Wiele chaosu o nic?

Leszek Szaruga

Na początku, co wiadomo z mitów greckich, a już na pewno z Teogonii Hezjoda, był Chaos, a tych, którzy wierzyli w Wielki Wybuch, ostudziły doniesienia prasowe o tym, że coś zdumiewającego przekroczyło szybkość światła; co, jeśli jest prawdą, stawia całą dotychczasową fizykę w stan gotowości. Zresztą te doniesienia mogą okazać się nieprawdziwe, a w każdym razie wydają się – przynajmniej takiemu laikowi jak ja – podejrzane. Mnie przy tym na szczęście nie było, gdyż pokonywałem przestrzenie Kapadocji, powstałe podobno po gigantycznych wulkanicznych ekscesach sprzed czterech milionów lat. W sprawie przekroczenia szybkości światła dostałem jednak esemesa na tyle szybkiego, że dopadł mnie niemal w chwili jego wysłania.

I to jest dla mnie sprawa zasadnicza. Bo gdy mówi się o obecnym kryzysie cywilizacyjnym, znajdującym wyraz w różnego rodzaju publicznych wystąpieniach, to owa diagnoza wydaje się mieć dość silne uzasadnienie. Zarazem jednak warto zdać sobie sprawę z faktu, że właśnie przemiany zachodzące w sferze masowej komunikacji – Internet, telefonia komórkowa, portale społecznościowe – w sposób zasadniczy zmieniają struktury społeczne, pozwalając organizować się do jednej demonstracji w tym samym czasie w najodleglejszych zakątkach globu.

To, że świat urządzony jest dość podle, a demokracja wymaga zasadniczej reformy, znane jest przynajmniej od czasu, gdy rzecz ogłosił laureat literackiej nagrody Nobla Churchill, podkreślając jednak jednocześnie, że jak dotąd nie wymyślono niczego lepszego, co zresztą potwierdzałoby tezę Leibnitza, iż żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Rzecz w tym, że ludzie, jak się zdaje, wolą żyć w światach niemożliwych, co znajduje swój wyraz w upartym konstruowaniu takich utopii, jak Republika Platona czy Państwo Słońca Campanelli. A słowo „utopia” pochodzi, jak wiadomo, ze starogreckiego, w którym oznacza tyle, co „nie miejsce”; „nie miejsce” to skądinąd pasjonująca zagadka dla współczesnej fizyki. Rzecz w tym, że – jak trafnie zauważyła inna noblistka, Wisława Szymborska – utopia to taka wyspa, na której brak ludzi, a widoczne ślady ich stóp prowadzą w kierunku morza.

Jak jednak dowodzą socjologowie, przynajmniej niektórzy z nich, myślenie w kategoriach utopijnych jest jedną z sił napędowych doskonalenia systemów życia społecznego. Inna sprawa, że też ten sposób myślenia może popchnąć ku tworzeniu porządków autorytarnych czy nawet totalitarnych, czego już niestety zdołaliśmy w ubiegłym stuleciu doświadczyć dość boleśnie. Nie zmienia to faktu, iż idee utopijne wciąż powracają, obiecując realizację sprawiedliwości społecznej i powszechnej szczęśliwości. Nasila się to myślenie właśnie w takich, jak obecne okolicznościach, w czasach powszechnie odczuwanego kryzysu, w dobie zatem wyraźniejszego niż wcześniej odczuwania drastycznych nieraz nierówności i poczucia wykluczenia dużych grup społecznych, a tym właśnie charakteryzuje się dziś amerykański ruch 99 procent, wymierzony przeciw jednemu procentowi ludzi, których zyski zdają się przekraczać granice przyzwoitości, czy ruch studencki w Chile, wreszcie nie na końcu europejskie ruchy łączące tych wszystkich, których poczucie bezpieczeństwa zostało zachwiane i którzy nie widzą przed sobą perspektywy nawet nie dostatniego, lecz tylko spokojnego życia. Dynamika tych ruchów i ich szybkie rozpowszechnianie się na obszarze całej planety w dużej mierze związane są z możliwościami, jakie stwarza współczesny system komunikacji, dzięki któremu z pozoru dalekie od siebie społeczności lub ich grupy tworzą sieć relacji, których charakter i sposób funkcjonowania wciąż jeszcze pozostają niedostatecznie przebadane i rozpoznane. Tym, co wydaje się decydujące w ich tworzeniu jest przede wszystkim tempo, w jakim można się porozumiewać i wymieniać doświadczeniami.

Nie wiemy, jaki będzie skutek tej aktywności, lecz można zasadnie przyjąć, że może być ona zaczynem przemian daleko wykraczających poza te, jakie były efektem rewolty roku 1968. By móc rozpoznać to, co się obecnie dzieje, nie wystarczy jedynie obserwacja tego wszystkiego, co się rozgrywa na ulicach, konieczna jest również próba zmierzenia się z czymś, co przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się kompletnym chaosem, z tym mianowicie, co się dzieje w przestrzeni e-komunikacji. Pozornie rzecz wydaje się niemożliwa do ogarnięcia, tym bardziej, że wszystko to dzieje się nieustannie i z szybkością, która być może jeszcze nie przekracza prędkości światła, ale uniemożliwia dokonywanie precyzyjnych pomiarów. Być może zresztą to, co się dzieje, nic jeszcze nie oznacza, jest jedynie dokonywaną po omacku próbą zmierzenia się z innym chaosem, w jaki, przynajmniej na pierwszy rzut oka, przekształcił się porządek tego najlepszego z możliwych światów, w którym przyszło nam żyć. Jeżeli tak, to przyrastająca lawinowo góra komentarzy politologów i publicystów, którzy próbują to wszystko jakoś ogarnąć i zrozumieć, okazać się może jedynie niepotrzebnym nikomu biciem medialnej piany, co zresztą nie należy do zjawisk nam zupełnie obcych.