Plagiat jak molestowanie?

Michał Mętlewicz

Tytuł artykułu jest mocno prowokacyjny, ale i dość znamienny. Odbiorca może bowiem odnieść wrażenie, że autor tekstu będzie dokonywał ekspiacji osób, które zostały ukarane za przywłaszczenie cudzej własności intelektualnej (intellectual property). Nic bardziej błędnego. Ten tekst ma być głosem w dyskusji, przestrzegającym przed nadużyciami ze strony osób, które chcąc wspinać się po szczeblach kariery nie cofną się przed niczym. I nie mówię tu tylko o wykładowcach, ale także o studentach.

Znaj proporcją, mocium panie

„Forum Akademickie” bardzo wiele uwagi poświęca tematyce postępowania dyscyplinarnego ds. nauczycieli akademickich. I trzeba pochwalić redakcję za odważną linię programową. Prezentowane są oczywiście różne stanowiska, nie tylko pana Marka Wrońskiego, znanego na całą Polskę z archiwum nieuczciwości naukowej, ale również przedstawicieli polskiej nauki, organów zajmujących się postępowaniem dyscyplinarnym etc. O nieuczciwości naukowej – posługując się sformułowaniem red. Wrońskiego – ostatnimi czasy stało się bardzo głośno nie tylko na łamach FA, ale również, a może przede wszystkim, na łamach mediów popularnych, takich jak „Gazeta Wyborcza” (rektor akademii popełnił plagiat), Wirtualna Polska (profesor z toruńskiego uniwersytetu podejrzany o plagiat), „Dziennik Gazeta Prawna” (plagiat znanej profesor, b. minister, w tekście o… etyce biznesu), Money.pl (za plagiat straci tytuł profesora), „Dziennik Bałtycki” (prof. Tadeusz Huciński oskarżany o plagiat). Zagadnienie popełniania plagiatów przez uznanych pracowników polskiej nauki zaczęło być na tyle interesujące, iż programy o tej tematyce można było oglądać w TVP Info czy TVN24. Na antenie tych stacji in principio bardzo trudno przebić się problemom szkolnictwa wyższego, a sprawa plagiatów znalazła uznanie.

Jak mówił wybitny znawca mediów Marshall McLuhan, środek przekazu jest również przekazem. I tu powstaje zasadniczy problem. W ostatnim czasie media ogólnopolskie więcej wagi przywiązują do sensacji związanych z plagiatami niż choćby do daleko idących zmian w sektorze szkolnictwa wyższego. Oczywiście nie można uogólniać i twierdzić, iż mówi się tylko o tym. Niemniej jednak faktem jest duże zainteresowanie mediów tym właśnie zagadnieniem. I żeby była jasność: nie ma co się dziwić mediom, że szukają sensacji również w uczelniach. Rzecz w tym, aby przekaz w zdecydowanej większości nie dotyczył spraw dyscyplinarnych, w których wykładowcy są oskarżeni o popełnienie plagiatu. Spraw dyscyplinarnych, jeśli chodzi o nauczycieli akademickich, jest bowiem wiele i tylko część stanowią sprawy o plagiat.

Nie zachęcam oczywiście do tego, aby upubliczniać resztę spraw czy do tego, aby nie pisać i nie mówić o plagiatach. No więc, zapyta ktoś, w czym rzecz? Otóż, rzecz w tym, żeby „znać proporcją, mocium panie”. Proporcję w przedstawianiu, opisywaniu i pokazywaniu „spraw plagiatowych”. Może to się bowiem skończyć oskarżeniami o polowanie na czarownice i nową krucjatę. Znamy to z początku lat 90., kiedy trwała bardzo ostra dyskusja na temat lustracji. Wówczas przekaz został bardzo mocno zdeformowany, a istota lustracji wypaczona i zaprzepaszczona. Rozpętano histerię, która skutecznie obaliła lustrację.

Śmierć cywilna

Podobnej analogii możemy użyć w przypadku oskarżeń o tytułowe molestowanie seksualne. Boję się, iż doprowadzimy do sytuacji, w której samo oskarżenie o plagiat będzie – jak w przypadku molestowania seksualnego – prowadziło do infamii, skazywało na śmierć cywilną. O zmarłych śmiercią cywilną trudno mówić wyłącznie dobrze – parafrazując Jerzego Leszczyńskiego. Znam przypadek, w którym jeden z wykładowców, podchodzący do habilitacji, został oskarżony o popełnienie plagiatu. W związku z tym wstrzymano habilitację. Co za tym idzie, przepadło lepsze stanowisko w uczelni, a w wyniku tego lepsze warunki finansowe. Natomiast od początku było wiadomo, że wykładowca jest niewinny, z uwagi na fakt, iż materiały otrzymał z Rosji od byłych Sybiraków, a trafił do nich jako pierwszy. Na ich prośbę napisał książkę, której Sybiracy byli recenzentami. Została ona nagrodzona w konkursie. Po pięciu latach od napisania książki nastąpiło oskarżenie. Przyczyną prawdopodobnie była „zazdrość naukowa”. W takiej sytuacji, pomimo nienagannego przebiegu pracy, obwiniony nauczyciel akademicki stracił zaufanie. Niesmak pozostał. Straty materialne i moralne również. Można się oczywiście pokusić o roszczenie windykacyjne na podstawie art.361.ust.2 k.c., który mówi o tym, że „naprawienie szkody obejmuje straty, które poszkodowany poniósł, oraz korzyści, które mógłby osiągnąć gdyby mu szkody nie wyrządzono”.

Bardzo łatwo doprowadzić do postawienia kogoś w stan oskarżenia, nie myśląc o skutkach takiego postępowania. Jednocześnie zdaję sobie sprawę ze skali zjawiska. Tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. prof. Adam Strzembosz powiedział, że środowisko prawnicze, tak jak rzeka, ulegnie samooczyszczeniu. Tak się jednak nie stało. I niestety podobnie jest ze środowiskiem akademickim. Również nie ulegnie samooczyszczeniu.

Rejestr plagiatowców

Natomiast sprawa zwalczania nieuczciwości naukowej jest niezwykle istotna z punktu widzenia poprawy jakości kształcenia. Niestety, proszę zwrócić uwagę na fakt, iż Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w żadnym wypadku nie przewidziało zmian instytucjonalnych, prawnych, systemowych w zakresie postępowania dyscyplinarnego. Zostało zmienione rozporządzenie, jednak de facto i de iure nie zmieniło się nic w postępowaniu dyscyplinarnym, poza zakresem podmiotowym. Warto wobec tego zastanowić się nad rozwiązaniem instytucjonalnym, które będzie prowadziło do oczyszczenia i obniżenia skali zjawiska, a równocześnie nie będzie skazywało uczciwych nauczycieli akademickich na śmierć cywilną wskutek pomówienia zazdrosnego kolegi czy studenta.

W moim przekonaniu można rozważyć bardzo poważnie, na wzór amerykańskiego megan’s law, powołanie rejestru nauczycieli, którym został udowodniony plagiat. Mógłby on stanowić dodatkowy środek prewencyjny, odstraszający od popełniania tego typu czynów. Nauczyciel, mając świadomość narażenia się na karę de facto publicznego wyznania swoich grzechów, mógłby się poważnie zastanowić. Jednakże tego typu zmiany wymagają dużego wsparcia środowiska akademickiego, które będzie wywierało naciski na ministerstwo w celu wprowadzenia istotnych zmian w zakresie postępowania dyscyplinarnego. ☐