Punkty Jerzego Hausnera

Leszek Szaruga

Profesor Jerzy Hausner w artykule Lekcja Marca, zamieszczonym na łamach „Gazety Wyborczej”, formułuje warunki niezbędne do tego, by uczelnie wyższe mogły spełniać rolę instytucji kształtujących intelektualną i etyczną formację społeczeństwa. Oto one: „1) prowadzenie badań; 2) wolność badań i poszukiwań naukowych; 3) autonomia programowa; 4) status pracownika uczelni, który pozwala zachować niezależność polityczną; 5) wyłanianie w drodze demokratycznych wyborów władz uniwersyteckich odpowiedzialnych za kształcenie i badania; 6) intensywny i możliwie zindywidualizowany kontakt studentów i nauczycieli akademickich; 7) przestrzeganie wysokich standardów etycznych”. Autor podkreśla, że obserwuje osłabienie aktywności badawczej i wydawniczej uczelni oraz to, iż aktywność uczelnianą zdominowała dydaktyka, zaś uczelnie „stały się fabrykami dyplomów”.

Warto się temu uważniej przyjrzeć. (Moje uwagi dotyczą przede wszystkim dziedzin humanistycznych, w których na ogół nie istnieją bariery utrudniające podejmowanie prac naukowych.) O ile wiem, nikt nikomu prowadzenia badań nie zabrania, a jeśli obserwuje się zanik tego rodzaju aktywności, to przyczyn należy szukać w wieloetatowości, stanowiącej efekt zbyt niskich wynagrodzeń w szkolnictwie wyższym oraz w nie dość rozwiniętym systemie rozliczeń i weryfikacji aktywności naukowej nauczycieli akademickich. Co do wolności badań i poszukiwań sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Znane mi są wypadki ograniczania tej wolności, dyktowane innym niż badacza światopoglądem jego szefa bądź lękiem przed podejmowaniem tematów politycznie „niewygodnych” czy „drażliwych”. Teoretycznie można się upomnieć o swoje, w praktyce jednak jest to w zasadzie niemożliwe. To samo dotyczy autonomii programowej, w szczególności, gdy chodzi o programy kreowane przez niesamodzielnych pracowników nauki. Co do niezależności politycznej – patrz punkt drugi. Jeśli chodzi o wybory władz, to o ile na szczeblu dziekana czy rektora są one w zasadzie wolne i demokratyczne, na poziomie kierowników katedr i zakładów sprawa jest nieco bardziej skomplikowana i uwikłana w szereg zależności i układów.

Gdy chodzi o kontakt studentów z nauczycielami akademickimi, to już czysta fikcja. Koleżanki i koledzy coraz częściej ograniczają kontakt ze studentami do zajęć i dyżurów, a i z tego nie zawsze się wywiązują. Osobiście podaję studentom mój adres elektroniczny. Bywa to uciążliwe, ale w końcu to moja praca. Nauczycielem akademickim jest się cały czas, a nie tylko „w biurze”. Nie ulega wątpliwości, że z tym problemem coś trzeba będzie zrobić, jeśli uczelnie mają tworzyć wspólnotę ludzi bezinteresownie dochodzących prawdy. Ograniczenie kontaktu ze studentami do formalnego minimum ma swoje przyczyny. Jedną z głównych jest „przeludnienie” zajęć. Oczywiście, w obecnych warunkach o wspomnianej bezinteresowności mowy już być nie może – obie strony dążą bowiem do jednego celu: zakończenia procesu edukacyjnego jak najmniejszym kosztem i uzyskania dyplomu.

No i wreszcie punkt ostatni. Sytuacja jest dość złożona. Pisze Hausner: „Brakuje nam wnikliwej refleksji na temat wyzwań etycznych związanych z wieloma nowymi sytuacjami, które są pochodną nowoczesności. Odnosi się to np. do zagadnienia inkubowania przedsiębiorczości studentów czy też korzystania z zasobów informacyjnych Internetu. W rezultacie obowiązujące na uczelniach standardy etyczne nie są wysokie, a jednocześnie nie są kulturowo odpowiednie”. Jak rozumiem, uwagi te dotyczą takich dziedzin, jak fizyka, chemia, biologia czy medycyna. W naukach humanistycznych te kwestie są równie ważne, choć niejako ukryte i dotyczące nie tylko „nowych sytuacji, które są pochodną nowoczesności” – dotyczy to samej istoty humanistyki, gdzie kwestia rzetelności przekazu i poprawności metodologicznej staje się, jak choćby w badaniach historycznych, w szczególności zaś dotyczących dziejów najnowszych, sprawą fundamentalną. O przykłady nietrudno i nie miejsce tu na ich mnożenie, wszakże może warto wskazać na pewien moment dość drażliwy, a związany z treścią punktu drugiego: często nierzetelność i metodologiczną niepoprawność maskuje się właśnie imperatywem „wolności badań i poszukiwań naukowych”, a ich krytykę traktuje jak zamach na wolność słowa.

Podsumowując sytuację w uczelniach, pisze Hausner, że nie wyklucza spowodowanego istniejącym stanem rzeczy buntu studenckiego. Nie sądzę, by w obecnych warunkach było to możliwe. W klimacie wciąż trwającego szczurzego wyścigu społeczność studencka jest zbyt zatomizowana, by przedsięwziąć tego rodzaju aktywność. Jeżeli jednak ktokolwiek jest w stanie rzeczywiście wymusić zmianę sytuacji w nauce i szkolnictwie wyższym, w tym doprowadzić do zwiększenia nakładów finansowych, to wyłącznie studenci.adra uniwersytecka ma zbyt małą siłę przebicia i zbyt wiele do stracenia.