Łużni
Główny bohater opowieści rodzinnej, prof. Ryszard Łużny, żył w latach 1927-1998, a bibliografia jego prac naukowych i lista działań w organizacji badań, administrowaniu uczelniami oraz działań społecznych, przy tym aktywnej obecności w życiu rodzinnym, wystarczyłaby na obdzielenie paru biografii. Dlatego część pierwszą dziejów rodu, który zapoczątkował jako ród uczony, poświęcę w całości profesorowi. Obok wspomnień żony, pani Anny z domu Zaufal, która poświęciła mi serdecznie gościnne spotkanie w krakowskim domu, mam wiadomości ze źródeł pisanych, warte przywołania.
Uniwersytecka koleżanka, prof. Ewa Miodońska-Brookes (bohaterka jednego z „Rodów uczonych”), tak mówi o Ryszardzie Łużnym: „Posiadał pewne cechy osobowościowe szczególnie ważne w tym pierwszym, jeszcze nieco chaotycznym i opartym na improwizacji czy intuicji okresie działań, w okresie ustalania kształtu i programu „Solidarności”: skrystalizowaną, opartą na długim doświadczeniu życiowym i zawodowym postawę, talent konsolidowania ludzi, dostrzegania i wykorzystywania ich potencjalnych talentów, otwartość na cudze pomysły i inicjatywy, wreszcie połączenie energii ze spokojem i rozsądkiem” (Czasy „Solidarności” na Uniwersytecie Jagiellońskim 1980-1989 , rozmowy Andrzeja M. Kobosa, Wyd. UJ 2010).
Galicyjski impet
Ze wzruszeniem słuchałam opowiadania pani Łużnej dlatego, że przenosiło mnie we własne wspomnienia przeżytego w Galicji dzieciństwa i także dlatego, że jest to historia dwu rodzin o tradycjach nauczycielskich, podobna do moich rodzinnych dziejów (dwa małżeństwa nauczycieli wiejskich, profesorowie gimnazjalni i uniwersyteccy). Używam czasu teraźniejszego, ponieważ ta tradycja trwa w kolejnym już pokoleniu Łużnych.
Dziadkowie prof. Ryszarda Jana byli chłopami gospodarującymi na żyznej ziemi nad Dniestrem, niedaleko Halicza, gdzie Podole graniczy z Pokuciem, a nazwy miejscowe przypominają Trylogię. Ojciec, Bartłomiej, był pierwszym w rodzinie inteligentem. Ukończywszy seminarium nauczycielskie pracował – także jako kierownik szkół – w Wołczkowie, Drohomirczanach, Uhornikach, Makietyńcach – wszystko w powiecie stanisławowskim. Po drugiej wojnie światowej mieszkał w Anglii, gdzie dorobił się emerytury i w 1962 wrócił do Polski.
Wszyscy trzej synowie skończyli studia – Zdzisław chemię w UJ, Romuald Wydział Mechaniczny Politechniki Krakowskiej, Ryszard filologię – podejmując przypisane inteligentom zadania i role społeczne. Ich dorosłe życie zaczęło się po wojnie, kiedy to nowe władze gromko deklarowały sprzyjanie awansom społecznym, ale z rodzinnej opowieści widać wyraźnie, że większą rolę odegrały tu osobiste zdolności, jasne widzenie życiowego celu i ów szczególny rodzaj śmiałości w podejmowaniu trudów do celu wiodących, jakim odznaczali się i wyróżniali mieszkańcy Kresów. Galicyjski impet w zdobywaniu wiedzy popchnął na uniwersytet mistrzów przyszłego prof. Łużnego – Stanisława Pigonia, Kazimierza Wykę, ale i mistrzów innych, niż jego specjalności.
Rusycysta w Krakowie
Naukę zaczął w wiejskiej szkółce z jednym nauczycielem dla nielicznych polskich dzieci. Dalej uczył się w Stanisławowie, kończąc, z wojennymi przeszkodami, szkołę powszechną (podstawową). Średnie wykształcenie zdobywał po wojnie, zdając maturę w roku 1949 w Brzesku, dokąd matka z synami przeniosła się z ojcowizny w nadziei – płonnej – ujścia przed ponownym wkroczeniem sowieckich okupantów.
Zamiłowany i uzdolniony humanista postanowił studiować… leśnictwo, zdając sobie sprawę z ideologicznej presji wobec kultury narodowej. Nie dostał się jednak na Wydział Rolniczo-Leśny UJ, mimo zdanego dobrze egzaminu wstępnego, „z braku miejsc”, co było powszechnie stosowaną formułą odmowy przyjęcia niepożądanego ze względów ideologicznych kandydata. Zapisał się więc na uruchamiany właśnie kierunek – filologię rosyjską na Wydziale Humanistycznym. Niemal równolegle studiował polonistykę, słuchając wykładów, uczestnicząc w proseminariach i zdając kolokwia oraz egzaminy.
Przerwała te drugie studia propozycja objęcia funkcji zastępcy asystenta na rusycystyce, jaką Ryszard Łużny otrzymał na trzecim roku dwustopniowych wówczas (4,5 roku) studiów, z naturalną perspektywą pełnoetatowej asystentury po uzyskaniu magisterium. Zanim to nastąpiło w roku 1954, ożenił się z moją rozmówczynią, koleżanką jeszcze ze szkoły, ale i z wydziału, na którym studiowała romanistykę. Wspólne życie rozpoczęli w „służbowym” pokoju uniwersyteckim i dopiero w 1958 przeprowadzili się do również uniwersyteckiego, „normalnego”, jak wspomina pani Anna, mieszkania; tego, gdzie rozmawiałyśmy.
Drogą naukową magister rusycystyki ruszył z impetem i formalne jej szczeble przebył szybko – obroniwszy doktorat w roku 1962, w 1979 został profesorem zwyczajnym. Nie było to jednak kroczenie już utartą ścieżką z dodawaniem na niej własnych znaków, ale ciągłe wchodzenie na rozległe obszary, dopiero przyswajane (albo odzyskiwane) nauce w naszym kraju, nierzadko strzeżone rozmaitymi uprzedzeniami, nawet zakazami wstępu.
W roku 1969 został dyrektorem utworzonego wtedy Instytutu Filologii Rosyjskiej, który prowadził i rozwijał przez 10 lat, będąc równolegle (1967-82 i 1985-89) kierownikiem Zakładu Literatury Rosyjskiej, a rezygnując z tej funkcji w momentach, kiedy zaangażowanie w „Solidarności” nie dawało się z nią pogodzić. W Sierpniu prof. Łużny został przewodniczącym komitetu założycielskiego NSZZ „Solidarność” Uniwersytetu Jagiellońskiego i był nim do roku 1981, kiedy odbyły się wybory władz związku. Natomiast w pierwszych od wielu lat rzeczywistych wyborach samorządu akademickiego został wybrany na dziekana Wydziału Filologicznego na trzyletnią kadencję. W następnych wyborach nie kandydował, podobnie jak cała ekipa ówczesnych władz uczelni.
Bardzo wcześnie, już jako asystent, związał się z krakowską Wyższą Szkołą Pedagogiczną, prowadząc zajęcia dydaktyczne dla słuchaczy jej Studium Zaocznego, co wiązało się „sesjami naocznymi” w Krakowie i, jak sam wspominał, we wszystkich niemal miastach wojewódzkich. Odbywało się to w latach 1956-62, po czym w 1967, jako samodzielny pracownik naukowy, Ryszard Łużny rozpoczął trzyletni cykl historycznoliterackich seminariów magisterskich dla studentów stacjonarnych WSP, recenzując prace doktorskie, habilitacyjne, opiniując wnioski o awanse naukowe.
Wszystkie świadectwa życia uczonego mówią o jego wyjątkowej umiejętności łączenia zatrudnień, które uważał za obowiązujące człowieka uniwersytetu, przy czym orientował się doskonale w hierarchii aktualnych potrzeb, dyktujących proporcje owych licznych prac. Potrzebą pilną było wychowanie młodych filologów, nie tylko rosyjskich (czym zajął się pod koniec lat siedemdziesiątych), tworzenie zrębów metodologii badań, wydawanie tekstów źródłowych, naukowo opracowanych i rozszerzanie pola zainteresowań w rytmie przemian historycznych. Epizod „S” był odpowiedzią na potrzebę ekstraordynaryjną, bezbłędnie odczytaną przez uczonego.
Slawista w Lublinie
Ryszard Łużny uważał za zadanie pierwszorzędnej wagi rozwijanie w Polsce słowianoznawstwa nowoczesnego, a nawiązującego do dobrych tradycji, zwłaszcza międzywojnia. Pani Anna powiada, że ta idea przyświecała mu już wtedy, gdy decydował się na studia rusycystyczne i pewnie rekompensowała istniejące wówczas ograniczenia.
Kiedy w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie uruchomiono sekcję rusycystyki, wykładał tam w roku akademickim 1966/67 historię literatury rosyjskiej, patronując dojrzewaniu młodej kadry przyszłych nauczycieli akademickich.
U progu lat osiemdziesiątych, kiedy profesor zaabsorbowany był pracą społeczną, przyszło wezwanie do budowania w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim slawistyki. Wezwanie historyczne, a zaproszenie od ówczesnego rektora, ojca prof. Alberta Krąpca. Formalnie zalążkiem była Katedra Filologii Słowiańskiej, od lat nie obsadzana, a celem postawionym przez władze uniwersytetu i prof. Łużnego – ośrodek badań nad słowiańskim Wschodem, jego związkami z Europą chrześcijańską, z kościołem katolickim. Było to potrzebne także w związku z kształceniem przez KUL młodzieży zza wschodniej granicy.
Z właściwą sobie energią profesor krakowsko-lubelski przystąpił do pracy na znacznie szerszym niż dotąd polu, rychło skupiając wokół siebie miejscowych wychowanków, ale i rusycystów z wielu innych ośrodków. Tworzył kolejno niezbędne do realizacji programu badawczego i dydaktycznego struktury uczelniane, jak Międzywydziałowy Zakład Badań nad Kulturą Bizantyńsko-Słowiańską czy redakcję wydającą roczne serie m.in. materiałów pokonferencyjnych; a konferencji naukowych kształtujące się centrum słowianoznawcze organizowało wiele, bacząc na przypadające ważne dla słowiańszczyzny rocznice.
Rola prof. Łużnego była w rym dziele pionierska i wiodąca dzięki trafnemu rozpoznawaniu zwiastunów przemian, jakie zaczynały się w Europie środkowowschodniej, zwłaszcza po wyborze Jana Pawła II.
Rok 1989 stał się naturalną cezurą w rozwoju lubelskiej slawistyki. Na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL uruchomiono kierunek-sekcję słowianoznawczą, a w jego obrębie trzy specjalności filologiczne: rusycystykę, ukrainistykę i białorutenistykę. Dokonano stosownych przekształceń, wyłaniając dwie katedry: Języków i Literatur Słowiańskich. Ryszard Łużny objął katedrę Kultury Bizantyńsko-Słowiańskiej i kierował nią do przejścia na emeryturę w roku 1997.
Z tej okazji Instytut Filologii Wschodniosłowiańskiej UJ (i w macierzystej uczelni pana profesora rozwinęła się slawistyka), wydał dedykowaną mu księgę jubileuszową Słowianie Wschodni. Duchowość – mentalność – kultura. Tytuł określa pole zainteresowań uczonego pojęciami, z których każde odnosi się do bardzo rozległej sfery poznania naukowego, mogąc wypełnić niejedną naukową biografię i bibliografię. Adresat postawił na tym polu wiele znaczących kroków i wyznaczył swoim następcom – a pozostawił ich liczne grono – ścieżki oraz tropy, jakimi mogą podążać, jakimi podążać powinni, żeby sąsiadującym narodom pomagać w dialogu.
Na emeryturze profesor nie odpoczywał długo, zmarł w roku 1998. Chyba nie bardzo umiał wyhamować ten swój życiowy impet, choć precyzyjnie nim sterował.
Pani Anna wspomina, jak dokładnie planował zajęcia, jak potrafił obliczyć czas potrzebny na każde z nich, nawet wtedy, gdy zaskakiwały go zdarzenia nieplanowane i niedające się przewidzieć. Chwile w domu rodzinnym także mieściły się w jego „podziale godzin” i o tym wspólnym domu dwojga „Galicjuszy” z różnych okolic Małopolski Wschodniej, osiadłych w Krakowie – też galicyjskim mieście – w którym przyszło na świat trzecie pokolenie inteligentów (syn – profesor szkoły wyższej) będzie mowa w następnym numerze.
„Profesor Łużny spotkał się z represjami ze strony komitetu uczelnianego i komitetu wojewódzkiego PZPR. Najpierw wstrzymywano mu profesurę, potem został pozbawiony stanowiska dyrektora Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej za to, że spotykał się ze swymi asystentami i studentami w duszpasterstwie oo. dominikanów w ‘Beczce’ i podejmował tam tematy dotyczące problemów wolności w literaturze rosyjskiej, np. w twórczości Dostojewskiego. Nawet nie mówił tam o Sołżenicynie” (Anna Raźny w książce Czas „Solidarności” ). ☐
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.