Belka w naszym oku

Henryk Grabowski

Swego czasu zgadaliśmy się ze znajomą plastyczką na temat znanego, polskiego malarza. Nasze opinie dotyczące wartości jego twórczości różniły się. Miałem lepsze zdanie o jego obrazach niż ona. Kiedy wyczerpały mi się argumenty rzeczowe, rzekłem: Musisz jednak przyznać, że jego jeden obraz kosztuje więcej niż cała dotychczasowa twoja twórczość. Może masz rację – odparła – ale słyszałam, że on pije.

Kolega opowiadał mi, że jego bardzo wierzący szwagier, będąc inwalidą III grupy, jeździ koleją – z żoną, jako jego opiekunką – za darmo. Równocześnie jest on znany z uczestniczenia z powodzeniem w różnych dziwacznych sportach ekstremalnych, jak zjazdy lub pływanie na „bele czym”, żeglowanie na tratwach z odpadów itp. Posiada bogatą kolekcję trofeów za osiągnięcia w tym zakresie. Zapytany, czy z powodu tej – delikatnie mówiąc – nieuczciwości ma wyrzuty sumienia, odrzekł, że powinni je mieć ci, którzy nie potrafią korzystać z przysługujących im uprawnień.

Co mam zrobić? - zapytał mnie aspirujący do samodzielności w nauce młodszy kolega, kwestionując kompetencje recenzenta, który negatywnie ocenił jego artykuł tylko dlatego, że w piśmiennictwie zabrakło zagranicznej literatury. Uzupełnij ten brak – odparłem lakonicznie, a zarazem najmądrzej jak umiałem. Po pewnym czasie uradowany zakomunikował mi, że – zgodnie z moją sugestią – dodał do bibliografii parę pozycji anglojęzycznych i tekst został przyjęty. Na moje pytanie, czy je przeczytał, odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że nie. Choć wiem, że jest głęboko wierzący, nie zapytałem go, czy ma zamiar się z tego wyspowiadać. Wiedziałem, jaka będzie odpowiedź.

Wolno zapytać, co łączy opisane zdarzenia? To, że – w sytuacji zagrożenia pozytywnego wizerunku własnej osoby – niezależnie od fachowości, światopoglądu czy systemu wartości – nikt nikogo nie potrafi skuteczniej niż siebie samego oszukać.

W powyższym stwierdzeniu nie ma niczego oryginalnego. Wszak już w Ewangelii napisano, że jesteśmy zdolni widzieć drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym nie dostrzegać. Prawidłowość ta została wyjaśniona naukowo, ze znacznym – jak zwykle – opóźnieniem, w teorii dysonansu poznawczego, według której człowiek potrafi być ślepy i głuchy na informacje godzące w poczucie własnej wartości.

Na tym tle rodzi się pytanie ogólniejszej natury: czy stojący na straży naszego dobrego samopoczucia system immunologiczny jest na tyle potrzebny, że nie należy go w procesie pedagogicznym osłabiać, czy też nasz system wychowawczy jest tak słaby, że nie potrafi się z tym uporać? Nie wiem.