Inwestuję w siebie, bo chcę pomagać innym

Rozmowa z Pawłem Matusikiem, laureatem Studenckiego Nobla 2011, nagrody przyznawanej przez Niezależne Zrzeszenie Studentów Niania Frania, bohaterka sitcomu, znała się na wszystkim z wyjątkiem wychowywania dzieci. Na czym zna się student VI roku medycyny Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego?

– Na pewno, a przynajmniej obecnie, nie jestem specjalistą od wychowywania dzieci, ale to nie stanowiło przeszkody, by wysłać zgłoszenie do udziału w konkursie na najlepszego studenta RP. Kryteria konkursu brały pod uwagę nie tylko średnią ocen i znajomość języków obcych, ale także szczególne osiągnięcia badawcze, zrealizowane projekty naukowe, publikacje w recenzowanych czasopismach, doniesienia konferencyjne, udział w wymianach studenckich krajowych i zagranicznych, udział w stażach i praktykach, pracę zawodową, działalność organizacyjną, kulturalną, nabyte umiejętności…

Czyli przyznali Panu laur zwycięzcy za budowanie wizerunku, czy też kryje się za tym coś więcej?

– W Konkursie NZS „Studencki Nobel” promowani są ludzie, którzy osiągnięcia w działalności naukowej i badawczej potrafią łączyć z działalnością organizacyjną, społeczną, kulturalną, a często również sportową. W czasie studiów, poza rozwojem naukowym, związanym ze studiami medycznymi, miałem możliwość prowadzić badania naukowe i rozwijać swoje umiejętności organizacyjne. Aktywnie działałem w czterech Studenckich Kołach Naukowych, byłem wolontariuszem w Towarzystwie Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. Św. Łazarza” w Krakowie, Wodnym Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym, a przez dwa lata wiceprezesem i sekretarzem Klubu Akademickiego Związku Sportowego. Współorganizowałem konferencje naukowe, uczestniczyłem w szeregu warsztatów, szkoleń, kursów, sympozjów oraz konferencji, m.in. organizowanych przez Polskie Towarzystwo Kardiologiczne. Ukończyłem kurs na instruktora Europejskiej Rady Resuscytacji oraz jestem członkiem European Atherosclerosis Society. Zajmuję się również popularyzacją idei Narodowego Programu Profilaktyki i Leczenia Chorób Układu Sercowo-Naczyniowego POLKARD na społecznościowych portalach internetowych.

A czym się Pan teraz zajmuje?

– Od kilku dni, po sześciu latach wymagających studiów, uzyskałem tytuł lekarza. W październiku, posiadając już prawo wykonywania zawodu, rozpocznę staż podyplomowy. Pracuję w zespole naukowo-badawczym pod opieką prof. Tomasza Guzika, dzięki temu mogę zaspokoić swoją chęć poznawania niezbadanych aspektów funkcjonowania człowieka oraz zaznajomić się z różnymi metodami naukowymi, próbującymi wyjaśnić ważny problem patogenezy nadciśnienia tętniczego.

Ma Pan niespełna 25 lat i interesuje się Pan chorobami wieku podeszłego? Nadciśnienie tętnicze dotyka głównie ludzi po 60 roku życia?

– To prawda. Nadciśnienie tętnicze dotyczy niemal co trzeciego dorosłego Polaka, jego częstość wzrasta z wiekiem, ocenia się, że odsetek chorych po 65. roku życia przekracza 65 proc. Już po II roku studiów zainteresowałem się geriatrią i gerontologią. Przez cztery lata sprawowałem również funkcję przewodniczącego Studenckiego Koła Naukowego przy Katedrze i Klinice Chorób Wewnętrznych i Gerontologii, gdzie pod opieką prof. Tomasza Grodzickiego i dr. hab. Jerzego Gąsowskiego nie tylko dzieliłem się swoją wiedzą i doświadczeniem w pracy naukowej z młodszymi koleżankami i kolegami, ale również kierowałem stosunkowo nowatorskimi – na skalę kraju – badaniami. Badania te dotyczyły zespołu osłabienia, zaburzeń funkcji poznawczych, nadciśnienia tętniczego oraz niewydolności serca u osób w wieku podeszłym, głównie mieszkańców domów opieki. Wyniki prowadzonych badań przedstawiane były na Światowym Kongresie Gerontologii i Geriatrii w Paryżu, konferencjach europejskich towarzystw naukowych, a także opublikowane m.in. w „Gerontologii Polskiej” i „Polskim Przeglądzie Kardiologicznym”. Rezultaty rocznej obserwacji badanych przez nas pensjonariuszy domów opieki ukażą się również wkrótce na łamach prestiżowego „Archives of Gerontology and Geriatrics”.

Czy wyniki tych badań zmieniły jakość życia pensjonariuszy czy tylko dały Panu dodatkowe punkty w aplikacji o kolejną nagrodę?

– Nagrody ani punkty nigdy nie były i nie są celem mojego działania. Nasze badania mogą zmienić spojrzenie ludzi, którzy zajmują się pacjentami w domach opieki, a przez to pozytywnie wpłynąć na ich postępowanie. Nie tylko scharakteryzowaliśmy tę coraz liczniejszą grupę chorych, ale również udowodniliśmy, że ocena funkcji poznawczych i stanu funkcjonalnego chorego może odgrywać istotną rolę w rokowaniu. Pensjonariusze, którzy byli uzależnieni od pomocy osób trzecich w podstawowych czynnościach dnia codziennego oraz posiadali ciężkie zaburzenia funkcji poznawczych, umierali znacznie wcześniej niż pozostali pacjenci.

Towarzyszył Pan umierającym w hospicjum, uczestniczył w konferencjach międzynarodowych, brał udział w pracach laboratoryjnych. Czy wszędzie czuł się Pan, mówiąc kolokwialnie, na swoim miejscu?

– Zawsze staram się swoją pracę, obowiązki, zadania wypełniać tak dobrze, jak tylko potrafię; zwykle wymagam od siebie więcej, niż wymagają ode mnie inni. Myślę, że z poczuciem właściwie prowadzonej działalności wszędzie można czuć się „na swoim miejscu”. Na początku studiów chciałem być przede wszystkim lekarzem praktykiem, potem oczarował mnie świat badań naukowych i medycyny eksperymentalnej. Połączenie obu tych aktywności wydaje mi się być trudną, ale najciekawszą perspektywą na przyszłość.

Czyli w każdej sytuacji lubi Pan siebie…

– A dlaczego miałbym siebie nie lubić? W miarę możliwości staram się wszystkie wybory przemyśleć, spojrzeć na nie z wielu aspektów, również rozmawiając z wieloma ludźmi. Tak, by ostatecznie podejmowana decyzja była jak najbardziej racjonalna, a jednocześnie nie wyrządziła nikomu krzywdy, w myśl zasady „primum non nocere”. W drugiej klasie liceum zrozumiałem, że medycyna to jest ciekawy pomysł na życie, bo robiąc coś ważnego, mam szansę pomóc innym ludziom.

Na razie medycyna pomogła Panu zdobyć nagrody – m.in. honorowe wyróżnienie i medal Wydziału Nauk Medycznych Polskiej Akademii Nauk – „Laur Medyczny im. Doktora Wacława Mayzla”, nagrodę Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, nagrodę Fundacji im. Prof. Teresy Adamek-Guzik za najlepszą pracę wygłoszoną w sesjach internistycznych podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej Studentów Uczelni Medycznych, nagrodę Grand Prix XXIII Ogólnopolskiej Studenckiej Konferencji Kardiologicznej, nagrodę dla Najaktywniejszego Działacza Studenckiego Towarzystwa Naukowego UJ CM…

– W swojej działalności staram się robić rzeczy, które są ważne i mają sens. We wszystkich działaniach całą swoją pasję, zaangażowanie, determinację i często ciężką pracę, dążąc do prawdy stawiałem i stawiam na jakość. Jednak mam świadomość, jak trudna jest na co dzień medycyna. Jak duże stawia wyzwania i jak uczy pokory.

Czy dzięki nauce, nagrodom, jest Pan już samodzielny finansowo?

– Obecnie jeszcze potrzebuję wsparcia finansowego rodziców. Przez sześć lat studiów mieszkałem w akademiku z dwoma innymi kolegami. Być może na stażu sytuacja się odmieni. Chciałbym mniej myśleć, jak zapewnić sobie, a w przyszłości również swojej rodzinie, podstawowe warunki bytowe, a bardziej skoncentrować się na prowadzonych badaniach i działalności klinicznej.

Rozumiem, że nagrodę NZS w wysokości 10 tys. zł przeznaczy Pan na wakacje na Ibizie?

– Myślę, że mogłaby to być przyjemna forma spędzenia wakacji. Jednak nagrodę chcę przeznaczyć na własny rozwój, a ostatnie wakacje w głównej mierze na prowadzenie dalszej działalności badawczej. Uważam, że inwestycja w siebie, podobnie jak pomoc, którą wyświadczymy innym, często się zwracają. Nauka i medycyna są moimi pasjami, można by powiedzieć – sposobem na życie, ale jest jeszcze kilka innych rzeczy, które chciałbym robić.

Rozmawiała Jola Workowska