Uszczerbek na reputacji

Marek Wroński

Późną jesienią ub.r. wspomniałem o plagiacie w pracy doktorskiej prof. Cornelii Evy Scott. (patrz: Odebrany doktorat , FA 11/2011; śródtytuł: Sprawa krakowskiego doktoratu ). Zarzuty wysunięto publicznie na stronie VroniPlag-Wiki – niemieckiej platformy internetowej, gdzie anonimowo można wykazać plagiat doktoratu lub habilitacji znanych i wpływowych ludzi, w tym polityków z pierwszych stron gazet. Witryna internetowa prowadzona jest z dużą odpowiedzialnością i każdy zarzut jest od razu dokumentowany skanem ze źródła. Można więc samemu zobaczyć i porównać zapożyczenia. Nie spotyka się bezpodstawnych oskarżeń.

Dysertacja doktorska Cornelii E. Scott The influence of national culture on stock option programmes as motivators. The case of managers in Germany została obroniona 3 grudnia 2007 r. na Wydziale Ekonomii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Ówczesna doktorantka jest dzisiaj profesorem wyższej szkoły zawodowej w saksońskim Bernburgu oraz przewodniczącą Niemieckiego Związku Kierowników w Administracji i Ekonomii.

Promotorem była prof. Anna Karwińska (w owym czasie prodziekan wydziału) zaś recenzentami: prof. Aleksy Pocztowski, ówczesny dziekan wydziału oraz prof. Czesław Szmidt z Warszawy. We wstępie do doktoratu, który został wydany drukiem we wrześniu 2008 przez Shaker Verlag w Aachen, świeżo upieczona doktorantka gorąco dziękuje swoim rodzicom, mężowi dr. Marcusowi Holzowi (znany przemysłowiec w koncernie Thyssena) koledze Mariuszowi Nielandowi (dziś już nieżyjącemu) oraz prof. Januszowi Teczke z Krakowa i promotorce.

W lipcu 2011 na Forum Internetowym de.vroniplag.wikia.com pojawiły się udokumentowane zarzuty, że obszerne fragmenty doktoratu zostały przepisane z innych prac bez zastosowania cudzysłowów. Razem ok. 20 proc. dysertacji jest „skażone” nierzetelnym cytowaniem lub brakiem takowego. Sprawę na początku sierpnia podjęła niemiecka prasa, w tym znane gazety i tygodniki jak „Spiegiel”. 15 sierpnia ub.r. rektor saksońskiej uczelni w Bernburgu, prof. Dieter Orzessek wspólnie z prof. Scott wydali komunikat prasowy. Potwierdzono, że na stronach 1, 2, 122 oraz 176 pracy doktorskiej są przepisane całe fragmenty pochodzące z nieopublikowanego wówczas maszynopisu (Fernandez, R. [2006]: Women, Work and Culture ). Brak zastosowania cudzysłowów w przejętych fragmentach jest naruszeniem norm naukowych, dlatego uczelnia jakoby poprosiła Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie o sprawdzenie pracy. Do czasu otrzymania odpowiedzi z Polski prof. Scott zawiesiła pełnienie funkcji przewodniczącej Niemieckiego Związku Kierowników w Administracji i Ekonomii. Rektor Orzessek stwierdził, że po otrzymaniu formalnego powiadomienia o ustaleniach w Krakowie przekaże wyniki uczelnianemu rzecznikowi rzetelności naukowej, którym jest prof. dr Klaus Lorenz. Ten zaś po zapoznaniu się z nimi będzie rekomendował władzom rektorskim, jakie ewentualne konsekwencje wyciągnąć w stosunku do prof. Cornelii Scott. Oświadczenie prasowe równocześnie krytykowało sposób wysuwania zarzutów via Internet, bowiem prowadzi to do nagonki prasowej na znane osoby.

W połowie sierpnia 2011 Archiwum Nieuczciwości Naukowej powiadomiło władze Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów oraz władze UE w Krakowie o publicznych zarzutach wobec doktoratu. Tam też 26 września odbyło się posiedzenie Rady Wydziału Ekonomii i Stosunków Międzynarodowych, pod kierunkiem dziekana prof. dr hab. Kazimierza Zielińskiego, w czasie którego zalecono komisyjne wyjaśnienie sprawy. Rektor, prof. dr hab. Roman Niestrój, 13 października 2011 powołał Międzywydziałową Komisję ds. Rozprawy Doktorskiej prof. Cornelii Scott, w której skład weszło 5 dziekanów ze wszystkich wydziałów, a jej przewodniczącym został prorektor Andrzej Malawski. Pierwsze posiedzenie Komisji odbyło się 24 października 2011 i po rozważeniu czterech ewentualnych kandydatur powołano eksperta w dziedzinie socjologii i prawa, prof. Jerzego Mikułowskiego-Pomorskiego. Otrzymał on niezbędne materiały, w tym oryginał pracy doktorskiej i jej książkowy wydruk oraz zarzuty z wyeksponowane na stronie VroniPlag. Komisja też podkreśliła, że „dotychczas do p. rektora R. Niestroja nie wpłynęło żadne oficjalne pismo od prezydenta Wyższej Szkoły Anhalt z prośbą o wyjaśnienia w sprawie domniemanego plagiatu”.

Osoba i opinia eksperta

Emerytowany prof. Jerzy Mikułowski-Pomorski (ur. 1937) jest osobą cieszącą się dużym prestiżem naukowym i osobistym w Polsce i za granicą, specjalizuje się m.in. w socjologii kultury i socjologii stosunków międzynarodowych. Absolwent prawa (1958) i socjologii (1963) UJ. Większość swojego życia zawodowego przepracował w Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Po doktoracie z socjologii w PAN w Warszawie (1969), przez 3 lata pracował naukowo w sławnej London School of Economics. Po powrocie do Polski w 1975 został kierownikiem Zakładu Międzynarodowych Organizacji Gospodarczych AE w Krakowie. Habilitował się w 1977 r. na Uniwersytecie Łódzkim. W latach 1990-1996 był rektorem AE w Krakowie. Wyróżniony doktoratem honoris causa uczelni w Stanach Zjednoczonych i w Anglii.

Jego ekspertyza została sporządzona w ciągu 30 dni i już z końcem listopada 2011 przekazana władzom uczelni. Oceniono w niej formalne podobieństwo tekstów oraz znaczenie inkryminowanych fragmentów rozprawy „dla istoty jej celu, podjętego problemu badawczego i metodologii jego rozwiązania”. W dostarczonych materiałach źródłowych z portalu VroniPlagWiki podobieństwa występują na 37 spośród 181 stron doktoratu w wymiarze 1/3 tekstu oraz na 6 stronach w wymiarze 60-75 proc. Ekspert, po sczytaniu dysertacji, znalazł zapożyczenia na 54 stronach i stwierdził, że wykorzystano 17 pozycji. Większość z nich to podręczniki lub prace źródłowe. Trzy z nich znalazły się w końcowej bibliografii, ale przepisany tekst nie został wzięty w cudzysłów i żadna z tych pozycji nie była powołana na stronie, gdzie jest niepoprawnie wyzyskana. Reszta została pominięta zarówno w wykazie literatury, jak i na stronach w formie odwołań i to w znacznej ilości, czego nie można traktować jako przeoczenie. Zdaniem eksperta, wskazuje to na próbę ukrycia ich jako przedmiot plagiatu, a więc podjęcie świadomego działania w celu wprowadzenia w błąd oceniających.

Prof. Mikułowski-Pomorski stwierdził, że doktorat ma dwie części – pierwsza jest opisem stanu badań i ma doprowadzić do sformułowania hipotezy badawczej i umożliwić przeprowadzenie własnych badań, które z kolei zostały przedstawione w części drugiej, empirycznej. Podkreślił, iż teksty splagiatowane widnieją tylko w pierwszej części, która ma dowieść teoretycznego przygotowania Autorki. Dalej pisze: „Stosując plagiatowane fragmenty, Autorka uchyla się od wypowiedzenia swych argumentów własnymi słowy. W rezultacie możemy mieć zasadne wątpliwości, czy Autorka potrafi samodzielnie wypowiadać swoje sądy teoretyczne [podkreślenie moje – MW]. Niektóre zapożyczane konstatacje, zwłaszcza te czerpane ze starych tekstów klasycznych (F. Trompenaars) czy encyklopedycznych (G. Hofstede w wersji Wikipedii) pozwalają się zastanowić, czy Autorka w ogóle odbyła podstawowy kurs komunikacji międzykulturowej. Autorka korzysta nie tylko z cudzych myśli, ale wręcz rozległych i dosłownych ich sformułowań w 54 miejscach swojego tekstu. Takie praktyki plagiatowe występują w dużym zagęszczeniu tam, gdzie Autorka próbuje formułować swoje myśli ogólne. Brak jest natomiast takich praktyk w części empirycznej, która przynosi samodzielne wnioskowania, o pewnym, ograniczonym, co prawda, zasięgu ogólności”.

Zdaniem eksperta, druga część, empiryczna, dotyczyła wpływu uwarunkowań kulturowych (odnoszących się do kultury narodowej) na menadżerów, kiedy stosują programy zakupu przysługujących im akcji i opcji na akcje. Posługując się techniką wywiadu i analizą jakościową uzyskanych wypowiedzi, Autorka ustala w tej mierze kulturowe zależności. Jej praca badawcza jest krokiem we właściwym kierunku. Tutaj nie korzystała z cudzych tekstów.

Podsumowując, prof. Jerzy Mikułowski-Pomorski uważa, że pani Cornelia Scott wyłudziła stopień naukowy , który otwiera drogę do zastrzeżonych stanowisk czy zaszczytów. Na jego podstawie uzyskała stanowisko profesorskie w Niemczech. Jednak szkoda wyrządzona z powodu jej kradzieży naukowej jest niewielka, bowiem zapożyczenia są z tekstów znanych. Jedynym wyjątkiem jest praca Raquel Fernandez, którą p. Scott miała w formie nieopublikowanego maszynopisu i który dopiero po napisaniu dysertacji został opublikowany, zaś praca nie figuruje w bibliografii. Ekspert podkreślił: „Rozprawa doktorska powstaje we współpracy doktoranta z promotorem. Jest to związek osobistego zaufania i współpracy, w którym promotor świadczy swą wiedzę, pomysłowość i doświadczenie, otrzymując ze strony doktoranta intelektualną rzetelność i wgląd w jego wiedzę i umiejętności. (...). Ten konieczny związek został zakwestionowany i tu dopatruję się największej winy pani Cornelii Scott. Rekapitulując: 1. Pani Cornelia Scott dopuściła się plagiatu, 2. Plagiat ten posłużył do wyłudzenia pozytywnej opinii Rady Wydziału. Lecz nie wykluczam, że opinia byłaby również pozytywna, gdyby tych licznych splagiatowanych passusów i zdań w ogóle nie było, ponieważ zaleta pracy leży w jej wolnej od plagiatu części empirycznej. 3. Nie można wskazać osób czy osoby, które w wyniku nagannej praktyki Pani Scott poniosły uszczerbek na ich naukowej reputacji. 4. Pani Cornelia Scott sprzeniewierzyła się swojemu promotorowi (recte promotorce) wprowadzając ją w błąd w odniesieniu do swej wiedzy, umiejętności myślenia teoretycznego i rzetelności”.

Tekst ekspertyzy został opatrzony datą 26 listopada 2011 i przekazany na ręce prorektora ds. naukowych UEK, prof. Andrzeja Malawskiego oraz udostępniony Komisji.

23 stycznia 2012 odbyło się posiedzenie Rady Wydziału, na którym ekspertyzę prof. Mikułowskiego-Pomorskiego poddano pod dyskusję i rozwagę. Rada przyjęła ją (przy 24 głosach „tak”, 1 głosie „nie” i 4 wstrzymujących się) i w kolejnej uchwale jednogłośnie zaleciła dziekanowi Kazimierzowi Zielińskiemu formalne wystąpienie do przewodniczącego CK, w celu wznowienia przewodu doktorskiego Cornelii E. Scott z powodu naruszenia praw autorskich innych osób i dobrych praktyk akademickich.

Uwagi i refleksje

Zarzut plagiatu w przewodzie czy doktorskim czy też habilitacyjnym jest nie tylko „psychiczną traumą” dla Rady Wydziału i całej uczelni, ale dużym problemem administracyjnym dla władz dziekańskich i uczelnianych. Sprawy takie są rzadkie, zatem mało kto wie, jak wygląda prawidłowa procedura, a nawet jak wie, to czasami „grupa nacisku” w radzie wydziału „kręci i skrzywia” procedurę, aby „pechowiec”, którego złapano na plagiacie doktoratu czy też habilitacji, mógł latami się odwoływać. Chodzi wtedy z reguły o uchronienie przed wstydem i milczącym potępieniem środowiska tzw. wybitnych osób, które były promotorami lub recenzentami takiej nierzetelnej pracy.

Korzystając z tego, że władze rektorskie Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, rektor Roman Niestrój oraz prorektor ds. nauki Andrzej Malawski, rzetelnie i bardzo poważnie podeszły do sprawy, dbając o transparencję procedowania, zaś niżej podpisany był na bieżąco informowany o kolejnych krokach i rezultatach, chciałbym „na gorąco” przekazać moje uwagi.

W jasnej i dokładnej ekspertyzie prof. Mikułowskiego-Pomorskiego zabrakło jednego elementu: plagiat w naszym kraju (jak również w Niemczech), po zmianie ustawy o prawach autorskich i pokrewnych we wrześniu 2006 roku, jest przestępstwem ściganym z oskarżenia publicznego, które przedawnia się w ciągu 5 lat od chwili jego popełnienia. Datą początkową jest moment złożenia gotowej pracy w dziekanacie wydziału. Ponieważ publiczna obrona miała miejsce w grudniu 2007 roku, to zapewne maszynopisy dysertacji zostały złożone w połowie tegoż roku. Rektor ma przymus prawny powiadomienia prokuratury o podejrzeniu przestępstwa plagiatu. I powinien to zrobić niezwłocznie.

Odnośnie zastosowanej procedury uczelnianej mam wrażenie, że powołanie Międzywydziałowej Komisji było daremne i trwoniło cenny czas w okresie, gdy uczelnia była pod krytycznym okiem niemieckiej społeczności naukowej. Takie komisje mają sens tylko wtedy, gdy dziekan (rada wydziału) nie chce załatwić sprawy zgodnie z zasadami rzetelności naukowej. Już 26 września Rada Wydziału, która odpowiada za nadawane stopnie, powinna powołać 2-3-osobową Komisję Wydziałową, która w ciągu miesiąca potwierdziłaby jasno sprecyzowane zarzuty z VroniPlag-Wiki. Wystarczą one do wniosku złożonego do CK o wznowienie przewodu doktorskiego. I dopiero powołani nowi recenzenci, specjaliści od tematu, mogą poszukać jeszcze innych zapożyczeń, jak to częściowo odkrył ekspert. Pozostaje również problem sprawdzenia surowych danych i jakości wykonanych badań, bowiem często biorą się one „z sufitu” lub pochodzą z prac innych osób. Również dziekan wydziału, jako organ jednoosobowy (nie mówiąc o rektorze/prorektorze uczelni), nie czekając na „zbiorową mądrość rady wydziału”, własną decyzją ma prawo powołać eksperta-opiniodawcę, weryfikującego zarzuty, które w tym wypadku były jednoznaczne.

Rozczarowany jestem postawą promotora, prof. Anny Karwińskiej, która po otrzymaniu we wrześniu 2011 informacji o plagiacie nie widziała potrzeby sprawdzenia pracy doktorskiej pod kątem prawidłowego cytowania. Jak już kilkakrotnie pisałem, promotor i recenzenci bywają oszukiwani przez nieuczciwych doktorantów lub habilitantów. Jednak promotor (a także recenzent) nie może czekać „z założonymi rękoma”, gdy dochodzą do niego wieści o plagiacie w pracy, którą nadzorował lub recenzował. Brak jakichkolwiek działań, moim zdaniem, rzuca złe światło na rzetelność i etykę promotora/recenzenta. Pokazuje „tumiwisizm” naukowy, którego nie można tolerować, bowiem prowadzi to do rozprzestrzeniania się atmosfery „pobłażliwości dla kanciarzy”. Zły przykład szybko znajduje naśladowców.

Po splagiatowany doktorat nie sięgnął też recenzent, prof. Aleksy Pocztowski, który w owym czasie był dziekanem wydziału. Kolejnym „ojcem chrzestnym” pracy jest prof. Janusz Teczke – w owym czasie prorektor ds. nauki i współpracy międzynarodowej. To jemu we wstępie do wydrukowanej w Niemczech pracy doktorskiej doktorantka szczególnie gorąco dziękowała, jako promotorowi, „który nie tylko dał mi wartościowe wsparcie akademickie, ale i osobiste rady, które bardzo mnie wspierały”.

Trudno mi zatem zgodzić się z trzecim wnioskiem prof. Mikułowskiego-Pomorskiego, iż „Nie można wskazać osób czy osoby, które w wyniku nagannej praktyki Pani Scott poniosły uszczerbek na ich naukowej reputacji”. Moim zdaniem, uszczerbek na reputacji ponieśli prof.prof. Anna Karwińska, Janusz Teczke oraz Aleksy Pocztowski, którzy w 2007 roku, będąc na stanowiskach organów uczelnianych, miały formalny lub nieformalny wpływ na przebieg przewodu doktorskiego p. Cornelii Scott.

Przy okazji chciałbym poprosić władze uczelni, żeby wszystkie obronione na uczelni doktoraty zostały wpisane do bazy „Nauka Polska” (dział „Ludzie Nauki”), prowadzonej przez OPI w Warszawie. Wiem, że takich „niemieckich” doktoratów było kilkanaście i podobnie jak w przypadku p. C.E. Scott – nie ma po nich śladu w bazie „Nauka Polska”. Co więcej, istnieją one w postaci cyfrowej i powinny być łatwo dostępne, dla tych, którzy chcą się zapoznać z tekstem.

Zapewne rektor Niestrój szybko poinformuje o potwierdzonych zapożyczeniach w doktoracie Cornelii Scott jej macierzystą uczelnię, przesyłając przetłumaczoną na niemiecki ekspertyzę prof. Mikułowskiego-Pomorskiego.

Informacja o ustaleniach w Krakowie już w trzy dni po uchwale RW została opublikowana w niemieckiej prasie.

Sprawy minione

Rada Wydziału Lekarskiego AM we Wrocławiu na nadzwyczajnym posiedzeniu 10 stycznia 2012 głosowała nad odwołaniem ze stanowiska. swojego dziekana, prof. Jolantę Antonowicz-Juchniewicz. W tajnym głosowaniu 2/3 Rady (50 osób) uważało, że dziekan nie powinien pełnić swojej funkcji do końca kadencji. Przeciwko odwołaniu głosowało 16 osób.

Jak napisał we wrocławskiej „Gazecie Wyborczej” red. Tomasz Wysocki: „To była już trzecia próba odwołania prof. Antonowicz-Juchniewicz ze stanowiska. Dziekan Wydziału Lekarskiego straciła fotel, bo – w opinii części członków rady WL – to ona była współodpowiedzialna za utratę przez Wydział Lekarski uprawnień do nadawania stopnia doktora habilitowanego i prowadzenia procedur profesorskich. Tak ostrą karę jesienią 2010 r. nałożyła na wrocławską uczelnię Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów za odwlekanie wyjaśnień w sprawie plagiatowej byłego rektora AM, prof. Ryszarda Andrzejaka. Ponad rok wcześniej Komisja nakazała wznowienie procedury habilitacyjnej rektora Andrzejaka. Oznaczało to powołanie raz jeszcze trójki recenzentów, którzy oceniliby, czy rozprawa daje podstawy do nadania mu stopnia doktora habilitowanego. Recenzenci musieliby także odnieść się do zarzutów o plagiat. Dziekan przez ponad rok nie wznowiła procedury habilitacyjnej. Dlatego prof. Antonowicz-Juchniewicz zamierzano odwołać już jesienią 2010 r., jednak zabrakło do tego jednego głosu. Nie powiodło się także drugie podejście w grudniu 2011 r., ponieważ w posiedzeniu rady Wydziału Lekarskiego wzięło udział zbyt mało osób”.

Ze względu na wymogi prawa, do odwołania osoby ze stanowiska uczelnianego organu wybieralnego (rektor, dziekan) potrzebne jest co najmniej 75 proc. plus 1 głosujących „za”. Ponieważ do następnych wyborów zostały tylko trzy miesiące, obowiązki dziekana pełnić będzie obecna prodziekan ds. nauki, dr hab. Małgorzata Sobieszczańska.

Z końcem stycznia rektor AM we Wrocławiu, prof. Marek Ziętek, zawiesił w prawach nauczyciela akademickiego prof. Ryszarda Andrzejaka – byłego rektora uczelni, którego praca habilitacyjna została uznana przez Radę Wydziału Lekarskiego UJ w Krakowie za niesamodzielną i napisaną z naruszeniem dobrych obyczajów w nauce. Zgodnie z ustawą okres zawieszenia nie może być dłuższy niż 6 miesięcy i w tym czasie rzecznik dyscyplinarny musi skończyć wyjaśniające postępowanie dyscyplinarne, które prowadzi w związku z zarzutami naruszenia praw autorskich. Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że prof. Ziętek wcześniej proponował prof. Andrzejakowi „pokojowe” odejście z uczelni za porozumieniem stron, ale ten odrzucił ofertę.

Jak się można domyślić, nacisk uczelnianej opinii publicznej, która przez ostatnie 1,5 roku nie akceptowała postawy, jaką publicznie promował były rektor, nie poddając się wznowionemu przewodowi habilitacyjnemu, zmusił nowego rektora do takiego spektakularnego kroku. Nowe wybory obędą się 16 marca br. Ich rezultaty zaświadczą o nastrojach panujących w uczelni.

Marekwro@gmail.com