Komentarz dziennikarza

Marek Wroński

Artykuł dr hab. Ewy Gruzy, profesora nauk prawnych Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, a jednocześnie przewodniczącej odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego w Warszawie, budzi moje zdziwienie. 
Jego braki prawne jasno wytknął mgr Krzysztof Izdebski w towarzyszącej polemice. Mnie natomiast szczególnie zadziwia fakt publicznego kwestionowania praw dziennikarzy (prasy) – ale przecież nie tylko, ustawa o dostępie do informacji publicznej daje takie prawo każdemu obywatelowi - do dostępu do dokumentów urzędowych, jakimi są niewątpliwie wnioski dyscyplinarne, orzeczenia dyscyplinarne każdej instancji oraz akta postępowania dyscyplinarnego po zakończeniu sprawy.
W swojej argumentacji prof. Gruza pominęła dotychczasowe orzecznictwo Sądu Najwyższego oraz sądów administracyjnych w tym zakresie (sam wygrałem kilka procesów o dostęp do informacji publicznej), nie mówiąc już o braku oparcia się na ostatnich, licznych publikacjach książkowych (w tym sędziów NSA!), dotyczących problemów z dostępem do informacji publicznej, gdzie są komentarze dotyczące interpretacji prawa, a bazujące na konkretnych wyrokach.
Działalność uczelnianych komisji dyscyplinarnych, jak również Komisji Dyscyplinarnej przy Radze Głównej, od lat jest przedmiotem różnorodnej krytyki. Znam wiele konkretnych spraw dotyczących kwestii nierzetelności naukowej, w których naruszono procedury lub prawo. Czasem wie o tym cała uczelnia, a czasami nawet całe wielkie miasto, bowiem nagłośniła to lokalna gazeta (vide: sprawa dyscyplinarna nierzetelnej habilitacji prof. Mirosława Krajewskiego, tocząca się w UKW w Bydgoszczy czy sprawa plagiatu prof. Mariana Grybosia w podręczniku ginekologii onkologicznej z Akademii Medycznej we Wrocławiu). Jednak ze strony oficjalnych władz uczelni czy resortu nikt nie interesuje się tym i nie podejmuje działań w tak bulwersującym przypadku. Powoduje to bezkarność oszustów naukowych, utwierdza w przekonaniu, że każdej sprawie można „ukręcić łeb” i rujnuje indywidualną oraz instytucjonalną rzetelność naukową.
Bez wyrugowania tego typu zachowań, żadne nowe ustawy nie uzdrowią polskiej nauki. Dlatego w szeroko pojętym interesie środowiska naukowego konieczne jest, aby sprawy dyscyplinarne dotyczące łamania etyki naukowej, naruszania dobrych obyczajów naukowych czy też łapówek były omawiane publicznie, a nie jak najczęściej dotąd - trzymane w tajemnicy.
Wymaga to zmiany przepisów dyscyplinarnych - zarówno ustawowych, jak i rozporządzeń do ustawy - o czym wielokrotnie pisałem, ponieważ dochodzenie racji na drodze sądowej jest czasochłonne, trudne i decydują się na to najczęściej pasjonaci.
Znając poglądy prof. Gruzy na ten temat, nie zamierzam wdawać się w dyskusje prawne. Natomiast w najbliższym czasie podejmę odpowiednie kroki w postaci skargi administracyjnej na działalność odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej w zakresie dostępu do informacji publicznej. Poprzez WSA/NSA postaram się udowodnić, że prezentowane przez Panią Profesor poglądy prawne są błędne i istnieje prawny obowiązek udostępnienia orzeczenia dyscyplinarnego wraz z uzasadnieniem nie tylko dziennikarzowi, ale każdemu obywatelowi. Jeśli tego dotąd nie zrobiłem, to tylko dlatego, że dostęp do orzeczeń dyscyplinarnych mam często z innych źródeł, oszczędzam więc czas i wysiłek, który jest potrzebny do napisania skargi czy pozwu i dalszego zaangażowania w sprawę. Ale w ewidentnych sprawach – dla dobra ogółu – wchodzę w sądowe szranki.