Sekty

Marek Misiak

W opinii wielu osób, zwłaszcza tych uważających się za tolerancyjne i nowocześnie myślące, w ogóle nie ma czegoś takiego jak sekta. Pogląd ten można streścić tak: „Jacyś ludzie (np. z Kościoła katolickiego) wymyślili sobie ten problem, żeby nim straszyć, bo się boją, że wierni im uciekną. Każdy ma prawo wierzyć w to, co chce” (A. Lisiecka, W jaki sposób wzmocnić rodzinę przed destrukcyjnym wpływem sekty [w:] Sekty , Wrocław 2005). Jest to stanowisko świadczące o skrajnej naiwności. Konstytucja RP gwarantuje nam wolność sumienia i wyznania (art. 53), ale z każdego prawa należy korzystać rozważnie, bo może ono zostać wykorzystane do zwabienia nas w pułapkę.

Problem tkwi w mnogości działających w Polsce kościołów i związków wyznaniowych. Oficjalnie zarejestrowanych jest ich około 160. Oprócz różnych odłamów kościołów protestanckich działają jednak grupy niezwykle niebezpieczne, niszczące osobowości członków i bezwzględnie ich wykorzystujące, a pod maską działalności religijnej czy społecznej dokonujące nielegalnych działań. Sekta to bowiem nie – jak się często uważa – każdy nowy ruch religijny, nieuznawany przez żadne z wyznań o długiej tradycji (czyli w Polsce katolicyzm, prawosławie, starsze wyznania protestanckie, islam i judaizm). Za sektę uznawane są grupy, które naruszają prawa człowieka swoich członków, a ich wpływ na członków, sympatyków, rodziny i społeczeństwo ma charakter destrukcyjny (definicja MSWiA).

Istnieją różne sekty. Wiele posługuje się zniekształconą nauką chrześcijańską – niektóre to grupy, które odłączyły się od Kościoła katolickiego (np. zbuntowane grupy charyzmatyczne). Sporo jest sekt odwołujących się do wielkich religii Wschodu. Większość z nich ma jednak niewiele wspólnego z prawdziwym buddyzmem czy hinduizmem – najczęściej są to ruchy powstałe już w XX wieku i w Azji Wschodniej uważane za odszczepieńców i oszustów (a nikły poziom wiedzy o tych religiach w Polsce ułatwia im przekonanie zainteresowanych Polaków). Typowo polskie są natomiast sekty neopogańskie, odwołujące się do kultów bogów słowiańskich lub (rzadziej) germańskich. Rozgłos zyskują co jakiś czas sekty wiążące swoje wierzenia z przybyszami z kosmosu. Istnieją też dziesiątki innych, odwołujących się do różnych, dawnych i nowszych, wierzeń i tradycji.

Głód duchowości

Walka z sektami to nie walka o „rząd dusz”, tylko próba opanowania poważnego zagrożenia, z którego zdają sobie sprawę również władze państwowe (raporty na ten temat opracowało MSWiA i Biuro Bezpieczeństwa Narodowego). Dominikanin, o. Tomasz Franc, problemem sekt zajmuje się od wielu lat. O obecności problemu sekt w mediach mówi: – Zainteresowanie mediów w jakimś stopniu służy ostrzeganiu przed grupami o charakterze destrukcyjnym, ale równocześnie szkodzi. Wypacza bowiem obraz takich grup – podkreśla sensację, usypia natomiast na psychomanipulację, która zmierza do uzyskania kontroli nad człowiekiem wciąganym do sekty i zazwyczaj odbywa się po cichu.

stwierdzić, że przecież nie da się zdrowego psychicznie, inteligentnego człowieka aż do tego stopnia omamić. Bynajmniej. Sekty w procesie werbunku stosują różnorodne metody, dostosowując je do osobowości i potrzeb osoby werbowanej (tzw. mechanizm akomodacji). Odczuwasz głód duchowy? My żyjemy duchowością. Chcesz być radykalnym chrześcijaninem? To my żyjemy jak pierwsi chrześcijanie. Chcesz działać na rzecz środowiska naturalnego? To właśnie jest cel istnienia naszej grupy. Jesteś muzykiem? W naszym kościele rozwiniesz swój talent na chwałę Bożą. O. Franc nie pozostawia złudzeń: – Na psychomanipulację podatny jest każdy, gdyż każdy ma jakieś niezrealizowane, często nawet nieuświadomione potrzeby. Sekty w procesie werbunku świadomie rozbudzają te potrzeby i oferują ich zaspokojenie, jednocześnie uzależniając .

Stereotypem jest, jakoby do sekt trafiali głównie ludzie chorzy lub słabi psychicznie, za wszelką cenę szukający bliskości. Tak było w pewnej mierze na początku działalności takich ruchów w Polsce, 15–20 lat temu. Teraz jednak sekty stawiają nie na ilość, ale na jakość. Zaskakująco dużo wśród członków grup destrukcyjnych jest osób o silnych, dynamicznych osobowościach. Ludzie ci, poszukując nowych doświadczeń duchowych czy mocnych wrażeń, dają się często „nabrać” na ofertę takich grup. – Wśród osób angażujących się w działalność grup o charakterze destrukcyjnym wielu jest idealistów i altruistów, pragnących służyć ludzkości. Innych przyciągają pseudomistyczne doznania, pozornie, w formie „duchowego fast-foodu”, zaspokajające głód duchowy – mówi o. Franc.

Barwy ochronne

Werbownicy sekt to nie magicy; po jednej rozmowie nikt nie zostanie zahipnotyzowany i przemocą zaciągnięty do siedziby sekty. Katalog ich metod jest obszerny, ale najpopularniejszych sposobów jest tylko kilka. Student najpierw zapraszany jest na wykład o interesującym go temacie, później na dwudniową sesję. Stopniowo proszony jest o poświęcenie coraz większej ilości czasu, coraz częściej członkowie grupy dopytują się, czemu go/jej nie było (technika „stopy w drzwiach”). Inną techniką werbunku jest pochlebstwo – w ten sposób można pozytywnie nastawić do grupy zarówno osobę o wysokiej, jak i o niskiej samoocenie. Człowiek, słysząc pochlebstwa, będzie lgnął do grupy, nawet mimo rodzących się wątpliwości. Najszerzej znana jest chyba metoda „bombardowania miłością”, stosowana wobec osób słabych i zagubionych. Osobę taką otacza się ogromną troską, zainteresowaniem i współczuciem, aby wciągnąć do grupy i odizolować od wrogiego rzekomo otoczenia.

Osobnym rozdziałem są metody polegające na różnego typu kamuflażu. Ponieważ zjawisko sekt jest już w Polsce znane (choć powszechna wiedza na ten temat opiera się na stereotypach), werbownicy zrobią wszystko, aby ofiara nie zorientowała się, z czym ma do czynienia. To dlatego sekty szukają nowych członków na pielgrzymkach, festiwalach chrześcijańskich czy wśród studentów związanych z duszpasterstwami akademickimi. Starają się przekonać werbowanego, że są grupą działającą w obrębie katolicyzmu lub że działalność w danej grupie nie przeczy nauce chrześcijańskiej. – Z początku mówią: „Nieważne jak wierzysz, ważne, że razem uwielbiamy Jezusa”. Jest to mechanizm rozmycia różnic dla stworzenia poczucia jedności. Potem grupa zaczyna stopniowo podsuwać werbowanemu wątpliwości co do własnej wiary. Podkreśla i wyolbrzymia zgorszenia w Kościele katolickim, proponuje czytać Biblię bardzo subiektywnie i interpretuje ją według doraźnych celów, bez zwracania uwagi na kontekst redakcyjny czy historyczny – opisuje ten mechanizm werbunku o. Franc. Skuteczności tej metody sprzyja niski poziom wiedzy religijnej wielu Polaków przy jednoczesnym wysokim poziomie emocjonalnego zaangażowania w wiarę.

Sekty kamuflują się też w postaci stowarzyszeń działających na rzecz ekologii, dialogu międzykulturowego, „urzeczywistniania wartości uniwersalnych”, pokoju itp. Skłaniają do zaangażowania się osoby, którym sprawy te leżą na sercu, a następnie niepostrzeżenie dokonują subtelnych manipulacji, zmierzających do uzależnienia danej osoby od siebie i zmiany sposobu jej myślenia.

Myślenia drugiego człowieka nigdy nie da się zmienić w stu procentach – nawet na drodze brutalnego prania mózgu nie sposób do końca zatrzeć „ja” jednostki, które wytworzyło się w ciągu całego dotychczasowego życia. Można jednak wytworzyć tzw. tożsamość kultową, czyli tę, która przejmuje kontrolę nad całą osobą, gdy jest on pod wpływem sekty. A to wystarczy, by taki człowiek całkowicie zamknął się w sekcie, odrzucając – często bardzo brutalnie – rodzinę, przyjaciół i całe dotychczasowe życie, wraz z wartościami, które wyznawał.

Jak się bronić?

Jeśli sekty stanowią aż takie zagrożenie, jak się przed nimi bronić? Państwo nie może, rzecz jasna, po prostu zakazać nowym ruchom religijnym działalności – stanowiłoby to naruszenie jednego z podstawowych praw człowieka. Policja i sądy mogą wkroczyć do akcji w zasadzie tylko wtedy, gdy dochodzi do popełnienia przestępstwa lub gdy doszło do uprowadzenia osoby nieletniej. – Destrukcja to nie tylko przestępstwo – mówi o. Franc. – Destrukcja to również manipulacja. Osoba zmanipulowana nie jest w stanie przeciwstawić się liderowi grupy. Polskie prawo jest bezradne wobec zjawiska sekt – manipulację samą w sobie trudno udowodnić, nie jest ona zatem przestępstwem. Lepiej zatem bronić siebie i najbliższych już przed werbunkiem, niż liczyć na wątpliwą (z powodu wadliwego prawa) pomoc organów państwa. Jak to robić?

Po pierwsze, należy jak najszybciej zorientować się, czym jest grupa, z którą mamy do czynienia. Wiele grup twierdzi, że są tylko stowarzyszeniami, nienamawiającymi do zmiany wiary.

Po drugie, należy bardzo uważać na dostępne w prasie czy zwłaszcza na plakatach w uczelniach kursy samorozwoju, zagadkowo tanie kursy językowe czy terapie psychologiczne. Grupy destrukcyjne często traktują studentów jako grupę docelową.

Po trzecie, ważne są zdrowe, bliskie i ciepłe relacje z rodziną i przyjaciółmi oraz umiejętność uważnego słuchania i przyjmowania krytycznych uwag z ich strony, gdy sami jesteśmy zainteresowani jakąś grupą.

Po czwarte, bardzo istotny jest jasno określony światopogląd. Co to oznacza? Wiem, w co wierzę i dlaczego oraz jakimi wartościami kieruję się w życiu. Wtedy umiem świadomie odrzucać oferty ingerujące w moje doświadczenie wiary lub negujące je.

Po piąte, należy wyrabiać w sobie umiejętność krytycznego doboru informacji. W sytuacji kontaktu z nową grupą religijną oznacza to poznawanie grupy nie tylko na podstawie jej własnych materiałów i świadomość, że materiały te mogą kłamać lub przynajmniej nie podawać całej prawdy.

Zjawisko sekt nie jest folklorem, domeną kolorowo ubranych ludzi palących kadzidełka. Guru wrocławskiej sekty „Antrovis”, wierzącej, że ze Ślęży zabierze ich statek kosmiczny, zniknął kilkanaście lat temu bez śladu. Jego wyznawcy twierdzą, że został teleportowany na Marsa. Brzmi to zabawnie, ale w rzeczywistości jest to tragedia – jego samego (być może nie żyje), jego rodziny i wszystkich, których omamił, ograbiając ich z majątku i niszcząc im psychikę. ☐