Bo takie są moje obyczaje

Henryk Grabowski

Mój tekst Droga na skróty (FA 7-8/2010) spotkał się z większym od przeciętnego zainteresowaniem. Świadczą o tym listy, które otrzymałem. Krytykowałem w nim wykorzystywanie zajmowanych w uczelni stanowisk w celu ułatwienia sobie drogi awansu naukowego. Wszyscy zgodzili się ze mną, że jest to nieprzyzwoite. Najbardziej radykalne stanowisko zajął jeden z profesorów, który napisał, że sprawa, którą poruszam „jest typową dla konfliktu interesów, i od strony prawnej została już dawno rozwiązana. Ustawa o tytule naukowym i stopniach naukowych mówi, że w sprawach nieuregulowanych przez nią mają zastosowanie przepisy Kodeksu postępowania administracyjnego, według którego sytuacja, w której podwładny recenzuje przełożonego w formalnej procedurze jest po prostu przestępstwem i powinna być raportowana do organów ścigania”.

Ocenę legalności wszczynania postępowania wnioskowego o nadanie tytułu naukowego profesora przez uczelnię, w której kandydat pełni funkcję rektora pozostawiam prawnikom Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Mnie głównie interesuje moralny aspekt tego zjawiska.

Zastanawia mnie, dlaczego tak mało ludzi z naszego środowiska przeciwstawia się narastającym przejawom patologii życia akademickiego. Myślę, że teza o powszechnym konformizmie, wygodnictwie lub strachu przed konsekwencjami nie przystaje do ludzi o najwyższych kwalifikacjach intelektualnych i jest zbyt daleko idącym uproszczeniem.

Wczytując się dawno temu w etykę niezależną Tadeusza Kotarbińskiego zapamiętałem sobie – nie wiem, czy dokładnie – że nakazuje ona m.in. wspieranie zachowań przyzwoitych i przeszkadzanie nieprzyzwoitym. Być może w formułowaniu tej dyrektywy etycznej uczonemu chodziło o to, że pobłażliwość dla nieuczciwości idzie zawsze w parze z rażącą niesprawiedliwością wobec uczciwych. Niektórzy ludzie, jak sądzę, nie zdają sobie sprawy, że przymykając oczy na nadużycia kolegów w drodze do awansu stają się ich współsprawcami. Stwarzają bowiem równe szanse ludziom o nierównych osiągnięciach. Świadomość tego mogłaby odegrać kluczową rolę w uwalnianiu się od skrupułów rzekomego sprzeniewierzania się koleżeńskości w napiętnowaniu zła.

Z napiętnowania tego nie trzeba się przed nikim tłumaczyć. Wszelkie zgłaszane wątpliwości w tym względzie wystarczy kwitować słowami Przełęckiego z dramatu Stefana Żeromskiego Uciekła mi przepióreczka: „Bo takie są moje obyczaje”. Inne argumenty są zbędne.