Ob. Prof.Śliwerskiego znanego humanisty , intelektualisty , Europejczyka i erudyty z xenofobiczną gawiedzią z prowincjonalnego zaścianka. Szczególnie cenna i błyskotliwa była riposta "O Zgredzie się nie wypowiadam, bo tu jest problem znacznie szerszej dysfunkcji". Ponieważ - oddaje ona sedno geniuszu Ob. Prof.Śliwerskiego . I stanowi prawdopodobnie rdzeń jego magisterium ( nie uchybiam mam nadzieje). Profesor Śliwerski objawia rzeczonej gawiedzi tą ripostą talenty klinicysty i diagnosty. Rzeczona riposta pokazuje jak w europejski , światły , pedagogiczny oraz kreatywny sposób można rozwinąć doktrynę akademików Jakowa Landaua i Daniło Luntza o bezobjawowej schizofrenii jako przejawie nieposłuszeństwa wobec włądzy radzieckiej. Czy ci marni adwersarze ob.Prof.Śliwerskiego byli by zdolni do takiej syntezy interdyscyplinarnej ,aplikacji transformacji oraz implementacji na grunt europejski osiągnięć tych radzieckich myślicieli ??. Tak jak dokonał to Ob. Prof. Śliwerski??. Nie ?? , ponieważ są niczym , bo nie posiadają habilitacji . Tego klucza do krynicy wiedzy i runa nieomylności. I dlatego są i będą niczym ( nawet nie nikim ) tylko podkreślam; niczym. Dla tego tak jak zawsze w takich sytuacjach mówię swoim adiunktom: "Malczat' sobaki i skupić się na indywidualnym rozwoju naukowym".
Ależ się Pan pogrąża Panie Profesorze... Tu nie cenzurowany blog i plebs śmie mieć swoje zdanie...
Problem polega na tym, że pan Zdzisław Szulc nie potrafi czytać ze zrozumieniem zamieszczonego w Forum tekstu,co zdarza się naukowcom przebywającym w USA, nawet z wysokim współczynnikiem cytowań. Nie jest znany na świecie jako pedagog, ale wypowiada się o tej dyscyplinie i jej przedstawicielach zgodnie z tamtejszą coolturą. Wolę zatem tę polską. Rozumiem, że będzie też wypowiadał się na temat jogurtów i kwasu solnego.
O Zgredzie się nie wypowiadam, bo tu jest problem znacznie szerszej dysfunkcji. Ten potrafi podczepić się pod każdą okazję do swojej pseudo akademickiej wypowiedzi. Być może właśnie dlatego nie ujawnia swojego nazwiska i swojego indeksu cytowań. Dodaje za to sobie "prof.", bo może to leczy jego zapewne dyplomowane na Słowacji ego.
Cieszę się jednak z tego, że daję panom szansę na zaistnienie, może i na zwiększenie indeksu cytowań. dzięki temu obaj komentatorzy będą mogli wykazać się "naukowymi publikacjami".
Do rzeczy panowie "profesorowie", do rzeczy! Czytajcie ze zrozumieniem, albo skorzystajcie z terapii pedagogicznej. Mogę wam polecić koleżankę, tylko najpierw sprawdzę, jaki jest jej indeks H.
Zrelaksowany po wizycie młodziutkiej pani adiunkt znów muszę (nie po raz p pierwszy zreszą na tym Forum) , nastawić pierś (co prawda nie tak dużą jak u mojej ulubionej pani adiunkt) w obronie kwiatu habilitacyjno - belwederskiego naszego nieszczęśliwego kraju . Bo xenofobowie i nacjonaliści StaryZgred i jakiś tam Szulc co Zachodzie robi , w swej nietolerancji się zapędzili i atakują magisterium (nie uchybiam mam nadzieje) obywatela profesora Śliwerskiego. Ci xenofobowie nie rozumieją ,że nie po to obywatel Sliwierski dostał kwit na nieomylność od obywatela prezydenta Wałęsy ( lub innego z obywateli prezydentów naszego nieszczęśliwszego kraju) , żeby tam w jakiś bazach występował. Wystarczy że obywatel Profesor jest po lini i na bazie, gdzie jest : Gienek, Mundek oraz Stefan z Gutkiem i Zygmuntem. I to tym nacjonalistom jako wytłumaczenie winno wystarczyć . A nie jakieś tam indexy lub cytowania. Ważne że obywatel Profesor chce zalepić dziurę w systemie ,przez którą szpiedzy watykańscy i inni przedstawiciele reakcyjnego kleru chcą się prześliznąć bez korzenia się przed mędrcami podczas kolokwium habilitacyjnego. To jest ważne , a ci faszyści chcą jakiś cytowań , indexów i jakiś baz. Co za xenofobia?. Ojcowie transformacji , w tym nieboszczyk Geremek w grobie się przewracają. Te reformy za daleko poszły . To trzeba spacyfikować. Batem ich , Batem - Panie profesorze.
@Śliwerski Cytuję: "Zdzisław M. Szulc - być może Pańskie publikacje są znane na korytarzu szkoły, w której Pan pracuje."
Żałosna ta pańska erystyka. Cieniutka. Pan Szulc może pisać pod nazwiskiem, bo do USA długie ręce koterii nie sięgają. Naprawdę tak ciężko sięgnąć do WoK/WoS albo choćby "Publish or Perish"? Wrzucamy "zm szulc" i dostajemy kilkadziesiąt publikacji, kilka patentów i afiliację. Publikacji w skali światowej a nie polskiego grajdołka, który skrupulatnie pilnuje, aby nikt nie wyszedł spod bata. Ale wychodzą, panie Śliwerski, wychodzą. I będą wychodzić coraz liczniej, a w pewnej chwili rzucą karty na stół i powiedzą "sprawdzam". I nagle wyjdzie na jaw, że "królowie" są nadzy...
Zdzisław M. Szulc - być może Pańskie publikacje są znane na korytarzu szkoły, w której Pan pracuje. Strzał w dziesiątkę.
Zamydlacie Państwo czytelnikom rzeczywistość, by leczyć swoje frustracje.
Wszyscy doskonale wiedzą, że jak do tej pory, a obowiązuje to jeszcze do końca września 2013 r. publikacje w dziedzinie nauk humanistycznych z pedagogiki nie były i nie są oceniane w świetle wskaźników bibliometrycznych. Nie ma żadnego rozporządzenia, które wskazywałoby na taki obowiązek w przypadku awansów naukowych. Po co się zatem wysilacie ze swoimi komentarzami?
I jeszcze jedno.
Pedagodzy, bo piszę tylko i wyłącznie w swoim imieniu, powinni pisać po polsku i publikować w języku ojczystym, gdyż problematyka wychowania i kształcenia ma służyć polskiemu społeczeństwu, polskiej edukacji i rodzinom mieszkającym w Polsce.
Państwa pożałowania godne komenatrze w niczym nie pomniejszają to wagi argumentów przedstawionych w niniejszym artykule. Jakoś unnikają komentatorzy odniesienia się do sformułowanych przeze mnie informacji o tych Polakach, którzy są zwykłymi oszustami akademickimi. Gratuluję dobrego samopoczucia!
@ StaryZgred2012 :strzal w 10-ke!To tu:"..okresowej oceny dorobku w celu utrzymania uprawnień".. ( od siebie) i zatrudnienia. Takiej procedury w praktyce, z pelnymi konsekwncjami, w Polsce nie ma. Jednoznaczna wykladnia tego faktu jest brak markowego uniwersytetu badawczego w Polsce! Czym sie to objawia na codzien?
Brakiem sprawnego systemu oceny jakosci ksztalcenia, recenzji i promocji/zatrudnienia. Zlosliwosc zaistnialego stanu rzeczy jest tak przerazajaca,i nieuswiadiomiona w srodowisku , ze po 1989r, RP nie "dorobila" sie, w zadnej dyscypinie, ani jednego najbardziej cytowanego naukowca na swiecie...!?
"Ilosc" przechodzi w "jakosc" w przypadku katastrofy nukrearnej/eksplozji ladunku nukleranego. A nie w szkole wyzszej! CK ma z tym staly problem, bo jest integralna czescia czesciowo patologicznego systemu. Zdrowy system szkolnictwa wyzszego generuje takie twory jak <EdX> (www.edxonline.org czytaj: wspolczesna Nalanda). Chory, wylacznie ...habilitacje,znane na jednym tylko...korytarzu!
Podzielam w pełni oburzenie ob. profesora Slivierskiego który pasie rózgą żelazną różnego typu xenofobów i nacjonalistów oraz przedstawicieli reakcyjnego kleru na tym forum.
"Internet nie jest anonimowym źródłem i każde naruszenie dóbr osobistych może spotkać się z wszczęciem postępowania sądowego".Podzielam opinie że adwersarze obywatela Profesora Śliwierskiego winni być pojmani i rozstrzelani przez Akademicką Policją Myśli. Jak można polemizowac z członkiem Najświetszej CzeKa - Komisji, co habiliatcje rozdaje . Jak ci faszyści ośmieli sie polemizować z przedstawicielem Komisji której zasiada Mundek , Gutek , Stefan oraz Gienek z Zygmuntem . No chyba że oni niewiedzą kim jest Zygmunt. A przede wszystkim nie wiedzą kto go tam wstawił. Podsumowując tą dyskusję w pełni potępiam faszytów i reakcyjonistów kryjacych się za kryptonimami : Zgred , Ja też, Jan Stefański, m.a ,Teresa. Którzy nie ukorzyli się przed magisterium i majestatem Ob. Prof. Śliwerskiego. Ich wypowiedzi są pełne agresji xenofobii, nietolerancji , nacjonalizmu a nawet klaustrofobi. Swojego czasu na tym estblishmentowym Forum oraz na forum prowadzonym przez tych wywrotowców , frustratów i xenofobów z Krakowa . Jakis tam dr Wieczorek , czy jak mu tam to prowadzi . Przedstawiłem propozycje dziedziczenia stopnia dr hab. przez pierwszego męskiego potomka. Związki gejowskie / lejsbejskie oraz transgenderskie oraz ludzie żyjący w konkubinacie z wyższymi kregowcami sporzadzali by oswiadczenie woli co do dziedziczenia stopnia przez partnera. Omawiana tu dyskusyja skłania mnie do wprowadzeniu projektowanej ustawy artykułu o nieomylności ( oczywiście wzorem Papieży) członka CK gdy gdy naucza w sprawach akademickich . Pozwoliło by to skutecznie ścigać przez Akademicką Policją Myśli takich reakcyjonistów i xenofobów , którzy tu urągają majestatowi obywatela profesora Śliwerskiego . Myśle że z czasem taka klauzula winna być rozszerzona na wszystkich przedstwicieli kwiatu habilitacyjnego w Polsce. Już jest po godzinach i z godnie z magisterium Ob. Profesora Śliverskiego kończę tą polemikę z tymi frustratami i wywrotowcami , ponieważ jest 16.29 i za minutkę przychodzi do mnie moja ulubiona pani adiunkt która najpierw będzie mnie relaxować przez około 40 minut - a potem bedziemy rozwazać tym jak mam rozmawiać z Gienkiem oraz Gutkiem oraz innymi recenzentami o jej habilitacji. Wątek uważam za zamknięty.
Czytelnicy tych komentarzy mają już wyrobione zdanie na temat - nie wiedzieć, z jakiego powodu - moich personalnych adwersarzy. Unikają oni merytorycznego odniesienia się do postawionych w artykule tez. Trudno, by mogli operować tu jakimkolwiek faktem, który by im zaprzeczał.
Ja operuję faktami, oni za pomówieniami, demagogicznymi, niesprawdzonymi i nieadekwatnymi do tematu osobistymi żalami.
Oto otrzymałem list od dziekana wydziału jednego z uniwersytetów w Polsce. Pisze tak:
"Gratuluję i bardzo dziękuję za artykuł w ostatnim „Forum Akademickim” n.t. turystyki habilitacyjnej. Cieszę się bardzo z podjętych inicjatyw i poruszania tego problemu na szerszym forum. Jako dziekan wydziału co pewien czas otrzymuję pytania o możliwość zatrudnienia przez „habilitowanych” na Słowacji, pewnych siebie i dumnych ze swojej drogi naukowej. Kiedyś, chcąc odczepić się od księdza, który zrobił habilitację z teologii w Rużomberku, powiedziałem, że akurat potrzebujemy doktorów nauk humanistycznych (do minimum kadrowego nauk o rodzinie). Byłem zdumiony, kiedy dokładnie po 5 tygodniach przyjechał jeszcze raz z zaświadczeniem o uzyskaniu stopnia doktora filozofii, także w Rużomberku. Tak bardzo zależało mu na pracy, której i tak oczywiście nie dostał. Osobiście lepszego dowodu na temat poziomu nadawania stopni na Słowacji nie potrzebuję."
W związku z tym, że niniejsze forum wykorzystuje się do naruszania dobrego imienia wielu profesorów, w tym także członków Centralnej Komisji, nie zamierzam dłużej uczestniczyć w "żenującym" spektaklu tych,ktorzy banalizację nauki w naszym kraju już tutaj potwierdzili swoimi komentarzami. Nie zamierzam też kontynuować debaty z anonimowymi frustratami, którym być może z nieznanych mi powodów zablokowano drogę do awansu. Stylistyką i rodzajem argumentacji potwierdzili w tym miejscu, że były to zatem trafne decyzje. Internet nie jest anonimowym źródłem i każde naruszenie dóbr osobistych może spotkać się z wszczęciem postępowania sądowego. Szkoda czasu na tłumaczenie uzależnionemu od alkoholu, że jest chory. Tu jest konieczna terapia. Można też od niej uciec, nawet na Słowację. Tam jest taniej.
@Śliwerski I jak się tu odnieść do pańskich wynurzeń? Czysta demagogia podszyta cienką erystyką. Na mój zarzut "zerowości" w ISI i 40 pozycjach (PUBLIKACJACH) w Google Scholar odpowiada pan 185 cytowaniami. Ja o gruszkach, pan o betonie. I to ma być - idealizując - poziom członka CK? I podtrzymuję zarzut braku publikacji w znaczących czasopismach. Journal Citation Reports Social Science Editions dla grupy edukacja wskazuje 184 czasopisma z IF. W przypadku edukacji osób z zaburzeniami 36. Pańskich publikacji nie ma w żadnym czasopiśmie z tych grup. Czyli cały dorobek jest lokalny, bardzo lokalny. I w przeciwieństwie do polonistów nie może pan się zasłaniać specyfiką języka i kontekstu kulturowego.
A dokument UMP wskazany przeze mnie jest jak najbardziej adekwatny do działań CK: w nowej procedurze osoba aspirująca do habilitacji będzie odrzucana przez wskazaną uczelnię z powodu niespełnienia WŁAŚNIE TYCH wymagań formalnych. Dla ścisłości: wymagania UJ są jeszcze ostrzejsze. Osobiście, jako członek rady wydziału, z niesmakiem oglądałem habilitacje zakończone "sukcesem" przy zerowym nieomal dorobku całkowitym, a dosłownie zerowym w sensie artykułów w czasopismach z MJL. Przechodziły przy pozytywnych recenzjach z CK. Bo były ustawione, obgadane. Bo były, jak to opisał "prof Beton", od "czyjegoś człowieka". I pan, jako członek CK, za taką degrengoladę odpowiada. I widziałem dobre habilitacje uwalane na zamówienie, bo nie było stojącego za nimi "człowieka". Czy ma pan czelność zaprzeczyć takim praktykom CK?
Szanowny panie nie pisz pan o mniejszych wymaganiach na słowacji jak sam pan glosowałeś za knotami wPolsce . Czy tu na prawdę mają paść nazwiska z habilitacji które przeszły ze względów pozamerytorycznych. Pan brał udział w niektórych glosowaniach. Skreca was teraz że się wymknęło z pod kontroli waszej . Panie system się wali - Czy pan tego nie widzisz ?.
Nie wiem czy stary zgred ma racje - nie wiem czy mafia, ale metody mafijne na pewno?
Podzielam w pełni oburzenie ob. profesora Sliwierskiego , co instytut pedagogiki PAN - przechowalnie dla habilitowanych ręcistów chcial zakładac. By wzorem kumpli z IBL nic nie robić , kaske brać i niemnożka sobie pochłturzyć oraz trochę w politykę sie pobawić. Chłopcy z IBL-u to do perfekcji w tym doszli . A co ? habilitacyjno -belwederski kwiat pedagogiki i jego rodziny oraz znajomi i znajomi królika gorsi od jakichś tam literatów ?.
Obywatel profesor Sliwerski ma racje - różni frustraci - robią habilitacje tam w tym Róże coś tam na Słovacyj , a tu kaska za recenzje ucieka.I zasiada w tej Czeka - komisji , a profity na innych spadają. Ta habliatacja winna być broniona jak idee Makarenki w pedagogice Obywatelu Profesorze . A tych xenofobów batem , batem ich batem jakieś kwity bedą tu przywozić i niegodnie korzystać z przywilejów które tylko nasz kwiat belwedersko - habilitacyjny może mieć. Jak to może ktos mieć habilitacje , gdy Mundek , Zygmunt oraz Gutek na to zgody nie wyrazili. Człowiek znikąt. Nie, to musi być człowiek którego ktoś rekomenduje? \No nie ? . Nieraz zadawano sobie pytania - Czyj To człowiek ? . Jak na CK pada pytanie czyj to człowiek to już po nim. Bo już przez spotkaniem wiadomo czyjego człowieka spawa będzie rozpatrywana ?.Obywatel stary zgred takich dilektycznych pawiodłowosci nie rozumie. To z pewności axenofob i nacjonalista , a kto wie moze szpieg Watykanu. Bo pono ten uniwerk w tym Róże -coś tam to też ideowo nie pewny. Podzielam opinie obywatela. prof.Sliwerskigo że jak najszybciej trzeba tej sprawie ukręcić łeb. Bo to niebezpieczne by jacyś faszyści poza systemem sie habilitowali. To poważniejsza historia. To poważniejsza historia niż sprawa Drewsa z Poznania( to nie z Pańskiej sekcji ) ale smrodu na całe CK narobił no nie ?. Nawet sam Felek był wzburzony. Pan chyba domyśla się kim jest Felek , i kto go do CK wstawił. Tak ze Pan rozumie co oznacza jego wzburzenie. Ci faszyści nie rozumieją że jeszcze tyle wybitnych dzieci, kochanek , kochanków chce mieć spokój w pracy do 65 pardon 67 roku życia. Weźmy np. Felka, Felek 62 lata- ale jaką on ma doktorantkę, raz ją przywiózł do Wielkiej Wieży. To ta co go po godzinach relaksuje. No jak ona habilitacji ma nie zrobić. Nie po to Felek ten doktorat teraz jej kończy , że by ona habilitacji nie zrobiła. Czy Pan Zgred nie rozumie tych Marxowskich sprzecznosci? . Habilitacja trwa i trwa mać?. Bo Jak Pan Zgred sobie wyobraża że prawie 10 tys ludzi którzy nic nie robią i zanic nie odpowiadają ,nagle sie weźmie do roboty i bedzie za coś odpowiadać ?. Śmieszni sa ci xenofobowie i faszyci co obywatela profesora Śliwierskiego na tym forum atakują
Żałosne są tu tak treści, jak i styl prowadzenia polemiki przez niektórych z moich adwersarzy - pełen jakichś ukrytych frustracji i demagogii. Możecie oczywiście wylewać swój beton i poziom zgredu, wprowadzając w błąd czytelników Forum, którzy mają jednak trochę więcej inteligencji, by zrozumieć, że nie przedstawiacie Państwo ani jednego dowodu na to, jak wielkim uznaniem międzynarodowym i z jak wysokim IF są wszyscy ci, którzy uzyskali habilitację na Słowacji. A szkoda, bo może wówczas dowiedzielibyśmy się, że nie tylko w google scholar dorobek wielu z nich jest na poziomie "mniej niż zero". Może przedstawicie się Państwo z imienia i nazwiska i podacie swoje wielkie osiągnięcia naukowe, a nie będziecie przedstawiać tu fałszywe dane. w moim przypadku nawet tak pomniejszony wskaźnik w gogle.scholer wskazuje na 185 cytowań, a nie na zaledwie 40. Szkoda dyskutować w kwestii, w której ktoś manipuluje i fałszuje zarazem dane. Ja piszę w artykule o pedagogice i o pracy socjalnej, a tu wprowadza się linki do stron, mających wskazywać na to, że CK jest autorem norm, których Anonimowi nie są w stanie spełnić podczas, gdy w rzeczywistości rzecz dotyczy Uchwały nr 151/2010 Senatu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu z dnia 30 listopada 2010 roku w sprawie zmiany uchwały nr 4/2009 Senatu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu z dnia 28 stycznia 2009 roku w sprawie uchwalenia zalecanych kryteriów wszczęcia procedur uzyskania stopnia naukowego doktora habilitowanego i tytułu naukowego profesora oraz stanowiska profesora nadzwyczajnego (UM) i profesora zwyczajnego, zmienionej uchwałą nr 137/2010 z dnia 27 października 2010 roku.
Co to ma wspólnego z pedagogiką? Co to ma w ogóle wspólnego z CK i z tymi "pomyjami" jakie tu się wylewa na wszystkich?
Może tak Zgred i pozostali z Betonem włącznie poleją się zimną wodą, bo upał im mocno doskwiera. A jak przytoczą swoje osiągnięcia naukowe, to chętnie się do nich odniosę, z szacunkiem, wbrew temu, co swoją popkulturą tu wyrażają w stosunku do wielu naukowców.
Rozumiem, że lękacie się o to, że sprawa wyszła na jaw, że została przerwana tama milczenia o oszustach i wyłudzaczach, o cwaniakach, którzy niestety odpryskiem zaszkodzili też wszystkim tym Polakom, którzy uczciwie uzyskali habilitacje na Słowacji czy w Czechach. Nie wiecie teraz, jak wyjść z tej nory nicości. Już wyszliście. Już pokazaliście, nie tylko w tym miejscu, co potraficie i na co was stać.
To jest dokładnie ten sam problem co z fałszowaniem marki towarów na metce. W tym ostatnim przypadku towar taki usuwany jest ze sprzedaży i bywa np. niszczony. Rozumiem, że Autor widzi problem wspomnianej "turystyki" podobnie. Prawdziwy kłopot polega jednak na tym, że klient (tzw. nauka polska, szczegónie co bardziej ambitne uczelnie spełniajace tzw. minima kadrowe) markę olewa, bo pytają go tylko o metkę, nie o jakość towaru. Naprawić sie tego nie da, bo zbyt wiele "jednostek naukowych" zainteresowanych jest utrzymaniem status quo. W tym środowisku nie ma tradycji czyszczenia własnych szergów czy przyznawania sie do popełnianych błędów. W tym konkretnym przypadku należałoby wskazać popmysłodawców i realizatorów pomysłów na zapewnienie "jakości kształcenia". Trzebaby wskazać winnych z imienia i nazwiska (to akurat w szczątkowej formie niekiedy się dzieje, por. np. teksty M. Wrońskiego) i coś z tym fantem zrobić (tu nie dzieje sie nic; co najwyzej ktoś traci stanowisko). A można np. zaproponowac jakieś pokrycie poniesionych przez zainteresowanych strat. W USA głośna była kiedys sprawa dwóch facetów, którzy wysądzili od jakiejś uczelni zwrot forsy za studia, które nie nauczyły ich czytania ze zrozumieniem czy jakoś podobnie. Chodziło o to, że nie byli w stanie przeczytać czegoś na lotnisku i zawalili ważna sprawę. Jeśli Autor tak fatalnie ocenia jakość uczonych z importu, to może zaproponować zatrudniajacych ich uczelniom zwrot poniesionych przez studentów kosztów kształcenia. Byłoby to na pewno uczciwe, podobnie jak zwrot kasy za ciuchy z Bangladeszu sprzedawane jako wyrób Armaniego. Państwu zwracać niczego nie trzeba, bo wszyscy przecież wiedzą, że to kanał transferu kasy DO, a nie Z uczelni. Na dziś misją uczelni staje sie zapewnienie synekur dla bardzo specjalnie dobieranych ludzi. Zostało to zabetonowane stosownymi ustawami i wara nam od ruszania takich świętości. Jedyne co można zrobić, to czekać, aż system się zawali.
Ja nie widze problemu z ta turystyka. Mozna tez sobie w sieci kupic tytul doktora z uczelni hamerykanskiej za 50 dolarow. Nikt nikomu nie kaze potem takiego doktora zatrudnic. Tutaj chodzi o cos innego - wielu posiadaczy stopni i tytulow broni ich weryfikacji poprzez ocene rzeczywistych osiagniec naukowych. Ja wrecz turystyke habilitacyjna i profesorska popieram bo osmiesza te wszystkie bezwartosciowe dyplomy podobo swiadczace o rozwoju naukowym... A dzisiaj wlasnie ktos mi powiedzial, ze przy jednej ocenie negatywnej, zarzutach bledow ortograficznych, zalediw kilku cytowaniach w tym wiekszosc auto ktos zostal wlasnie doktorem habilitowanym. Moze w Ruzomberku jest lepiej? Przynajmniej bezblednie...
Świete Słowa profesora Betona . Tylko socjalizm potrafi walczyć z trudnościami które sam generuje. Czy to tak ciężko zrozumieć ludziom - że zdrowa konkurencja. systemy oparte na kontraktach i promujące pisanie na Liscie Filadelfijskiej i patenty są przyszłością ,a nie konwektykle rozedrganych starców, decydujących o losach innych . Choć sami nawet w 50% nie spełniają wymagań stawianych innym. Których lata świetności naukowej miały miejsce 20-30 lat temu . Którzy nie mogą nic wydukać po angielsku. Ta cala habilitacja doszła do absurdu- przez lęki rożnych starców jak pan Śliwerski nauka polska jest na dnie. A to że ludzie obchodzą system to tylko reakcja na jego skostnienie.Chwala im za to - komunizm też obchodzono.
Podzielam opinie Obywatela Śliwerskiego jacyś xenofobowie i nacjonaliści obeszli system i plwają na CK Komisje co habilitacje rozdaje. Winni ukorzyć się przed tym gremium i tarzać siew prochu podczas kolokwium habilitacyjnych a nie dumnie zasiadać w sali gdzie żaden xenofob i nacjonalista nie powiem nogą postąpić. Co xenofobia. Zabrać tym rasistą ten tytuł nieomylnosci i geniuszu naukowego , co został poza systemem pozyskany. Akademicka Policja Myśli winna resztować i wystrzelać tych apostatów.
@Śliwerski Czyżbym trafił w słaby punkt? Bazy ISI dla pańskiego nazwiska wykazują precyzyjne zero. Google Scholar jest bardziej łaskawy: 40 pozycji, wyłącznie w języku polskim, w tym sporo artykułów o charakterze publicystyki. I jak się to ma do warunków stawianych potencjalnym doktorantom lub habilitantom np. tu http://www.ump.edu.pl/files/14_306_14_1975_uchwala_151.pdf Personalnie nic do pana nie mam. Jest pan dla mnie jedynie egzemplifikacją wypaczeń CK: niespełnianiem przez "sędziów" kryteriów, które ustalają innym aspirującym do doktoratów lub habilitacji. Może czas najwyższy na wprowadzenie rygorów obowiązujących w innych zawodach: okresowej oceny dorobku w celu utrzymania uprawnień. Niepublikujący profesor lub doktor habilitowany nie powinien móc zostać promotorem, recenzentem albo członkiem CK. Niech sobie zachowa literki przed nazwiskiem, ale bez uprawnień z tego płynących. Na te uprawnienia trzeba sobie zasłużyć ciągłą pracą.
To jest ten właściwy poziom kultury, jaki reprezentuje StaryZgred. Bardzo trafny nick. Niech Zgred ujawni swój dorobek a przyjrzymy się jego wysokiemu dorobkowi. Ten kulturowy już poznaliśmy. Zapewne został doceniony na Słowacji. A co StaryZgred sądzo o dzirkanie wydziału pedagogicznego znanego mu, mam nadzieję, uniwersytetu, który przedłożył jako habilitację dużą część swojego doktoratu.
Powyższy artykuł to szczyt hipokryzji i zakłamania. Panowie z CK i zblatowanych z nią okolic są ciężko wzburzeni, że bici, ale do tej pory pokorni murzyni zaczynają uciekać spod bata. Skoro pan Śliwerski widzi źdźbło w cudzym oku to może najwyższy czas dojrzeć belkę we własnym. Jaki dorobek naukowy prezentują członkowie CK. W większości przypadków jest żałosny. Utytułowane mumie naukowe z jednym lub co najwyżej dwoma artykułami w czasopismach światowych, nigdzie niecytowani, ze wskaźnikiem Hirscha na poziomie 0. Publikacje w "świerszczykach naukowych" Koziej Wólki. Własne środowisko naukowe?! Kpina, a nie własne środowisko. Mafia, różniąca się od gangu pruszkowskiego tylko tym, że zza węgła strzela negatywnymi opiniami, a nie bronią palną. Skutek nieomal ten sam. Dopóki w Polsce będzie istnieć ta kwintesencja serwilistycznej i oportunistycznej patologii, jaką jest CK, dopóty Polska będzie w ogonie nauki światowej, a szkolnictwo staczać się będzie coraz niżej. Centralizacja awansów przy jednoczesnym skolonizowaniu organu certyfikującego przez geriatryczną mafię środowiskową gwarantuje całkowity zastój i degrengoladę. Belka, panie śliwerski, belka w pańskim oku!
Jestem pełen podziwu dla troski pani Teresy o moją kondycję naukową, szczególnie w odniesieniu do słowackiej pedagogiki. Gdyby poszła Pani dalej tym tropem i nie skupiała się na mojej krytyce mającej tam miejsce patologii, a dostrzegła, iż jestem jednym z nielicznych pedagogów w kraju,który wykłada na Słowacji, tłumaczy rozprawy naukowe słowackich profesorów i doktorów na język polski, to zrozumiałaby, dlaczego tak krytykując, zarazem bronię moich słowackich przyjaciół i naukowców przed degradacją. Oni sami o tym mówią i piszą. Rozumiem jednak, że Pani nie znając moich prac w tym zakresie, lepiej wie ode mnie i od innych. No właśnie,proszę zastosować maksymę do siebie, dzięki czemu nie straci Pani wolnego czasu. Gratuluję posiadanych tu i ówdzie znajomych, bo w dzisiejszych czasach dla niektórych ważniejsze są plotki, pomówienia i intrygi, niż konkretne fakty. Sądzę, że moje rusycyzmy są niczym w porównaniu z prezentowana przez Panią kulturą wypowiedzi na łamach czasopisma środowiska akademickiego. Nie jest Pani pedagogiem, o czym donosi expliicte, ale na pedagogice zna się najlepiej.
Nie piszę o słowackich naukowcach gorzko i obraźliwie. Piszę o tych, którzy z nauką nie mają nic wspólnego, poza posiadanym dyplomem. Doprawdy, profesorowie słowaccy w pełni popierają moją aktywność w tym zakresie. Proszę zatem nie wypowiadać się w ich imieniu. Oni, podobnie jak Niemcy czy Brytyjczycy też mają problem z plagiatami, oszustwami akademickimi. Pani wolałaby, żeby o tym nie pisać i nie mówić. Ze względu na innych? Rozmawiajmy o faktach, a nie o upodobaniach. Verba docent exempla trahunt!
Szanowny Panie Profesorze,
"tym nie mniej - jak zechciał Pan napisać jest fatalnym ruscyzmem, czyli błędem językowym poza tym piszemy to sformułowanie w języku polskim następująco - "tym niemniej".
Kilka Pana uwag w tych dwóch wspisach nie trzyma się kupy, mówiąc kolokwialnie. Wrócę do tego jeszcze w czasie wolnym.
Nie mam żadnych wielkich osiagnięć w ogóle, w pedagogice zwłaszcza, gdyż pedagogiem nie jestem, czego notabene wcale nie żałuję. I nie jest to kwestia "skromności", w domyśle braku kwalifikacji. Mam jednak prawo na podstawie własnych dociekań podzielić się swoimi opiniami.
A do śledzenia tematu sam Pan Profesor mnie...zachęcił. Chciałam zobaczyć o co chodzi z tą "turystyką". Dzięki Panu zgłębiam temat, a podpytani tu i ówdzie znajomi naprowadzili mnie na trop, że ma Pan sporo wspólnego z uniwersytetami na Słowacji, o których Pan tak namiętnie, gorzko a czasami obraźliwie pisze. Ach, czy nie lepiej zająć się z podobną pasją po prostu uprawianiem swojej dyscypliny i na swoim przykładzie pokazać jak z klasą uprawia się naukę? Verba docent exempla trahunt, Panie Profesorze!
Czytałem ten artykuł z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony opisywane zjawisko jest dobrze w środowisko znane (w FA sygnalizował to m.in. wielokrotnie M.Wroński), więc tekst ten uzupełnia tylko niektóre szczegóły, z drugiej mam nieprzyjemne wrażenie, ze Autorowi chodzi o jakąś formę „naprawy” istniejącego stanu rzeczy, co uważam za nieporozumienie. Jeden z moich kolegów stwierdził kiedyś po pijaku, że „kanalizacja jest dobra, gdy woda płynie do góry, a g...o na dół, zła gdy jest odwrotnie i FATALNA, gdy woda miesza się z g....m”. Zdaje się, że Autorowi to ostatnie zjawisko trochę jakby przeszkadza. Trudno jednak zrozumieć dlaczego, skoro trwa toto już kupę lat, a słowackie czy czeskie osiągnięcia wcale nie są w tej dziedzinie największe (por. np. stopnie i tytuły naukowe produkowane przez rozmaite uczelnie partyjne; rodzime, te z ZSRR i demoludów). W mojej opinii problemem jest (i zawsze był) fakt, iż wspomniana wyżej „woda” czuje się w tej kanalizacji chyba dobrze, bo podobne do tego teksty spotyka się WYJĄTKOWO rzadko. Co gorsza, prawie wyłącznie w w mediach środowiskowych. Czytelnicy alarmujących niekiedy (por. np. ostatnie numery GW) tekstów o stanie polskiej edukacji wyższej pomyśleć mogą, że to plaga jakaś kosmiczna od której nie da się ubezpieczyć i za którą nikt nie odpowiada. Bo o winnych w tej konkretnej dziedzinie nie pisało się nigdy. I to się, Panie Profesorze, raczej nie zmieni. Tej kanalizacji nie ma co naprawiać, bo dbający o nią hydraulicy w imię pięknie wyartykułowanych zasad (np. troska o poziom nauczania czy rozwój nauki polskiej) zawsze zdążą wykombinować narzędzia (np. minima kadrowe) czy procedury (np. ocenianie formułowania tematów i realizacji tzw. grantów), które zagwarantują im dożywotnie zatrudnienie za godziwą płacę. A hydraulików wymieniać Pan chyba nie chce? To tyle wątpliwości. Ale tekst jest i dobrze napisany i potrzebny, bo skały są drążone przez pojedyncze krople. A że trwa to miliony lat to już inna sprawa. Szkoda, że Pan tego nie napisał, bo co bardziej naiwni mogą uwierzyć, że da się to przyspieszyć.
Pani Tereso, zachęcam do przeczytania mojej książki: "Klinika akademickiej pedagogiki" a wówczas przekona się Pani, co sądzę na temat patologii w sprawie nie tylko awansów naukowych także w naszym kraju i czy etyczne jest to, co usiłuje Pani suponować czytelnikom Forum Akademickiego w odniesieniu do mojej osoby. Żałuję, ale w żadnym przewodzie Polaków, którzy ubiegali się o habilitację w KU w Rużomberku nie spotkałem się z recenzją ich dorobku pana prof. Gaudenza Assenza. Po co zatem stosowanie takiej demagogii w próbie bronienia czegoś, co sama Pani nazywa, że "się zdarza". Ten artykuł jest właśnie o tych, którym się zdarzyło a teraz wstydzą się nawet ujawnić swój dyplom i miejsce jego uzyskania, bo mleko się wylało. Prof. Lech Witkowski także pisał o tym zjawisku, a nawet przywiózł z KU w Rużomberku stosowną dokumentację wskazująca na to, że niektórzy polscy nauczyciele akademiccy nie powinni nawet pracować z takim "dorobkiem" jako sekretarze pana prof. Gaudenza Assenza, a co dopiero mówić o równoprawnej ich pozycji w stosunku do tego uczonego.
Dlaczego jedynym Autorem, który jest ceniony, szanowany na Słowacji, a tam uzyskał tytuł naukowy jest prof. Stanisław Juszczyk? Właśnie dlatego, że jest naukowcem, którego rozprawy tłumaczone są na język słowacki i cieszą się tam ogromnym zainteresowaniem i naukowym uznaniem, dlatego, że jest naukowcem, który nie musi niczego ukrywać, bo mają one międzynarodowy standard, jak chociażby dzięki wydawanemu przez niego kwartalnikowi The New Educational Review. Tak więc proszę odsiewać ziarna od plew. O tym też jest ten artykuł, co - jak widzę - sprawia Pani Teresie wyraźny kłopot. Proszę nie mydlić czytelnikom Forum Akademickiego oczu, albo napisać własny artykuł, rzetelny i udokumentowany empirycznie o tym, jaka jest prawda o polskiej nauce. Ufam, że zajmie w nim Pani wiodącą rolę, a wówczas będziemy mogli powrócić do dyskusji na niniejszy temat. Anonimowość wypowiedzi potwierdza jedynie, jak bardzo niektórzy boją się tego problemu. Niech adwersarze odezwą się z imienia i nazwiska i odeślą nas do własnych, a wybitnych swoich publikacji zagranicznych i wskażą, jak znakomi9cie pracują w polskich uczelniach z wielkim dorobkiem naukowym. Mój dorobek naukowy jest w Polsce i poza granicami kraju jawny. Pani Teresa ma zapewne większy i lepszy, tylko nie chce go ujawnić, gdyż jest osobą skromną. Tym nie mniej Jej gratuluję. Nie posądzam Pani teresy o megalomanię, by być w zgodzie z ideologią gender study, z którą wprawdzie nie mam nic wspólnego, ale szanuję ten nurt myśli, jak każdy inny w naukach społecznych.
Zdaje się, że Pani Teresa z niepokojem śledzi wszelkie wpisy na temat słowackiego cwaniactwa. Nie wspomina bowiem tu o tym, że moje analizy dotyczą spraw patologicznych, niezależnie od tego, że zapewne były prowadzone u naszych południowych sąsiadów bardzo przyzwoite naukowo przewody habilitacyjne czy profesorskie. Argument ad personam jest nietrafny, ale to zapewne wynika z braku dostępu do informacji Pani Teresy, albo chęci odwrócenia uwagi od sedna sprawy. Po pierwsze pracowałem w KU w Rużomberku, ale tylko i wyłącznie ze względu na to, by była podstawa prawna do sprawowania kontroli nad przebiegiem polskich habilitacji w tej uczelni. Taka też została zawarta umowa między dziekanem wydziału a Komitetem Nauk Pedagogicznych PAN. Po drugie, to nie KU w Rużomberku mnie zwolnił, tylko ja w ramach protestu przeciwko mającym tam miejsce wypaczeniom, złożyłem rezygnację, na co dysponuję stosowną dokumentacją. Mam też dowody na fałszerstwa Polaków w tej uczelni usiłujących wyłudzić stopnie naukowe.
A zatem Pani Tereso - kontratak jest nieudany, a gdyby Pani ujawniła swoje dokonania naukowe w tym kraju, to moglibyśmy podyskutować na temat tego, kto nie tylko gdzie pracował czy pracuje, ale i jak.
Kilka spraw "technicznych" - 1. jeżeli Ukraina przystąpi do UE, tamtejsze stopnie będą u nas uznawane automatycznie, ale nie odwrotnie.
2. Być może po prostu habilitacja w SK i Cz pełni inną funkcję, niż u nas, stąd problem. Moi niedawni słowaccy rozmówcy nie bardzo rozumieli, dlaczego jeden z naszych kolegów walczył u nich o profesurę. 3. Jeśli dyscyplina nie mieści się w naszej klasyfikacji - trudno. Trzeba dobrać zbliżoną. Gdyby np. w wykazie nie było pedagogiki, to czy zdaniem Autora nie można byłoby prowadzić badań w tym zakresie? Pytanie jest jeszcze inne - po jakiego grzyba habilitacja jako stopień naukowy? A może po prostu uznać, że to powinna być procedura identyczna, jak w przypadku osób, które karierę robiły za granicą, a chcą pracować w Polsce? Przy okazji można jeszcze znieść tzw. "tytuł" naukowy
Panie Profesorze, sądząc z ilosci Pana publikacji na temat robienia stopni naukowych u naszych południowych sąsiadów, wynoszę, że ma Pan jakis uraz wobec tych uczelni.
Czy to prawda, że był Pan wykładowcą w Rużenberku i tam podziękowano Panu za współpracę? Czy prawdą jest, że nadal wykłada Pan na jednej z uczelni na Słowacji? A jeśli tak, co Pan tam robi? Cui bono?
A gdyby był Pan łaskaw pokazać ilosć cytowań swoich publikacji w znaczącej literaturze obcej? A ileż ma Pan publikacji w obcych językachi i jakich?
A CHAT, na której Pan pracuje ma naprawdę aż taki wysoki poziom nauczania? Może Pan opisze jak tam uprawia się naukę (i uprawiało) byloby to interesujące...Może, Panie Profesorze, ze swoimi osiagnięciami nie warto tam pracować? Nie sądzi Pan?
A czy nie jest wyrazem megalomanii publiczne ośmieszanie uczelni słowackich i czeskich, gdy pod Pana bokiem przechodzą żenujące prace z psudodziedzin jak gender studies. Koń by się uśmiał, czytając te śmieszne, bałamutne wywody feministyczne, ten bełkot o niczym na podstawie, którego "pedagozki" z Bożej łaski dostają doktoraty i robią wodę z mózgów studentom. Tego Pan nie widzi? Dlaczego Pan tym się nie zajmie? A te magisterki zerżnięte z internetu, w których studenci nawet nazw miast, gdzie rzekomo robli badania, zapominają zmienić, a Pana "doktorki" tego nie dostrzegają. To jest wstyd!
Kryteria do spełnienienia na habilitowanego albo profesora wcale na Słowacji nie są niskie. Pana koledzy, którzy robili doktoraty i habilitacje w Mińsku, w Moskwie, w Kalingradzie, a którymi Pan jakos nie zajmuje sie i ich nie piętnuje, prawdopodobnie nie spełniają 1/10 tych wymogów!To, że zdarzają sie nieprawidłowości na Słowacji i w Czechach, to bywają one i na UW, UJ i w Oxfordzie i na Yale i w Pampelunie etc.Nihil novi sub sole!
Pana obsesja na punkcie Słowacji i Czech wskazuje na jakis Pana osobisty problem/zranienie/odrzucenie...? Nigdy w życiu z Panem nie miałam konataku i nie znam Pana, ale chyba nie mylę się?
Proszę spojrzeć choćby na biogram naukowy pana prof. Gaudenza Assenza z UK w R. Uwaza Pan nadal, że on jako promotor, jest niedouczony albo nie nadaje się na recenzenta?
Jeśli tak, to cóż... Gratuluję dobrego samopoczucia.
Szanowni Państwo
Przystępując do Unii Europejskiej trzeba było mieć świadomość o tworzeniu wspólnej przestrzeni wymiany ze wszelkimi konsekwencjami (i dobrymi i złymi). Nie da się teraz odwrócić tego procesu, bo to przeczy idei integracji!!! Autor artykułu chyba nie rozumie do końca istoty współczesnych procesów społecznych. Umasowienie edukacji musiało spowodować obniżenie jej poziomu. Albo coś jest elitarne albo masowe. Stopnie naukowe już nie są elitarne. Stało się to na skutek upowszechnienia studiów trzeciego stopnia. Nawet jeżeli dochodzi do pewnych nieprawidłowości przy uzyskiwaniu stopni u naszych południowych sąsiadów to są to uboczne koszty opisanych wyżej zjawisk. A artykuły i stanowisko reprezentowane przez Autora teksu są szkodliwe z punktu widzenia interesów dobrosąsiedzkich, są przejawem megalomanii, niczym z resztą nieuzasadnionej.
próby monitorowania patologii akademickich bez ich banalizowania:
ETYKA I PATOLOGIE POLSKIEGO ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO
http://nfaetyka.wordpress.com/
O przyczynach paraliżu nauki w Polsce – inaczej
http://blogjw.wordpress.com/2012/02/19/o-przyczynach-paralizu-nauki-w-polsce-inaczej/