Działamy na rzecz całego środowiska

Rozmowa z mgr inż. Kingą Kurowską, przewodniczącą Krajowej Reprezentacji Doktorantów

 

Dlaczego poszła Pani na studia doktoranckie?

– Byłam bardzo związana z uczelnią - działałam w kole naukowym, w samorządzie, brałam udział w badaniach naukowych w zakładzie, w którym pisałam pracę magisterską. Chciałem się też nadal rozwijać naukowo. Już na czwartym roku studiów wiedziałam, że podejmę taką decyzję.

Na jakim kierunku Pani studiuje?

– To są studia z pogranicza techniki i zarządzania – inżynieria produkcji. Zajmuję się zarządzaniem w firmach produkcyjnych przetwórstwa tworzyw sztucznych. Doktoryzuję się w Instytucie Organizacji Systemów Produkcyjnych w Politechnice Warszawskiej.

Pewnie ulegam stereotypom, ale takie szczegółowe zainteresowania inżynierskie to jednak domena mężczyzn….

– To chyba rzeczywiście stereotyp, bo choć mężczyźni mają przewagę w uczelniach technicznych, to kobiety nie są tam wyjątkami i w zależności od kierunku stanowią czasem całkiem sporą grupę. Zwłaszcza w ostatnich latach ta proporcja się zmienia na korzyść kobiet.

A Pani koleżanki i koledzy, dlaczego idą na studia doktoranckie?

– Motywacje bywają różne. Czasem jest to chęć pozostania w środowisku akademickim, dalszej pracy w uczelni, czasem próba przedłużenia okresu nauki, ale najczęściej jest to chęć pogłębiania wiedzy w danej dziedzinie i inwestowanie w siebie. A przy okazji może to być wkład, albo przynajmniej mały wkładzik, w daną dziedzinę polskiej czy światowej nauki.

A jak się już jest na studiach doktoranckich, co stanowi największy problem?

– Pierwszą i największą bolączką doktoranta jest brak pieniędzy. W naukach technicznych czy medycznych brak też aparatury, sprzętu albo dostępu do niego. Doktoranci bardzo często tylko w sobotę czy niedzielę mają możliwość robienia badań i tak naprawdę są pod tym względem na szarym końcu, także po tych, co piszą prace inżynierskie czy magisterskie. Trzecia rzecz to fakt wyboru opiekuna naukowego czy promotora. Zdarzają się przypadki skomplikowanej osobowości promotora, braku jego zaangażowania lub wręcz czasu dla doktoranta. Znam sytuacje, kiedy doktorant nie mógł spotkać się z promotorem przez pół roku z powodu braku czasu bądź umiarkowanie solidnego podejścia tego ostatniego. Dlatego jest dla nas ważne, żeby to był rzeczywisty, swobodny wybór doktoranta. Jeżeli wybór jest trafiony, wtedy promotor często zaprasza doktoranta do współudziału w różnych badaniach czy grantach, co pozwala także jakoś rozwiązywać kwestie finansowe. Na studiach technicznych o wiele łatwiej jest zdobyć grant czy projekt, w porównaniu z naukami humanistycznymi. W Krajowej Reprezentacji Doktorantów nie ma znaczenia, jaką dziedzinę nauki kto reprezentuje czy z jakiego ośrodka pochodzi – działamy wspólnie na rzecz całego środowiska.

Jak wygląda codzienność doktoranta? Więcej w niej nauki czy pracy?

– Kształcenie doktoranckie jest dość zróżnicowane w zależności od kierunku i uczelni. Nasza codzienność to gromadzenie literatury, zdefiniowanie tematu, robienie badań, a później pisanie doktoratu. Musimy także chodzić na zajęcia i zaliczać określone przedmioty. Jeśli doktorant pobiera stypendium doktoranckie, to musi też prowadzić zajęcia. Chcielibyśmy jednak, aby to obciążenie dydaktyczne było zmniejszone do maksymalnie 60 godzin (obecnie jest to 90). Często jest to także praca. Czasem w uczelni – wtedy z reguły na część etatu – czasem poza nią. Zdarza się, że jest rodzina, dzieci, a więc także szereg problemów z tym związanych.

Krajowa Reprezentacja Doktorantów nie ma do tej pory osobowości prawnej. To chyba nie pomaga w działalności?

– Niestety, nie mamy osobowości prawnej, choć jesteśmy jako podmiot wymienieni w ustawie o szkolnictwie wyższym z 2005 roku. To oczywiście utrudnia wiele rzeczy. Jesteśmy zrzeszeni, bo taką możliwość ustawa nam dała, opiniujemy więc akty prawne, reprezentujemy doktorantów i bronimy ich praw. Nie mamy na przykład swojego budżetu i ministerstwo nie może przekazać nam środków, ponieważ brak jest takich możliwości prawnych. Stwarza to wiele trudności. Na szczęście wspierają nas macierzyste uczelnie członków Zarządu i Komisji Rewizyjnej KRD, za co im serdecznie dziękujemy. Skierowany do Sejmu projekt nowelizacji Prawa o szkolnictwie wyższym przewiduje zmianę tej sytuacji. Krajowa Reprezentacja Doktorantów i Parlament Studentów RP będą działać na analogicznych zasadach. Będziemy również posiadać osobowość prawną i funkcjonować w oparciu o wybrane artykuły ustawy o stowarzyszeniach.

Jaka jest wewnętrzna struktura organizacyjna KRD?

– W każdej uczelni tworzy się samorząd doktorantów, z którego jedna osoba jest delegowana na Krajowy Zjazd Doktorantów. Zjazd wybiera władze centralne. Obecnie jest to siedem osób w zarządzie i pięć w komisji rewizyjnej. Do tego powołujemy różne komisje oraz pełnomocników. Ostatnio powstała na przykład Komisja Uczelni Technicznych.

Czy duży odsetek doktorantów aktywniej działa w uczelnianych reprezentacjach, a później w KRD?

– To zależy od uczelni. W niektórych aktywnie działa w radzie uczelnianej kilka czy kilkanaście osób, ale są też uczelnie, w których samorządy doktorantów nawet nie powstały. Zróżnicowana bywa też struktura uczelniana. Czasem działa jeden wspólny samorząd doktorantów, a gdzie indziej także samorządy wydziałowe.

Opiniują Państwo akty prawne, mają swoich przedstawicieli w Radzie Głównej, reprezentantów w Radzie Młodych Naukowców przy Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a także są Państwo zapraszani na posiedzenia komisji sejmowych czy konferencji rektorów, współpracują z Parlamentem Studentów RP. To chyba dużo?

– To dla nas ważne, żeby móc reprezentować środowisko doktorantów w różnych gremiach. Dzięki temu część naszych postulatów została wysłuchana, co można dostrzec w nowym projekcie nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z września tego roku. Nadal pozostaje jednak szereg spraw, o których zmianę musimy zabiegać.

Studia doktoranckie stały się w ostatnich latach dość popularne. Na początku lat dziewięćdziesiątych było ok. 3-4 tys. doktorantów, dziś mamy ich 35,5 tys. Zatem przez ostatnie 20 lat ich liczba wzrosła ponad dziesięciokrotnie. To znacznie więcej niż wzrost liczby studentów. Jest to spowodowane głównie algorytmem, który premiuje finansowo uczelnie mające większą liczbę doktorantów, wzrostem liczby jednostek mających uprawnienia do doktoryzowania oraz aspiracjami młodzieży i chęcią zwiększenia swoich szans na rynku pracy. Tę liczbę kilku tysięcy doktorów zdobywających co roku doktorat powinno się rozsądnie zagospodarować.

– To jest oczywiście duży problem, ponieważ uczelnie są w stanie wchłonąć mniej niż 10 proc. kończących studia doktoranckie, co przy znacznym wzroście ich liczby oznacza dużo większą konkurencję. Dodatkowo, przy dość powszechnej wieloetatowości, kurczącej się ostatnio liczbie studentów zapotrzebowanie na kadrę dydaktyczną będzie malało. Problem polega również na tym, że kadra naukowa zatrudniana była na zasadzie mianowania i czasem, niezależnie od potrzeb wydziału, pracuje na nim do emerytury, zatem nie zwalniają się miejsca dla młodych. Chcielibyśmy, aby szanse młodych, zdolnych ludzi były coraz większe, a nie coraz mniejsze.

Wiem, że dużym problemem są dla Państwa stypendia doktoranckie. Nie we wszystkich uczelniach czy wydziałach są one wypłacane.

– Stypendia doktoranckie ma około 35 proc. wszystkich doktorantów, przy czym to w dużej mierze zależy od kierunku studiów. Na przykład na kierunkach medycznych stypendia ma ok. 80-90 proc. doktorantów. Na humanistycznych jest ich dużo mniej. To z reguły wynika z ilości pieniędzy, jakie na skutek działania algorytmu przychodzą na uczelnie. Minimalna wysokość stypendium to 1044 zł netto. Ja w Politechnice Warszawskiej otrzymuję 1500 zł, a średnio jest to ok. 1200 zł. Wiadomo, że trudno się za to utrzymać i doktorant musi robić jakieś dodatkowe rzeczy. W ramach zaproponowanego w nowej ustawie funduszu projakościowego 30 proc. najlepszych będzie otrzymywać wyższe stypendia. W przypadku doktorantów ma to być ok. 800 zł. Problem pojawia się tam, gdzie uczelnia w ogóle nie daje stypendiów, bo tego zwiększenia z zupełnie innych pieniędzy w ogóle nie będzie. Dlatego ważne jest, aby nie było to zwiększeniem stypendiów, a dodatkowym świadczeniem. Funkcjonują także stypendia rektorskie, a osobne pieniądze dla doktorantów mają być także w KNOW-ach. Chcielibyśmy, żeby jak największa rzesza doktorantów mogła się o takie środki ubiegać.

Od dawna zgłaszają Państwo w związku z tym postulat, aby pieniądze na finansowanie stypendiów doktoranckich to były środki celowe.

– Ważne jest, aby pieniądze idące za doktorantem na uczelnie trafiały rzeczywiście do doktorantów i na stypendia doktoranckie. Obecnie są one wliczone w jedną dotację dydaktyczną, w związku z tym, o ile jeszcze rozdział w uczelni przeprowadzany jest zgodnie z wewnętrznym algorytmem, to już na wydziałach bywa różnie. Dochodzi do takich paradoksów, że jeden wydział daje stypendia dla 100 proc. doktorantów, a drugi nie daje wcale. Czyli ktoś te pieniądze przeznacza na inny cel. Jest też duże zróżnicowanie dotyczące poszczególnych uczelni. W związku z tym jest dla nas istotne, aby to były środki celowe. Podobnie zależy nam, aby przy funduszu projakościowym także było zapisane, że to będą środki celowe, aby na pewno trafiły one do doktoranta. To jest jeden z najważniejszych naszych postulatów. Obecnie powstał w ministerstwie zespół zajmujący się kosztami kształcenia i kosztochłonnością poszczególnych kierunków i mam nadzieje, że uda nam się przekonać władze do naszych racji.

Jakich jeszcze zmian spodziewają się Państwo po nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym?

– Cieszymy się, że w funduszu pomocy materialnej nie będzie parytetów na stypendia w puli dla doktorantów, czyli z góry narzuconego procentowego podziału na stypendia naukowe i socjalne. Apelujemy jednak, aby część przeznaczona dla doktorantów była wyższa niż 3 proc. całości. Liczba doktorantów rośnie, stąd nasza propozycja, aby pulę tę wyznaczać jako stosunek liczby doktorantów do studentów.

Ważne jest również, aby stypendium doktoranckie nie wliczało się do dochodu liczonego przy pomocy materialnej – wszystkie inne stypendia, np. unijne, często wyższe od doktoranckiego, nie są liczone.

A czego Państwo oczekują po zmienianej ustawie o stopniach i tytułach?

– Po konsultacjach z kilkoma wydawnictwami obawiamy się, że publikacja całości doktoratu na stronie internetowej może wykluczyć pracę z możliwości jej wydania. Proponujemy publikację zarówno recenzji, jak i autoreferatu, ale nie całej pracy.

Jakiś czas temu pojawił się pomysł na podział na doktoraty zawodowe, czy inaczej aplikacyjne, oraz doktoraty naukowe, odzwierciedlający to, o czym mówimy, czyli dwutorowość dalszych losów doktorantów. Doktoranci są jednak przeciw takiemu rozwiązaniu. Dlaczego?

– W czerwcu tego roku zorganizowaliśmy – Krajowa Reprezentacja Doktorantów wraz z Warszawskim Porozumieniem Doktorantów – konferencję Model funkcjonowania studiów doktoranckich. Tematem przewodnim była współpraca doktorantów z otoczeniem gospodarczym oraz właśnie doktoraty zawodowe. Po długich dyskusjach doszliśmy do wniosku, że możliwe jest zróżnicowanie ścieżek dojścia do doktoratu, właśnie z uwzględnieniem specyfiki, nazwijmy ją: aplikacyjną i teoretyczną, ale sam stopień naukowy powinien być jeden. Po pierwsze dlatego, aby nie wskazywać, że jeden jest lepszy, szlachetniejszy, a drugi gorszy. Pozostawałaby wątpliwość, jaki poziom tak naprawdę reprezentują doktoraty zawodowe. Po drugie dlatego, że mogłoby to przesądzać o tym, co się będzie robić później, a droga do zmiany winna być cały czas otwarta. Cztery czy pięć lat studiów to okres na tyle długi, że wiele może się zmienić w życiu doktoranta i nie należy mu zamykać ścieżki kariery. To jest przekonanie całego środowiska doktorantów. Na wspomnianej konferencji nie było wręcz osoby, która myślałaby inaczej. W niektórych krajach europejskich tak to właśnie funkcjonuje. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej, znając specyfikę i konsekwencje tego wyboru, doktorant deklaruje, którą ścieżkę wybiera, ale tytuł doktora jest jeden.

Mają Państwo rzecznika praw doktoranta. Czy ma on dużo pracy?

– Kiedy jeszcze kilka lat temu obowiązywała zasada, że doktorant w przypadku nieukończenia studiów doktoranckich musi zwrócić stypendium, spraw trafiających do rzecznika było bardzo dużo. Obecnie, kiedy zniesiono ten przepis, liczba spraw nie jest zbyt wielka, mniej więcej kilkanaście miesięcznie. W większości wynikają one zresztą z niewiedzy którejś ze stron i najczęściej wystarczy wyjaśnienie obowiązujących przepisów. Czasem zdarzają się jednak sprawy poważniejsze i staramy się wówczas interweniować tak, aby prawa doktorantów były respektowane. Zapraszamy wszystkich doktorantów do kontaktu ze swoim samorządem w uczelni, a w razie nierozwiązanych problemów lub wątpliwości także do naszego rzecznika praw doktoranta (rzecznik@krd.org.pl).

Czym jeszcze zajmuje się Krajowa Reprezentacja Doktorantów?

– Raz w roku organizujemy wcześniej wspomnianą konferencję na temat modelu funkcjonowania studiów doktoranckich. Mamy też konkurs na najbardziej prodoktorancką uczelnię – PRODOK. Dotychczasowy zwycięzca to dwukrotnie Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na kolejnych miejscach znalazły się: Uniwersytet Jagielloński, Politechnika Warszawska i Uniwersytet Warszawski. Właśnie ogłosiliśmy trzecią edycję konkursu, jego rozstrzygnięcie nastąpi na XI Krajowym Zjeździe Doktorantów, 3 grudnia br. w Poznaniu. Trochę zmodyfikowaliśmy zasady i kryteria będą bardziej szczegółowe. W czerwcu bieżącego roku ruszyła nowa strona internetowa, a z początkiem roku akademickiego nasz elektroniczny biuletyn. Będzie ukazywał się raz w miesiącu oraz, w przypadku ważnych dla naszego środowiska wydarzeń, jako numery specjalne. Można się na niego zapisywać na naszej stronie internetowej www.krd.org.pl.

Dużym tegorocznym sukcesem jest fakt, że Izabela Stanisławiszyn (pełnomocnik KRD ds. współpracy międzynarodowej) została przewodniczącą Europejskiej Rady Doktorantów i Młodych Naukowców – EURODOC. Tutaj warto wspomnieć, że KRD wraz z lokalnymi porozumieniami doktorantów, warszawskim i krakowskim (WPD i PDUK), wygrała konkurs na organizację europejskiego zjazdu doktorantów w 2012. W ostatnim miesiącu rozpoczęliśmy również współpracę z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju i planujemy wspólnie dwa duże projekty. Cały czas skupiamy się na bieżącej działalności, czyli współpracy z samorządami doktorantów, porozumieniami zarówno lokalnymi, jak i branżowymi, opiniowaniem aktów prawnych, uczestniczymy w pracach komisji sejmowych, Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego itp. Pracy tej jest bardzo dużo, ale często jest niewidoczna. W przyszłym roku, po zmianach w ustawie, będziemy na pewno musieli zmienić statut i podjąć szereg działań organizacyjnych dostosowujących KRD do nowych zasad funkcjonowania. To na pewno będą nowe wyzwania.

Rozmawiał Andrzej Świć