Krwiodawstwo

Marek Misiak

Krew nigdy się nie marnuje

Do roku 2002, gdy zainicjowana dwa lata wcześniej przez NZS Politechniki Krakowskiej Wampiriada objęła praktycznie cały kraj, studenci nie stanowili dużego odsetka osób oddających krew. Podczas Wampiriady studenci mogą oddawać krew w uczelniach, gdzie załoga centrum krwiodawstwa przyjeżdża wraz z aparaturą. Obie akcje (wiosenna i jesienna) są za każdym razem tak rozreklamowane, że wśród żaków wytworzyła się już swego rodzaju moda na udział w nich. Przed zaimprowizowanymi punktami krwiodawstwa tworzą się długie kolejki (sam obserwuję je za każdym razem we wrocławskim Uniwersytecie Przyrodniczym). Dzięki Wampiriadzie studenci przekonują się, że oddawanie krwi nie jest czymś, co mogą robić tylko nieliczni uprzywilejowani lub szczególnie odważni.

Wielu studentów oddaje regularnie krew podczas Wampiriad, ale nigdy nie robią tego w normalnym, stacjonarnym punkcie krwiodawstwa w mieście, w którym studiują. Często nie wiedzą nawet, gdzie centrum krwiodawstwa się znajduje. Zdarzają się nawet tacy, którym oddawanie krwi kojarzy się wyłącznie z Wampiriadami i którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że krew można oddawać przez cały rok, a nie wyłącznie podczas zorganizowanych akcji. Nie oznacza to rzecz jasna, że Wampiriady mają negatywny wpływ na cokolwiek – gdyby nie one, ilość oddawanej w Polsce krwi byłaby wyraźnie mniejsza. Warto jednak zadbać o uświadomienie polskim żakom, że jeśli taka forma pomocy drugiemu człowiekowi jest im bliska, to można się w nią angażować częściej, niż dwa razy do roku (w Polsce mężczyzna może oddawać krew co dwa miesiące, kobieta – co trzy). Jeśli choć część studentów biorących udział w Wampiriadach oddałoby krew jeszcze dwa razy − między akcją wiosenną i jesienną, i między jesienną a wiosenną – służba zdrowia miałaby do dyspozycji jeszcze więcej krwi. A wielokrotnie zapewniano mnie, że krew nigdy się nie marnuje, że jeśli tylko spełnia określone standardy, polska służba zdrowia jest w stanie „zagospodarować” każdą jej ilość, a w razie potrzeby podzielić się nią z sąsiednimi państwami.

Kojarzenie przez studentów krwiodawstwa wyłącznie z Wampiriadami grozi zaprzestaniem oddawania krwi po ukończeniu studiów. Sam obserwuję to wśród swoich znajomych – na studiach uczestniczyli w każdej Wampiriadzie (jeśli tylko zdrowie pozwalało), natomiast po ich ukończeniu nie oddali krwi ani razu. Propagowanie krwiodawstwa wśród studentów powinno więc polegać nie tylko na dużych akcjach w samych uczelniach, ale też na zachęcaniu do oddawania krwi jako takiego i wskazywania lokalnych centrów krwiodawstwa jako miejsc, które powinny być znane każdej osobie oddającej krew. Należy też wskazywać, że oddawać krew można i należy również po studiach, a praca zawodowa czy rodzina nie muszą tego uniemożliwiać (choć czasem tak jest i to naturalna kolej rzeczy). Niektórzy studenci uczestniczą w Wampiriadach głównie z powodów towarzyskich, ale kampanie promujące Wampiriady skupiają się na korzyściach odnoszonych przez potrzebujących, tak więc ci studenci są już odpowiednio edukowani. Motywacja jest tu o tyle istotna, że osoba oddająca krew z wewnętrznej potrzeby będzie to robić również wtedy, gdy nie będzie miała z kim pójść do punktu krwiodawstwa. Co więcej, część osób świadomych, po co oddają krew i jakie ma to znaczenie dla potrzebujących, pozostanie krwiodawcami nawet wtedy, gdy część otoczenia (w tym np. niektóre osoby bliskie) będzie ich do tego zniechęcać.

Szkodliwe mity

Zniechęcanie do oddawania krwi wcale nie jest wydumanym problemem. W Polsce – również wśród studentów i ich bliskich – nadal pokutują różnego rodzaju mity dotyczące oddawania krwi i jego rzekomych negatywnych skutków. Wycinkowe badania przeprowadzone w 2009 przez Teresę Niechwiadowicz-Czapską i Magdalenę Szczęchowską wśród studentów Państwowej Medycznej Wyższej Szkoły Zawodowej w Opolu wykazały, że spośród 85 badanych aż 52 krwi nie oddaje i nie zamierza oddawać. Liczna grupa nie robi tego ze względów zdrowotnych (29 osób), a jedenaście osób podało, że po prostu się boi. Przyczyny są różne. Dwanaście osób obawiało się zakażenia chorobami przenoszonymi poprzez krew, jedna – tego, że jeśli odda krew raz, będzie musiała oddawać ciągle. Pojedyncze odpowiedzi wskazywały na złe samopoczucie po oddaniu krwi, omdlenia podczas pobierania, natomiast sześć osób bało się wkłuć. Od dziewiętnastu osób nie uzyskano odpowiedzi na to pytanie, a jedenaście nie potrafiło sprecyzować swoich obaw i lęków.

Opolskie badania wskazały na trzy najczęstsze mity na temat oddawania krwi. Najczęściej – i to również wśród ludzi gruntownie wykształconych – spotykany jest ten o rzekomym „uzależnianiu się” organizmu od oddawania krwi. Wydaje mi się, że trwałość i rozpowszechnienie tego mitu wynika z faktu, iż jest on pozornie logiczny – organizm krwiodawcy musi uzupełniać utracone 450 ml krwi. Osoby wierzące w prawdziwość tego mitu nie doceniają możliwości ludzkiego organizmu, który (przynajmniej w przypadku ludzi zdrowych) sam jest w stanie ocenić, ile czerwonych krwinek musi jeszcze wyprodukować lub ile krwi trzeba w organizmie uzupełnić. Opowieści o rzekomych uderzeniach krwi do głowy, zaczerwienieniu skóry, bólach głowy czy krwawieniach z nosa powtarzają głównie osoby, które same krwi nigdy nie oddawały. Nie są też najczęściej w stanie wskazać, od kogo to właściwie słyszały (zapewne też od osoby, która oddawanie krwi widziała tylko na filmie).

Znacznie bardziej szkodliwy – i, jak wykazują cytowane badania, rozpowszechniony nawet wśród przyszłych pielęgniarek i pielęgniarzy – jest mit o możliwości zakażenia się podczas oddawania krwi jakąś chorobą. Incydentalne przypadki tego rodzaju na początku lat 90. lub z czasów PRL wciąż tkwią w pamięci rodziców lub starszych krewnych dzisiejszych studentów i są przekazywane w opowieściach. Jeśli ludzie ci kiedykolwiek oddawali krew, to było to 30-40 lat temu. Nie biorą oni pod uwagę, że w ochronie dawców przez zakażeniami nastąpił od tego czasu kolosalny postęp. Obecnie polska służba krwi stosuje bardzo rygorystyczne procedury i posiada liczne medyczne certyfikaty jakości bynajmniej nie za piękne oczy. Obawa przed zakażeniem może się też brać z przenoszenia na służbę krwi doświadczeń z resztą polskiej służby zdrowia. Tymczasem centra krwiodawstwa to oddzielne jednostki, gdzie obowiązują specjalistyczne procedury i modelowa wręcz dyscyplina pracy. Czasem wreszcie obawy takie biorą się z całkowicie irracjonalnego skojarzenia z narkomanią. Tu igły i tu igły, wkłucie to wkłucie. Osoby o takich skojarzeniach zapominają o jednym fakcie – każda igła w centrach krwiodawstwa jest jednorazowego użytku. Pielęgniarka rozrywa opakowanie w sterylnych rękawiczkach na oczach dawcy, natychmiast wkłuwa igłę, a po użyciu natychmiast wyrzuca ją do specjalnego pojemnika. Choćby nawet w punkcie krwiodawstwa zjawiła się osoba czymś zakażona, nie ma fizycznej możliwości przeniesienia zakażenia w tym miejscu. Zakażenia poprzez krew zdarzają się w Polsce – ale w szpitalach lub (rzadziej) u dentysty. Zakażenie czymkolwiek zostanie wykryte podczas badań krwiodawcy, a najpóźniej podczas badań laboratoryjnych oddanej krwi – i taka krew zostanie natychmiast zniszczona, a zakażona osoba powiadomiona o swoim zakażeniu. Tak więc to, że krew może chcieć oddać osoba chora jest dla niej korzystne – jej krew nikogo nie zakazi, a osoba ta dowie się o swoim zakażeniu i nie będzie już zarażać innych ludzi (np. drogą płciową).

Mit o bolesności oddawania krwi również bierze się z niewiedzy – gdyby istotnie było to tak bolesne, mało kto chciałby oddawać krew. U mężczyzn dochodzi jeszcze atawistyczny lęk przed wkłuciem lub przed widokiem krwi, ale zapewniam z własnego doświadczenia, że część osób (na pewno nie wszyscy) jest się w stanie takich lęków pozbyć po kilku udanych donacjach krwi. Podobnie jest z obawą przed omdleniem lub zasłabnięciem – po pierwsze, nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy, po drugie, mdleje 1-2 proc. krwiodawców, więc obawa, że to będę akurat ja, najprawdopodobniej po prostu okaże się płonna.

Uważam, że w działaniach organizacji promujących oddawanie krwi wśród studentów oprócz zachęt do pomocy potrzebującym powinny znaleźć się treści obalające te mity. Spotkałem już studentów przekonanych, że służba krwi lub wręcz cała służba zdrowia ukrywa prawdę o negatywnych skutkach oddawania krwi, aby dawców było jak najwięcej. Brzmi to jak teoria spiskowa (z tym, że nie występuje tu zakon iluminatów ani kod Leonarda da Vinci). Kampanie zachęcające do oddawania krwi, a nie próbujące obalać mitów, nie wzbudzą zaufania. Gdy zaś zobaczą/usłyszą treści wprost odnoszące się do ich lęków, może to ich przynajmniej skłonić do przemyślenia pewnych spraw zamiast bazowania na przyjętych bezrefleksyjnie obiegowych teoriach lub irracjonalnych lękach. Są, rzecz jasna, osoby całkowicie odporne na rzetelną wiedzę w tej dziedzinie, ale mam nadzieję, że nie stanowią one większości. Pomocne powinny być zwłaszcza świadectwa osób od wielu lat regularnie oddających krew; autorytet lekarza może w tym przypadku nie zadziałać.

Popularność Wampiriad nie oznacza zatem, że organizacje propagujące krwiodawstwo są zwolnione z jego promocji w odniesieniu do studentów. Wielu jest nieprzekonanych, błędnie przekonanych lub nieświadomych. ☐