Wprost ze źródeł

Rozmowa z prof. Piotrem Hübnerem, autorem cyklu „Kartki z dziejów nauki w Polsce”

Czy pamięta Pan początek współpracy z „Forum Akademickim”?

Początek współpracy sięga ankiety, jaką redakcja FA skierowała do niektórych osób z pytaniem o ukierunkowanie pisma. Uważałem, że adresowane powinno być do pracowników nauki, a nie studentów.

Skąd wziął się pomysł na cykl dotyczący dziejów nauki polskiej i to właśnie w takiej formie?

Jest to związane z pana wizytą w Toruniu. Na początku 1999 roku rozmawialiśmy o pasjach kolekcjonerskich. Gdy szukaliśmy interesującej obie strony tematyki, zaproponowałem dwuszpaltowe „Kartki” na wzór zapisów kalendarzowych, kiedyś popularnych. Miały dotyczyć wybranych problemów z dziejów nauki w Polsce.

Jak się zdobywa materiały do tego cyklu? Jak powstają „Kartki”?

Podstawą „Kartek” były gromadzone przeze mnie od 1970 roku archiwalia, a także wyspecjalizowana biblioteka domowa, licząca parę tysięcy oprawionych tomów, zdobywanych głównie w antykwariatach. Pisałem „skacząc po górach”, biorąc na warsztat tematy, do których znajdowałem aktualnie ciekawe materiały źródłowe. Na podstawie „Kartek” doszedłem poprzez nieskończone uzupełnienia do 800-stronicowej Małej encyklopedii polskiej nauki akademickiej, szykowanej w PAU do druku. Liczy 131 haseł.

Czy są takie „kartki” z dziejów polskiej nauki, które zrobiły na Panu szczególne wrażenie i dlaczego?

Szczególnie trudnym, także moralnie, ale i ze względu na „amicus Plato”, było hasło „Życie intymne uczonych”. Gdy nie zmieściło się w „encyklopedii”, trafiło do druku w „Zagadnieniach naukoznawstwa” (z. 2/2011). Każdą z „Kartek” uzupełniałem metodą patchworku, stale więc odświeżam je w pamięci. Są mi tak bliskie, jak każdy wyczekiwany numer FA, a zapewne niedługo i Mała encyklopedia.

Który okres w polskiej nauce uważa Pan za najczarniejszy?

Bez wątpienia okres stalinowski, czyli między 1948 a 1953 rokiem.

Po 53. było już super?

To była polityczna odwilż, dla nauki niewiele różniąca się w skutkach od okresu poprzedniego. Nawet po październiku 1956 roku, w 1959 i 1960 roku, doszło do eliminacji pokolenia przedwojennych uczonych pod pretekstem akcji jednoetatowego zatrudnienia i przechodzenia na emerytury zasłużonych uczonych. Gdyby oceniać w dłuższej perspektywie, to cały okres rządów komunistycznych ocenić należy wyjątkowo negatywnie.

A który okres jest w polskiej nauce najjaśniejszy?

Mój promotor, prof. Bolesław Leśnodorski, mówił, że jest człowiekiem oświecenia i chciałby żyć w tamtej epoce. Dla mnie okresem względnie idealnym jest druga połowa XIX wieku, który dla nauki akademickiej był okresem najlepszym, zwłaszcza w Krakowie i Lwowie w ramach autonomii galicyjskiej. Wtedy nauką rządziły idee akademickie, a środowisko uczonych kierowało się zasadami etosu, choć realne przypadki rozbieżności wskazywały na to, że ideał nie jest w praktyce w pełni realizowany. To były najpiękniejsze czasy, gdy dominowała humanistyka i ten okres stanowi do dziś wzór w zakresie nauki akademickiej.

Jak na tle historii oceniłby Pan ostatnie dwadzieścia lat polskiej nauki?

Na początku tego okresu los powierzył mi role, które wiązały się z likwidacją starego systemu. Za najciekawsze uważam pierwsze lata po upadku władzy komunistycznej. Byłem wtedy likwidatorem Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń, a później dyrektorem Departamentu Polityki Naukowej i doradcą przewodniczącego Komitetu Badań Naukowych. Natomiast o sprawach z ostatniego dziesięciolecia trudno mi się wypowiadać, bo nie mam odpowiedniego dystansu do zdarzeń, które się dzieją, ani wiedzy o mechanizmach podejmowania decyzji czy tle, na jakim realizowana jest reforma nauki. Sam kierunek zmian uważam w sumie za pozytywny.

Przez ostatnie dwadzieścia lat wciąż reformujemy naukę i szkolnictwo wyższe. Czy tak było zawsze?

Trzeba wskazać na rolę biurokracji – systemu, który formował się od początku XIX wieku w efekcie reform oświeceniowych. Wilhelm von Humboldt jest nie tylko autorem koncepcji wolnego uniwersytetu, ale jednocześnie najwyższym urzędnikiem w zakresie polityki naukowej. Z nim wiąże się powstawanie coraz bardziej rozbudowanego aparatu urzędniczego, który z czasem zaczyna dominować w sferze nauki i szkolnictwa wyższego. Gdyby pokazywać, gdzie tkwi źródło nieustannych reform, to bez wątpienia w biurokratycznej formule, polegającej na dokonywaniu zmian pod pretekstem kolejnej reformy. Z tego punktu widzenia druga połowa XIX wieku jest jeszcze okresem względnej stabilizacji, natomiast czasy bardziej nam współczesne, poczynając od wielkiej reformy podjętej przez ministra Janusza Jędrzejewicza w początku lat trzydziestych przed wojną, a kończąc na czasie nam współczesnym, to kolejne reformy. Już sama ich liczba wskazuje, że to nie jest prawidłowe, ponieważ naturalną formą egzystencji nauki akademickiej jest stan względnej równowagi. Natomiast w praktyce mamy do czynienia ze stanem permanentnej nierównowagi.

Rozmawiał Piotr Kieraciński