Kto wygra wyścig wdrożeń?

Krzysztof Chrzanowski

M inisterstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zorganizowało 10 grudnia 2010 roku konferencję Komercjalizacja B+R dla praktyków , w której miałem przyjemność uczestniczyć w panelu dyskusyjnym. W trakcie trwania panelu przedstawiłem informacje o modelu komercjalizacji czy też raczej modelu wdrożenia wyników mojej pracy naukowej poprzez założenie i kierowanie firmą Inframet. Obecnie chciałbym natomiast przedstawić kilka spostrzeżeń wynikających z moich doświadczeń międzynarodowych, głównie azjatyckich.

Przełamywanie kompleksów

W trakcie konferencji prof. Witold Orłowski zaprezentował bardzo ciekawy wykład, pokazując, jak cesarskie Chiny zmarnowały wynalazki, które powstawały w tym kraju. Generalnie w cesarskich Chinach dokonywano wynalazków, ale masowe wdrożenia miały miejsce już w Europie. Prelegent słusznie wskazał, że przyczyną była większa wolność gospodarcza, polityczna, społeczna w krajach europejskich, która doprowadziła do powstania ogromnej przewagi krajów zachodnich nad Chinami, jak również powstania pewnego kompleksu społeczeństwa chińskiego względem szeroko rozumianego Zachodu. Następnie prof. Orłowski zasugerował, że ta przewaga wolności gospodarczej, politycznej, społecznej zostanie utrzymana przez kraje zachodnie, co pozwoli na kontynuowanie dotychczasowej hegemonii w świecie.

Nie byłbym pewny prawdziwości tego ostatniego wniosku, obawiam się wręcz, że tak się nie stanie. Chiny nie cieszą się wolnością polityczną, ale wolność gospodarcza jest duża, przynajmniej dla ogromnej już klasy średniej. Przybiera ona niekiedy wypaczone formy, jak powszechne unikanie płacenia podatków poprzez zakładanie firm w Hongkongu, wystawianie faktur na firmę, ale z podawaniem prywatnego konta etc. Niemniej jednak istnieje już ogromna liczba chińskich firm prywatnych, które coraz dalej wkraczają w obszar zaawansowanych technologii. Chiny wprowadziły nawet własny system kontroli eksportu i na eksport zaawansowanych technologicznie produktów firmy chińskie muszą uzyskać specjalne zezwolenie, o czym się przekonałem, kupując niedawno pewne podzespoły optoelektroniczne.

Następnie Chińczycy przełamują coraz bardziej kompleks, czy też mit, o wyższości kulturowej Zachodu. Uwielbiają oglądać filmy typu jackass (z polska dżakasi), o ludziach Zachodu demonstrujących sprawianie sobie bólu przy użyciu niekonwencjonalnych metod, czy też inne filmy prezentujące zachodnią kulturę w niekorzystnym świetle. Władze chińskie umiejętnie wykorzystują również wojny prowadzone przez państwa zachodnie, kryzys gospodarczy i społeczny w tych krajach, aby wzmóc własny nacjonalizm oraz przekonać społeczeństwo, że wolność w kulturze zachodniej to tylko reklama państw zachodnich.

Wreszcie mój znajomy chiński profesor ma obecnie prawdopodobnie mniejsze ograniczenia natury biurokratycznej w realizacji projektów naukowych niż typowy polski naukowiec. Ten pierwszy czuje presję na wynik końcowy, a ten drugi nacisk na zachowanie procedury.

Wyżej opisane zmiany w zakresie wolności gospodarczej, społecznej i politycznej w Chinach są powolne, ale w pewnej perspektywie czasu mogą doprowadzić do sytuacji, kiedy to w Chinach jednostka uzyska większą wolność gospodarczą, społeczną, polityczną, niż w krajach UE, gdzie generalnie występuje trend ograniczania możliwości jednostki czy lokalnych społeczności.

Firma profesorska

W trakcie konferencji zaprezentowano doświadczenia z procesu wdrażania osiągnięć naukowych z wykorzystaniem różnych form: sprzedaż patentów czy technologii, utworzenie stosunkowo dużej firmy giełdowej ukierunkowanej na znaczny potencjalny rynek krajowy czy utworzenie mikrofirmy ukierunkowanej na bardzo wąski, specjalistyczny rynek zagraniczny. We wszystkich prezentowanych przypadkach źródłem sukcesu było ewidentne bezpośrednie zaangażowanie naukowca w proces wdrażania swoich osiągnięć. Jednakże, jeden z rozmówców w trakcie końcowej dyskusji wyraził nadzieję, że takie postawy występują tylko w okresie przejściowym, bo misją profesora nie jest zajmowanie się komercją.

Generalnie muszę się zgodzić, że misją profesora nie jest zajmowanie się działalnością gospodarczą, a zdobywanie i propagowanie wiedzy. Tyle tylko, że profesor nauk technicznych powinien zweryfikować posiadaną wiedzę przed rozpoczęciem procesu jej propagowania. Nie ma zaś lepszej formy weryfikacji posiadanej wiedzy niż praktyczne wdrożenia. Tutaj błyskawicznie wychodzą wszelkie popełnione błędy czy uproszenia. Publikacje naukowe bądź nawet patenty nie zastąpią wdrożeń jako weryfikatora posiadanej wiedzy. Można opublikować artykuł w renomowanym czasopiśmie, uzyskać serię patentów czy nagród za projekty oparte na błędnych założeniach. Taka sytuacja nie jest już możliwa, lub przynajmniej mało prawdopodobna, w przypadku wdrożeń, które kończą się rynkową sprzedażą wyników badań naukowych (w tym sprzedażą patentów).

Poza tym pogląd o tym, jak to profesorowi nie wypada się zajmować komercjalizacją czy też praktycznymi wdrożeniami, idealnie pasuje do doktryny obowiązującej w cesarskich Chinach. Tam też nie wypadało naukowcowi potraktować poważnie wdrożenia. Tyle że skutki takiego myślenia okazały się katastrofalne dla tego społeczeństwa w dłuższej perspektywie czasowej.

Chciałbym również zwrócić uwagę na to, że w wysoko rozwiniętych technologicznie krajach świata nie jest regułą, że naukowiec prowadzi własną firmę, ale istnieje wielu znanych ludzi nauki, którzy to robią. Bezpośrednie zaangażowanie w działalność własnych czy innych firm high-tech daje im dodatkową nobilitację, ponieważ jest potwierdzeniem ich wysokich kompetencji naukowo-technicznych. Własna firma, jako pewne przedłużenie procesu badań naukowych w dziedzinie, w której pracuję, czyli metrologii optoelektronicznej, jest prawie normą, a nie wyjątkiem. Jednym z założycieli francuskiej firmy HGH Infrarouge Systemes jest prof. Gaussorgue, autor znanych na cały świat książek z zakresu termografii. Prof. Holst z USA jest czołowym światowym autorytetem w dziedzinie metrologii termowizyjnej i autorem szeregu znanych książek. Jednocześnie prowadzi własną firmę oraz jest aktywnie zaangażowany w działalność innych firm metrologicznych. W firmach takich, jak CI Systems z Izraela, SBIR z USA, EOI z USA, zatrudnieni są naukowcy z uczelni, co skutkuje wartościowymi publikacjami pracowników tych firm oraz wzrostem ogólnego poziomu naukowego realizowanych tam projektów. Moim współpracownikiem w Chinach jest prof. Li, który łączy prowadzenie badań naukowych i dydaktyki z kierowaniem własną firmą.

Nie lansuję bynajmniej poglądu, że każdy profesor powinien zakładać własną firmę czy bezpośrednio angażować się w proces wdrożeń. Chciałbym jednak, aby tym, którzy się na takie posunięcie zdecydują, nie przeszkadzano i nie potępiano ich, pamiętając, że zdecydowali się poddać surowej weryfikacji własną wiedzę naukową. Jednocześnie należy pamiętać, że w przypadku małych firm high-tech realne obciążenie sprawami administracyjnymi jest minimalne i naukowiec kierujący taką firmą może zajmować się badaniami naukowymi w większym stopniu, niż dyrektor typowego instytutu naukowego z ogromnym obciążeniem sprawami administracyjnymi.

Jestem zdecydowanym zwolennikiem wdrożeń jako kryterium oceny jakości wyników prac naukowych w obszarze nauk technicznych i nauk stosowanych. Zaznaczam jednak, że mówię o wdrożeniach nowych, unikalnych na skalę międzynarodową produktów lub technologii, dokonanych ze znaczącym wsparciem badań naukowych. W mojej ocenie istnieją dwie podstawowe cechy przypadku wdrożenia wyników prac naukowych o dużej wartości:

A) produkt czy technologia osiąga autentyczny sukces rynkowy na skalę międzynarodową ze względu na swoją oryginalność;

B) można opublikować prace naukowe na temat przedmiotu wdrożenia w wysoko ocenianych czasopismach naukowych.

Jeżeli wdrożenie nie posiada cechy A, to powstają wątpliwości co do oryginalności i wartości wdrożonych wyników prac naukowych. Natomiast, gdy brakuje cechy B, powstają wątpliwości, czy wdrożono oryginalne, wartościowe wyniki prac naukowych.

Należy zauważyć, że nie ma sprzeczności pomiędzy postulowanym przeze mnie kryterium wdrożeń jako miernikiem oceny naukowca, a kryterium ilości i jakości publikacji naukowych.

Zabójcza konkurencja

Na koniec o patentowaniu wyników własnych prac. Zwiększenie liczby patentów było prezentowane na konferencji, jako metoda wzrostu innowacyjności kraju. W mojej ocenie jest to teza ryzykowna z kilku przyczyn.

Pierwsza – świat przyśpieszył. Na początku XX wieku kilkuletnie oczekiwanie na patent nie miało większego znaczenia. Proces wdrażania produktu był znacznie dłuższy. Obecnie przez okres kilku lat na bazie informacji ujawnionej w zgłoszeniu patentowym obca firma może zbudować nowy produkt, zdobyć rynek, zarobić i zmodyfikować produkt tak, aby patent go już nie obejmował.

Druga przyczyna – świat stał się globalną wioską. Dla zapewnienia ochrony patentowej firmy operujące w skali globalnej powinny uzyskać ochronę patentową w wielu krajach świata, co znacznie podnosi koszty patentowania i ogranicza jego efektywność ekonomiczną.

Trzecia – oceniając sytuację w mojej specjalności naukowej mogę stwierdzić, że praktyczne wykorzystanie znajduje zaledwie kilka procent spośród ogromnej masy patentów. Być może w innych dziedzinach jest inaczej, ale prawdopodobnie różnice nie są zbyt duże. Rodzi to możliwość wystąpienia sytuacji, w której ośrodki naukowe generują mnóstwo patentów, których utrzymanie sporo kosztuje, a jednocześnie praktyczna przydatność tej masy patentów jest mocno ograniczona.

Czwarta przyczyna – środek ciężkości gospodarki światowej przesuwa się coraz bardziej na Daleki Wschód. System patentowy i pojęcie własności intelektualnej jest generalnie wytworem cywilizacji zachodniej. W zdecydowanej większości krajów azjatyckich, w tym w Chinach, system patentowania jest postrzegany jako niesprawiedliwy, narzucany przez kraje zachodnie, dążące do zapewnienia sobie dużych zysków bez realnej pracy. W tej sytuacji społeczeństwa tych państw w większości nie respektują patentów czy też szerzej – pojęcia własności intelektualnej. W tej sytuacji patentowanie zwykle nie zapewnia praktycznie żadnej ochrony, a wręcz przeciwnie – stwarza poważne zagrożenie dla firmy, która rozpoczęła proces patentowania.

Prezentuję powyższe wnioski na bazie własnych doświadczeń pracy w firmie high-tech produkującej drogą aparaturę pomiarową, dla której region Dalekiego Wschodu jest bardzo ważny. Firma mogłaby wystąpić z wnioskami o kilkadziesiąt patentów związanych z wytwarzaną aparaturą pomiarową. Jednakże wystąpienie z wnioskami o tych kilkadziesiąt patentów byłoby praktycznie samobójstwem, ponieważ doprowadziłoby do powstania konkurencyjnej firmy chińskiej. Zapewnienie konkurencyjności firmy względem większych i znanych firm zachodnich jest bardzo trudne, lecz wciąż możliwe, natomiast potencjalna konkurencja chińska mogłaby się okazać zabójcza. Obecny system patentowy nie zapewnia żadnej ochrony na rynkach azjatyckich dla niewielkiej krajowej firmy high-tech produkującej drogie, niskoseryjne produkty high-tech przeznaczone na rynki azjatyckie.

Duże firmy globalne, oferujące produkty przeznaczone na masowy rynek, są zdecydowanie mniej wrażliwe na wspomniane wady współczesnego systemu patentowania. Takie firmy są w stanie wymusić na całym świecie respektowanie swoich patentów przez dziesięciolecia. Jednak znaczna cześć mniejszych firm sektora high-tech będzie musiała w najbliższej przyszłości wypracować model działania poza systemem patentowania, jeśli chcą efektywnie działać w skali globalnej.

Zdaję sobie sprawę, że zaprezentowane powyżej poglądy mogą być uznane za kontrowersyjne. Mogę się mylić w przedstawionych prognozach. Oceniam jednak, że jest całkowicie możliwe, iż za lat pięćdziesiąt Chińczycy będą mogli powiedzieć, że w pierwszej połowie XXI wieku państwa zachodnie miały dużo publikacji naukowych, dużo patentów, ale to Chiny miały masowe wdrożenia i to one wygrały wyścig.

 

Prof. dr hab. inż. Krzysztof Chrzanowski, elektronik, pracownik naukowo-dydaktyczny Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, jest dyrektorem firmy produkującej specjalistyczny sprzęt pomiarowy.