Kolejne przęsło w Sali Senatorskiej

Magdalena Bajer

„Znaczenie każdej nagrody i jej prestiż wyznaczone są zawsze przez autorytet tego, kto ją przyznaje. Autorytet oparty na dobrej tradycji i uznaniu najwyżej cenionych przez daną społeczność wartości, który zbudowany został przez nienaruszone przez lata zaufanie do jego prawości, bezstronności oraz wierności pełnionej misji. Z tych powodów prestiż Nagrody im. Erazma i Anny Jerzmanowskich, przyznawanej przez Polską Akademię Umiejętności pod patronatem Województwa Małopolskiego, nie ma sobie w Polsce równych”. Taką panegiryczną frazą zaczął swoje podziękowanie laureat tegoroczny, prof. Maciej W. Grabski, sytuując otrzymaną nagrodę przed tą, jaką sam wielekroć wręczał jako prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Półmrok wymagany przez arrasy, który sprawiał kłopot fotografującym, sprzyjał skupieniu gości i rozmyślaniu o wymownych zawęźleniach dziejów najnowszych oraz owej dobrej tradycji przywołanej przez prof. Grabskiego.

Tradycję nagrody Erazma i Anny Jerzmanowskich przerwała wojna i potem pół wieku „żywota utajonego” Polskiej Akademii Umiejętności, na co skazały ją władze komunistyczne. Przypominałam sobie na Wawelu książkę Piotra Hübnera, profesora UMK w Toruniu, Siła przeciw rozumowi, która drobiazgowo dokumentuje walkę z samorządną organizacją uczonych, do której państwo nie chciało się przyznać, kamuflując kolejne poczynania frazesami o „zmienionej, nowej sytuacji nauki” i mającej stąd wynikać potrzebie powołania, w miejsce PAU, instytucji państwowej.

Wspomnieniom, które już nie straszą, choć powinny pozostać przestrogą, towarzyszy uznanie dla tradycji właśnie, dla żywotności tych jej wątków, jakie ciągle – od czasów Erazma Jerzmanowskiego do dzisiaj – stanowią rdzeń etosu warstwy światłych Polaków, określanych mianem inteligencji, mimo prognoz o końcu roli tej warstwy w nowoczesnym społeczeństwie. W Krakowie, na Wawelu, przekonuje do tego historia, ta od czasów, kiedy Polska miała jedną z najliczniejszych grup ludzi wykształconych w Europie.

Wręczając nagrodę prof. Andrzej Białas, prezes PAU, zakończył przemówienie: – To decyzja doniosła, dalekosiężna. Świadczy bowiem dobitnie, że wielkie czyny trwają i promieniują przez lata, że nie dają się wymazać, że Polska nie zapomina. I nie był to okolicznościowy patos, jako że nagrodę od trzech lat funduje Województwo Małopolskie, czyli… Polska właśnie, w czym upatruję nie banalny sponsoring, ale głębokie zrozumienie i poważne potraktowanie powinności wobec zasłużonych obywateli – wypełnienie testamentu zasłużonego mecenasa, w okolicznościach, gdy mecenasem jest najczęściej państwo.

Człowiek, który oświetlił Amerykę

Erazma Jerzmanowskiego nazywano polskim Alfredem Noblem, gdyż i jego dorobek był wynalazkom słynnego Szweda pokrewny i hojność porównywalna. Biografia zaś typowa polsko-rozbiorowa, tj. podobna kolejom życia współczesnych mu rodaków. Dziadek rodzony, po mieczu, posłował na sejm czteroletni, a dziad stryjeczny, napoleoński generał, towarzyszył wygnanemu na Elbę cesarzowi Francuzów.

Studia w Instytucie Politechnicznym w Puławach przerwało powstanie styczniowe, kiedy to walczył u boku generała Langiewicza, a po upadku powstania trafił do więzienia w Ołomuńcu. Zwolniony, wyjechał do Paryża i podjął studia w Szkole Wyższej Polskiej, następnie w Szkole Inżynierii i Artylerii Wojskowej w Metz. Raz jeszcze przyszło młodemu Polakowi wojować – w 1871 r., podczas wojny francusko-pruskiej, zanim zaczął pracować jako inżynier.

W r. 1873 francuska firma eksploatująca gaz świetlny na kontynencie amerykańskim wysłała Erazma Jerzmanowskiego do Stanów Zjednoczonych jako swego przedstawiciela. Tam, poślubiwszy Annę Koester, otrzymał obywatelstwo (1879) i oddał się pracy nad gazyfikacją oraz produkcją karbidu, co przyniosło mu 17 patentów, trzecią co do wielkości fortunę w Stanach i miano „człowieka, który oświetlił Amerykę”.

Wzorcowy kapitalista z kraju, gdzie przedsiębiorczy obywatele skazani byli albo na rezygnację ze swoich zamysłów, albo na współpracę z zaborcą, za oceanem działał na rzecz przyszłej Polski, wspierając hojnie przedsięwzięcia oświatowe i naukowe wśród emigracji. W r. 1889 papież Leon XIII odznaczył Erazma Jerzmanowskiego – pierwszego na kontynencie amerykańskim – Komandorią Krzyża św. Sylwestra (Złotej Ostrogi).

Od r. 1896 wynalazca-filantrop kontynuował działalność w kraju, zamieszkawszy w Krakowie-Prokocimiu, gdzie kupił zespół pałacowo-parkowy. Z długiej listy beneficjów wymienię tylko niektóre, jakie przypomniałam sobie podczas uroczystości w wawelskiej sali: ufundowane dla tegoż wawelskiego zamku witraże Mehoffera, subwencje dla Kasy Mianowskiego, Banku Ziemskiego w Poznaniu, Muzeum w Rapperswilu, wsparcie dzieł dobroczynnych Adama Chmielowskiego (św. Brata Alberta).

Świadectwo ciągłości

Erazm Jerzmanowski zmarł w r. 1909, zostawiając testament, z powodu którego 16 maja tego roku spotkali się na Wawelu liczni przedstawiciele świata nauki i władze samorządowe Małopolski. Mocą testamentu Polska Akademia Umiejętności otrzymała 1 200 tys. koron na utworzenie Fundacji im. Anny i Erazma Jerzmanowskich, która będzie przyznawać nagrodę za wybitne osiągnięcia w dziedzinie nauki, kultury i działalności społecznej. W Polsce rozbiorowej nagroda, przyznawana corocznie przez PAU, wynosiła 40 tys. koron, co pozwalało na pracę twórczą – bez trosk materialnych – przez szereg lat. Otrzymali ją m.in.: kardynał Adam Sapieha, metropolita krakowski, Adam Chmielowski, Henryk Sienkiewicz, Ignacy Paderewski, Oswald Balzer, Aleksander Brückner, Emil Godlewski, Benedykt Dybowski, Jan Kasprowicz.

Wojna przerwała działalność Fundacji Jerzmanowskich. Po wojnie zlikwidowano w Polsce wszystkie fundacje, odmówiono prawa do samorządności środowisku naukowemu.

Po odrodzeniu Akademii, w listopadzie 1989 r., jej władze zaczęły myśleć o wznowieniu nagrody, choć nie było to najpierwsze z trudnych aktualnych zadań. Udało się je zrealizować po siedemdziesięciu latach od przyznania nagrody Jerzmanowskich po raz ostatni w Drugiej Rzeczypospolitej – dzięki samorządowi małopolskiemu, co, jak można sobie wyobrazić, byłoby po myśli fundatora, oddanego wizji niepodległej nowoczesnej Polski, która będzie mecenasem kultury. Przypominałam sobie to wszystko na Wawelu i zadziwiając się nad konsekwencją procesów dziejowych, których nie daje się trwale spaczyć, skierować na ślepy tor, przerwać zakłamaniem i skazać na zapomnienie tego, co stanowi autentyczną, tj. powszechnie akceptowaną, wartość. Po wznowieniu przyznano nagrodę trzy razy: Janinie Ochojskiej-Okońskiej, Jerzemu Nowosielskiemu i Maciejowi W. Grabskiemu.

Prof. Andrzej Białas, prezes PAU, mówił w laudacji: – Dzisiejszy laureat znakomicie wpisuje się w świetną tradycję nagrody, która – warto o tym przypomnieć – została przyznana w tym roku po raz dwudziesty. Fundacja na rzecz Nauki Polskiej, wielkie dzieło profesora Macieja Władysława Grabskiego, które stworzył od zera i które zostawił w pełni rozkwitu swoim następcom, wprowadziła nową jakość w organizację polskiej nauki i stanowi – od dwudziestu już lat – niedościgły wzór. Kilka tysięcy uzdolnionych młodych ludzi, którzy zawdzięczają Panu, Panie Profesorze, udany start na trudnej drodze do naukowych osiągnięć, to żywe świadectwo Pana ogromnego sukcesu. Zaś leżąca u jego podstaw wielka wizja, „wspieramy najlepszych, aby mogli stać się jeszcze lepsi”, którą potrafił Pan tak wspaniale urzeczywistnić, pozostaje nadal głównym stymulatorem postępu nauki w Polsce.

Pomyślałam, że miejsce uroczystości, zamek wawelski, ma znaczenie więcej niż symboliczne. Zaświadcza najnaturalniej ciągłość, która jest istotną wartością kultury i tej jej części, jaką stanowi nauka. Upewniły mnie w tym przeświadczeniu końcowe zdania z przemówienia laureata: – Sto kilka lat temu mój dziadek Władysław został uhonorowany nagrodą Akademii Umiejętności za dwutomową „Historię Towarzystwa Rolniczego”. Starszy jego brat Stanisław, unikając aresztowania przez Ochranę, musiał opuścić zabór rosyjski i w końcu – dzięki wstawiennictwu Henryka Sienkiewicza – uzyskał zgodę na pobyt w Krakowie, gdzie w roku 1902 habilitował się na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i wykładał tam, zanim nie przeniósł się do Lwowa. A w 1912 roku Akademia Umiejętności wydała pracę ich siostry, a więc mojej ciotecznej babki Zofii, która do Krakowa przyjechała aż spod Uralu, gdzie była na zesłaniu. Pisała tę pracę pod kierunkiem profesora Bolesława Ulanowskiego, chociaż nie mogła ukończyć studiów w UJ, gdyż nie pozwalał jej na to brak austriackiej matury. Była ona nie tylko mądrą, ale i urodziwą kobietą, co w pewnym sensie Akademia Umiejętności także doceniła, gdyż za jej portret, który dzisiaj wisi w Muzeum Narodowym w Warszawie, Olga Boznańska w 1908 r. otrzymała nagrodę Akademii. Zaś najmłodsza z babek, Halina, co prawda nie napisała żadnej książki, ale została żoną profesora UJ, Piotra Brzezińskiego.

Zamek wawelski był w dawnych wiekach jedną z królewskich siedzib „rodzinnej Europy”. Ceniono tam wtedy wykształcenie i duchową formację ludzi stanowiących elitę. Tradycja tego miejsca także zobowiązuje – nagradzanych i nagradzających. ☐