Sądzę, że odniesiemy sukces
O tym, że będziemy przewodniczyć Unii Europejskiej w drugiej połowie 2011 roku, wiemy już od dwóch lat. Niemal od tamtej pory zaczęły się przygotowania, a od mniej więcej roku są one dość intensywne. Jest za pięć dwunasta. Jesteśmy przygotowani?
– Przewodniczenie Unii to ogromne przedsięwzięcie: praca koncepcyjna, przygotowania organizacyjne, zaangażowanie tysięcy osób, setki spraw do załatwienia. Mówiąc krótko: to ogromne wyzwanie. Pamiętajmy, że nasze doświadczenie w uczestniczeniu w unijnych mechanizmach i działaniach jest stosunkowo niewielkie, ale myślę, że i jako kraj, i jako resort nauki i szkolnictwa wyższego jesteśmy dobrze przygotowani i podołamy temu wyzwaniu. Sądzę nawet, że odniesiemy sukces. Takie sygnały i oceny płyną z Komisji Europejskiej, kiedy prezentujemy nasze przygotowania. Urzędnicy KE obserwując nasze działania, oceniają je bardzo wysoko.
Co przewodnictwo Unii będzie oznaczać w praktyce?
– Będziemy przewodzili spotkaniom państw członkowskich w Komisji Europejskiej, a także Radzie ds. Konkurencyjności, będziemy koordynowali przyjmowanie konkluzji w kluczowych sprawach oraz mieli prawo do formułowania tzw. konkluzji prezydenckich, czyli wniosków niezależnych od konkluzji przyjmowanych przez wszystkich członków Unii. Generalnie można powiedzieć, że przez pół roku będziemy liderami i dzięki temu będziemy mieli ważny głos w całym procesie legislacyjnym oraz procesie związanym z przyjmowaniem zaleceń, konkluzji, rozwiązań. Oczywiście nie oznacza to, że będziemy przez to mieli decydujące zdanie w różnych kwestiach – bo zasada kolegialności obowiązuje cały czas – natomiast oznacza, że nadzorując i koordynując różne obszary działania Unii, poprzez wskazywanie naszych sugestii i szukanie poparcia wśród partnerów z innych krajów członkowskich, będziemy mogli starać się działać tak, aby uwzględniano nasz punkt widzenia. Będziemy mogli przemawiać znacznie silniejszym głosem niż dotychczas. Pamiętajmy jednak, że zasadą prezydencji jest to, że nie załatwia się własnych interesów, tylko interesy Unii. I tego musimy bezwzględnie przestrzegać.
A jak przygotowany jest resort nauki i szkolnictwa wyższego i na jakich sprawach będzie nam zależało najbardziej?
– Ministerstwo przygotowuje się do prezydencji od dawna. Zaangażowane jest w to całe kierownictwo resortu, z minister Barbarą Kudrycką na czele, a także dyrektorzy i pracownicy większości departamentów. Będziemy promować idee ważne dla Unii i dla naszego kraju. Chcemy odgrywać kluczową rolę w kilku kwestiach. Została opublikowana tzw. Zielona Księga – Jak zmienić wyzwania w możliwości: wspólne ramy strategiczne dla finansowania unijnego na rzecz badań naukowych i innowacji , będąca stanowiskiem rządu w tym obszarze. Wymienia ona jako priorytety: pełne wykorzystanie kapitału intelektualnego, w tym przede wszystkim ludzkiego i jego wpływ na wzrost gospodarczy i konkurencyjność UE, prostszy i bardziej zharmonizowany Program Ramowy UE w zakresie badań i innowacji, większą synergię między polityką spójności a programem ramowym, dalszy wzrost mobilności studentów, badaczy i nauczycieli akademickich.
Co nowego zaproponujemy w ramach European Research Area i w kolejnym Programie Ramowym?
– O ile nie mieliśmy większego wpływu na zasady podziału 54 mld euro na naukę w ramach 7PR, o tyle chcemy mieć jak największy wpływ na to, jak będą wyglądały zasady przyznawania środków finansowych na naukę w kolejnej perspektywie budżetowej 2014-2020. Trwa proces przygotowania do przyszłego programu ramowego. Już wiemy, że prawdopodobnie nie będzie się on nazywał programem ramowym, lecz Common Strategy Framework i obejmie także kilka programów, które dotychczas funkcjonowały oddzielnie. Jest to związane z próbą większego zharmonizowania i uspójnienia programów i różnych obszarów działań UE. Z pewnością zechcemy zwracać uwagę, w trakcie naszej prezydencji, na wsparcie, rozwój i pełne wykorzystanie infrastruktury badawczej w Polsce i w Europie, czyli dalszy rozwój Europejskiej Mapy Drogowej. To wszystko zamyka się w haśle pełnego wykorzystania kapitału intelektualnego Europy w różnych obszarach.
Chcemy proponować zmiany w mechanizmach dotyczących programów strategicznych. Czego będą dotyczyć?
– Wiemy, że w 7PR nie odzyskaliśmy naszej składki, która wynosiła 2,6 proc. budżetu całego programu, a tylko nieco ponad 2 proc. W tym aspekcie chcemy poruszyć kilka kwestii i sugerować konkretne zmiany. Jedną z nich jest zwiększenie współczynnika sukcesu krajów członkowskich, które mają go na stosunkowo niskim poziomie, a więc także Polski. Ostatnio pojawiają się coraz liczniejsze głosy, że tę kwestię należy rozpatrywać raczej z perspektywy regionów, a nie całych krajów, a zatem uwzględniając także obszary wokół dużych ośrodków naukowych, nawet tak silnych, jak Londyn, Paryż czy Berlin, które czasem nieodległe geograficznie są niedoreprezentowane w badaniach naukowych. Zechcemy zidentyfikować wszystkie czynniki, które mogą na to wpływać i zaproponować zmiany.
Będziemy też dążyć do uproszczenia szeregu zasad dotyczących aplikowania i rozliczania programów. O nich mówiło się już przy 6. i 7.PR. Działa specjalny zespół w Komisji Europejskiej, któremu przewodniczy europosłanka Maria Carvalho z Portugalii. Zespół wypracował listę ponad 60 poprawek, które takiemu uproszczeniu – jeśli chodzi o aplikację i rozliczanie grantów – mogłyby służyć. Będziemy starali się zarekomendować większość z nich tak, aby europejscy naukowcy i obsługująca je administracja projektów nie musiały narzekać na przysłowiową już europejską biurokrację. Będziemy chcieli przekonywać też do tego, by przy aplikacji większy nacisk położyć na sam pomysł badawczy i potencjalne wyniki, które mogą się przełożyć na wdrożenia, a nie – jak dotychczas – głównie na potencjał zespołu, który aplikuje, czyli przede wszystkim dotychczasowe publikacje. Taka zmiana na pewno byłaby korzystna dla krajów z niskim współczynnikiem sukcesu, a równocześnie zachowana zostałaby zasada excellence – doskonałości projektu.
Zostaną zaproponowane jakieś nowe mechanizmy mające wesprzeć kwestie wyrównania szans?
– Nie mówimy o wprowadzeniu specjalnych nowych mechanizmów, bo muszą obowiązywać równe reguły dla wszystkich. Natomiast chodzi o to, żeby wyodrębnić sytuacje, które mogą wpływać na niedoreprezentowanie, czyli niski wskaźnik sukcesu, po to, żeby zarówno w ramach całej Unii, jak i w każdym z krajów członkowskich wdrażać programy czy korekty, które ten wskaźnik sukcesu mogą zwiększyć.
A jak Państwo chcą sobie poradzić ze sprawą naliczania kosztów. To bywa często duży problem, ponieważ jeśli zespół, wydział czy uczelnia zdobywają kilka dużych grantów, to pojawia się właśnie kwestia zapłacenia wkładu własnego czy VAT-u, sięgającego czasem kilku czy nawet kilkunastu milionów.
– W tej sprawie pracujemy, jako ministerstwo, by uruchomić z pomocą Krajowego Punktu Kontaktowego program Research Potencial Plus , który będzie w dużej mierze wspomagał rozwiązanie tych problemów. Na drodze konkursowej chcemy wspierać jednostki zdobywające granty, a także finansować projekty, które w ramach np. programu REGPOT nie uzyskały finansowania, ponieważ znalazły się tuż pod kreską, a miały bardzo wysoką ocenę merytoryczną, np. 14,5 pkt. na 15 możliwych, bo są takie przypadki. Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, stąd droga konkursowa, ale chcemy wspomóc najlepsze projekty.
W wielu przypadkach dyrektywa europejska tylko wskazuje główne reguły i zostawia państwom członkowskim pewną dowolność co do szczegółowych procedur, ale niestety my sami te procedury nadmiernie rozbudowaliśmy i uszczegółowiliśmy.
– To prawda. Polska ma czasami tendencje do tego, żeby stwarzać większą biurokrację niż Unia Europejska. Będziemy w aspekcie naszej prezydencji robili wszystko, żeby to zmienić. Nie będzie to takie łatwe, bo wiemy, że pieniądze przyznane z UE muszą być dokładnie rozliczone, ale spróbujemy. Myślę, że można pewne aspekty związane z rozliczeniami znacznie uprościć, aby badacz mógł się skupić na badaniach, zamiast przez kilka miesięcy spędzać 70 proc. czasu na poprawnym rozliczeniu, które powinien poświęcić pracom stricte badawczym.
Słyszałem ostatnio wypowiedź młodego polskiego badacza, który pracując w uniwersytecie La Sapienza w Rzymie zdobył grant European Research Council i stwierdził, że we Włoszech uczelniana biurokracja jest dużo gorsza niż w Polsce, a na dodatek słabo zna angielski. Zatem on woli ten grant realizować w Uniwersytecie Warszawskim, gdzie przynajmniej wspomaga go kompetentny, młody zespół uniwersyteckiego biura.
– Czyli to nie są tylko nasze problemy. Jeśli chodzi o ERC, to spotkaliśmy się ostatnio z kierownictwem Rady i umówiliśmy się, że silnie włączy się ona w naszą prezydencję, organizując m.in. cykl warsztatów na temat pisania wniosków i umiejętnego zwiększenia współczynnika sukcesu. Przekonywaliśmy też jej władze, że obecną proporcję 50-50 pomiędzy starting grants – grantami dla młodych a advanced grants – grantami dla doświadczonych badaczy należałoby jeszcze zmienić na 60-40 na korzyść młodych. Ci bardziej doświadczeni i tak mają różne inne granty, a dla młodych to jest szansa na rozpoczęcie własnej poważnej kariery naukowej. Myślę, że udało nam się i te proporcje będą się w pożądanym kierunku zmieniać.
Chcemy też zwrócić uwagę na to, że naukę tworzą nie tylko wielkie konsorcja, ale także średnie i małe grupy badawcze. Dziś 80 proc. środków zdobywa 10 proc. największych grup badawczych. Ale to mniejsze grupy są w stanie uzyskać wyniki, które mają potem szanse przełożyć się na większe badania dużych konsorcjów. Dlatego będziemy postulowali, aby stworzyć specjalny program o grantach rzędu 5-7 mln euro, który będzie dedykowany małym i średnim grupom badawczym, by miały szanse aplikować.
Wśród naszych priorytetów wymieniamy mobilność naukowców i studentów. Co tutaj zaproponujemy?
– Funkcjonuje obecnie z powodzeniem kilka różnych programów pozwalających na wymianę naukowców i studentów: w ramach Lifelong Learning Programme - Erasmus, Comenius czy Program Marii Curie. Uważamy, że muszą być utrzymane, nie można zmniejszyć ani ich roli, ani wysokości finansowania. Zauważyliśmy jednak podczas dyskusji, że brakuje programów wymiany dla doktorantów. Chcemy zaproponować, aby jeden z programów w ramach programu Maria Curie, nazywający się COFUND, poświęcić tej właśnie grupie studentów. Wspomniany program dotychczas obejmował przede wszystkim doświadczonych naukowców. Chcemy, aby był poszerzony o robiących doktorat. Program jest w 50 proc. finansowany z UE, a w 50 przez kraj członkowski, czyli nasze ministerstwo. Chcielibyśmy, aby przyszli doktorzy na okres od 3 do 36 miesięcy mogli wyjeżdżać do najlepszych uczelni świata, tam nabierali doświadczenia i po powrocie mogli efektywnie aplikować o granty europejskie.
Jedną z ważnych spraw mają być też kwestie związane z energią jądrową.
– W ramach prezydencji zechcemy rozwiązać problemy związane z programem EURATOM, o co zwraca się do nas Komisja Europejska i Rada Unii Europejskiej. Te kwestie będą dyskutowane we wrześniu na Radzie ds. Konkurencyjności. Mam nadzieję, że uda nam się przełamać opory ze strony niektórych krajów i uzgodnimy kwestie finansowania tego programu na lata 2012-2013.
Po tragicznym tsunami w Japonii i wypadku elektrowni jądrowej w Fukushimie musimy do energii atomowej podchodzić chyba niezwykle ostrożnie.
– Z pewnością tak, natomiast dywersyfikacja źródeł energii jest koniecznością. Polska musi poszukiwać wszystkich możliwości pozyskania energii. Ważne jest wykorzystanie węgla, nowe nadzieje związane z gazem łupkowym, energetyka odnawialna, ale rząd z pewnością będzie kontynuował też program jądrowy. Wokół nas jest tak dużo reaktorów jądrowych, a źródło pozyskania energii jest tak efektywne, że nie możemy sobie, jako kraj, ale i jako Europa, pozwolić na odejście od wykorzystania energii jądrowej i badań nad nią. Państwa, które mają zastrzeżenia, podnoszą właśnie kwestie bezpieczeństwa technologii jądrowych. Badania w ramach EURATOM-u mają służyć właśnie temu, by była to jak najbezpieczniejsza technologia pozyskiwania energii.
Pojawiają się obawy, że przyszła perspektywa finansowa – choćby w związku z kryzysem ekonomicznym – może przynieść mniejsze fundusze na naukę.
– Dyskusja na temat wieloletnich ram finansowych na lata 2014-2020 zostanie rozpoczęta 29 czerwca br. Wówczas komisarz Janusz Lewandowski przedstawi pierwsze propozycje dotyczące budżetu UE na ten okres. Następnie czekają nas miesiące konsultacji i dopiero w 2012 roku podjęte zostaną ostateczne decyzje. Z dzisiejszej perspektywy i w świetle informacji, które mamy, wydaje się, że pieniądze na naukę nie będą mniejsze, a jest szansa na to, że mogą być większe.
Jak wszystkie te wymienione przez Pana postulaty, uwzględniające nasze propozycje zmian, mają szansę przełożyć się na rzeczywistą zmianę reguł?
– To zależy w dużej mierze od nas. Na nieformalnym spotkaniu Rady ds. Konkurencyjności, które odbędzie się 21 lipca w Sopocie, głównymi tematami będą European Research Area i przyszły program ramowy. Teraz trwają liczne spotkania na poziomie dyrektorskim, podczas których poruszane są wszystkie tematy, o których mówimy. 10 czerwca w Brukseli odbędzie się spotkanie, gdzie będzie miała miejsce wymiana poglądów na temat dotychczasowego przebiegu debaty i wynikających z niej wniosków. Po okresie naszej prezydencji i wszystkich wiążących się z tym dyskusjach i spotkaniach, w grudniu bieżącego roku, będą przyjęte pierwsze założenia przyszłego programu ramowego. Zatem tak się składa, że mamy szansę wnieść do tych założeń nasze postulaty, co do dalszego ich kształtu.
Konferencji i spotkań odbywających się w ramach prezydencji będzie kilkadziesiąt.
– To będzie cykl ponad 60 konferencji tematycznych, podczas których poruszone zostaną wszystkie tematy związane z tym, o czym teraz mówimy. Do tego dochodzą liczne spotkania w różnych gronach i na różnych szczeblach, m.in. spotkania Grupy Roboczej ds. Badań, Komitetu Europejskiej Przestrzeni Badań i Innowacji (ERAC), Komitetu ds. Edukacji, Grupy Dyrektorów Generalnych ds. Szkolnictwa Wyższego czy międzynarodowej grupy koordynującej prace procesu bolońskiego. Ich głównym organizatorem i koordynatorem będzie MNiSW. Generalnie nasza prezydencja na pewno będzie bardzo ważnym doświadczeniem. Mam głębokie przekonanie, że będzie ona dla nas bardzo pouczająca, ale i owocna i że skorzystają na tym polska nauka i szkolnictwo wyższe.
Trochę inny temat. Kierownictwo ministerstwa spotyka się obecnie z senatami poszczególnych uczelni, przybliżając zadania, jakie przyniesie mająca obowiązywać od 1 października 2011 znowelizowana ustawa o szkolnictwie wyższym. Co jest tu najważniejsze?
– Kluczowych kwestii, na które zwracamy uwagę, jest kilka. Na pewno są to Krajowe Ramy Kwalifikacji, nawiązujące do Europejskich Ram Kwalifikacji, gdzie będziemy kładli szczególny nacisk na efekty kształcenia. Inaczej będzie też wyglądać ścieżka kariery – doktorat, habilitacja, profesura – która idzie w kierunku uproszczeń, większej transparentności i bardziej merytorycznej oceny. Chcemy też, żeby zwrócono szczególną uwagę na młodych. Przypominamy, że zgodnie z złożeniami nowej reformy będzie można się starać o status Krajowego Naukowego Ośrodka Wiodącego i o łącznie 230 mln tzw. dotacji projakościowej. Zwiększa się autonomia uczelni. Uczelnie mogą wybrać możliwość wyboru rektora w trybie konkursowym. Pamiętajmy jednak, że w kilku kwestiach, np. habilitacji czy jednoetatowości, będzie obowiązywało jedno- lub dwuletnie vacatio legis. Przed uczelniami od nowego roku akademickiego duże wyzwania.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Szanowny Panie Profesorze! Probuję bez skutku sprowadzić dyskusję o habilitacji na poziom merytoryczny, a nie przezwisk, wspomnień o PZPR i innych poza merytorycznych argumentów. Takie teksty jak ten Pana z 31 października do takiej dyskusji niestety nie nadają się, a pisanie wyłącznie ironicznie redukuje chęć do dyskusji. Proszę o merytoryczne uzasadanienie, że habilitacja, czyli poważna rozprawa, rzeczowo oceniona przez merytoryczne gremium powinna być zastąpiona przez.. No właśnie! Jak ocenić, że młody uczony jest już dojrzały do samodzielnego prowadzenia badań, doktoratów,itd. Przez głosowanie jakiegoś zespołu mędrców na podstawie ich przekonań? Czy to będzie lepiej i bez kumoterstwa?Pozdrawiam.
Cieszy mnie że MD jest zwolennikiem habilitacji-to pozwoli mi i moim spólasom oraz pociotkom w spokoju nic nie robić . Habilitacja w sposób europejski i oświecony spaja system i zapewnia jego ciągłość i reprodukcje.
Dlaczego łączyć habilitację z rodzinnym protekcjonizmem? -pisze MD
W przypadku tego faszystowsko - klerykalnego systemu kontraktowego -co cztery lata jakiś xenofob i nacjonalista by sprawdzał , czy człowiek na etacie profesorskim - wypełnia nałożone zadania . I czy potwierdza przydatność w zawodzie. I nie daj Bóg , jakiś rasista mógłby nagle u takiego pomazańca Komisji Profesora Kaczorka - znaleźć brak publikacji Filadelfiskich , nie tylko za ostanie 4 lata, ale w ogóle. Nie po to teraz ludzie szukają dojść w CKK , by im komfort relaxu po habilitacji odbierać.
A tak wystarczy jedna szopka - w postaci kolokwium i człowiek do końca życia ma spokój.Czy to nie jest piekne? I wzorem jednego z habilitowanych co w Amwayu robi a ZUS mu państwo płaci. I o to chodzi. I chyba o tą logikę MD apeluje do mnie .
Ja jak robiłem w PZPR mawiano " socjalizm jako system jest dobry - tylko ludzie robią błędy przy jego budowie " - i jechało się na tym 45 lat. Boje się że na habilitacji - jeszcze 5-10lat pojedziemy a potem , a potem to po nas choćby potop., Drogi MD.
Szanowny Panie Profesorze:
Dziękuję za wypowiedź, ale całkowicie nie zgadzam się! Dlaczego łączyć habilitację z rodzinnym protekcjonizmem? Czy Pan przypuszcza, że po skasowaniu habilitacji i przydzielaniu prawa do prowadzenia doktoratów i do promocji profesorskich "po uważaniu" zniknie owe kumoterstwo na tym przykładowym Uniwersytecie i inych podobnych uczelniach (za przeproszeniem) wyższych? Przecież to się jeszcze bardziej rozwinie, to kumoterstwo i obsadzanie wszystkich miejsc przez rodzinę.
Namawiam do logicznych wypowiedzi i pozdrawiam.
Oczywiście , na wstępie wzorem redaktora Michnika , wskaże że wypowiedź MD jest pełna xenofobi i nacjonalizmu. Po drugie ob. MD winien wiedzieć że niezwykle cieszy mnie zachowanie habilitacji, ponieważ załatwię ją swojemu synowi, córce oraz wnukowi , wzorem innych samodzielnych. Czy MD , nie wie że bedąc profesorem na Uniwersytecie Przymiotnikowym na dalekiej Prowincji mam władze absolutną. Gdy by był ten faszystowski system kontraktowy , musiał bym się liczyć z innymi , a tak nie muszę. Ja to wyjaśnię na innym przykładzie . W mieście gdzie znajduje się Uniwersytet Przymiotnikowy na dalekiej Prowincji, znajduje się również pewna Politechhnika ( oparta w dużej mierze na poradzieckich starych i schorowanych habilitowanych) , a tam Wydział Jednego Człowieka. Na tym wydziale co w ściekach cały robi, wszytko zależny od tego Jednego Człowieka. Od czasu do czasu ma on nawet darmowy czas antenowy , gdy zgromadzona gawiedź pod pozorem zebrań musi posłuchać jego monologów. Dlaczego to Wydział Jednego Cżłowieka - bo tam naukowo pracuje: on , syn ,synowa trochę pomniejszej rodziny . Ale to nie wszystko - kierownikiem administracyjnym wydziału jest maż siostry. A słuchy chodzą ,ze mniej kumaci członkowie familii to za szatniarzy , cieci i sprzątaczki robią . I teraz MD rozumiesz dlaczego jestem fanem habilitacji . Rozumiesz jak pisze wyraźnie w swoich encyklikach - wzorem czytającego już Gazetę Wyborczą w domu Wielkiego Architekta Biskupa Józefa , co w tolerancji robił - spaja ona system , zapewnia ciągłość. Jak tu by była ciągłość zatrudnienia syna , synowej i innych pociotków , gdy by ten Europejczyk miał kontrakt 4/5- letni. Czy zdołał by namaścić synowca na następce , który przeniesie jako własność rodzinną Wydział co w ściekach robi, w przyszłość . Ty MD na waszych Uniwerkach Przymiotnikowych też takie katedry i wydziały , gdzie 1-3 rodziny rządzą od dziesięcioleci.
Pan profesor Józef Beton to rzeczywiście "beton". Czy na prawdę jedyna przeszkoda w pełnym i wspaniałym rozwoju Nauki
Polskiej to obowiązek habilitacji? Przecież to
osobista kompromitacja powtarzanie wielokrotne
tego samego dezyderatu, który jest co najmniej
wątpliwy. Czy istotnie nie widzi Pan innych
przyczyn słabości naszych osiągnięć? Może wówczas lepiej zamilknąć na jakiś czas...
Kompletnie nie rozumiem tej próby majstrowania przy programach ramowych. Nie odzyskujemy naszej składki, bo Polska nauka jest na fatalnym poziomie a jednostki, które dają sobie radę na arenie europejskiej, są niszczone (http://bioinfo.pl/about.html). Narzekanie na słynną europejska biurokracje to przesada, bo administracja związana z rozliczaniem grantów europejskich jest niczym w porównaniu do wymogów, jakie wymyśliły sobie polskie instytucje przy rozliczaniu projektów POIG.
do fizyka
Jakiś adiunkt, zapewne bez habilitacji gani w sposób xenofobiczny moje nieomylne wypowiedzi. Ale to właśnie na tym establishmentowym forum przeczytałem onegdaj esej jak to w 1928 roku zastanawiano się czy znieść habilitacje i glosy ówczesnych reformatorów były że to ... zawcześnie. Na ten ruch w naszych realiach zawsze bedzie "za wcześnie". Jak mój wnuk zda swojemu synowi oddziedziczoną po mnie katedre to ówcześni reformatorzy bedą również debatować - że wcześnie. Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. Móżliwosci kreowania elit nie oddamy nigdy.
Ośmielam się zwrócić uwagę,że przygotowanie priorytetów w ramach 8 Programu Ramowego w czasie polskiej prezydencji to zadanie zaplecza prezydenckiego i autorytetów naukowych a nie rządzących ministrów, których z kolei zadaniem jest przygotowanie map drogowych dla realizcji przyjętych priorytetów. Myślę, że warto o tym wiedzieć, jeżeli mówimy o kompetencjach Prezydenta i Premiera.
--------------------------------------------------------------------------------
Do Profesora Józefa Betona,
Szanowny Pan Profesor tyle razy błyszczał inteligencją i dowcipem (fakt, że specyficznym) na tym forum, ale ta wypowiedz to jakiś kiks i niewypał. Z wywiadu zupełnie nie wynika nic o kożuchu i kwiatku, a raczej coś wręcz przeciwnego, ale jak widzę swoje mantry można powtarzać nawet bez związku z rzeczywistością. I pytanie: to minister Banach odpowiada za
to, że reformy nie są bardziej radykalne i dalej idące np. że nie zniosły habilitacji? Po pierwsze to nie jest żadne panaceum na wszystkie bolączki polskiej nauki. Po drugie nawet wiceminister tak wiele nie może. Po trzecie zdaje się, że on objął stanowisko już kiedy ustawa była uchwalona. Po czwarte to raczej stara profesura (żeby nie powiedzieć polski beton) to "wstrzymała" niż młody wiceminister.Po piąte znani reformatorzy też są zdania, że na to jeszcze za wcześnie. Generalnie to czekam na wzrost formy Profesora Betona.
Zbyszek napisal: "Jeżeli doktorant wyjedzie na 36 miesięcy na Zachód, to na tym Zachodzie zrobi doktorat. Tylko wtedy nie będzie miał dokąd wracać" Do jak najbardziej slusznej uwagi dodam od siebie: tym bardziej nie ma gdzie wracac osoba, ktora indywidualnie, na podstawie swoich wczesniejszych osiagniec zdobyla pozycje postdoktorskie. Podkreslam: indywidualnie i samodzielnie, bez pomocy/namaszczenia polskich akademikow i bez wsparcia finansowego z kraju. Dlaczego? Trzy slowa kluczowe: mentalnosc, chow wsobny, "demokracja" akademicka... Nowelizacja tutaj niestety nic nie zmienila, podobniez a moze zwlaszcza system grantow FNP - Homing.
Jeżeli doktorant wyjedzie na 36 miesięcy na Zachód, to na tym Zachodzie zrobi doktorat. Tylko wtedy nie będzie miał dokąd wracać i Pan minister dobrze wie, dlaczego. Co więcej, liczba grantów jak zwykle będzie proporcjonalna do liczebności studiów doktoranckich, czyli w ramach zamiatania bezrobocia pod dywan wyślemy na Zachód setki, tysiące prawników, filologów i historyków. Po co? ---- I jeszcze dwa pytania podstępne: 1) po co nam lepsza pozycja w konkursach o granty? 2) Po co nam nauka?
Ten młody Banach robi tak jak cała ta rada młodych uczonych za kwiatek do kożucha. I co zostało z szumnych wypowiedzi na temat reform i zniesienia habilitacji, a no to co zapowiadałem na tym forum 3 lata temu - niewiele ...
"Chcielibyśmy, aby przyszli doktorzy na okres od 3 do 36 miesięcy mogli wyjeżdżać do najlepszych uczelni świata, tam nabierali doświadczenia i po powrocie mogli efektywnie aplikować o granty europejskie."
Cos sie tutaj nie zgadza. Mobilnosc kandydatow na doktorow w okresie pracy nad dysertacja po to by potem aplikowac o granty?
A mnie sie zawsze wydawalo, ze jest to etap zwiazany z okresem mobilnosci PODOKTORSKIEJ.
Kandydatom na doktorow nalezy zapewnic mozliwosc pracy tutaj w kraju w dobrych zespolach w ramach duzych grantow badawczych, ktore sa projektami badawczymi PROMOTOROW.
Rozumiem, ze to palcowka/nieporozumienie i chodzilo nie o przyszlych lecz o MLODYCH doktorow. Tylko, ze w tym przypadku inwestowanie finansowe w osoby, ktore na podstawie wczesniejszych osiagniec zwiazanych z praca nad doktoratem i ewentualnie pozycji promotora w nauce swiatowej nie sa w stanie same znalezc sobie postodc position zwyczajnie nie ma senu. Nie inwestuje sie w slabych naukowo albo po prostu niesamodzielnych.