Szanse rozwoju KUL

Adam Trawiński

Nie tak dawno wpadło mi w ręce opracowanie, mówiące, że „na podstawie liczby osób młodych oraz uwzględniając dane GUS można oszacować, że z każdym rokiem liczba 19-latków do roku 2020 będzie stale malała. W roku 2020 będzie ich 361 473, czyli o 48 proc. mniej niż w szczytowym roku 2002, a 32 proc. mniej niż w roku 2010!” (Antonowicz, Gorlewski). Te dane wprowadziły niemałe zamieszanie w środowisku akademickim. Taki spadek liczby studiujących to dla części szkół wyższych nic więcej, jak pewność zamknięcia. Już teraz część z nich ma spore kłopoty z zapełnieniem poszczególnych kierunków. Przyczyną tego jest po pierwsze niż demograficzny, po drugie reforma Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, która ogranicza możliwości studiowania na wielu kierunkach studiów równocześnie.

W okolicach października zakończyła się rekrutacja na studia. W czasie jej trwania co rusz mogliśmy przeczytać, usłyszeć o nowych pomysłach, jakie forsują uczelnie, aby zachęcić do swojej oferty maturzystów. Analizując to zjawisko, doszedłem do wniosku, że część tych działań zamyka się w akcjach typu „damy wam laptopy, smartfony, netbooki, jak do nas przyjdziecie”. Jakaś część szkół wyższych wyszła z założenia, że strategia „marchewki i kija” może przynieść rezultat. Mieli rację, pewien odsetek maturzystów dał się prawdopodobnie skusić takimi obietnicami. Pytanie brzmi, jacy to byli maturzyści? Czy poważnie myślący o swojej przyszłości młody człowiek idzie na studia ze względu na tego typu gratyfikacje? Każdy, kto uważa, że takie akcje przynieść mogą daleko idące pozytywne rezultaty, jest zwyczajnie w błędzie.

Podczas gdy uniwersytety zaskakują coraz to nowymi (w części nie do końca przemyślanymi) pomysłami na pozyskanie maturzystów, ci w kwestii wyboru uczelni od lat kierują się własnymi zainteresowaniami. Ciekawi ich wiedza przekazywana na interesujących kierunkach studiów. Ich wybór pada na uczelnie bardziej renomowane, za którymi stoi nie tylko tradycja, ale przede wszystkim możliwości zatrudnienia, jakie pojawiają się po ukończeniu danego kierunku (badanie „maturzysta”). Wszystkie te czynniki, które stanowią o „sile naukowej” uczelni, przekładają się na jej pozycję w rankingach. Ranking sam w sobie jest również jednym z czynników, mających wpływ na wybór uczelni przez potencjalnych studentów. Zazwyczaj składa się na niego szereg kryteriów, które sprawiają, iż – rzetelnie skonstruowany – staje się bogatym źródłem informacji o uczelni.

Miejsce w rankingu

Poprawa miejsca rankingowego wiąże się z ogólną poprawą warunków na uniwersytecie, a nie jedynie z wyższą pozycją w tabeli wyników. Reasumując – zwiększając miejsce rankingowe, KUL wyciągnie szereg korzyści. Po pierwsze będzie to wzrost miejsca rankingowego, ważnego czynnika przy wyborze uczelni. Po wtóre będzie to także realna poprawa sytuacji uczelni, co niewątpliwie docenią wszyscy z nią związani, tak studenci, jak i pracownicy.

W opracowaniu tym opierać się będę na rankingu szkół wyższych, sporządzanym cyklicznie przez portal perspektywy.pl oraz dziennik „Rzeczpospolita”. Odwoływać się przy tym będę do informacji/danych zawartych na stronach internetowych poszczególnych szkół wyższych. Jest to o tyle uzasadnione, że wśród kandydatów na studia to właśnie strony internetowe są najpopularniejsze, jeżeli chodzi o szukanie informacji o uczelniach (badania „maturzysta”).

Ranking akademicki skupia się na faktycznym stanie placówek, analizuje je pod wieloma względami – opiera się na sześciu kryteriach głównych (prestiż, potencjał naukowy, efektywność naukowa, innowacyjność, warunki studiowania oraz umiędzynarodowienie studiów). Te cechy zostały zmierzone za pomocą 32 kryteriów szczegółowych. Tym samym daje to w większości (by nie powiedzieć: w całości) przypadków rzetelny obraz poszczególnych uczelni, ich siły i perspektyw, jakie tworzą.

KUL, będąc najlepszym uniwersytetem w Lublinie (lata 2005–2006), spadł w ciągu sześciu lat o 15 miejsc rankingowych. Co było tego przyczyną? Jeżeli głębiej się nad tym zastanowić, to dojdziemy do wniosku, że nic. Nie było przecież żadnych spektakularnych porażek, kryzysów itp. Wniosek zatem może być tylko jeden, skoro nie KUL jest przyczyną, to jest nią co innego. Najbardziej logicznym wyjaśnieniem wydaje się być to, iż pozostałe uczelnie „urosły w siłę”, spychając KUL na dalsze miejsca.

Badania na głównej

Nadzieją dla każdej uczelni nie są nieprzebrane rzesze maturzystów, ale przede wszystkim tzw. najlepsi maturzyści. Chodzi o osoby, dla których uczenie się nie jest przykrym obowiązkiem, lecz przyjemnością, w której upatrują swoją szansę na dalszy rozwój. Do grupy takich osób zaliczyć bez wątpienia można laureatów olimpiad naukowych. W ramach rankingowej kategorii „wybory olimpijczyków” maksimum punktów (100.0) w Polsce po raz kolejny uzyskuje Szkoła Główna Handlowa w Warszawie. KUL osiąga następujące wyniki: 2010 – 3,5; 2011 – 1,41. Pozostałe lubelskie uczelnie radzą sobie nieco lepiej, poza UMCS, który drugi rok otrzymuje w tej kategorii 0 punktów. Najwięcej osiąga Uniwersytet Przyrodniczy (13,9), Uniwersytet Medyczny (7,51) oraz Politechnika Lubelska (4,99).

Aby przyciągnąć na uniwersytet olimpijczyków, należy stworzyć im odpowiednie warunki, zachęcić do wyboru tej właśnie uczelni. Trzeba sprawić, aby pomyśleli, że jest to placówka, która spełni ich oczekiwania, pozwoli im się rozwijać itd. Brak na KUL-u działu „oferta naukowa”, „oferta badawcza”, w ramach którego zostałyby opisane możliwości, perspektywy badawcze, skutecznie zniechęca osoby o wysokich aspiracjach. Na przykład Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie z poziomu strony głównej daje sposobność do zapoznania się z możliwościami prowadzenia badań, które oferuje uczelnia (strona www UP). Wspomniany już ogólnopolski lider tej kategorii, Szkoła Główna Handlowa, również z poziomu strony głównej bardzo konkretnie przedstawia możliwości badawczo-naukowe (strona www SGH).

Każda licząca się obecnie placówka świata na stronie głównej posiada jasny i przejrzysty odnośnik do „badań”. Możliwość ich prowadzenia jest czymś, co powinno być w ramach uniwersytetu bardzo mocno podkreślane. W ramach University of Oxford np. wygląda to nad wyraz interesująco (strona www Oxfordu). Oferta Oxfordu odnośnie badań jest jedną z ośmiu głównych kategorii na stronie. Nie trzeba jak sądzę zbyt rozlegle argumentować, że wizja możliwości prowadzenia ciekawych, interesujących, odkrywczych badań (bądź uczestnictwa w nich) jest niezwykle ekscytująca dla młodych ludzi. Moim zdaniem jest to jeden z aspektów decydujących o przyszłym wyborze olimpijczyków. Ludzi należy zachęcić ciekawą i konkretną wizją rozwoju naukowego.

Wiele uniwersytetów nie posiada jednoznacznej, jasno określonej oferty naukowej dla osób ze znacznymi osiągnięciami, takimi jak olimpijczycy. Taki stan rzeczy powinien ulec zmianie. Uniwersytet powinien wyjść naprzeciw wymaganiom i oczekiwaniom olimpijczyków. Dobrym pomysłem byłoby, jak myślę, wprowadzenie analogicznej (jak w wyżej opisanych przykładach) oferty w ramach takich kierunków, jak chociażby psychologia, socjologia, informatyka. Maturzysta-olimpijczyk powinien wiedzieć, jakie konkretne możliwości badawcze oferuje uczelnia.

Uczeni na YouTube!

Poza studentami, o charakterze uczelni, jej sile, możliwościach świadczą także jej pracownicy – naukowcy. Dotyczy to w głównej mierze profesorów, ludzi nauki z największym dorobkiem i doświadczeniem. W rankingowej kategorii „nasycenie kadry osobami o najwyższych kwalifikacjach” KUL osiąga dobry wynik (2010 – 51,1; 2011 – 49,74). Świadczy to o stosunkowo dużej liczbie profesorów na uczelni, to z kolei pozwala wyciągnąć wiosek odnośnie do wysokiego poziomu kształcenia. Fakt ten powinien zostać wykorzystany w celu promocji placówki. Praktyką szeroko i często stosowaną na prestiżowych zachodnich uniwersytetach, takich jak Harvard University, jest publikowanie w ramach serwisu YouTube wykładów, części wykładów, konferencji z udziałem pracowników naukowych uczelni. Uważam, że podjęcie podobnej inicjatywy byłoby doskonałą sposobnością do zaciekawienia KUL-em szerszych środowisk. Byłby to także dobry sposób na rozleglejszą promocję pracowników uniwersytetu poza Lublinem (w przypadku wykładów w obcych językach także poza granicami Polski).

Wcześniej nagrane wystąpienie naukowca w ramach prezentacji wideo na YouTubie powinno zostać opatrzone stosowną notką, umożliwiającą łatwy kontakt z danym pracownikiem. Poza imieniem i nazwiskiem, wraz ze stopniem naukowym może pojawić się również adres mailowy katedry, którą dany uczony reprezentuje. Jednym z efektów takiej promocji może być nawiązanie nowych kontaktów naukowych. Uczelnia w ten prosty (i mało kosztowny) sposób zainteresuje sobą nie tylko studentów, ale i środowiska naukowe. W rezultacie uniwersytet zyska bardzo dużo, nie tracąc w zasadzie nic.

Ranking dostarcza wiele ważnych informacji o uczelni, o jej mocnych i słabych stronach. Ważne jest, by analizując go móc dostrzec możliwości poprawy tych gorszych a ugruntowania lepszych. Opracowanie to jest wstępem mającym na celu podjęcie tej problematyki. Dopóki studenci napływają, problem na wielu uczelniach nie jest widoczny. Za kilka lat, kiedy zacznie ich brakować, może się okazać, że jest już za późno. W tym czasie inne uniwersytety zbudują swój wizerunek w sposób przemyślany i rzetelny, tak że nie będą musiały się martwić o kolejne nabory, podczas gdy pozostałe albo upadną, albo będą balansować na granicy upadku.

„Walka” o ludzi trwa i w miarę upływu czasu będzie prawdopodobnie przybierać na sile. Myślę, że stosunkowo niedużym kosztem można na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II wprowadzić modyfikacje, które przełożą się nie tylko na wzrost miejsca rankingowego, ale, co za tym idzie, poprawią ogólny stan uczelni. Uwaga ta odnosi się także do innych uniwersytetów w Polsce.

Mgr Adam Trawiński
Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych rankingowych „perspektywy.pl”.