SLOW-PHYSICS

Andrzej Białas

„Baczcie byście się wzajemnie
nie zjedli”.

Św. Paweł

 

Przeszło trzysta lat temu książę de la Rochefoucault zauważył, że starcy uwielbiają dawać dobre rady, ponieważ nie mogą już dawać złych przykładów. Biorąc pod uwagę mój wiek, pokusa jest ogromna i – obawiam się – będą to Państwo musieli odcierpieć. Na szczęście, gdy już całkiem nie da się wytrzymać, zostaje prosta metoda znana już starożytnym. Powiadają, że jednego razu ktoś dopadł Arystotelesa i tłumaczył mu przez godzinę swoją teorię. Na zakończenie dodał: mam nadzieję, że nadmiernie Mistrza nie znudziłem. Arystoteles odparł: Ani trochę, na Zeusa, bo nie słuchałem.

Jakieś czterdzieści lat temu rozmawiałem z Ireną Krzywicką, która zastanawiając się na tym, „co po nas zostanie”, stwierdziła z żalem, że wszystkie nasze prace (jej syna Andrzeja i moje) będą szybko zapomniane. Cytuję z pamięci: „Nic nie starzeje się szybciej niż nauka. Za 50 lat nikt nawet nie spojrzy na wasze teksty. Podczas gdy najlichszy pisarz ma szansę, że ktoś zajrzy do jego książki nawet po stu latach (vide ksiądz Baka), uczony takiej szansy nie ma”.

Krzywicka miała oczywiście rację. Gdy popatrzeć po księgarniach, można znaleźć reprinty starych książek: historia, literatura, sztuka… Ale czy ktoś widział reprint pracy naukowej typu „science”? Zgoda, są wyjątki: De revolutionibus Kopernika zostało wydane z okazji jego 500. urodzin. Ale poza takimi zupełnie nadzwyczajnymi sytuacjami z naszej pracy zostaje niewiele. I nie trzeba czekać 50 lat. Nowa generacja przychodzi i już po 20–30 latach wszystko zaczyna się od nowa.

Ucieczka od sukcesu

Ta ponura perspektywa wywołuje naturalnie odpowiednią reakcję: nie ma co myśleć o przyszłości, trzeba walczyć o sukces tu i teraz. I dokładnie to właśnie robimy, biorąc udział w globalnym wyścigu: więcej szybszych publikacji, wyższe „impakt faktory”, więcej cytowań… Innymi słowy, walka toczy się o lepsze miejsce w ogromnym peletonie, który stale rośnie i pędzi z coraz większą prędkością. Kto chciałby zwolnić, będzie albo rozjechany (jeżeli jest na czele), albo porzucony (jeżeli jest na końcu). Znaleźliśmy się w sytuacji, mówiąc ostrożnie, mało komfortowej, która ewidentnie wymyka się spod kontroli.

Czy jest jakieś wyjście? Jeżeli jest, to niełatwe, bo fizyka nie jest tutaj wyjątkiem: cały świat pędzi z ciągle wzrastającą prędkością. Ale próby są podejmowane. Mniej więcej 25 lat temu we Włoszech powstał ruch SLOW-FOOD, który stara się przeciwstawić codziennemu zagonieniu zmuszającemu nas do korzystania z barów szybkiej obsługi. Ruch ma na celu ochronę starych smaków, wypieranych przez masową produkcję żywności.

Przyszło mi do głowy, że może moglibyśmy pójść za tym przykładem i zorganizować ruch SLOW-PHYSICS. Ruch, który promowałby stare wartości, gdy badania naukowe były przygodą, a nie zwykłym etatem, gdy wiadomo było, że zrozumienie polega na zredukowaniu ilości informacji, a nie na jej powiększeniu, gdy oprócz produkowania publikacji rezerwowano też czas na myślenie. W końcu, jak zauważył kiedyś Mahatma Gandhi, w życiu jest coś więcej do zrobienia niż tylko zwiększyć jego tempo.

Oczywiście powstaje pytanie, czy jest jakakolwiek szansa, aby taka idea została zaakceptowana. Być może jest to tylko marzenie starego, zmęczonego człowieka, który nie ma już siły biec wystarczająco szybko. Sam byłbym pewnie sceptyczny przed czterdziestką. Przypomnijmy jednak historię młodego człowieka, który żalił się swojemu Mistrzowi, że chociaż pędzi za sukcesem tak szybko, jak tylko potrafi, ciągle nie udaje mu się go złapać. Dostał odpowiedź: A może twój sukces jest nie przed tobą, tylko za tobą i biegnąc właśnie od niego uciekasz? Myślę, że ta historia zawiera ważne przesłanie, nad którym warto się zastanowić. Zwłaszcza przed czterdziestką.

Jestem w dodatku przekonany, że czas do takiej refleksji już dojrzał. Myślę bowiem, że większość z nas jest zmęczona obecną sytuacją. Czuję, że coś trzeba zrobić. Pierwszy krok to naturalnie zidentyfikować źródła problemu. Nie znam badań na ten temat, ale wydaje mi się, że najważniejsze to ambicja uczonych, konkurencja i rosnąca skala programów badawczych. Te trzy czynniki tworzą coś w rodzaju błędnego trójkąta, który należałoby jakoś rozmontować. Ponieważ nie możemy zmienić ludzkiej natury, nie da się zlikwidować ambicji uczonych i zresztą myślę, że nikt nie chciałby tego robić. Nie da się też uniknąć stałego wzrostu skali badań. Pozostaje trzeci element trójkąta: konkurencja.

Zaufanie i współpraca

Zlikwidowanie konkurencyjności w nauce jest jednak co najmniej trudne, jeżeli nie niemożliwe, bo to przecież kamień węgielny wszystkich procedur. Wszystkie nasze instytucje są oparte na paradygmacie, że konkurencja jest podstawą postępu. Zresztą nie tylko w nauce.

Otóż chciałbym dzisiaj przedstawić tezę, a może nawet Państwa do niej przekonać, że ten paradygmat powinien zostać odrzucony; że KONKURENCJA powinna zostać zastąpiona, a przynajmniej uzupełniona, przez WSPÓŁPRACĘ. Myślę, że to najlepsza, a może nawet jedyna droga, aby uniknąć katastrofy.

Oczywiście konkurencja pomiędzy uczonymi była obecna od zawsze. Ale przy małej liczbie uczestników, konkurujący ze sobą uczeni często znali się osobiście. Konkurencja nie blokowała więc wzajemnej komunikacji.

Dzisiaj, z powodu wielkiej liczby zaangażowanych, osobiste relacje zanikają i konkurencja straciła swoją efektywność. Coraz bardziej skomplikowane eksperymenty i wzrastający stale koszt laboratoriów zmuszają do tworzenia coraz większych zespołów.

Zewsząd słychać narzekania, że brakuje czasu na myślenie i zbyt mało jest miejsca na oryginalne pomysły. Co więcej, różne zespoły nie tylko nie mają czasu ze sobą rozmawiać, ale nawet jest to zabronione. To wygląda na kompletną aberrację, ale stało się standardową procedurą, akceptowaną przez wszystkich. Powód: silnie konkurencyjne otoczenie prowadzi do bezwzględnej walki (nie zawsze fair ) o pieniądze i o uznanie. W rezultacie nie mamy już do siebie ZAUFANIA.

W skrócie, organizacja nauki coraz bardziej przypomina wielkie przedsiębiorstwo. I faktycznie, już od lat politycy wszystkich opcji i wszędzie na świecie traktują naukę jak zwykłą firmę. Jestem przekonany, że temu trendowi powinniśmy się przeciwstawić, protestując przeciwko redukowaniu badań naukowych do poszukiwania tzw. innowacji i produkcji komercyjnych gadżetów. Nie tylko dla naszego własnego dobrego samopoczucia, ale po prostu aby bronić CZYSTEJ NAUKI, która w przeciwnym razie może skończyć w ślepym zaułku. W końcu każdy, kto kiedyś zajmował się badaniami poznawczymi, wie doskonale, że dobre laboratorium nie może być zorganizowane tak, jak korporacja działająca na rynku.

Trzeba więc działać, jeżeli chcemy podtrzymać dalsze trwanie nauki, przedsięwzięcia, które – pozwolę sobie przypomnieć – odrodziło się około 400 lat temu po przeszło tysiącletnim uśpieniu. Ta refleksja historyczna pokazuje dobitnie, że samo istnienie badań naukowych, kultury naukowej, nie jest z góry zagwarantowane. To bardzo delikatna roślina. Wymaga stałej pielęgnacji, bo po okresach rozkwitu mogą przyjść lata trudne.

Chociaż wynik jest niepewny, a droga najwidoczniej długa i bolesna, wysiłek może i powinien zostać podjęty. Pozwolą Państwo, że powtórzę: kluczowe hasło to WSPÓŁPRACA oparta na ZAUFANIU. Te dwa słowa winny być promowane wszelkimi sposobami i to w skali globalnej. Dlatego właśnie pomyślałem, że dzisiejsza konferencja jest dobrym miejscem, aby zaprezentować to przesłanie.

 

Prof. dr hab. Andrzej Białas, fizyk, pracownik Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, Instytutu Fizyki Jądrowej im. H. NiewodniczańskiegoPAN, prezes Polskiej Akademii Umiejętności.
Wykład przedstawiony na zaproszenie organizatorów konferencji Europa-Azja , zorganizowanej przez Europejskie Towarzystwo Fizyczne i Azjatyckie Towarzystwo Fizyczne we Wrocławiu, w październiku 2011. Celem było zbadanie możliwości polepszenia współpracy.