Plagiat jak molestowanie?
Tytuł artykułu jest mocno prowokacyjny, ale i dość znamienny. Odbiorca może bowiem odnieść wrażenie, że autor tekstu będzie dokonywał ekspiacji osób, które zostały ukarane za przywłaszczenie cudzej własności intelektualnej (intellectual property). Nic bardziej błędnego. Ten tekst ma być głosem w dyskusji, przestrzegającym przed nadużyciami ze strony osób, które chcąc wspinać się po szczeblach kariery nie cofną się przed niczym. I nie mówię tu tylko o wykładowcach, ale także o studentach.
Znaj proporcją, mocium panie
„Forum Akademickie” bardzo wiele uwagi poświęca tematyce postępowania dyscyplinarnego ds. nauczycieli akademickich. I trzeba pochwalić redakcję za odważną linię programową. Prezentowane są oczywiście różne stanowiska, nie tylko pana Marka Wrońskiego, znanego na całą Polskę z archiwum nieuczciwości naukowej, ale również przedstawicieli polskiej nauki, organów zajmujących się postępowaniem dyscyplinarnym etc. O nieuczciwości naukowej – posługując się sformułowaniem red. Wrońskiego – ostatnimi czasy stało się bardzo głośno nie tylko na łamach FA, ale również, a może przede wszystkim, na łamach mediów popularnych, takich jak „Gazeta Wyborcza” (rektor akademii popełnił plagiat), Wirtualna Polska (profesor z toruńskiego uniwersytetu podejrzany o plagiat), „Dziennik Gazeta Prawna” (plagiat znanej profesor, b. minister, w tekście o… etyce biznesu), Money.pl (za plagiat straci tytuł profesora), „Dziennik Bałtycki” (prof. Tadeusz Huciński oskarżany o plagiat). Zagadnienie popełniania plagiatów przez uznanych pracowników polskiej nauki zaczęło być na tyle interesujące, iż programy o tej tematyce można było oglądać w TVP Info czy TVN24. Na antenie tych stacji in principio bardzo trudno przebić się problemom szkolnictwa wyższego, a sprawa plagiatów znalazła uznanie.
Jak mówił wybitny znawca mediów Marshall McLuhan, środek przekazu jest również przekazem. I tu powstaje zasadniczy problem. W ostatnim czasie media ogólnopolskie więcej wagi przywiązują do sensacji związanych z plagiatami niż choćby do daleko idących zmian w sektorze szkolnictwa wyższego. Oczywiście nie można uogólniać i twierdzić, iż mówi się tylko o tym. Niemniej jednak faktem jest duże zainteresowanie mediów tym właśnie zagadnieniem. I żeby była jasność: nie ma co się dziwić mediom, że szukają sensacji również w uczelniach. Rzecz w tym, aby przekaz w zdecydowanej większości nie dotyczył spraw dyscyplinarnych, w których wykładowcy są oskarżeni o popełnienie plagiatu. Spraw dyscyplinarnych, jeśli chodzi o nauczycieli akademickich, jest bowiem wiele i tylko część stanowią sprawy o plagiat.
Nie zachęcam oczywiście do tego, aby upubliczniać resztę spraw czy do tego, aby nie pisać i nie mówić o plagiatach. No więc, zapyta ktoś, w czym rzecz? Otóż, rzecz w tym, żeby „znać proporcją, mocium panie”. Proporcję w przedstawianiu, opisywaniu i pokazywaniu „spraw plagiatowych”. Może to się bowiem skończyć oskarżeniami o polowanie na czarownice i nową krucjatę. Znamy to z początku lat 90., kiedy trwała bardzo ostra dyskusja na temat lustracji. Wówczas przekaz został bardzo mocno zdeformowany, a istota lustracji wypaczona i zaprzepaszczona. Rozpętano histerię, która skutecznie obaliła lustrację.
Śmierć cywilna
Podobnej analogii możemy użyć w przypadku oskarżeń o tytułowe molestowanie seksualne. Boję się, iż doprowadzimy do sytuacji, w której samo oskarżenie o plagiat będzie – jak w przypadku molestowania seksualnego – prowadziło do infamii, skazywało na śmierć cywilną. O zmarłych śmiercią cywilną trudno mówić wyłącznie dobrze – parafrazując Jerzego Leszczyńskiego. Znam przypadek, w którym jeden z wykładowców, podchodzący do habilitacji, został oskarżony o popełnienie plagiatu. W związku z tym wstrzymano habilitację. Co za tym idzie, przepadło lepsze stanowisko w uczelni, a w wyniku tego lepsze warunki finansowe. Natomiast od początku było wiadomo, że wykładowca jest niewinny, z uwagi na fakt, iż materiały otrzymał z Rosji od byłych Sybiraków, a trafił do nich jako pierwszy. Na ich prośbę napisał książkę, której Sybiracy byli recenzentami. Została ona nagrodzona w konkursie. Po pięciu latach od napisania książki nastąpiło oskarżenie. Przyczyną prawdopodobnie była „zazdrość naukowa”. W takiej sytuacji, pomimo nienagannego przebiegu pracy, obwiniony nauczyciel akademicki stracił zaufanie. Niesmak pozostał. Straty materialne i moralne również. Można się oczywiście pokusić o roszczenie windykacyjne na podstawie art.361.ust.2 k.c., który mówi o tym, że „naprawienie szkody obejmuje straty, które poszkodowany poniósł, oraz korzyści, które mógłby osiągnąć gdyby mu szkody nie wyrządzono”.
Bardzo łatwo doprowadzić do postawienia kogoś w stan oskarżenia, nie myśląc o skutkach takiego postępowania. Jednocześnie zdaję sobie sprawę ze skali zjawiska. Tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. prof. Adam Strzembosz powiedział, że środowisko prawnicze, tak jak rzeka, ulegnie samooczyszczeniu. Tak się jednak nie stało. I niestety podobnie jest ze środowiskiem akademickim. Również nie ulegnie samooczyszczeniu.
Rejestr plagiatowców
Natomiast sprawa zwalczania nieuczciwości naukowej jest niezwykle istotna z punktu widzenia poprawy jakości kształcenia. Niestety, proszę zwrócić uwagę na fakt, iż Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w żadnym wypadku nie przewidziało zmian instytucjonalnych, prawnych, systemowych w zakresie postępowania dyscyplinarnego. Zostało zmienione rozporządzenie, jednak de facto i de iure nie zmieniło się nic w postępowaniu dyscyplinarnym, poza zakresem podmiotowym. Warto wobec tego zastanowić się nad rozwiązaniem instytucjonalnym, które będzie prowadziło do oczyszczenia i obniżenia skali zjawiska, a równocześnie nie będzie skazywało uczciwych nauczycieli akademickich na śmierć cywilną wskutek pomówienia zazdrosnego kolegi czy studenta.
W moim przekonaniu można rozważyć bardzo poważnie, na wzór amerykańskiego megan’s law, powołanie rejestru nauczycieli, którym został udowodniony plagiat. Mógłby on stanowić dodatkowy środek prewencyjny, odstraszający od popełniania tego typu czynów. Nauczyciel, mając świadomość narażenia się na karę de facto publicznego wyznania swoich grzechów, mógłby się poważnie zastanowić. Jednakże tego typu zmiany wymagają dużego wsparcia środowiska akademickiego, które będzie wywierało naciski na ministerstwo w celu wprowadzenia istotnych zmian w zakresie postępowania dyscyplinarnego. ☐
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Najważniejsze jest, aby unikać pochopnych oskarżeń oraz pospiesznego zadeptywania ludzi, którym w jednoznaczny i jasny sposób nie udowodniono plagiatu. Niestety, można obserwować nadmierną zaciekłość w tej mierze, choć deklarowany cel byłby szczytny. Publicystyczny ferwor to nie jest najlepszy ton w sprawach, które od klimatu sensacji i nagonki bardziej wymagają spokojnego namysłu. Dziennikarskie śledztwa, pouczania i połajanki mogą stać się karykaturą intelektualnej rzetelności.
Żaden prawnik nie zgodzi się na taki pomysł, ponieważ byłoby to niezgodne z zasadą równości wobec prawa. Dlaczego bowiem przestępstwa nauczycieli akademickich miałyby być rejestrowane w osobnym rejestrze, a przestępstwa przedstawicieli innych grup społecznych i zawodowych (elektryków, malarzy, policjantów, lekarzy itp.) nie? Obawiam się, że taki pomysł zostałby zakwestionowany z góry przez sędziów, tak samo jak upadł projekt, by zabójstwo policjanta karać surowiej, niż zabójstwo zwykłego człowieka.
Ja w najbliższym artykule, który zostanie opublikowany w październiku postuluje właśnie rejestrowanie wszelkich typów deliktów dyscyplinarnych. Uważam również, że samo monitorowanie plagiatow istotnie jest niesprawiedliwe i mija się z celem bowiem nie jest to przecież najcieższe gatunkowo przestępstwo jakie może popełnić nauczyciel akademicki.
Rejestr byłby niesprawiedliwy, bo rejestruje nauczycieli, którzy dopuścili się tylko plagiatu, a nie nie tych, którzy popełnili jakieś cięższe przestępstwo, np. kradzież, oszustwo lub nawet zabójstwo. Każdy prawnik powinien w takiej sytuacji zadać pytanie, dlaczego osoba skazana za mniejsze przestępstwo ma być traktowana gorzej, niż osoba, która popełniła przestępstwo wyżej kwalifikowane, ponieważ samo zarejestrowanie jest pewnego rodzaju dolegliwością i karą?
Co do dziennikarzy najgorsze jest, że oni najczęściej powołują się na przepisy prawa, ale kompletnie wyrwane z kontekstu i bez związku z ich interpretacją oraz orzeczeniami sądowymi. Często taki dziennikarz wskazuje na przepis prawa, ale nie doczyta do końca i nie zauważa wyjątków w jego stosowaniu.
Problem w tym - i o tym piszę w artykule, że bardzo często doniesienia medialne mogą być krzywdząće dla obwinionego, który po przeprowadzonym post. wyjaśniającym zostaje oczyszczony z zarzutów. Natomiast rejestr miałby monitorować:
1. skale zjawiska
2. rejestrować osoby, którym udowodniono plagiat.
Należy się zgodzić z tym, że bardzo często w mediahc pracują osóby, które pojęcia o prawie nie mają żadnego co istotnie
Patologią jest to, ze środowisku naukowym oskarżonego traktuje się, jak winnego. Poza tym nie ma jednoznacznej definicji "molestowania" i "plagiatu", dlatego każdego można oskarżyć na podstawie wątłych dowodów i subiektywnej oceny zachowania lub stanu faktycznego. Dlatego sugerowałbym, że należy bezwzględnie przestrzegać zasady domniemania niewinności i do czasu wyjaśnienia sprawy przez komisję dyscyplinarną, radę wydziału lub sąd nie dopuszczać do akt sprawy prasy i osób trzecich.
Kolejną patologią jest to, że w sprawach plagiatów dopuszcza się do głosu i publikuje opinie osób, najczęściej dziennikarzy, ktorzy nie maja pojęcia o zasadach prawa, tylko piszą swoje opinie pod "publiczkę".
Po co taki rejestr skoro, już teraz dziennikarze, z M. Wrońskim na czele rejestrują ludzi, którym żadnego plagiatu nie udowodniono lub wręcz nie można ich już skazać,bo sprawa jest już dawno przedawniona?
Bardzo dziękuje za cenne uwagi od Pana Józefa Wieczorka. W październiku opublikowany zostanie mój tekst w FA dot. bezpośrednio rejestrów, a także znowelizowanego przepisu, który mówi o publikacji orzeczeń komisji w Dziennikach Urzędowych MNiSzW.
Powyższy text jest nacechowany "mową nienawiści" oraz xenofobią. Jak możne te "niewielkie nieporozumienia" habilitacyjnego kwiatu nauki polskiej nazywać plagaitami . Co za "agresja o podłożu rasistowskim" . Czyż autor tego textu nie rozumie,żee nie po to ci ludzie zostali doktorami habilitowanymi nauki w Polsce by obwiązywały ich jakieś tam przepisy , normy , ograniczenia , lustracje , oraz recenzje i screeningi. Posiadają bowiem kwit z papieru czerpanego o mocy: Listu Żelaznego ,Nagród Pulitzera oraz Oskara w jednym . Co czyni ich nieomylnymi, mądrymi ,ładnymi oraz zgrabnymi ( w odniesieniu do kobiet). Co za agresja i xenofobia na tym Forum . Gdzie jest rzecznik danych osobowych osobowych albo rzecznik praw obywatelskich prof. Lipowic , niech biją na alarm . To takie nieeuropejskie , takie zaściankowe podawanie w negatywnym świetle nazwisk pomazańców Komisji co Habilitacje rozdaje. Ktoś beknie za to.
Autor pominął serwis ETYKA I PATOLOGIE POLSKIEGO ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO http://nfaetyka.wordpress.com/
gdzie jest m.in. monitoring plagiatowy http://nfaetyka.wordpress.com/category/plagiaty/
Oczywiście rejestr nauczycieli, którym został udowodniony plagiat byłby bardzo przydatny, tym bardziej, ze nie brak wśrod nich rektorow i innych wiele znaczących postaci.
Oczywiście i inne rejestry byłyby pożądane np. rejestr TW
http://lustronauki.wordpress.com/category/poczet-tw/
czy rejestr towarzyszy http://lustronauki.wordpress.com/category/poczet-pzpr-ppr/