Akademicka „pomroczność jasna”
Kolejny przypadek profesorskiej nierzetelności został ostatnio zakończony w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Dotyczy prof. dr hab. Ewy Latoszek z Katedry Studiów Politycznych (kierownik: dr hab. Piotr Ostaszewski) Kolegium Ekonomiczno-Społecznego (dziekan: dr hab. Joachim Osiński). W czerwcu 2007 r. została ona współuczestnikiem grantu z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego Zmiana znaczenia czynników międzynarodowej konkurencyjności gospodarczej wynikająca z procesów globalizacji i integracji z Unią Europejską. Wnioski dla optymalizacji modelu polskiej polityki gospodarczej , którym kierował dr hab. Wojciech Bieńkowski z Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Pani Profesor podjęła się przygotowania opracowania Międzynarodowa konkurencyjność gospodarcza , za co miała otrzymać honorarium w wysokości 3700 zł. Zlecenie wykonała w terminie, przesyłając elektronicznie 31 października 2007 r. na ręce kierownika grantu owoc swego trudu. Miesiąc później przedstawiła rachunek, który następnie skasowała. W styczniu 2008 r. całość grantu, w postaci opracowań różnych jego współuczestników, została wydrukowana w 50 egzemplarzach w serii Prace i Materiały Instytutu Gospodarki Światowej SGH pod nr. 284. Trafiły one do autorów i do biblioteki, aby z tej wiedzy mogli skorzystać zainteresowani.
Jednym z takowych była dr Ewelina Szczech-Pietkiewicz, adiunkt Zakładu Unii Europejskiej Instytutu Handlu Zagranicznego i Studiów Europejskich KGŚ, która książeczkę z zainteresowaniem przejrzała. Włosy zjeżyły się jej na głowie, gdyż w czytanym opracowaniu prof. Latoszek rozpoznała dwa podrozdziały ze swojej pracy doktorskiej Realizacja strategii Lizbońskiej w rozszerzonej Unii Europejskiej , obronionej w maju 2007 r. Tekst został przejęty metodą „copy and paste” – łącznie z kilkoma „literówkami”.
Wzburzona adiunkt pod koniec czerwca 2009 r. powiadomiła rektora SGH, prof. Adama Budnikowskiego, który polecił rzecznikowi dyscyplinarnemu, dr Sylwii Morawskiej, wszczęcie dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego. Po półrocznym, dogłębnym wyjaśnianiu zarzutów, 19 marca 2010 r. rzecznik złożyła wniosek dyscyplinarny o ukaranie prof. Ewy Latoszek naganą.
A było to tak
W trakcie wyjaśnień obwiniona nie przyznała się do plagiatu, stwierdzając, że cudzy tekst został wysłany przez pomyłkę. Ze swej książki profesorskiej, którą przygotowywała do druku wiosną 2006 r., na sugestię konsultanta, prof. Andrzeja Stępniaka, „wyrzuciła” rozdział o podobnym tytule, który „osierocony” został w jej komputerze. Na wiosnę 2007 r. z kolei zgłosił się do niej student, który aby dostać zaliczenie, musiał przygotować pisemny referat Międzynarodowa konkurencyjność gospodarcza . Pech chciał, że osobnik ten oddał jej wersję papierową i niepodpisaną wersję elektroniczną. Po zaliczeniu wersja papierowa została zniszczona, a elektroniczna się „zawieruszyła” w komputerze pani profesor. Nazwiska tego studenta sobie nie przypomina (i mimo wysiłków rzecznika i innych osób nie można go było zidentyfikować oraz odnaleźć). Jej oryginalny komputer przy wymianie na nowy został wyrzucony, jedynym dowodem na omawianą okoliczność jest zatem powyższa historyjka.
Kiedy trzeba było zrealizować grant, obwiniona zamiast wysłać „osierocony” rozdział książkowy, który akurat pasował do tematyki, wysłała przez pomyłkę pracę studenta. To on pewnie przepisał tekst z pracy doktorskiej Eweliny Szczech-Pietkiewicz, a ona jest niewinna! Nie miała czasu, aby później przejrzeć swoje dzieło w wersji wydrukowanej, a w zebraniach zespołu grantowego też nie brała udziału.
Komisja Dyscyplinarna w składzie: prof. dr hab. Elżbieta Duliniec, dr hab. Andrzej Janik i Tomasz Dzierzbicki (student), uznała, że „brak jest jednoznacznego i przesądzającego dowodu stanu świadomości obwinionej, który obejmowałby wiedzę o tym, że wykorzystała cudzy tekst jako swój wówczas, gdy było możliwe usunięcie skutków tej pomyłki”. Jako lekarz skomentuję to, że współczesna medycyna zna takie przypadki i wydaje mi się, że można tutaj rozpoznać „akademicką pomroczność jasną”. Podobny przypadek – co prawda w nieco innych okolicznościach, bo podczas wypadku samochodowego – zdiagnozowano przed laty u syna ówczesnego prezydenta.
Prof. Ewa Latoszek ukarana została więc naganą, a w uzasadnieniu Komisja podkreśliła, że dotąd nie była karana za plagiat, co dla każdego profesora jest okolicznością łagodzącą. Rzecznik dyscyplinarny i rektor uczelni nie uważali za stosowne odwołać się do Odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej. Natomiast zrobiła to, w interesie własnym, obwiniona. Jak mnie poinformowano w Komisji, podczas posiedzenia 28 września br. Zespół Odwoławczy złagodził karę do „upomnienia”.
Jednak Komisja Odwoławcza nie zauważyła (czyżby pomroczność jasna była zaraźliwą?), że całe postępowanie dyscyplinarne jest nieważne z powodu tego, że wniosek dyscyplinarny złożyła osoba nieuprawniona. Obowiązujące od 2007 r. przepisy wymagają, aby rzecznikiem dyscyplinarnym był samodzielny pracownik naukowy w stopniu profesora lub doktora habilitowanego. Sylwia Morawska, która od kilku lat pełni tę funkcję w SGH, jest doktorem nauk ekonomicznych i adiunktem, co powoduje, że nie mogła być rzecznikiem dyscyplinarnym nauczycieli akademickich. Z tego powodu, moim zdaniem, cała procedura dyscyplinarna jest nieważna z mocy prawa. Warto podkreślić, że dr Morawska jest także prokuratorem Prokuratury Okręgowej w Warszawie, ale nie mogłem się dowiedzieć, czy władze rektorskie powiadomiły rejonową prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa plagiatu.
Cała sprawa pokazuje, jak wielka jest dysproporcja w karaniu profesorów i adiunktów za identyczne przewinienia.
Sprawy minione.
Również we wrześniu br. zapadło orzeczenie odwoławcze w sprawie dr. Jakuba Wójcika, byłego adiunkta filologii angielskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (patrz: Nierychliwie, ale sprawiedliwie , FA 10/2009). Karę 10-letniego zakazu wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego, wymierzoną przez Komisję Uczelnianą za plagiat dwóch artykułów naukowych, w postępowaniu odwoławczym zmniejszono do 3 lat. Na Wydziale Filologicznym UMK od czerwca br. prowadzona jest procedura wznowienia doktoratu p. Wójcika z powodu plagiatu.
Z kolei Rada Wydziału Wojskowo-Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w pierwszej dekadzie października br. nie zatwierdziła w tajnym głosowaniu habilitacji z kardiologii dr. Leszka Markuszewskiego (patrz: Jak się zdobywa publikacje , FA 9/2007, Z powagą i determinacją, Co w nauce wypada, a co nie , FA 11/2007). Jak podał red. Adam Czerwiński z łódzkiej „Gazety Wyborczej”, z 62 obecnych osób dwie oddały nieważny głos. Za przyjęciem przewodu habilitacyjnego głosowało 30, zaś 24 było przeciw. Ponieważ 6 osób się wstrzymało, to do większości 50 proc. plus 1 zabrakło właśnie jednego głosu. Habilitacja nie przeszła. Mimo pozytywnych recenzji i kolokwium habilitacyjnego Rada Wydziału zapewne uznała, że walory etyczne kandydata do samodzielności naukowej nie w pełni go kwalifikują do tej funkcji.
Przypomnę, że parę lat wcześniej dr Markuszewski zasłynął z tego, iż w okresie pełnienia funkcji dyrektora 2. Szpitala Klinicznego WAM był współautorem większości publikacji wychodzących z klinik i zakładów Uniwersytetu Medycznego, które fizycznie ulokowane były w budynku szpitala, którym on kierował. W ciągu jednego tylko roku 2005 miał ich 95, co przekłada się na niezły dorobek przedhabilitacyjny, bowiem w latach 2002-05 został współautorem 164 publikacji. Przyczyniło się to zresztą do poważnych trudności, jakie dr Markuszewski miał z otwarciem przewodu habilitacyjnego. We wrześniu 2008 r. nowy rektor, prof. Paweł Górski, odwołał go z dyrektorskiej funkcji. Obecnie dr Leszek Markuszewski jest dyrektorem Biura Służby Zdrowia Centralnego Zarządu Służby Więziennej w Warszawie.
Na swoim posiedzeniu 29 listopada 2010 Prezydium Centralnej Komisji wznowiło przewód doktorski z 1990 r. dr. hab. Bernarda Koziroga, rektora Wyższej Szkoły Teologiczno-Humanistycznej (patrz: Profesorskie plagiaty , FA 6/2010). Specjalna komisja wydziałowa Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie uznała, że praca doktorska w 70 proc. jest oparta na tekście wcześniejszej publikacji Michał Belina Czechowski 1818-1876 , wydanej przez Wydawnictwo Znaki Czasu w 1979 r. Materiały doktoratu wrócą teraz do Rady Wydziału Teologicznego CHAT, która powoła dwóch nowych recenzentów. Jeśli w świetle ostatnich ustaleń recenzje będą negatywne, to doktorat zostanie anulowany.
Chciałbym przy okazji poinformować, że niespodziewanie wyszło na jaw, iż książka dr. Mieczysława Tarasiuka (patrz: Koniec słowackiego eldorado , FA 3/2010, Smutne konsekwencje autoplagiatu , FA 4/2010) Idea Mesjasza w profetyzmie izraelskim , wydana w 2008 r. przez Wydawnictwo Znaki Czasu, jest w ponad 80 proc. tłumaczeniem książki Waltera C. Kaisera The Messiah in the Old Testament , wydanej w 1995 r. w USA. Dr Tarasiuk w swoim tekście ani razu nie powołuje się na tłumaczoną pozycję, co świadczy, że plagiat był świadomy. Pod tym samym tytułem została przedstawiona Wydziałowi Teologicznemu Katolickiego Uniwersytetu w Rużemborku na Słowacji jego druga monografia habilitacyjna. Przeszła ona pod koniec października br. przez sito trzech recenzentów i na początku listopada br. Rada Wydziału Teologii w Koszycach przyznała mu stopień docenta teologii. Dyplom jednak nie został wydany, zaś rektor tego Uniwersytetu, którym od dwóch lat jest ks. prof. dr hab. Tadeusz Zasępa z Lublina, powołał komisję do sprawdzenia zarzutów.
Zdaniem dr. Tarasiuka, monografia habilitacyjna nie jest tożsama z książką i posiada odpowiednie powołania oraz cytowania. Nawet gdyby tak było, to tak poważny plagiat książki w mojej opinii, dyskwalifikuje samodzielność naukową delikwenta, szczególnie że wcześniej też miał duże „potknięcie” przedstawiając unowocześnioną pracę magisterską jako habilitację. Standardem jest też w tego typu sytuacjach sprawdzenie innych, kluczowych publikacji nierzetelnego naukowca. Wystąpiłem więc do dziekanów wydziałów dwóch polskich uczelni, w których parę lat temu Mieczysław Tarasiuk przedstawił dysertacje doktorskie z teologii i nauk historycznych, aby sprawdzono je pod kątem prawidłowości cytowania.