Antarktyda Polityka i prestiż
Arktyka – na północy – została podzielona przez pięć krajów uznających ją za swoje terytoria. Szczególnie bliski nam Spitsbergen jest pod kontrolą Norwegii, współpraca nasza tam ma zatem charakter bilateralny. Antarktyda – na południu – pozostaje pod kontrolą Układu Antarktycznego (Antarctic Treaty Consultative Meeting, ATCM). Współdziałają ze sobą państwa – sygnatariusze dokumentu, który wszedł w życie w 1961 roku pod nadzorem ONZ.
Polska polarna
Polska – dzięki założeniu w 1977 roku stacji Arctowskiego Polskiej Akademii Nauk – weszła do wąskiego wówczas grona 13 państw skupionych wokół Układu Antarktycznego (teraz jest ich 27 i stale przybywa). Pracami kieruje Sekretariat ATCM, funkcjonujący w Argentynie i opłacany przez wszystkie kraje. Polska reprezentowana jest w agendach systemu Układu Antarktycznego. Są to np.: Naukowy Komitet Badań Antarktycznych (SCAR), Rada Menedżerów Narodowych Programów (COMNAP) czy Zespół do spraw Logistyki (SCALOP).
Prawie wszyscy członkowie Unii Europejskiej dysponują swoimi stacjami badawczymi w Antarktyce. Zainteresowane ich budową są Czechy, Estonia, Bułgaria, Węgry i Słowacja, bo to warunek przyłączenia się do Układu Antarktycznego. Stację naukową utrzymuje również Ukraina, z którą współpracujemy. Argumenty za naszą obecnością polityczną w tym rejonie są oczywiste, o losach Antarktydy decyzje podejmuje się na zasadzie konsensusu.
Spotkania konsultacyjne państw sygnatariuszy ATCM na temat kontroli i regulowania działalności człowieka w Antarktyce odbywają się co roku. Obszar objęty kontrolą obejmuje kontynent Antarktydy oraz strefę oceanów do 60 stopni szerokości południowej. Strefa jeszcze dalej przesunięta na północ od konwergencji antarktycznej jest w zasięgu obowiązującej konwencji o ochronie żywych zasobów Antarktyki (CCALMR). Reguluje ona połowy, określa ich limity w określonych obszarach, wielkość, czas, narzędzia etc.
Polska podpisała CCALMR, a także szereg innych konwencji: o ochronie antarktycznej fauny i flory, o ochronie fok, o ochronie środowiska naturalnego (protokół madrycki). Dokumenty te regulują trwającą eksploatację odnawialnych zasobów żywych Antarktyki, głównie ryb, kryla i głowonogów. Powstała w 1988 roku konwencja regulująca wydobycie zasobów mineralnych nigdy nie weszła w życie (sic!) – ogłoszono 50-letnie moratorium na poszukiwania i eksploatację złóż mineralnych na morzu i na lądzie.
Obszary lądowe Antarktydy chroni się ze względu na szczególnie wartościowy skład flory, fauny oraz unikatowe formy geologiczne. Utworzono Specjalnie Chronione Rejony Antarktyczne (ASPA). Polska zarządza dwoma obszarami: ASPA 128, obejmującym zachodni brzeg Zatoki Admiralicji w sąsiedztwie stacji Arctowskiego oraz ASPA 152 na zachodnim brzegu Zatoki King George (powstał jako punkt odniesienia do śledzenia zmian w rejonach będących i niebędących pod wpływem działalności stacji i aktywności ludzi). Zezwolenia na wejście i działalność wydaje Zakład Biologii Antarktyki Polskiej Akademii Nauk, pełniący funkcje kontrolne nad tymi obszarami. Na zmianę z Brazylią ZBA PAN kontroluje również obszar Zatoki Admiralicji w granicach jej zlewni (ASPA 1).
Co roku około dwóch tysięcy ludzi odwiedza stację Arctowskiego i ma to swoje konsekwencje przyrodnicze. To tu nasi naukowcy stwierdzili nowy, nieznany dotychczas w Antarktyce, gatunek trawy Poa annua, to tu jako jedni z pierwszych sygnalizowali wzrost średnich temperatur powietrza w zachodniej Antarktyce. Wieloletnie badania dały w efekcie cenione monografie tego obszaru, będące źródłem wielodyscyplinarnej wiedzy. W każdym polskim uniwersytecie są teraz specjaliści kształceni w stacji im. Henryka Arctowskiego.
Krylowe know how
Eksploatacja w Antarktyce rozpoczęła się w końcu XVIII stulecia, gdy James Cook czy Fabian Bellingshausen donosili o licznych fokach i wielorybach. Łowiectwo fok (głównie uchatek i słoni morskich) rozwijało się od początku XIX wieku i prędko zakończyło. Po wytrzebieniu stad dalsza działalność stała się nieopłacalna. Kolejnym etapem był rozwój wielorybnictwa, najpierw przybrzeżnego na Georgii Południowej, a następnie – od roku 1923 – pelagicznego, co doprowadziło do eksterminacji wielu gatunków. Jednym z obrońców wielorybów i inicjatorem podpisania przez Polskę konwencji o ochronie wielorybów był prof. Michał Siedlecki, a sygnował ją przed II wojną światową August Zaleski. Obecnie konwencja reguluje połowy przemysłowe i naukowe bardzo restrykcyjnie.
Połowy fok, głównie krabojadów, których zasoby są bardzo duże, były podejmowane parokrotnie w początku lat 80., głównie przez Norwegię i Związek Radziecki, lecz kończyło się na eksperymentach. Połowy ryb i kryla w Antarktyce rozpoczęły się w 1960 roku. Głównym gatunkiem ryb był Champsocephalus gunnari, stanowiący prawie 42 procent całkowitych połowów ryb w ciągu 19 lat (2,7 x 106 ton).
Polska była jednym z krajów, które w końcu lat 70. prowadziły połowy dużą flotą rybacką. Na naszym głodnym wtedy rynku pojawiały się smaczne kerguleny i notothenie. Dla naukowców było to potężne wsparcie w staraniach o pieniądze na badania i utrzymanie stacji Arctowskiego. Równocześnie prowadzono badania (choć nigdy na skalę przemysłową) nad możliwościami połowów, przetwórstwa i wykorzystania antarktycznego kryla, którego zasoby oceniano na 125 milionów ton produkcji rocznej. Prace naukowe przyniosły wiele patentów i rozwiązań, które w tamtych czasach czyniły z Polski kraj o największym know how dotyczącym kryla. Zbiegło się to z propagandą sukcesu i kryzysem ekonomicznym lat 80. Po zmianach politycznych brak floty i opinia o krylu jako nietrafionym pomyśle naukowców niemal zakończyły sprawę.
Na świecie było inaczej, program Biomass i rozwój technologii przetwórstwa kryla rozwijały się nadal. Miesięcznik „Fishing News International” donosi o wzrastającym zainteresowaniu połowami kryla. W 2008 roku łowił go japoński statek „Nitaka Maru” i norweski „Saga Sea”. Norweski koncern Aker BioMarine zainwestował ponad 93 mln dolarów w kolejny statek, a także wszedł w porozumienie z Francją i Nową Zelandią w dziedzinie współpracy w produkcji wysokiej jakości oleju z kryla. Również dwa trawlery Korei Południowej prowadziły połowy licencyjne. Omawiany artykuł wspomina o polskim trawlerze „DALMOR II”, który jako jedyny łowi kryla na podstawie licencji CCALMR. Wiosną 2009 roku statek ten przeładowywał kryla w Zatoce Admiralicji na statek japoński, o czym donosiła ekipa stacji Arctowskiego. Około stu rybaków zarabia w ten sposób, a ich rodziny żyją z połowów kryla. Czyż może być większa satysfakcja dla naukowca, który przed laty był inicjatorem polskich połowów?
Zachodni eksperci sugerują, że trwała odnawialność zasobów kryla, eksploatowanych w rejonie CCALMR, można zapewnić przy rocznych połowach 7 mln ton, a aktualne połowy kryla w Antarktyce nie przekraczają 300 tysięcy ton rocznie. Ale perspektywa połowów skorupiaka będącego źródłem białka pochodzenia morskiego i wyjątkowych tłuszczów kusi. Polacy stracili już zdobytą wiedzę, badania zarzucono, a statek badawczy zlikwidowano. Z kraju z know how staliśmy się dostawcami surowca, ale to daje umiarkowaną satysfakcję.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.