Dwukierunkowcy

Marek Misiak

Wejście w życie nowej ustawy o szkolnictwie wyższym spowodowało m.in. wprowadzenie opłat za drugi kierunek studiów (począwszy od roku akademickiego 2011/2012). Nie był to jedyny paragraf ustawy, który wywołał kontrowersje, ale wśród studentów był zdecydowanie najżywiej dyskutowany. Zanim przejdzie się do debaty, czy jest to posunięcie ze strony MNiSW słuszne, warto dowiedzieć się, jak wygląda życie osób studiujących dwa kierunki studiów. Dlaczego staje się to coraz popularniejsze?

Skrzydło i skrzydełko

Uczenie się na dwóch kierunkach studiów jednocześnie w czasach, gdy sam studiowałem, było jeszcze rzadkością. Na nielicznych „dwutorowców” patrzyło się z lepiej lub gorzej tłumioną zazdrością – jak on(a) to robi, że jest w stanie być na wszystkich obowiązkowych zajęciach na obu kierunkach, że zawsze udaje się mu/jej zsynchronizować plany zajęć, że przygotowuje się na wszystkie kolokwia i egzaminy, a oprócz tego ma jeszcze czas na życie towarzyskie? Niektórzy „jednotorowcy”, aby nie zżerała ich zazdrość, wmawiali sobie, że osoba studiująca dwa kierunki na pewno ma czas tylko na naukę i jest wiecznie zestresowana. Gdy poznaję coraz to nowe roczniki studentów (ostatnio było to kilka osób z rocznika 1991), orientuję się, że dwukierunkowców jest coraz więcej. Jest to związane przede wszystkim z sytuacją na rynku pracy. Ukończone dwa kierunki studiów to albo dwa niezależne od siebie zawody (w przypadku kierunków niepowiązanych ze sobą), albo lepsze przygotowanie do pracy w konkretnym sektorze lub pracy naukowej (przy kierunkach powiązanych ze sobą).

Jakie jednak motywacje wymieniają same osoby studiujące dwa kierunki? – Z powodu ułomności obecnego systemu edukacji, gdy nie uczymy się tego, co nam się przyda do pracy, a tylko, by wypełnić luki kadrowe, uważam, że nie ma innego wyjścia dla tych, którzy chcą naprawdę kompleksowo przygotować się do pracy – mówi Mateusz Jabłoński, studiujący informatykę stosowaną i psychologię. Nieco inaczej widzi sens studiowania na dwóch kierunkach Aleksandra Kobusińska, studiująca psychologię i matematykę: – Warto studiować dwa kierunki, ale nie jest to najlepsza droga – tłumaczy. – Jeśli ma się jakiś naprawdę dobry pomysł na siebie, to z jednym kierunkiem oraz kursami, szkoleniami i doświadczeniem (staże, praktyki), można osiągnąć zdecydowanie więcej (co nie znaczy, że łatwiej) i startuje się z lepszej pozycji. Dwa kierunki dają większe możliwości niż jeden, to jasne, ale w pewien sposób jest to pójście na łatwiznę. Mało kreatywności, a papierek jest. I dobrze wygląda w CV – ostro podsumowuje. Z kolei Ewelina Moroń (filologia polska i surdopedagogika) wskazuje na to, że studiowanie dwóch kierunków to nie dwa skrzydła, ale raczej jedno skrzydło i jedno skrzydełko: – Warto studiować dwa kierunki, choć, oczywiście, trzeba mieć świadomość, że tylko jeden będzie kierunkiem wiodącym – wyjaśnia. – Prawie niemożliwe jest angażować się równie mocno w oba kierunki. Z decyzji o podwójnym fakultecie wynikają różne korzyści: rozwijasz swoje zainteresowania, wykładowcy patrzą nieco życzliwiej na proponowane interdyscyplinarne tematy prac zaliczeniowych, możesz zaliczyć część opcyjnych przedmiotów od razu. Nie zawsze (wbrew pozorom) zwiększa to twoją atrakcyjność na rynku pracy. Wszystko zależy od wyboru kierunku studiów oraz od tego, co robisz w czasie wolnym (jeśli studia odbywają się kosztem kursu językowego, praktyk zawodowych lub innych wartościowych inwestycji, to trzeba się zastanowić) – wskazuje.

Dopust Boży

Dla uniknięcia różnego rodzaju problemów część „dwutorowców” decyduje się na studiowanie jednego kierunku dziennie, a drugiego zaocznie. Zadanie to ułatwia coraz bogatsza oferta studiów zaocznych i wieczorowych, zarówno na uczelniach państwowych, jak i prywatnych. I tu nie obywa się jednak bez kłopotów. Po pierwsze, nie każdy kierunek studiów dostępny jest w trybie zaocznym. Po drugie, jakość kształcenia na torze zaocznym wciąż jest często niższa (choć wszyscy zgadzają się co do tego, że nie powinno tak być). Na jeszcze inne problemy wskazuje Ewelina Moroń: – Największą trudnością było przestawić się na tryb zaoczny – mówi. – Długie, skondensowane zajęcia, cały weekend siedzenia w jednym miejscu, ogromne (często trzymiesięczne) przerwy między tymi samymi przedmiotami – opowiada. Niektórym ludziom zaoczny tryb studiów po prostu utrudnia i obrzydza studiowanie jako takie.

Jak wyglądają te wyolbrzymiane czasem w wyobraźni „jednotorowców” dylematy? Co jest właściwie największym problemem, gdy studiuje się dwa kierunki jednocześnie? Na bardzo oczywiste przepracowanie wskazuje Monika Ziółkowska z dziennikarstwa i pedagogiki specjalnej. – Największą trudnością był po prostu nawał pracy, to, że trzeba było zrobić coś „na już” na dwóch kierunkach jednocześnie Czasami zmęczenie, a czasami rezygnacja z imprezy, bo spać też kiedyś trzeba. Ale to naprawdę wyjątkowe sytuacje! – zastrzega się. Na ciekawszy i dość nieoczekiwany problem wskazuje Aleksandra Kobusińska: – Dla mnie największym problem były nigdzie niesprecyzowane warunki studiowania dwóch kierunków: co takiemu studentowi wolno, czego nie, czy musi to gdzieś zgłaszać, w jakim stopniu może liczyć na przepisanie przedmiotów, jeśli takie się pokrywają lub są tematycznie podobne (czy chociażby WF albo lektorat). Do tej pory (od października) nie udało mi się jeszcze uzyskać odpowiedzi na pytania o ubezpieczenie (czy wpłata składki na jednym kierunku umożliwia odbycie praktyk na drugim, gdzie to ubezpieczenie jest obowiązkowe) oraz kilka innych spraw, bo nikt nie zna na nie odpowiedzi – tłumaczy ze zdziwieniem.

Najdziwniejszą kwestią związaną z możliwością studiowania drugiego kierunku równolegle z pierwszym jest to, że część pracowników uczelni traktuje takich studentów jak dopust Boży i stara się ich za wszelką cenę zniechęcić do studiowania drugiego kierunku, najczęściej robiąc to w dość mało sympatyczny sposób, na zasadzie „bo mnie nie obchodzi”. Gdy znajomi studenci opowiadają o takich sytuacjach, przypominają mi się szkolni nauczyciele, którzy traktowali swój przedmiot jako najważniejszy w całym procesie kształcenia i nie przyjmowali do wiadomości, że gdy kilku nauczycieli tak uważa, uczeń znajduje się między Scyllą a Charybdą. Nauczyciela nie spotkają żadne konsekwencje, a uczeń obrywa. Widać tu zwyczajny brak konsekwencji. Albo studiowanie na dwóch kierunkach jest dozwolone i wówczas uczelnia ma konkretne instrumenty umożliwiające studentowi pogodzenie dwóch kierunków, a zastosowanie tych instrumentów nie zależy od indywidualnych opinii prowadzących lub szefów jednostek dydaktycznych, albo uczelni jako całości to nie obchodzi i każdy „dwutorowiec” radzi sobie na własną rękę, bez żadnych ułatwień. Tymczasem w polskich uczelniach studiowanie dwóch kierunków przypomina jakąś grę w na wpół feudalnym świecie, gdzie utrzymanie się na obu kierunkach zależy od „łaski” jednej lub kilku osób. Rozumiem, że uczelnie cieszą się w naszym kraju autonomią i że również pracownik naukowy nie jest kontrolowany do tego stopnia, jak nauczyciel w szkole, ale kwestie tak istotne powinny być jednak obwarowane jakimiś regułami, a nie zależeć od czegoś tak ulotnego i zmiennego, jak czyjaś opinia.

„Piękna” postawa

Pogląd, jakoby studiowanie dwóch kierunków równolegle było fanaberią, nie jest, całe szczęście, w Polsce obowiązujący i nie powinien być również sankcjonowany przez praktykę. Powinno się więc moim zdaniem bardziej sformalizować reguły przyznawania ITS (indywidualnego trybu studiów) i IOS (indywidualnej organizacji studiów). Jedna z moich znajomych (godząca pedagogikę specjalną w Uniwersytecie Wrocławskim z fizjoterapią na Akademii Medycznej we Wrocławiu) usłyszała w jednej z uczelni, że studiowanie dwóch kierunków nie jest argumentem za przyznaniem IOS. Szczerze mówiąc pomyślałem wtedy: jeśli to nie jest, to co jest?

Mam wrażenie, że wielu prowadzących (a czasem i władze uczelni) nie rozumieją, że student „dwukierunkowiec” to skarb. Jeśli ktoś zdobył się na taki krok, oznacza to, że jest naprawdę ambitny. Zamierza albo poradzić sobie na rynku pracy jak mało kto, albo być naukowcem prowadzącym prawdziwie interdyscyplinarne badania. Dwa kierunki naprawdę rzadko studiuje się z przypadku. Być może tak po prostu wygląda przyszłość studiowania i próby zniechęcenia ludzi do robienia dwóch kierunków to zawracanie Wisły kijem. Czasem negatywna postawa prowadzących zdaje się wynikać z przekonania, że młody człowiek nie wie, co robi. Otóż zapewniam, że najczęściej wie. Być może też niektórzy pracownicy naukowi kierują się przekonaniami z czasów, gdy sami studiowali i gdy studiowanie dwóch kierunków było rzeczywiście ogromną rzadkością. Ale 20-30 lat temu świat wyglądał inaczej. A naukowiec to zawód, w którym wręcz nie wypada tego nie zauważać.

Obecnie nie korzystam z takich przywilejów, ponieważ udało mi się pogodzić plany zajęć. Jednak na początku semestru zostałam poinformowana przez dyrekcję jednego z instytutów, że nie mogę uczęszczać na zajęcia do innej grupy (chociaż to ten sam tryb studiów, ten sam rok i prowadzący zajęcia, tylko dzień inny), bo ich „nie obchodzi, że studiuję dwa kierunki”. O IOS nikt mi nawet nie wspomniał. Łatwiej miały osoby, które dostały się na miejsce dziekańskie, ich traktowano inaczej. Na szczęście później „dwukierunkowcom” pozwolono zmieniać grupy – opowiada Aleksandra Kobusińska. Mateusz Jabłoński zetknął się z dwoma zupełnie różnymi podejściami w dwóch uczelniach: – Jedna uczelnia w ogóle nie robiła problemów, w drugiej była tragedia. Dziekan wydziału wprost powiedział, że nie obchodzą go osoby, które studiują drugi kierunek i nie ma zamiaru im ułatwiać życia. Piękna postawa – podsumowuje Jabłoński.

Z rozmów ze studentami wypływał jeden wniosek – prawie każdy, kto dostał się na drugi kierunek studiów, jest w stanie go ukończyć – pod warunkiem wszakże, że uczelnia nie rzuca mu kłód pod nogi. Czy taką kłodą jest odpłatność drugiego kierunku, zastanowię się w kolejnym tekście. ☐