Student żywy i martwy

Marek Misiak

Po ogłoszeniu wyników tegorocznej matury znów rozpoczęły się jeremiady nad obniżającym się poziomem wykształcenia młodych Polaków. Wizyty w zaprzyjaźnionych instytutach Uniwersytetu Wrocławskiego i innych uczelni w tym mieście oznaczają wysłuchiwanie narzekań ich pracowników: „Wasz rocznik to jeszcze-jeszcze, ale teraz to tragedia. Niedouczeni, nie odróżniają najoczywistszych rzeczy. Nie wiem, czego teraz uczą w szkołach”. Ze strony wykładowców być może rzeczywiście wygląda to fatalnie. Z mojej – zupełnie inaczej. Studenci być może częściej są gorzej przygotowani – ale też są... żywsi. Im się po prostu chce.

Bardziej otwarci

W ciągu ostatnich kilku tygodni parokrotnie gościłem u swoich znajomych w Krakowie. Są to osoby młodsze ode mnie o kilka lat, związane z jednym z kół naukowych w Uniwersytecie Jagiellońskim, kołem o ponad stuletniej już tradycji. Jeżdżę tam nie tylko w celach towarzyskich. Zachwyciła mnie energia tych ludzi, ich zaangażowanie w studia i sprawy naukowe. Ja sam, choć na studiach kierowałem kołem naukowym, nie miałem szczęścia spotkać wówczas osób obdarzonych taką pasją, biorących udział w ruchu naukowym nie w celu uatrakcyjnienia CV lub z nudów. Na moim roku były takie osoby, ale realizowały swoje zainteresowania na własną rękę, na spotkania koła wpadając raz na kilka tygodni. Tymczasem dla owych krakowskich żaków koło naukowe to wrota do poznawania świata (wyjazdy badawcze), a jednocześnie środowisko (całkiem intensywnego) życia towarzyskiego.

Gdy obserwuję aktywność studentów z roczników 1988-91 (a więc obecny I-IV rok) i porównuję ich z zachowaniami większości moich rówieśników, mocno żałuję, że nie jestem bohaterem powieści H.G. Wellsa i nie mam możliwości poruszania się w czasie. Można z różnych powodów utyskiwać na dzisiejszych studentów, ale nie sposób zarzucić im bierności. Na wydziałach, na których jeszcze kilka lat temu koła naukowe tkwiły w stanie katatonii (o ile w ogóle istniały), kwitnie życie naukowe (we Wrocławiu widzę to na przykładzie instytutów psychologii i pedagogiki uniwersytetu). Osoby przychodzące do duszpasterstw akademickich po krótkim okresie aklimatyzacji mocno się angażują. Szybko też zaczynają wychodzić z własnymi pomysłami. Za „moich czasów” aktywnych było znacznie mniej osób, większość przykładała rękę tylko do zaplanowanych już inicjatyw, a wielu ograniczało się do biernego uczestnictwa w spotkaniach. Gdy studiowałem, organizacje studenckie w wielu uczelniach istniały tylko z nazwy – kiedykolwiek bym nie przyszedł, zastawałem zamknięte drzwi. Dziś np. NZS w Uniwersytecie Wrocławskim czy Uniwersytecie Jagiellońskim organizuje liczne akcje i jest mocno widoczny w przestrzeni akademickiej.

Widzę też tendencję bardziej ogólną i jeszcze mocniej podnoszącą na duchu – studenci po prostu chcą integrować się między sobą. Jeszcze 5-6 lat temu na wielu kierunkach wyglądało to dość przygnębiająco. Niby ludzie spotykali się na zajęciach, ale każdy miał swoich znajomych i do ich kręgu się ograniczał. Próba zorganizowania czegokolwiek kończyła się najczęściej pojawieniem się jednej-dwóch zdezorientowanych osób, które nie wiedziały, co ze sobą zrobić. Dzisiejsi studenci są po prostu bardziej otwarci i postrzegają poznawanie nowych osób jako wartość. Na moich oczach tworzą się „paczki” (nie mylić z „klikami” czy „sitwami”), które jeszcze kilka lat temu były rzadkością. Wspólne uczenie się jest częstsze, bo po prostu łatwiej jest się na nie umówić. Ogromne usługi oddają tu serwisy społecznościowe – nieśmiałość przestała być aż tak dolegliwa, o wielu inicjatywach można dowiedzieć się bez chodzenia i wypytywania, a o swoich odczuciach czy zainteresowaniach można poinformować innych bez nadmiernej tremy. Ułatwiają one też łączenie różnych zaangażowań – nie trzeba koniecznie chodzić regularnie na spotkania, by być na bieżąco (wiele nawet prężnie działających kół i organizacji wciąż ma problemy z regularnym uaktualnianiem strony WWW lub rozsyłaniem newslettera). Dla roczników tych oczywistym jest też, że prowadzący rozsyłają potrzebne na zajęciach materiały poprzez grupy i listy dyskusyjne, uczelnia odpisuje na e-maile, a ważnych rzeczy można dowiedzieć się ze stron WWW. Gdy sam studiowałem, taka informatyzacja była praktykowana wyłącznie w uczelniach technicznych.

Chce im się

Co dziwniejsze, wyraźnie widać mniejszą aktywność osób z mojego pokolenia na tych serwisach. Można by to tłumaczyć przepracowaniem, brakiem czasu, ale nie u wszystkich. Po prostu nadal widoczna jest mniejsza otwartość, zamykanie się w kręgu sprawdzonych już znajomych, a u niektórych ochrona swojej prywatności granicząca wręcz z obsesją. Ja sam jestem człowiekiem aktywnym i znanym wielu osobom. W wielu miejscach – nie tylko na serwisach społecznościowych – podaję numer telefonu komórkowego czy adres e-mail (nie ujawniam jedynie domowego adresu). I jakimś cudem nikt nie chce się w tę moją prywatność wdzierać bez mojej zgody, a z obecności w sieci czerpię liczne profity. Na własne oczy widzę, jakie różnice w mentalności nastąpiły w ciągu 7-8 lat. Moi znajomi i ja korzystania z Internetu jako głównego medium kontaktu ze światem uczyliśmy się dopiero w trakcie studiów. Serwisy społecznościowe pojawiły się, gdy kończyłem studia, a ich naprawdę bujny rozwój nastąpił w ciągu ostatnich 2-3 lat. Dla dzisiejszych dwudziestolatków to naturalne środowisko. Dla niektórych moich rówieśników pisanie bloga to przejaw niesmacznego ekshibicjonizmu. Dwudziestolatkowie nie mają takich oporów – jeśli nie blogują lub twittują to dlatego, że nie mają na to ochoty, a nie dlatego, że się boją.

Ale to nie tylko kwestia obycia z cyberprzestrzenią. Różnica jest jeszcze bardziej fundamentalna. Naszym młodszym koleżankom i kolegom po prostu się chce. Potrafią pogodzić starania o zdobycie jak najlepszych kwalifikacji ze zgłębianiem wspólnych zainteresowań. Rzadziej słyszę od nich: „nie mam czasu”, a jeszcze rzadziej: „a co będę z tego miał?”. Studiowanie dwóch kierunków wynika u nich z pragnienia zdobycia lepszych kwalifikacji lub z naukowej pasji, znacznie rzadziej jest próbą przedłużenia sobie młodości czy wynika z faktu, że tak robią inni. Podejrzewam, że po studiach poradzą sobie lepiej od mojego rocznika. Nie dlatego, że kryzys minie. Znacznie rzadziej będzie się u nich ujawniać przekonanie: „i tak sobie nie poradzę”. Wcześniejsze dojrzewanie ma swoje dobre strony. Roczniki 1988-91 szybciej nawiązują trwałe, istotne relacje międzyludzkie i radzą sobie w nich znacznie naturalniej. Jest dla mnie ulgą, gdy obserwuję, jak sensownie moi młodsi znajomi radzą sobie z rozstaniami. Potrafią pogodzić się z klęską intymnej relacji bez potępiania w czambuł płci przeciwnej i bez bagatelizowania znaczenia zakończonego niedawno związku. Zmienia się motywacja przychodzenia do duszpasterstw akademickich. Jeszcze kilka lat temu wiele było w nich osób szukających bezpiecznej przystani, ciepłego schronienia. Współcześni studenci szukają tam kolejnego pola aktywności, miejsca do uformowania się religijnie, miejsca wymiany opinii bez agresji i ludzi o podobnych poglądach na życie. Duszpasterstwa rzadziej są też traktowane jako biuro matrymonialne.

Nie podejmuję się wskazywania recept na bolączki polskiej edukacji. Widzę natomiast wyraźnie, że wykładowcy mają z kim pracować. Zainteresowany student sam odrobi zaległości, jeśli zorientuje się, że utrudniają mu one poznawanie interesującej go dziedziny wiedzy. Zdaję też sobie sprawę, że mogę obcować wyłącznie z elitą polskich żaków. Chcę po prostu pokazać, że tacy ludzie istnieją i że choćby dla nich nie należy opuszczać rąk. Nic ich tak nie demotywuje, jak wykładowca pozbawiony pasji lub skupiony tylko na własnej pracy naukowej, a studentów traktujący jak zło konieczne. W Krakowie widziałem studentów biologii, którzy swoim zaangażowaniem imponują nawet doświadczonym badaczom – gdy protestowali przeciw zabudowaniu łąki, na której wiele pokoleń młodych entomologów obserwowało motyle. Sami ciągną swoich prowadzących na wypady za miasto w celu obserwowania ptaków czy roślin, bywa, że co weekend. Wierzę, że nie trafiłem na odosobnioną wyspę, że taki kapitał tkwi też w studentach wielu innych kierunków w wielu innych uczelniach. Nie wolno tego roztrwonić. ☐