Grant dla seniora

Tadeusz Penczak

Pracuję naukowo, bo tego ani rektor, ani minister nie mogą mi zabronić, ale napotykam na trudności dla mnie nie do pokonania. Ponieważ Pan Bóg dał mi fizyczne zdrowie, nie mogę poprzestać na siedzeniu w fotelu czy chodzeniu na rady wydziału jako zaproszony gość i odczuwam nadal wielką chęć do pracy. Emeryturę mam nadal niższą od byłego pracownika UB, (mimo, że już im obniżono), a obecnie opublikowanie pracy w indeksowanym czasopiśmie naukowym wymaga nakładów finansowych. W czasopismach północnoamerykańskich, japońskich, a nawet niektórych polskich („Polish Journal of Ecology”) trzeba płacić sporo za wydrukowaną stronę, za odbitki, a często nawet za tzw. pdf. Ponieważ mam polskie imię i nazwisko, anonimowi recenzenci, jeśli nie potrafią ocenić merytorycznie mojego maszynopisu, skupiają swoje wysiłki na wykazywaniu mojej nieznajomości języka angielskiego; nawet jak się mylą, to najczęściej redaktor im przyznaje rację. Aby uniknąć tych problemów, korzystam z pomocy American Journal Experts, ale za to trzeba płacić, jeśli chce się załączyć dla tej firmy podziękowania i wytrącić z ręki broń wspomnianym recenzentom (około 300 USD za kilkunastostronicowy ms).

Chyba mogę prosić o pomoc

Nie mogę sobie jednak poradzić z faktem, że moja dawna uczelnia otrzymuje z ministerstwa za moją pracę finansowe dotacje, bo na odbitce jest zamieszczona nazwa katedry i uczelni, w której pracowałem. Zapytałem w związku z tym, czy mogę wnioskować o nagrodę naukową rektora, jeśli opublikuję kilka prac, okazało się, że nie. Była to wiadomość przykra, bo liczyłem, że po 2-3 latach otrzymam zwrot poniesionych kosztów. W 2006 roku przeszedłem na emeryturę i od tej daty opublikowałem w czasopismach z tzw. listy filadelfijskiej 13 prac, kolejne 3 wysłałem do druku, a następny gotowy ms czeka, aż zdobędę środki na weryfikację angielskiego tekstu. Na razie było to możliwe, bo mam bardzo wyrozumiałą żonę, która do przesady ogranicza domowe wydatki, ale to może się skończyć z dnia na dzień, jeśli któreś z nas zachoruje, a starzy ludzie w tym kraju muszą w takiej sytuacji liczyć głównie na siebie.

Przeszkodą w kontynuowaniu wydajnej pracy naukowej są jeszcze inne koszta, jak zakup dobrego komputera, programów naukowych, a w mim przypadku systemu MATLAB (wykorzystuje sztuczne sieci neuronowe do porządkowania i analizowania biologicznych baz danych), kupno niezbędnych książek, odbitek prac naukowych (ca 30-35 USD za sztukę), wyjazd do biblioteki czy nawet na tematycznie ważne dla mnie sympozjum.

A może jednak jest w Polsce coś takiego jak grant dla aktywnego naukowo seniora? Nie marzy mi się dodatkowy zarobek, ale przydałaby się jakaś suma pieniędzy, z której mógłbym się rozliczyć udokumentowanymi rachunkami. Jeśli jest już w Polsce jakaś merytoryczna ocena pracowników naukowych, to chyba mogę prosić o pomoc, skoro mimo kilku propozycji pracy nie opuściłem kraju, wykształciłem 114 magistrów, 14 doktorów, a 5 badaczy w kierowanej przeze mnie katedrze zostało doktorami habilitowanymi i otrzymało tytuły profesorów. Pełniłem funkcje prodziekana, dziekana, a dużą katedrą, która przodowała na wydziale w badaniach naukowych, kierowałem 27 lat. Najważniejszy argument, gwarantujący, że nie zmarnuję przydzielonych mi funduszy, to autorstwo lub współautorstwo w 85 pracach opublikowanych w czasopismach indeksowanych i rozdziałach w książkach naukowych znanych wydawców międzynarodowych; ta informacja jest dzisiaj łatwa do sprawdzenia w Internecie chociażby.

Błędne koło

Nie czuję się najlepiej, że los zmusił mnie do napisania takiego tekstu, ale chęć i zapał do pracy były silniejsze. Chciałbym podnieść jeszcze jeden problem, który wiąże ręce pracownikom naukowym w kraju. Otóż po roku 1990 można składać wnioski o przyznanie grantu na badania naukowe (najpierw do KBN, a teraz do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego). Granty w mojej dziedzinie przyznawane są na 3 lata i wymagane jest merytoryczne i finansowe rozliczenie się z przydzielonych środków finansowych w ściśle określonym terminie, a niewydane pieniądze należy oddać. Aby mieć nadzieję na kolejny grant, trzeba opublikować przynajmniej część wyników w czasopismach z tzw. listy filadelfijskiej, a realizując temat ekologiczny badania terenowe prowadzi się do zakończenia grantu.

I tak koło się zamyka, dostajesz pieniądze, ale nie masz szans zakończyć tematu opublikowaniem prac(y) w indeksowanym czasopiśmie naukowym. Takie rozliczenie grantu dla urzędników administracji państwowej może jest bardzo wygodne, ale nie dla nas. Z grantów przyznanych uprzednio nieraz po kilku latach udaje mi się dopiero przygotować maszynopis pracy, który został opublikowany w indeksowanym periodyku, ale za cykl wydawniczy musiałem zapłacić z mojej emerytury. Ten problem czeka na rozwiązanie, bo także hamuje rozwój nauki!

Prof. dr hab. Tadeusz Penczak, biolog, jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Łódzkiego.