Patent kwalifikacji i stymulacja do rozwoju

Napoleon Wolański

Pomimo uchwalenia nowych ustaw o szkolnictwie wyższym, stopniach i tytule naukowym oraz Polskiej Akademii Nauk nadal wiele problemów pozostaje spornych (por. np. Z. Drozdowicz, Nadzieje na lepsze w szkolnictwie , FA 3/2011). Kwestia stopni i tytułów naukowych jest integralną częścią systemu szkolnictwa wyższego oraz nauki w skali danych krajów i społeczeństw. Nie można więc czynić porównań wyrywkowych, lecz zrozumieć sens istniejących systemów, których weryfikację stanowi wieloletnia realizacja.

Pracując jako profesor w Indiach (1976/1977) i Meksyku (1992-2005) oraz wykładając w wielu uczelniach w Rosji, USA, Brazylii, Anglii i Szkocji, Francji, Korei Południowej (1956-1988) miałem okazję nie tylko się przyglądać, ale samemu doświadczyć mechanizmu i skutków różnych systemów organizacji badań naukowych i kształcenia na poziomie akademickim.

Naukowe licencje

Dla wyjaśnienia w czym rzecz, trzeba jednak sobie uprzytomnić, że naukę (science) można pojmować w różny sposób, jako posiadaną wiedzę (knowledge) i jej nauczanie (teaching) oraz jako badania (research) tego, co jeszcze nieznane (por. N. Wolański, Czemu i komu służą komitety naukowe PAN , „Nauka” 1/2011). Istotnym elementem jest poznawanie nowego, ale bardzo ważne społecznie jest upowszechnienie wiedzy przez kształcenie specjalistów oraz popularyzację jej w społeczeństwie. Są to dwa odmienne cele, ten pierwszy dotyczy badaczy, ludzi kreatywnych o dużej wyobraźni. Ten drugi nauczycieli bardzo zróżnicowanych szczebli.

Jednym z tych problemów jest w Polsce habilitacja. Nie jest ona celem samym w sobie. Stanowi element systemu stymulacji rozwoju kadry naukowej i zapewnienie wysokiego poziomu kształcenia studentów oraz rzetelności, nowoczesności i odkrywczości w badaniach naukowych. Wiąże się także z wymogami i w wyniku tego z poziomem innych prac dyplomowych.

Systemów kształcenia i doskonalenia istnieje kilka. Polski system nawiązuje do długiej tradycji nauki europejskiej. W bliskich mi naukach przyrodniczych kiedyś dominowała Anglia, potem Niemcy, dzisiaj – o ile operować liczbą laureatów nagrody Nobla – dominują Stany Zjednoczone. Nie jestem historykiem nauki, rozwinięcie tego tematu pozostawiam więc specjalistom i zachęcam ich do dyskusji i polemiki.

W każdym zawodzie muszą istnieć pewne patenty (licencje) zapewniające rzetelność i wysoki poziom pracy zawodowej. W praktyce medycznej istnieją stopnie specjalizacji, w rzemiośle istniały etapy czeladnictwa i mistrzostwa, w żeglarstwie i lotnictwie patenty na różne rodzaje sprzętu itd. W nauce gwarancje mają dwojaki charakter: po pierwsze licencji na prowadzenie badań gwarantujących, że raporty z nich będą rzetelne i wykonywane zgodnie z wymaganiami nielosowości i sprawdzalności wyników, z drugiej strony chodzi o kształcenie studentów i kwalifikowanych kadr do badań naukowych. Oba te cele wiążą się ze sobą w tym sensie, że istnieje przekonanie, że jedynie osoba, która sama prowadzi badania naukowe, krytycznie syntetyzuje aktualny stan wiedzy w danym zakresie – prowadzi zajęcia dla studentów mające kreatywny charakter, stymulujące do myślenia i wnioskowania. Z drugiej strony prowadząc zajęcia dla studentów samemu wyławia się luki we współczesnej wiedzy. To jest nie tylko przekazywanie rzetelnej wiedzy, ale i stymulowanie do własnego syntetyzowania, co może być źródłem odkrywczego myślenia. Z kolei nie każdy musi studiować, ale ten, kto zdecydował się studia podjąć, musi wykazać się odpowiednim wysiłkiem intelektualnym.

Bodźce meksykańskie

Na ogół stymulacją jest wiele stopni awansu, związanego równocześnie ze wzrostem uposażenia. Ogólnie rzecz biorąc magisterium w znanych mi instytucjach naukowych, np. w Meksyku, ma poziom naszego średniego doktoratu w Polsce, zaś doktorat – habilitacji. Istnieją w tym kraju trzy stopnie odpowiadające stanowisku asystenta (investigador 1a, b, c), trzy stopnie odpowiadające stanowisku adiunkta (investigador 2a, b, c) oraz aż sześć stopni odpowiadających stanowisku profesora (investigador 3a-f). Awans na wyższy stopień oznacza znaczący wzrost wynagrodzenia, a jego różnica pomiędzy 1a i 3f jest ponad dziesięciokrotna. Co 2-3 lata ma miejsce ocena postępów danej osoby, brak podstaw do przeniesienia na wyższą kategorię powoduje zwolnienie z pracy. Nie można czuć się ustabilizowanym na żadnym stanowisku, ale także nie ma wieku, w którym posyła się naukowca na emeryturę, o ile stale publikuje i spełnia kryteria twórczości naukowej. Osobom szczególnie rokującym i efektywnym w badaniach rząd przydziela nieopodatkowane stypendium, przyznawane na kilka lat i po tym okresie weryfikowane na podstawie dalszych osiągnięć naukowych. Rodakom zatrudnionym za granicą i tam uzyskującym stopnie naukowe specjalny urząd, zwany Systemem Narodowym Badaczy (SNI), wypłaca takie stypendia po powrocie do kraju. Aby zostać włączonym do systemu SNI, należy spełnić blisko 20 poważnych kryteriów (publikacje i ich cytowania, referaty i przewodnictwo obradom na kongresach międzynarodowych, liczba doktoryzowanych osób, wynalazki itp.). SNI ma etap kandydata oraz trzy stopnie, SNI III (najwyższe, ma jedynie około stu osób w skali państwa) przyznawane jest za bardzo poważne osiągnięcia naukowe i po uzyskaniu go przez dwa kolejne 4-letnie okresy bywa akceptowane jako stałe. Wynosi ono 15 minimalnych (wyznaczanych w skali państwa i waloryzowanych) uposażeń. Dodatkowo w ramach SNI III dostaje się stypendium (w wysokości trzech minimalnych uposażeń) dla „osobistego” asystenta, niezależnego od instytucji, w której się jest zatrudnionym.

Nauka meksykańska średnio stoi na niższym poziomie, aniżeli polska, jednak czyni wielkie starania, aby się wybić. Uważa się, że o ile Meksyk nie zdobędzie się na intensywny rozwój nauki, mierzony liczącymi się osiągnięciami odkrywczymi, to kraj stanie się kolonią Stanów Zjednoczonych. Wszystko to są bardzo poważne bodźce zapewniające dynamiczny rozwój nauki, która stanowi ważny element kultury każdego społeczeństwa.

Nauka przed praktyką

Mówiąc jednak o sferze kultury, a nauka jest jednym z jej przejawów, należy zwrócić uwagę na dwa podstawowe założenia dotyczące roli nauki. W nauce, rozumianej jako umiejętność prowadzenia badań, szczególnie chodzi nam nie o to, co wiemy, ale o to, czego jeszcze nie wiemy. Celem nauki jest bowiem odkrywanie nowego i wyciąganie wniosków z praktycznych osiągnięć. Badania naukowe to z jednej strony obserwacja, z drugiej zaś eksperymentalne stwarzanie sytuacji, której skutki są następnie rzetelnie obserwowane (zazwyczaj mierzone) i oceniane. W badaniach populacji ludzkich posługujemy się obserwacją tzw. naturalnego eksperymentu. Obserwacja osiągnięć w rozwoju techniki miała poprzez tysiąclecia podobny charakter, uległo to jednak zmianie. W dziejach ludzkiej kultury i jej najwyższej formy, jaką jest cywilizacja, to nauka była podsumowaniem praktyki, a nie na odwrót. Dzisiaj nauka wyprzedza podsumowania praktyczne, jednak nie oznacza to, że ma bezpośrednie i natychmiastowe odniesienia do produkcji czy zastosowania w życiu codziennym. Nauka, zwrotnie, rewolucjonizuje technikę. Nie służy drobnym ewolucyjnym ulepszeniom inżynieryjnym. Zaś rewolucje bywają także destrukcyjne. Z reguły ewolucja umacnia, doskonali istniejący układ, rewolucja zaś niszczy stary, a nowy może się nie sprawdzić. Gdyby nauka stale ingerowała w technikę, być może nie byłoby tego codziennego postępu technicznego, dzięki któremu mamy dogodniejsze życie. Badań naukowych nie można uważać za wyłączną domenę zawodową, bowiem w okresach, gdy zaistnieje nadmiar czasu wolnego, jako przeciwwaga do bezczynności i braku celu w życiu, nauka może być także sposobem samorealizacji człowieka.

Nauka bada to, co nie zostało dotychczas poznane, ale może być poznane. Istnieje tu pewien dylemat, mianowicie założenie, że świat jest poznawalny, z czym nie zgadzali się niektórzy filozofowie i ideolodzy. Jednak nauka służy poznaniu, więc nie może dopuszczać założenia, że świat jest niepoznawalny.

Nauczyciel i badacz

Magisterium to w Polsce najwyższy stopień zawodowy. Doktoryzowanie się i kolejno habilitowanie we wspomnianym systemie kształcenia i uprawiania nauki są ważnymi etapami dającym w jakimś stopniu porównywalne gwarancje kwalifikacji i rzetelności postępowania. Zdobywanie tych stopni stymuluje do doskonalenia się, do rozwoju intelektualnego. Nie każdy, kto uzyskał stopień doktora (uprawniający do samodzielnych badań naukowych), nadaje się i ma kwalifikacje do kształcenia kandydatów do zawodu „uczonego” (jest to zresztą nielogiczna nazwa, bowiem oznacza osobę, która była nauczana – a co na tej podstawie osiągnęła, to już inna sprawa – trafniejsza jest chyba „naukowiec”). Jeszcze za mej młodości składało się przy tym przysięgę, że zawsze będzie się, (co najmniej w sprawach naukowych) mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Powoli z tej przysięgi rezygnowano, a może szkoda… Sam obrzęd nadawania stopni naukowych ma ceniony i zobowiązujący moralnie charakter.

Wydaje mi się celowe pozostawienie funkcji, a może stanowiska, wykładowcy i starszego wykładowcy z tytułem doktora, który jednak nie ma prawa do promotorstwa w zdobywaniu stopni naukowych. Może warto by więc w tym zakresie ustanowić jakieś kryteria kwalifikacyjne (jak specjalności w medycynie). O ile mi wiadomo, w polskim ustawodawstwie doktor nie ma prawa samodzielnego wykładania. W swej pamięci zanotowałem jednak kilka przypadków, kiedy to na wykładach doktorzy korygowali wypowiedzi profesorów. Byli to utalentowani wykładowcy, świetni erudyci w swoim zakresie zainteresowań, jednak bez kreatywnych zdolności intelektualnych.

Miałem w swym życiu kilkudziesięciu asystentów, ponad połowa z nich uzyskała doktoraty, ale tylko nielicznym z nich udało się habilitować. Jednak spośród tych, którym to się nie udało, tylko jedna doktor osiągnęła liczące się wyniki naukowe. Natomiast spośród tych, którzy się wyhabilitowali, jedynie nieliczni nie osiągnęli znaczących sukcesów w zakresie badań naukowych.

Habilitacja (uzyskanie stopnia doktora habilitowanego) jest koniecznym krokiem do zatrudnienia na stanowisku profesora nadzwyczajnego oraz, po dalszych osiągnięciach dydaktycznych (w tym wypromowaniu kilku doktorów) i badawczych (zakończonych odkrywczymi publikacjami), stanowi podstawę do uzyskania tytułu profesora i stanowiska profesora zwyczajnego. Ideą ustawodawcy było niegdyś to – i mam nadzieję, że jest nadal – że mianowanie na stanowisko profesora zwyczajnego, stanowi stabilizację przed ingerencją (głównie polityków) w głoszone poglądy naukowe. Jest to bardzo ważne z tego powodu, że kto przynajmniej raz nie wypowiadał jakichś poglądów, które wówczas uznano za herezje („niesłuszne”), ten nie dokonał niczego nowego w nauce. A z nie tak odległych czasów pamiętamy, także w Polsce, że profesorów odsuwano od kontaktów z młodzieżą na skutek głoszonych poglądów.

Gwarancja niezależności

A teraz nieco o polityce personalnej w wyższych uczelniach. Rektor i dziekani są kadencyjni. Rektor dobiera sobie prorektorów, dziekan prodziekanów. Jednak kierownik katedry jest osobą bardziej stabilną. Rektorem czy dziekanem może być w wyjątkowych przypadkach nawet doktor, ale kierownikiem katedry – profesor. Wedle nowej ustawy pracownikiem mianowanym może być jedynie profesor tytularny. A więc sojusz z władzami wybieralnymi jest krótkotrwały, kadencyjny. Natomiast z mianowanymi profesorami – permanentny, a na tym samym wydziale decyduje o istnieniu. Stanowi to gwarancję niezależności profesora w sprawach naukowych od administracji uczelnianej i państwowej.

Parafrazując znane powiedzenie, można rzec, że rektorem, dziekanem się bywa, a profesorem tytularnym się jest. I ten fakt trzeba uszanować, bo na nim zasadza się autonomia nauki i uczelni. Profesor z prawdziwego zdarzenia jest czynnikiem krystalizującym życie naukowe. Wybór kierownika katedry jest konieczny, ponieważ w tradycji polskiej bywa, że po uzyskaniu tytułu profesora dana osoba zachowuje się pod względem twórczości naukowej jak emeryt. W normalnej społeczności naukowej, gdyby profesor przestał być twórczy i nie publikował, przed osiągnięciem wieku emerytalnego zostałby wyobcowany w uczelni. Tu jednak przypomina się powiedzenie prof. Aleksandra Gieysztora, że „są ludzie, którzy żyją dla nauki i ludzie, którzy żyją z nauki”. A więc trzeba rozpoznać osoby, które jeszcze nie osiągając wieku emerytalnego, zaprzestają działalności naukowej – od osób, które niemal do końca swoich dni nadal przychodzą do dawnego miejsca pracy, mimo iż nie są już zatrudnieni na etacie ani nie prowadzą zleconych zajęć, ale pracują badawczo i doradzają młodszym kolegom. Zawód naukowca jest powołaniem, podobnie jak nauczyciela czy księdza. Kto nie czuje owego powołania, może nawet osiągnąć dla kariery wyniki jako badacz, ale kiedyś (na ogół przedwcześnie) osiądzie na laurach.

Z obserwacji wynika, że wszędzie na świecie, także w Polsce, kierownik katedry inicjuje i kompletuje sobie personel, współpracowników. W ten sposób ma miejsce inicjacja tworzenia tzw. szkoły naukowej. To musi być zgrany zespół. Ani dziekan, ani nawet rektor nie może narzucić kierownikowi katedry pracownika, a za nietaktowne uważana jest ingerencja, nawet składanie propozycji w tym zakresie przez dziekana czy wyższe władze.

Wiele jest wad i bolączek polskiej nauki, ale rezygnacja z wymiernych stopni awansu naukowego nie ulepszy, a pogorszy kondycję polskich wyższych uczelni i poziom (wiarygodność i kreatywność) badań naukowych.

 

Prof. dr hab. Napoleon Wolański, antropolog, auksolog, ekolog człowieka, emerytowany profesor Instytutu Ekologii, Polskiej Akademii Nauk oraz rządowego Centrum Badań Naukowych i Studiów Podyplomowych CINVESTAV w Meksyku (investigador 3e, SNI III), członek rzeczywisty Meksykańskiej Akademii Nauk.