Życzkowscy

Magdalena Bajer

„Mama była wtedy młodą doktorantką chemii i pisała pracę o bezwodnikach. Na koniec swego bardzo konkretnego listu z 25 maja 1958 ojciec napisał najbardziej romantyczne zakończenie, na które było go stać: Życzę Ci pomyślnego bezwodnika – na dobranoc, bo jest 23;50, siadam jeszcze do paru całeczek, a jako że dotyczą one ściskania, więc przesyłam i Tobie serdeczne uściski”.

Dwa lata później przyszli na świat: autor tego wspomnienia Adam oraz jego brat-bliźniak Karol, Życzkowscy, zaś autor cytowanego listu, Michał Życzkowski, ich ojciec (wówczas stypendysta Imperial College w Londynie), szybko przeszedł drogę akademickich stopni oraz tytułów, stworzył szkołę naukową i wychował – w czym ogromna zasługa żony, Teresy Heydel-Życzkowskiej, czwórkę swoich dzieci na kontynuatorów inteligenckiej, a także profesorskiej tradycji.

Handicap

Prof. Karol Życzkowski nie przypomina sobie szczególnych wymagań lub oczekiwań rodziców. Trzeba było się uczyć, a gdy ktoś miał z tym kłopot, znajdował pomoc. Młode pokolenie raczej garnęło się do nauki. Od małego wiedzieli, wszyscy czworo, że trzeba znać języki, których kilkoma ojciec biegle władał, a że często bywali w domu cudzoziemscy goście, warto było móc z nimi rozmawiać, a przynajmniej rozumieć, o czym mowa przy gościnnym stole.

Dom rodzinny był religijny. Nie bez wpływu na to pozostawała pewnie bliska znajomość państwa Życzkowskich z kardynałem Karolem Wojtyłą, który dawał im ślub, a później chrzcił ich dzieci. Na niedzielną mszę św. chodzono przeważnie całą rodziną. Oczywiste były lekcje religii – w szkolnych czasach mego rozmówcy odbywające się w parafialnych salkach katechetycznych.

Wychowanie w krakowskiej rodzinie profesorskiej, w której praktykowano tradycyjne składniki inteligenckiego etosu, rzadko pewnie je artykułując – tolerancję, prawdomówność, wzajemne zaufanie, uznanie dla wiedzy i szacunek dla mądrości – dawało dobrą pozycję do życiowego startu, ośmielało w ambitnych wyborach. Młodzi Życzkowscy mieli od dzieciństwa dostęp do bogatej biblioteki rodziców, w której obok przewagi książek technicznych, matematycznych, fizycznych i chemicznych, była też literatura piękna, dzieła historyczne i religijne. Dzieci były osłuchane z problemami, z którymi zmagali się rodzice, ich przyjaciele i uczniowie. Interesowali się tym, co dzieje się w uniwersytecie, w Krakowie, w Polsce i na świecie.

Dorastanie bliźniaków przypadło, jak mówi Karol, na ciekawe czasy. Maturę zdali w r. 1978. W roku 1981 Adam wyjechał do Stanów Zjednoczonych, wziąwszy urlop dziekański w krakowskiej Akademii Rolniczej. Tam zastał go stan wojenny, przez co historia wpłynęła na jego losy. Otrzymał „zieloną kartę” i został w USA, kończąc najpierw w New Jersey studia związane z technologią żywności, pokrewne wcześniejszym zainteresowaniom, następnie zaś MBA (Master of Business Administration) w Uniwersytecie Notre Dame w Stanie Indiana, by zostać specjalistą w dziedzinie finansów. Z powodzeniem kierował ważnymi odcinkami działalności dużych firm w wielu krajach – USA, Rosji, Belgii, Czechach, na Litwie i w Polsce. Ostatnio mieszka w Rydze, a rodzinny Kraków odwiedził w kwietniu tego roku w związku z obchodami 80. rocznicy urodzin nieżyjącego od kilku lat ojca, organizowanymi przez Politechnikę Krakowską.

Z domu wzięte

Nie cała czwórka dzieci prof. Michała Życzkowskiego miała w szkole same sukcesy. Wszyscy jednak za oczywiste uważali, że skończą studia. Młodszy o 6 lat od bliźniaków Stefan studiował budowę maszyn na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej. Obecnie zajmuje się robotyką i automatyką przemysłową, prowadząc prywatną firmę „Astor”, która od ponad 20 lat utrzymuje się na bardzo konkurencyjnym rynku. Sprowadza i dystrybuuje w Polsce urządzenia pozwalające człowiekowi sterować maszynami i całymi liniami produkcyjnymi. Pokrewny nurt działalności firmy to „oprogramowanie przemysłowe”, czyli tworzenie programów komputerowych, które rozpisują pracę maszyn w fabryce na poszczególne kroki, składające się na cały proces technologiczny. Mówiąc o tym, pan profesor wspomina, że jego młodszy brat od dzieciństwa umiał naprawić popsute sprzęty domowe: lodówkę, pralkę, magnetofon – nie studiując ich budowy, lecz rozbierając je na drobne części. Już w latach licealnych świetnie znał język wewnętrzny kupionego przez ojca komputera ZX Spectrum, na który pisał dobre jak na owe czasy gry komputerowe. Później nabył wiedzę oraz umiejętności menedżerskie, a także nawyk stałej odpowiedzialności za dziesiątki pracowników swej firmy, którym co miesiąc trzeba wypłacać pensję. O takich problemach ludzie otrzymujący pensję „z budżetu” najczęściej nie mają pojęcia.

W sferze wolnorynkowej działa także córka prof. Michała Życzkowskiego, Anna Monika, zwana Aniką – jedyna w tym pokoleniu humanistka. Studiowała bibliotekoznawstwo (tu mój rozmówca nawiązuje do rodzinnego umiłowania książek) i pedagogikę, ale ostatecznie ukończyła resocjalizację. Spędzając rok w Stanach Zjednoczonych obserwowała tam miejsca, gdzie małe dzieci przychodzą się bawić i obchodzą swoje urodziny. Od 15 lat Anna Monika Pawełczyk prowadzi pierwszą w Krakowie Krainę Zabaw Dziecięcych ANIKINO – z wypożyczalnią zabawek i strojów dla dzieci, corocznymi obchodami Dnia Dziecka, z programem wakacyjnym. Podobnie jak bracia Adam i Stefan jest menedżerem, zatrudnia pracowników, kontroluje księgowość oraz zmaga się z wymogami rynku.

Słuchając opowieści rodzinnej coraz wyraźniej widziałam te cechy tradycji inteligenckiej, jakimi są: śmiałość w podejmowaniu zadań, upatrywanie szans życiowych w tym, co w otaczającej rzeczywistości nowe, często związane z ryzykiem, intuicja pozwalająca w tym, co nowe odróżniać istotne wartości od przejściowych mód.

Tropem ojca

Tradycję akademicką kontynuuje drugi bliźniak, Karol. Podobny do ojca w intensywności jednego z głównych zamiłowań, choć przedmiot zamiłowania jest nieco inny. Prof. Michał Życzkowski kochał liczby i wzory matematyczne, próbując opisać otaczający świat za ich pomocą. Syn lubi wzory, ale potrafi też „czytać wszystko”. Gdzie tylko się znajduje, ogląda książki, a w ogóle ciągnie go do słowa drukowanego: z przyjemnością potrafi wziąć do ręki zwykłe opakowanie po czekoladce, aby skład produktu odczytać w różnych językach i napisy po czesku, litewsku i norwesku porównać do tych zapisanych po słowacku, łotewsku i szwedzku.

Już w liceum bywał w uniwersytecie. Matka umożliwiła mu uczęszczanie na zajęcia dla studentów w laboratoriach Wydziału Chemii UJ, gdzie pracowała. Karol startował w szkolnych olimpiadach z różnych przedmiotów, z dobrym skutkiem w chemicznej i matematycznej. Myślał, że będzie specjalizował się w chemii fizycznej (lub fizyce chemicznej), a został fizykiem-teoretykiem, który „nie ma niechęci do chemii, co fizykom się zdarza”. Przeciwnie, niekiedy spotyka w swej pracy także ciekawe problemy chemiczne.

Po maturze poszedł na matematykę, ale rychło zmienił kierunek. Matematyki uczył się nieco, lecz dziś uważa, że za mało, konkludując: „jeżeli cokolwiek umiem w życiu robić dobrze, to... rozmawiać z matematykami”. Owocem tego są liczne artykuły naukowe, opublikowane ostatnio z wieloma matematykami z różnych krajów.

Ze stopniem doktora (1987) mój rozmówca został powołany do wojska, gdzie za odmowę przysięgi wojskowej pozbawiono go tytułu podchorążego oraz skierowano do jednostki służby zasadniczej w Olsztynie. Tam w lipcu 1988 r., jako pierwszy żołnierz w Polsce, złożył przysięgę według nowej roty – bez odniesień do „braterskiej Armii Czerwonej”. Całą historię opisał w książce Notatki szeregowca, wydanej przez krakowską niezależną oficynę Universitas. Tematykę powszechnej służby wojskowej w czasach PRL-u poruszał na łamach „Tygodnika Powszechnego” jeszcze w czasie istnienia cenzury.

Wkrótce potem dr Życzkowski wyjechał do Niemiec na roczne stypendium Humboldta. W kilka lat po powrocie, w roku 1994, miał już dorobek umożliwiający habilitację. Rok akademicki 1997/98 spędził wraz z rodziną w USA jako stypendysta Fulbrighta w Uniwersytecie Maryland, a w roku 2004/05 pracował przez rok w Perimeter Institute w Waterloo, w Kanadzie. W roku 2005 otrzymał tytuł profesora fizyki. Teraz pracuje w Instytucie Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, a współpracuje z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN w Warszawie.

Od początku niemal, bo jeszcze przed doktoratem, Karol Życzkowski interesował się teorią układów nieliniowych i chaosu. Przypisuje to inspiracji promotora, prof. Jana Mostowskiego z Warszawy, a tłumaczy m.in. rozległością obszaru, na jakim teoria ta znajduje odniesienia, obejmującego chemię, inżynierię, biologię, meteorologię. Profesor zżyma się na konstatację, że czegoś, czym zajmuje się nauka, nie da się wytłumaczyć laikom. Na moje pytanie o teorię chaosu, odpowiada: „zajmuję się układami fizycznymi, w których nawet mała przyczyna może spowodować duży skutek”. Ewolucje takich układów w czasie można w pewnym zakresie przewidywać, lecz w krótszej skali czasu, niż w przypadku układów liniowych, dla których efekt jest proporcjonalny do przyczyny.

Więcej

Z krakowskiego domu młodzi Życzkowscy wynieśli także jeden ważny rys tradycji inteligenckiej: umiejętność łączenia ambicji intelektualnych, zawodowych z gotowością odpowiadania na trafnie rozpoznane potrzeby swojego czasu i angażowania się w ich spełnianie. Znamiennym, jak sądzę aktualnym, przykładem tego jest praca Karola w Papieskiej Radzie do spraw Świeckich, do której zaprosił go Benedykt XVI w 2008 r. Inny przykład to jego prace nad konstrukcją obiektywnych systemów liczenia głosów w Radzie UE z zastosowaniem metod statystycznych. Artykuły pisane wraz z Wojciechem Słomczyńskim w latach 2004-2007 na temat systemu pierwiastkowego, nawiązujące do klasycznych prac Lionela Penrose’a, weszły do światowej literatury teorii głosowania, choć nie zostały docenione przez większość europejskich polityków negocjujących Traktat Lizboński.

W czasach studenckich przyszły profesor działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, a w r. 1990 wybrano go na szefa wydziałowej „Solidarności”, ale ma także bogatą kartę aktywności w Klubie Przewodników Górskich, Klubie Wysokogórskim, w AZS-ie... Obaj bliźniacy uprawiali szermierkę w Krakowskim Klubie Szermierzy: Karol trenował floret, a Adam odnosił sukcesy w kategorii juniorów w szpadzie. Później inicjowali Mistrzostwa Polski Old Boyów w szermierce, które rozgrywane są do dzisiaj.

Karol uprawia narciarstwo wysokogórskie, a w roku 1987 po raz pierwszy wziął udział w zawodach skialpinistycznych w Alpach włoskich. Dwa lata później współorganizował w Tatrach pierwszy Memoriał Jana Strzeleckiego w narciarstwie wysokogórskim. Jest współautorem wydanego w roku 2004 przewodnika Narciarstwo wysokogórskie w polskich Tatrach Wysokich oraz współautorem artykułu Trasy narciarskie Ojca Świętego w Polsce.

Od swego ojca, który w młodości jeździł na nartach i pływał kajakiem, „choć matka więcej”, dostał wykonane przezeń... etui na narciarskie okulary. Umiejętności manualne w pewnym stopniu dziedziczy po dziadku i ojcu kolejne pokolenie. Stefan, w sferze techniki domowej i motoryzacji, Karol szył plecaki i sakwy podróżne „na miarę”, gdy niełatwo było je kupić, łatał kajaki oraz naprawiał drewniane części zniszczone podczas spływów.

Pytanie o to, co pragnie przekazać dzieciom ze swojej duchowej schedy, wydało się mojemu rozmówcy banalne. Pewnie dlatego, że to przenikanie dobrej atmosfery, w jakiej się rosło, do domu, który się samemu zakłada, jest niezamierzone, dzieje się w codziennych wspólnie przeżywanych chwilach i bywa nazywane zazwyczaj ex post, uprzytamniane z perspektywy dłuższego życia.

Młodzi państwo Życzkowscy uczą dwójkę swoich dzieci samodzielności, odpowiedzialności – stosownie do wieku – za własne postępowanie, obdarzają zaufaniem oraz zachęcają do wycieczek i wakacyjnych obozów. Pan profesor z przyjemnością obserwuje u piętnastoletniego syna zainteresowania sportowe oraz zdolności do przedmiotów ścisłych i cieszy się, że dziewięcioletnia córka ma ochotę zimą jeździć z rodzicami na nartach, a latem płynąć na spływ kajakowy. ☐