Ciąg dalszy nastąpił

Marek Wroński


Sześć lat temu w artykule Kolejny dziekan plagiatorem? („FA” nr 9/2004) opisałem dokładnie trzy plagiaty, jakie popełnił ówczesny dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, znany karnista i specjalista prawa międzynarodowego, prof. dr hab. Michał Płachta. Wydrukował on pod swoim nazwiskiem w postaci trzech artykułów naukowych obszerne fragmenty dwóch prac magisterskich, których był promotorem. Za jeden z artykułów wziął nawet z własnego wydziału wysokie honorarium... Ówczesny rektor, prof. Andrzej Ceynowa nie wszczął postępowania dyscyplinarnego, a dziekan po kolejnym artykule w trójmiejskiej „Gazecie Wyborczej” z dnia na dzień zrezygnował ze wszystkich funkcji i odszedł z uniwersytetu. Sprawa dyscyplinarnie się przedawniła.

Wątpliwy obiektywizm świadka

Jednak śledztwo podjęła prokuratura i sprawę w 2005 r. skierowano do sądu. W końcu śledztwa, kiedy ekspertyza policyjnego eksperta−informatyka udowodniła, że na przekazanej redakcji Gdańskich Studiów Prawniczych dyskietce z artykułem był plik utworzony przez magistrantkę, prof. Płachta przyznał się do plagiatu. Tłumaczył go brakiem czasu i koniecznością dostarczenia pracy do Księgi Jubileuszowej prof. Grajewskiego. Po dwuletnim procesie, kiedy już miał być wydany wyrok, nagle z powodów zdrowotnych zrezygnował ławnik, Krzysztof Firkowski, a za jakiś czas zmienił się prowadzący sprawę sędzia Tomasz Zieliński i całą procedurę w majestacie prawa trzeba było przeprowadzać od nowa. Warto podkreślić, że na rozprawach prof. Płachta nie przyznał się do świadomego przepisywania tłumacząc, że zrobił to przez pomyłkę. Kolejny proces zaczął się w połowie maja 2008 r. i jego pierwszy etap szczęśliwie zakończył się 9 listopada 2009 r.

Prof. Płachta został uznany przez sędzię Annę Łochowską− Jachniewicz winnym popełnienia zarzucanych przez prokuratora plagiatów. Ukarano go karą pozbawienia wolności na okres 8 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata oraz ośmiotysięczną grzywną (400 stawek dziennych po 20 zł!), nakazano zwrócić 6000 zł Wydziałowi Prawa za honorarium plagiatowego artykułu o objętości 2,4 ark. wydawniczego oraz obciążono kosztami procesu w wysokości 5445 zł.

W uzasadnieniu wyroku sąd nie dał wiary wyjaśnieniom prof. Płachty. Uznał przy tym zeznania obu magistrantek za rzetelne i przekonywujące. Krytycznie też odniósł się do zeznań ówczesnego prodziekana, a obecnego dziekana Wydziału Prawa i Administracji UG, prof. dr. hab. Jarosława Warylewskiego. Ten jako prodziekan podpisał ze swoim ówczesnym przełożonym – dziekanem umowę na wynagrodzenie za redakcję tomu i publikację artykułu Europol (8500 zł). Sędzia napisała dosłownie: „Wątpliwości budził jednak obiektywizm świadka, który – zdaniem sądu – starał się złożyć zeznania jak najbardziej korzystne dla oskarżonego, potwierdzając lansowaną przez obronę tezę, że żaden student nie jest w stanie samodzielnie (bez wydatnej pomocy promotora) napisać pracy magisterskiej ani przetłumaczyć tekstu z języka angielskiego. Teza ta jest sprzeczna z doświadczeniem życiowym i zasadami logicznego rozumowania. Być może świadek Warylewski na skutek nieszczęśliwego splotu zdarzeń nie trafił w swojej praktyce seminaryjnej na studenta, który potrafiłby samodzielnie napisać pracę magisterską na podstawie zebranej bibliografii czy też na studenta posługującego się językiem angielskim, jest to jednak bardzo mało prawdopodobne i świadczy raczej o braku szacunku dla rzeszy studentów bądź o tendencyjnym zeznawaniu świadka”. Polecam ten akapit Parlamentowi Studentów...

Wyrok nie jest prawomocny, bowiem zarówno prokuratura, jak i obrona złożyły apelację, którą Sąd Okręgowy w Gdańsku powinien rozpatrzyć w ciągu najbliższego pół roku. Chciałbym dodać, że sumę 5268 zł, jaką oskarżony dostał (po odjęciu podatku) za druk artykułu, który był plagiatem części pracy magisterskiej Katarzyny Wareckiej, 7 kwietnia 2005 r. przesłał on rzeczywistej autorce pracy. W artykule nie zmieniono 97 proc. tekstu.

Michał Płachta pracuje od kilku lat w Elbląskiej Uczelni Humanistyczno−Ekonomicznej i ostatnio kieruje Katedrą Prawa Międzynarodowego i Europejskiego. Ciekawa jest informacja, którą znalazłem swego czasu w prokuratorskich aktach sprawy, że ok. 40 proc. tekstu (kilkanaście rozdziałów) dwutomowego dzieła Międzynarodowy Trybunał Karny, wydanego w 2004 r. przez Kantor Wydawniczy „Zakamycze” w cenie 150 zł, bezpośrednio opiera się na tekstach 16 prac magisterskich, których promotorem był autor tego „pierwszego w polskiej literaturze prawniczej kompendium zarówno wiedzy, jak i dokumentów źródłowych” dotyczących tej instytucji.

Poczuł się współautorem

To nie pierwszy ani ostatni przypadek tak jaskrawego „wykorzystania” nie swoich tekstów. Sześć lat temu red. Renata Czeladko na łamach warszawskiej „Gazety Wyborczej” opisała sprawę książki Hodowla psów, za którą prof. Kazimierz Ściesiński z Wydziału Nauk o Zwierzętach SGGW rok wcześniej otrzymał nagrodę ministra edukacji (21 tys. zł). Kiedy książka dostała się w ręce byłej magistrantki, ta stwierdziła, że 20 stron to jej praca magisterska przepisana z zachowaniem układu graficznego, tabelami i rysunkami. Jej nazwisko co prawda wymieniono w bibliografii, ale w tekście nie ma wyraźnego zaznaczenia cytowania, czego wymaga tzw. prawo do cytatu. Poproszony o komentarz Jan Błeszyński, profesor prawa z UW stwierdził: „Prawa autorskie do pracy magisterskiej należą do studenta. Zadaniem promotora jest kontrolowanie i wskazywanie usterek podczas jej pisania, jednak nie daje mu to podstaw, by twierdzić, że jest on jej współautorem. Pracę można oczywiście cytować, czyli przytoczyć krótki fragment z podaniem źródła. Gdy czytelnik nie ma świadomości, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy cytat, mamy do czynienia z przywłaszczeniem praw autorskich”. Z kolei recenzent wydawniczy maszynopisu książki, prof. Andrzej Kaźmierski, biolog z UAM w Poznaniu powiedział: „Niedopuszczalne jest, by promotor włączał pracę magisterską studenta do swojej książki. Widziałem pracę magistrantki z SGGW i książkę Hodowla psów i uważam, że profesor powinien wymienić ją jako współautorkę rozdziału. W 2004 r. recenzowałem tę książkę – wytknąłem autorowi, że zamieścił w niej rysunki oraz fragment artykułu prasowego bez podania nazwiska autora. Nie wiedziałem wtedy, że wykorzystał też pracę magisterską. Jednak już wtedy napisałem, że książka nosi znamiona plagiatu. Podtrzymuję to”. Uczelnia nie podjęła postępowania dyscyplinarnego, a nagrodzony autor książki, prof. Ściesiński uważał, że jako promotor mógł to zrobić, bo pomagał: „Przy komponowaniu książki wykorzystywałem prace moich magistrantów. Ze względu na swoje zaangażowanie merytoryczne czuję się ich współautorem”.

Od tego już tylko jeden krok, aby zaplanować tytuły rozdziałów „naszego” przewidywanego dzieła, dać je studentom jako tematy ich prac magisterskich, a po roku czy dwóch „wykorzystać” w przełomowej monografii...

Habilitacja pułkownika

W połowie listopada 2009 r. red. Aleksandra Pezda napisała na łamach „Gazety Wyborczej”, że monografia habilitacyjna płk. dr. inż. Pawła Górskiego Zarządzanie logistyczne w sytuacjach kryzysowych w Polsce otrzymała dwie negatywne recenzje, a mimo to Rada Wydziału Zarządzania i Dowodzenia (dziekan: płk. dr hab. inż. Jarosław Wołejszo) Akademii Obrony Narodowej dopuściła go do kolokwium habilitacyjnego. Ciekawe, że jeden z recenzentów wyznaczonych przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów, prof. Mirosław Chaberek z Katedry Logistyki Uniwersytetu Gdańskiego, znalazł obszerne akapity przeniesione z kilku wcześniej wydanych książek płk. prof. dr. hab. Eugeniusza Nowaka z tego samego wydziału, który był recenzentem powołanym przez wydział. Prof. Chaberek monografię zdyskwalifikował, zaś prof. Nowak wydał pozytywną opinię o habilitacji. Sprawę by zapewne „przepchnięto” na wydziale, gdyby nie to, że maksymalnie zdegustowany zachowaniem swoich przełożonych jeden z młodych pracowników naukowych anonimowo powiadomił „GW” i komendanta−rektora AON, gen. dr. inż. Romualda Ratajczaka. Ten błyskawicznie wstrzymał przewód i polecił wyjaśnić zarzuty rzecznikowi dyscyplinarnemu.

Po opisaniu sprawy w prasie (temat szybko podjęły inne gazety) płk dr inż. P. Górski, ówcześnie pełniący obowiązki dyrektora Instytutu Logistyki, już 16 listopada 2009 r. poprosił dziekana o zamknięcie jego przewodu habilitacyjnego oraz podał się do dymisji ze stanowiska. Złożył też później prośbę do ministra obrony narodowej o wypowiedzenie stosunku służbowego zawodowej służby wojskowej, prosząc jednocześnie o skrócenie okresu wypowiedzenia. Jak mnie poinformował rzecznik prasowy AON: „W uzasadnieniu wniosku napisał, iż decyzję podjął po głębokim namyśle, wskutek trwającej wokół jego osoby atmosfery niekorzystnie wpływającej na wizerunek Wydziału i Akademii Obrony Narodowej, a także pod wpływem wątpliwości części środowiska co do oryginalności dysertacji oraz ze względu na problemy zdrowotne”.

Rzecznik dyscyplinarny w postępowaniu wyjaśniającym ustalił, że płk Górski wprowadził w błąd co do autorstwa części (ok. 10 proc.) rozprawy habilitacyjnej, nie wskazując źródeł pierwotnych. Zgodnie z prawem rektor−komendant AON, powiadomił wtedy prokuraturę wojskową o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 115 ust. 1 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. 25 stycznia 2010 r. Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Warszawie wystosowała postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa w tej sprawie, uzasadniając to „brakiem znamion czynu zabronionego”. Tydzień później płk. Pawła Górskiego zwolniono ze służby wojskowej decyzją ministra obrony narodowej. Komisja Dyscyplinarna AON wniosła 10 lutego 2010 r. o odstąpienie od wymierzenia kary dyscyplinarnej, co zostało zaakceptowane przez rektora−komendanta AON.

Chciałbym pogratulować rektorowi Ratajczakowi sprawnego załatwienia tej przykrej sprawy, która – co mam głęboką nadzieję – jasno ukaże kierownictwu poszczególnych wydziałów AON, że nierzetelne prace naukowe wojskowej kadry nie dadzą się już ukryć pod pozorem „tajemnicy wojskowej”, a skutkiem ewentualnej następnej takiej historii będzie zawieszenie praw doktorskich i habilitacyjnych przez Centralną Komisję. I znowu wstyd na całą Polskę...

Liczę też na to, że w najbliższych paru latach dr inż. Paweł Górski nie pokaże się w którejś z prywatnych uczelni jako wykładowca logistyki oraz „doświadczony i poważany” nauczyciel akademicki, jak to już zrobiło wielu „bohaterów” moich wcześniejszych artykułów.

Na zakończenie komunikat: Brak miejsca w kolejnym już numerze czasopisma (wywołanym koniecznością zamieszczenia korespondencji PT Czytelników) zmusza mnie do przeniesienia wielu spraw, od dawna czekających na moim biurku na opisanie, do następnego numeru, za co rozczarowanych gorąco przepraszam!

Marekwro@gmail.com