Specjaliści od wszystkiego?

Andrzej Katunin

Zaproszony do dyskusji poczułem się zaszczycony, że mogę wypowiadać się na łamach FA na równi z doświadczonymi publicystami i naukowcami, ale i nieco zdezorientowany. Po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, że mógłbym rozważyć pewne problemy ze szczebla najniższego w hierarchii akademickiej, przytaczając przykłady z moich obserwacji i doświadczeń, co też uczyniłem.

Aby móc dyskutować na temat czasu nieefektywnie wykorzystywanego przez naukowców, chciałbym ich najpierw skategoryzować. Muszę wprowadzić podział na naukowców pracujących w ośrodkach badawczych oraz naukowców akademickich. Od razu nasuwa mi się problem podejmowany wielokrotnie w środowisku – obciążenie dydaktyczne. Nie twierdzę, że czas poświęcony na kształcenie młodych ludzi jest czasem straconym, jest to może najważniejsze i najtrudniejsze zadanie – przekazywanie wiedzy studentom w sposób zrozumiały i klarowny. Jednak odpowiednie przygotowanie zajęć dydaktycznych, a następnie weryfikacja wiedzy, odbierają znaczną część czasu produktywnej pracy. Nie zawsze czas pozostający wystarcza na pracę naukowo-badawczą, nie zawsze są możliwości do prowadzenia tej pracy ze względu na zajęcia dydaktyczne; mam tu na uwadze często utrudniony dostęp do laboratoriów i sprzętu badawczego.

Interesujący model rozwiązania tego problemu miałem okazję obserwować w pewnej uczelni niemieckiej. Istnieje tam wyraźny podział na pracowników dydaktycznych i naukowych, ale jednocześnie pracujących obok siebie. Każdy z nich wykonuje swoją rolę, a najważniejsze – robi to, co lubi i potrafi najlepiej. Zdarza się, że pracownicy naukowi również prowadzą zajęcia dydaktyczne, ale w niedużym wymiarze godzin i głównie w zakresie zagadnień, którymi się zajmują. Wygrywają na tym wszyscy: wykładowca przekazuje wiedzę kompetentnie, a student ma przed sobą profesjonalistę w danej dziedzinie, który w razie potrzeby rozwieje wszelkie wątpliwości dotyczące przedmiotu.

W Polsce realia są nieco inne. Wymaga się, aby pracownik akademicki był specjalistą „od wszystkiego”, prowadząc przy tym własne badania. W przypadku osób młodych takie połączenie zazwyczaj się udaje. Ale gdy pojawia się rodzina i dodatkowe obowiązki, coś musi być odsunięte na drugi plan. Biorąc pod uwagę, że pracownik jest rozliczany przede wszystkim z pensum, drugi plan zajmuje właśnie praca naukowo-badawcza. Model niemiecki, o którym wspominam wyżej, jest powoli wdrażany również u nas, ale są to przypadki raczej sporadyczne niż regularne.

Sprawy finansowe

Jedną z najważniejszych kwestii w prowadzeniu badań naukowych jest ich finansowanie, szczególnie w naukach ścisłych i stosowanych, gdzie często prowadzenie zaawansowanych badań wiąże się z wykorzystaniem zaawansowanych technologii i urządzeń. Ale nie tylko. Finansowanie badań najczęściej jest możliwe poprzez różnego rodzaju granty, co wiąże się z honorariami dla wykonawców tych badań. Często to właśnie honoraria grantowe są głównym dochodem, szczególnie w przypadku młodych naukowców, gdyż podstawowe wynagrodzenie lub stypendium doktoranckie wystarcza na niewiele. Podobna sytuacja zdarza się również wśród starszych naukowców, a wyjściem bywa często zatrudnienie na etatach dodatkowych w innych uczelniach. Przeciętny naukowiec zastanawia się przede wszystkim, jak związać koniec z końcem, chociaż w mojej opinii powinno być zupełnie odwrotnie: gdy potrzeby naukowca są zaspokojone, będzie się zastanawiał nad rozwiązaniem problemów naukowych, wstawał i szedł spać z nimi, co powinno skutkować poprawą jakości prac badawczych i produktywności badaczy.

Mówiąc o grantach zaznaczę, że sytuacja jest raczej pozytywna – i kraj, i UE stwarzają coraz więcej możliwości pozyskania środków, a naukowcy kompetentni i pracowici pozyskują środki dość sukcesywnie. Nadal jednak istnieje ograniczenie: brak możliwości tworzenia zespołów badawczych, których członkowie pochodziliby z różnych jednostek, co utrudnia rozwój badań, szczególnie interdyscyplinarnych.

Ale zatrzymam się przy samym procesie pozyskiwania środków i późniejszym ich wykorzystaniu. Zasady wprowadzane w tym procesie w dobrej intencji mają często skutki uboczne w postaci tworzenia zbyt obszernej dokumentacji. Tworząc raporty roczne, miesięczne, a nawet tygodniowe, różnego rodzaju dokumenty związane z wynagrodzeniem i sposobem zatrudnienia, naukowiec znowu nie jest skupiony na tematyce badań, a raczej na uregulowaniu formalności, często w restrykcyjnie wyznaczonych terminach. Kolejna kwestia to sprawy związane z zakupami i zamówieniami. Chcąc zakupić sprzęt badawczy i mając na to środki, powinniśmy się liczyć z operacjami przetargowymi, które w rzeczy samej mają zapewniać przejrzystość obrotów finansowych, jednak często są „wygrywane” przez firmy „zaprzyjaźnione”. W efekcie operacji przetargowych musimy czekać kilka miesięcy na realizację zamówienia, a na koniec możemy otrzymać towar nieodpowiadający naszym potrzebom. Nie poddaję krytyce systemu zamówień publicznych, chcę tylko wyartykułować pewne skutki uboczne, wynikające z mojego doświadczenia. W poszukiwaniu wyjścia ponownie odwołam się do zachodnich modeli zarządzania finansami w jednostkach naukowych i naukowo-dydaktycznych. Spotkałem się z tym, że w realizacji zakupów istnieje pewien próg wynoszący kilka tys. euro i jeżeli nie zostanie on przekroczony, nie jest konieczne wszczęcie przetargu. W Polsce takie postępowanie byłoby sprzeczne z prawem przetargowym, tymczasem niesie ono ze sobą szereg korzyści: nie musimy się martwić o przesunięcie terminów w harmonogramie badań ze względu na dostawy, a najważniejsze – w sytuacjach kryzysowych, gdy np. powstaje usterka w sprzęcie, na którym aktualnie pracujemy, i niezbędna jest wymiana niedrogiej części – po prostu kupujemy ją i możemy kontynuować badania zgodnie z harmonogramem.

Nauka od środka

Na koniec chciałbym omówić grupę problemów związanych bezpośrednio z pracą naukową. Praca naukowca nie może być traktowana wyłącznie jako sposób zarobku, w mojej opinii jest to zawsze praca twórcza i oprócz wynagrodzenia oczekujemy satysfakcji z rozwiązywania pewnych problemów. Motywacją do podjęcia badań powinna być nie tylko wysokość gratyfikacji, lecz także ciekawość i pasja. Niestety nie zawsze tak się dzieje – nauka staje się przedmiotem handlu i traktowana jest jako rutyna i obowiązek, co nie rzutuje najlepiej na jakość powstających prac. Oczywiście nie warto przesadzać w drugą stronę, problem naukowy powinien mieć wyraźny cel, do którego należy podążać, czy będzie to jego przeniesienie do zastosowań przemysłowych lub komercyjnych, czy też zwiększenie świadomości intelektualnej.

Istotnym aspektem uprawiania nauki jest jej wkład w daną dziedzinę jako efekt końcowy. Cel ten jednak nie zawsze bywa osiągany. Spotkałem się z sytuacjami, gdy kontynuowane są prace nad problemem wyczerpanym kilkadziesiąt lat temu i, mimo że mają znikome znaczenie odkrywcze i aplikacyjne, są sukcesywnie publikowane w czasopismach niższej kategorii, balansujących na granicy likwidacji. Cierpią na tym najmłodsi adepci nauki, niemający jeszcze doświadczenia i rozeznania w problematyce, i prowadzący swoje prace pod kierownictwem starszych kolegów, czasem nawet nie uświadamiając sobie, że ich badania do niczego nie prowadzą.

Przechyleniem w drugą stronę są badania najnowsze, często stwarzające wokół siebie nieugruntowane polemiki i spory scholastyczne. Szczególnie jest to zauważalne w dziedzinach, w których o pewnych zjawiskach i mechanizmach wiemy zbyt mało, żeby wysuwać dalekosiężne wnioski i stwierdzenia. Najbardziej zauważalne jest to chyba w fizyce cząstek elementarnych, kosmologii i dziedzinach pokrewnych, gdzie w przypadku niektórych zagadnień dysponujemy jedynie szczątkowymi danymi, co nie przeszkadza niektórym naukowcom wysuwać teorie oparte jedynie na przypuszczeniach.

Nowe szanse

Cieszy, że problemy poruszone w tym artykule zauważane są nie tylko przeze mnie. Widoczne są zmiany wychodzące przede wszystkim z działań instytucji rządowych i, w mojej opinii, są to zmiany na lepsze. Biorąc pod uwagę znowelizowane Prawo o szkolnictwie wyższym i działania z nim powiązane, chciałbym wymienić kilka istotnych aspektów mających wpływ na polepszenie sytuacji przeciętnego naukowca. Zauważalne są działania nastawione na uproszczenie procedur pozyskiwania środków nie tylko w przypadku dużych inwestycji, ale także finansowania badań. Powstają nowe programy finansowania badań, fundusze stypendialne dla młodych naukowców, jak również rozwijają się centra transferu technologii i parki naukowo-technologiczne. Podejmuje się słuszne decyzje w sprawach organizacji nauki, jak np. propozycja nadawania stopnia doktora habilitowanego za uznany dorobek naukowy, mająca na celu uproszczenie formalnych procedur i nadająca przejrzystości operacjom z nimi związanym. Słuszne jest także ukierunkowanie na tworzenie międzynarodowych zespołów badawczych i zwiększenie wagi prac publikowanych w wysoko punktowanych czasopismach. Wierzę, że podążając w tym kierunku mamy szanse osiągnąć sukces i stanąć na równi z największymi europejskimi potentatami naukowymi.

Mgr inż. Andrzej Katunin pracuje w Katedrze Podstaw Konstrukcji Maszyn na Wydziale Mechanicznym Technologicznym Politechniki Śląskiej w Gliwicach.