Lista obowiązków
Jestem asystentem w grupie badawczej w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych w Warszawie, a także studentką Międzynarodowych Studiów Doktoranckich w Instytucie Chemii Fizycznej PAN. Zajmuję się otrzymywaniem samoorganizujących się metalodielektrycznych struktur eutektycznych i badam je pod kątem wykazania ciekawych właściwości elektromagnetycznych. Chciałabym przedstawić jeden dzień z mojego życia naukowego. Chyba większość doktorantów dzieli swój czas pomiędzy pracę naukową a inne obowiązki.
Obecność obowiązkowa
6.00 rano – pobudka. Poranna kawa, prysznic. Dziś poniedziałek. Patrzę do kalendarza. Rano praca, a po południu muszę jechać na zajęcia na uczelnię. Przyjeżdżam po godzinie do instytutu, w którym pracuję i w którym wykonuję swoje badania związane z doktoratem. Wydawać by się mogło, że tylko to należy do mojej listy obowiązków, do listy rzeczy, którym poświęcam czas. Ale niestety tak nie jest.
O godzinie 10.00 planowane jak zawsze comiesięczne seminarium. Każdy zdaje relację z tego, co dotychczas zrobił, pokazuje rezultaty swoich badań. W naszej grupie badawczej jest ok. 10 osób. Każdy ma do dyspozycji 20, czasem 30 minut, w czasie których przedstawia przygotowaną wcześniej prezentację. Każdorazowo odbywa się dyskusja wyników. Patrzę na zegarek i wiem, że dzisiaj już nic nie zrobię z listy zaplanowanych badań. Niestety, takie grupowe seminaria są bardzo czasochłonne. Trzeba każdego wysłuchać, pomimo że nie wszystkimi badaniami się tak bardzo interesuję. Z tego, co wiem, bywają instytuty, gdzie seminaria są co tydzień, a grupa jest znacznie liczniejsza. Comiesięczne seminaria nie zabierają tak dużo czasu, jak by się wydawało. Jednakże lepszym rozwiązaniem byłyby częstsze indywidualne spotkania z przełożonym.
Po seminarium pora jechać na uczelnię na obowiązkowy wykład. Niestety, warszawskie uniwersytety nie zawsze mają szeroki asortyment ciekawych wykładów. Informacje podawane na wykładach często się powtarzają, profesorowie od kilku lat nie zmieniają planu wykładu, czasami uczą o rzeczach archaicznych albo prowadzą wykłady w nieatrakcyjny sposób (np. czytając ze swoich notatek). Przez co student (doktorant) nie uważa na zajęciach, przysypia, niczego nowego nie wynosi, a przede wszystkim traci czas. Chodzi na wykład, bo wymagana jest obecność - warunek zaliczenia. Akurat nie jest tak w moim przypadku, ale rozmawiałam z kilkoma studentami, którzy zaliczali przedmioty właśnie w taki sposób. A szkoda, bo nauka jest naprawdę interesująca i niektórzy naukowcy zajmują się ciekawymi rzeczami i warto byłoby ich posłuchać.
Zmęczona wracam do domu, sprawdzam swoją pocztę elektroniczną. Mam zwyczaj siadania jeszcze w domu i pracowania kilka godzin. Niestety, wychodząc z pracy nie zapominam o niej. Dostałam kilka e-maili. Na jutro zaplanowana jest wizyta studentów II roku i to na mnie padł obowiązek oprowadzenia ich po laboratorium i zaznajomienia z tematyką naszych badań. Miło, że młodzi, być może przyszli naukowcy, interesują się pracą ośrodków badawczych w ich mieście, ale dla mnie jest to kolejne zajęcie odrywające od pracy badawczej.
Kolejna wiadomość – od jutra, na kilka dni, kierownik zarządza przerwę techniczną w laboratorium. A ja planowałam pomiary na najbliższy tydzień! Trzeba będzie poczekać i nadrobić stracony czas. Jedyną szansą stają się nocne dyżury. To bardzo dobre rozwiązanie, często praktykowane w naszym zakładzie. Nikt wtedy nie przeszkadza, a swój czas przeznacza się tylko na badania i pomiary.
Rozliczani z wyników
Oprócz opisanych wyżej sytuacji, czas zabiera nam praca papierkowo-administracyjna. Jest to szczególny złodziej czasu. Sama muszę zadbać o zakup potrzebnych przedmiotów, urządzeń czy substancji chemicznych. Jestem odpowiedzialna za wypełnianie druków administracyjnych, zleceń, wyszukiwanie ofert, kontakt ze sprzedawcą, za które mogłaby być odpowiedzialna jedna osoba. Niestety, potem trzeba czekać długi czas na realizację zamówienia, przez co badania się opóźniają z powodu np. braku substancji chemicznej, odczynnika, elementu układu pomiarowego, który nieoczekiwanie zepsuł się w trakcie pomiaru.
Jeśli ten artykuł będzie czytała osoba niezwiązana z nauką, to z pewnością pomyśli, że marudzę i dramatyzuję, bo nie dość że mam ciekawą pracę, której wyniki zmieniają świat, to jeszcze mogę nauczyć się wielu rzeczy przydatnych w innych dziedzinach życia. Można pomyśleć, że comiesięczne seminaria pozwalają nabrać pewności siebie, uczą jak ciekawie i interesująco mówić o swoich dokonaniach. Dyskusje po seminariach uczą trudnej sztuki konwersacji i pracy w zespole. Podobnie sytuacja wygląda z wizytacjami studentów czy profesorów. Praca administracyjna pozwala na zaznajomienie się z działaniem rynku, niejednokrotnie też pozwala poznać prawo i procedury przetargowe. Wszystko to w konsekwencji może być atutem – w przypadku zmiany pracodawcy. Nie można jednoznacznie określić, co jest niepotrzebnym zjadaczem czasu, gdyż dodatkowy obowiązek uczy czegoś nowego. Należy pamiętać jednak, że każdy naukowiec rozliczany jest z wyników i rezultatów. W ostatecznym rozrachunku nie jest brana pod uwagę liczba nowych przyrządów pomiarowych czy odczynników, które kupił.
Gdybym miała wskazać jednoznacznie, co zabiera najwięcej czasu, to pewnie byłaby to walka z własnym lenistwem i brakiem odwagi w podejmowaniu nowych wyzwań.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
@Jan Nic dodać, nic ująć. W ciągu ostatnich dziesięciu lat musiałem prowadzić 12 różnych przedmiotów, kompletnie niezwiązanych z kierunkiem moich badań. Właśnie przedmiotów informatycznych i to nie trywialnych typu "Programowanie w C++", ale np. "Zarządzanie projektami informatycznymi". Żałosne uposażenia powiązane z rabunkową eksploatacją kadr w zakresie dydaktyki powodują, że na jakiekolwiek sensowne badania nie ma... czasu. Napisanie dobrego artykułu do czasopisma z MJL wymaga przynajmniej dwóch miesięcy czasu, pod warunkiem, że już ma się wyniki. Tylko... kiedy je uzyskać, skoro właśnie przychodzi zlecenie dydaktyczne na kolejny nowy przedmiot. I trzeba siadać, przygotowywać materiały dydaktyczne.
Można tylko pogratulować Pani, że spedza Pani swoj czas tak pracowicie. Pogratulowac i pozazdrościć, bowiem spedza go Pani rowniez PRODUKTYWNIE. Niestety, ale nie wszyscy pracujacy na polskich uczelniach, maja takie szczęście. Dotyczy to zwlaszcza fizykow, dla ktorych zwyczajnie BRAKUJE godzin zajec z fizyki i matematyki. Zamiast nich, musza prowadzic zajecia z przedmiotow informatycznych i nie jest to bynajmniej kurs "obslugi komputera". Czesto sa to zajecia z programowania, algorytmow i struktur danych, inzynierii oprogramowania, sieci komputerowych. Zamiast zatem rozwijac sie w FIZYCE, czy MATEMATYCE, gdzie jak wiadomo, trzeba byc na biezaco z frontem badan w danej galezi fizyki, czy matematyki, zamiast prowadzic badania naukowe ze swojej dziedziny, jest sie zmuszonym, niestety, zgłębiac: co to jest polimorfizm w C++, jak sie implementuje wzorce projektowe, jak sie konfiguruje DNS, czy DHCP, albo też... jak sie zarzadza zespolem programistow. Takie sa realia. Niestety bowiem, miłe zespoły MEN oraz MNiSW, (grajace jak zwykle, optymistow) ZAPOMNIAŁY sobie, ze efektywnosc pracy naukowej zalezy rowniez OD ZAJEC DYDAKTYCZNYCH, jakie sie prowadzi.
Z kolei, ilosc godzin zajec z danego przedmiotu jest silnie uwarunkowana tym, jak sie NAUCZA danej dziedziny w szkole. Mozna łatwo wykazac, ze fizyka NIE JEST W OGOLE obecnie nauczana w szkole. To, co sie robi na lekcjach z przedmiotu o nazwie "fizyka", NAJCZESCIEJ permanetnie OŚMIESZA i OBRZYDZA w oczach uczniow (a co za tym idzie i spoleczenstwa), ta dziedzine wiedzy. Jak bowiem niby nauczyc fizyki BEZ DOŚWIADCZEŃ i dania uczniom mozliwosci ZOBACZENIA danego zjawiska ? Zamiast tego, uczniowie ucza sie materialu na pamiec oraz... rozwiazywania zadan z fizyki.
Reasumujac, niech Pani po ciezkim dniu dziekuje Bogu, ze dane było Pani w danym dniu nauczyc sie czegos naprawde pozytecznego, co sie Pani przyda w karierze naukowej.