Poradnik dla zakłopotanych

Henryk Hollender

Wszyscy gubimy się niekiedy w świecie informacji. Dlatego proszę, choć raz przeczytaj coś takiego. Forma żeńskoosobowa, no bo musi być jakaś, i czemu nie właśnie taka.

1. Porcja informacji, której szukasz, czy którą wykorzystasz we własnej pracy, ma pewne cechy rozpoznawcze: nazwę (autor, tytuł), postać fizyczną, lokalizację (biblioteka, baza danych, strona WWW). Cechy te składają się na opis bibliograficzny, inaczej metadane, za pomocą których prowadzisz wyszukiwanie i które musisz przytoczyć w swojej pracy. Inaczej nikt ci nie powinien wierzyć, że miałaś takie źródło.

2. Odnalezienie metadanych to jeszcze nie jest pełny tekst (akt prawny, rozprawa, reprodukcja wizerunku, zapis koncertu, spektaklu, filmu, symfonii itd.). Poznajesz co najwyżej adres pełnego tekstu. Czasem jest on tuż-tuż: w Internecie lub na półce w bibliotece za rogiem.

3. Szukaj metadanych w źródłach profesjonalnych, zwłaszcza – katalogach bibliotecznych. W Polsce będą to zwłaszcza katalogi centralne: NUKAT (dzisiaj 2 047 453 zapisów bibliograficznych) i KaRo, oraz katalogi wielkich bibliotek naukowych, zwłaszcza – Narodowej. Te katalogi oczywiście są w Internecie. Katalogi, nie teksty. Dobre i to.

4. Największym istniejącym katalogiem jest centralny (wspólny) katalog tysięcy bibliotek, prowadzony przez organizację OCLC. W otwartym Internecie jest on dostępny jako „katalog światowy” pod adresem WWW.worldcat.org. Dane w nim zawarte – raz bogate, a raz niestety takie sobie, ale skorzystaj z tego, że sam układa na twoje życzenie zapis bibliograficzny do wykorzystania w bibliografii czy przypisie.

5. Katalogi odsyłają do konkretnego miejsca w konkretnym zbiorze, gdzie przechowywany jest pełny tekst (książki, artykułu itd.). Podają „numer”, czyli tzw. sygnaturę, zatem faktycznie: adres egzemplarza. Ale jeśli tekst ten doczekał się publikacji w Internecie lub w bazie danych, do której można mieć dostęp – czyli możemy go przeczytać w całości na ekranie komputera – to wiele katalogów bibliotecznych podaje od razu hipertekstowy odsyłacz. Wtedy nasza droga do biblioteki jest wirtualna i trwa sekundy. Zobacz, jak robi to WorldCat. I jak my to robimy w różnych polskich uczelniach. Nieźle na ogół, z zastrzeżeniem poniżej.

6. No właśnie. Może się zdarzyć, że pełny tekst (wizerunek, zapis utworu) w Internecie otwiera się tylko dla osób korzystających z usług instytucji – na przykład uczelni czy bibliotek publicznych – które je dla ciebie zaprenumerowały. Katalogi centralne nie widzą twoich uprawnień. Przy metadanych może być adnotacja „zasób internetowy” lub równoznaczna – a tekst mimo to nie otworzy się na ekranie!

7. Istnieją specjalne serwisy, skupiające pełne teksty w wersji elektronicznej, czyli czytelnej na odległość przez komputer. Niektóre są komercyjne i otwierają się tylko dla czytelników ze specjalnymi uprawnieniami – na przykład naukowe bazy danych, dostępne poprzez sieci komputerowe bibliotek uczelnianych. Inne są dostępne w otwartym Internecie. Do nich należą tzw. biblioteki cyfrowe.

8. Prawie wszystkie polskie biblioteki cyfrowe są skupione w Federacji Bibliotek Cyfrowych. Te 772 468 dokumentów to twoja dodatkowa biblioteka podręczna. Znajdziesz tam sporo pożytecznych tekstów, np. klasyki literackiej, lektur szkolnych, źródeł historycznych; pojawiają się dysertacje i czasopisma naukowe. Federacja ma wspólną wyszukiwarkę: http://fbc.pionier.net.pl.

9. Zapis bibliograficzny w bibliotekach cyfrowych jest konstruowany nieco inaczej niż w katalogach bibliotecznych i na ogół mniej wiarygodny, trudniej też się go przerabia na typowy zapis bibliograficzny. Ale korzystaj z nich, jak potrafisz. Jeśli natomiast musisz posługiwać się tekstem ściągniętym „ze stronki”, który po prostu wisi sobie luzem w Internecie, no to współczujemy: metadane w tym przypadku wytwarzasz sama i na ogół ci to nie wychodzi, a przechodząc do pliku PDF gubisz na ogół adres WWW.

10. Istnieją specjalistyczne wyszukiwarki literatury naukowej, np. Google Scholar. Korzystaj z nich raczej z pomocą bibliotekarza, bo dla mniej wprawnego użytkownika są tam rozmaite niejasności, a zadaniem tych serwisów wcale nie jest dostarczenie ci pełnego tekstu do lektury na ekranie.

11. Największa biblioteka cyfrowa świata, Google Books, niebędąca bynajmniej katalogiem, podaje dane bibliograficzne w sposób dziadowski, ale odsyła (hasłem „znajdź w bibliotece”) do katalogu WorldCat.

12. Podając dane bibliograficzne, wzoruj się na jednym dobrym źródle. Pamiętaj, że szukasz konkretnego tekstu, ale na potrzeby własnej pracy nie przepisujesz czy nie kopiujesz i nie wklejasz go w całości, lecz cytujesz w cudzysłowie fragment lub przytaczasz fakt i tworzysz przypis lub odsyłasz do zbudowanej własnoręcznie bibliografii – spisu publikacji. Zajrzyj do dobrej książki naukowej, żeby zobaczyć, jak to się robi. Na pewno autor i tytuł, chyba że praca anonimowa. Dalej miejsce wydania, wydawnictwo, rok wydania, strona. Albo tytuł czasopisma, rok wydania, numer zeszytu („numer”), strona. Od biedy – data wydania zamiast numeru. Tekst pobrany z sieci WWW musi mieć adres (http://...), który możesz przekleić z paska przeglądarki. I koniecznie data notowania. To wszystko zresztą mogłaby układać dla ciebie maszynka wszyta w bibliografię, z której korzystasz. Zorientuj się, czy twoi bibliotekarze nie starają się namówić cię, żebyś korzystała z czegoś takiego.

I teraz jeszcze jedno. Niniejszy tekścik można napisać o wiele lepiej albo wydłużyć, albo jedno i drugie, posłać dalej, opublikować. Nie musisz cytować ani brać w cudzysłów przejętych fragmentów, ani powoływać się na publikację w FA. Tak działa licencja Creative Commons w najliberalniejszej wersji. Właśnie oto ci jej tu udzielam, bo mi wolno. Załatwione.