Poczucie otwartości życia

Jerzy Marek Białkiewicz


Jest ono szczególnie pożądane w środowisku akademickim. W ubogacaniu wiedzy, mądrości, wrażliwości dociekań, gotowości do podejmowania niekonwencjonalnych wyzwań, ale i w tworzeniu wyjątkowo pozytywnych relacji międzyludzkich, które – jak w żadnym innym środowisku – skutecznie wpływają na kreowanie optymistycznego wizerunku społeczności lokalnej, społeczeństwa w ogóle. Nie zapominajmy, że to właśnie w społeczności akademickiej wyrastają jednostki aktywnie uczestniczące w kreowaniu postępu i nowoczesnego wizerunku świata.

By móc swobodniej poruszać się w materii poczucia otwartości życia, trzeba zauważyć, że jest ono cechą młodości. Cechą młodości, a nie młodością semantycznie zawężoną do liczby przeżytych lat. Cechą, która jest postrzegana przez pryzmat zachowań – gotowości do podejmowania ryzyka, tworzenia wewnętrznego przekonania, że wszystko jest możliwe, niezdeterminowane, nieokreślone przez los i każdy pomysł – w oczach osób doświadczonych nawet irracjonalny – może mieć sens, być zrealizowany, a w końcu nowatorski, wyprzedzający dotychczasowe dokonania.

Za prof. Leszkiem Kołakowskim powiemy, że stan młodości – zaakcentujmy wyraźnie stan – jest albo go nie ma (jest nieosiągalny) i nie ma nic trzeciego. Trzeba ponadto przyjąć, że stan młodości kiedyś się zaczyna, w miarę upływu czasu gaśnie bądź nie i kiedyś się kończy – bądź nie kończy się nigdy. Kiedyś się zaczyna, ponieważ na pewno nie pojawia się wraz z powołaniem do życia jednostki ludzkiej.

Konstatacja o gaśnięciu i o końcu poczucia otwartości życia, nader często współcześnie zauważalna w społeczeństwie konsumpcyjnym, stanowi jeden z najczarniejszych scenariuszy wieku młodzieńczego – uczniowskiego, studenckiego – u osób, które nie osiągnęły wieku dojrzałego i nie doświadczyły stanu młodości bądź, mając do niego pewne predyspozycje, świadomie się od niego zdystansowały. Ale równie dotkliwe w przypadku tych, którzy przedwcześnie pielęgnując postawy negacji, zwątpienia, nieufności, niewiary, zniechęcenia, wpadli w koleiny postępującego procesu odchodzenia od stanu młodości – precyzyjniej: rezygnacji z poczucia otwartości życia. Fenomenu człowieka, wyjątkowości osoby.

Zmiana pokoleniowa

Można zaryzykować twierdzenie, że ograniczenie bądź brak poczucia otwartości życia stanowi jeden z najpoważniejszych niedostatków w postawach osób tworzących środowisko akademickie. Jeśli niedostatki te – mając na uwadze zmiany postaw poprzez wypełnianie obowiązków wobec uczelni, skutki ubogacania wiedzy, oddziaływania interpersonalne między profesorem a studentem mogą się okazać dopuszczalne w środowisku studenckim, to z całą pewnością nie są dopuszczalne, a wręcz szkodliwe w środowisku naukowo−dydaktycznym. I to w obydwu sferach aktywności: naukowo−badawczej i dydaktycznej. Naukowo−badawczej poprzez rozmijanie się z prawdziwie twórczym, opartym na głębokiej wiedzy i obiektywizmie dociekań programem badań, ale i w dydaktycznej, w której dochodzi do zaniechań rzetelnego wypełniania obowiązków nauczyciela akademickiego bądź kształcenia dystansującego się od współczesnych osiągnięć w dyscyplinie wiedzy – mówiąc krótko, powielania literaturowych, nie do końca zrozumianych, a co najmniej niezgłębionych, mało użytecznych treści.

Nie sposób w tym miejscu odnieść się do wszystkich oczekiwań, które należy wiązać ze środowiskiem akademickim. Jeśli jednak uznać, że wymienione wady stanowią syntezę wszystkiego tego, co w środowisku akademickim nie powinno mieć miejsca, to istotnego, ale – zaznaczmy – nie jedynego, antidotum na złagodzenie tego stanu rzeczy można szukać w odbudowie poczucia otwartości życia.

Uważny, a przy tym zorientowany w podjętym problemie czytelnik natychmiast zaprotestuje, że źródła, nawet tak skrótowo wymienionych niedostatków, są zdecydowanie głębsze i niekoniecznie wypływają z braków w poczuciu otwartości życia osób to środowisko tworzących. Może nawet więcej – skonstatuje, że za otwartość, za aktywność naukową publikowaną w wydawnictwach międzynarodowych, uznawane formy kształcenia studentów wielu przypłaciło koniecznością odejścia.

Prawdziwy obraz polskiego środowiska naukowego, akademickiego nie jest jednolity. Właściwszym jest pierwotne stwierdzenie, że właśnie tu, w Polsce funkcjonowały i funkcjonują znakomite ośrodki naukowe, w nauce światowej liczą się polskie nazwiska, w murach polskich uczelni i ośrodków naukowych funkcjonują znakomite zespoły naukowo−badawcze i dydaktyczne, kierowane przez liderów, ludzi o niekwestionowanym poczuciu otwartości życia. Ludzi, którzy w poszukiwaniu prawdy w nauce nigdy nie poddali się improwizowanym zasadom relatywizmu społecznego.

Ale jak zawsze skutecznie dają o sobie znać pozorowane zespoły, które nigdy nie tworzyły nawet odłamu szkoły naukowej w dyscyplinie wiedzy, zespoły pozbawione liderów, osobowości niewyrastających z nauki, a z nadania, łącznie z późniejszymi i obecnie dobrze mającymi się ich następcami, nieświadomymi własnych braków, gdzie nauka materializuje się w obszernych, często błędnych, pozbawionych sensu elaboratach wyłącznie do awansu.

I z tym musimy się zgodzić, świadomie rezygnując ze smętnych analiz. Analiz mało przydatnych, które w żaden sposób nie mogą przełożyć się na stan naprawy. Tutaj niezbędne są zmiany pokoleniowe. Potrzebny jest czas na obiektywną, tworzoną przez życie eliminację nieprawidłowości.

Koleiny mądrości

Przesłaniem niniejszego eseju jest próba wskazania poczucia otwartości życia, jako czynnika tworzącego w środowisku akademickim wartość dodaną. Wartość, która rodzi się z przedsięwzięć wyrastających ponad standardy, w znakomitych ośrodkach naukowo−badawczych i dydaktycznych, czasem – paradoksalnie – na granicy ryzyka.

Doskonale znane są przypadki odkryć, szczególnie w naukach matematyczno−fizycznych, których prekursorami byli studenci, stażyści, młodzi asystenci wiodących ośrodków naukowych, a nie ich profesorowie. Ale jednocześnie wielkość profesorów, manifestująca poczucie otwartości, polegała na tym, że potrafili ich usłyszeć, zaakceptować w niepokorności i wesprzeć własnym doświadczeniem. Bo czas sprawił, że niektóre wcześniejsze, uznane w środowisku profesorskim rozstrzygnięcia stały się w tych dyscyplinach kanonem, z którym nikt z doświadczonych osób nie podejmował już dialogu. Potrzebni byli ludzie młodzi, niedoświadczeni, którzy mogli go zakwestionować i wskazać nowe, odkrywcze rozstrzygnięcia.

W tym sensie stan młodości ludzi doświadczonych, wyposażonych w duży potencjał wiedzy, trzeba uznać za niezmiernie pożądany. Ponieważ problem w tym, że im dłużej żyjemy, tym bezwiedniej wpadamy głęboko w formowane przez siebie, misternie drążone koleiny doświadczenia, wiedzy, niekiedy wygody, osłabiające naszą zdolność do działania i inicjatywy. Nazwijmy je koleinami nabytej mądrości. Paradoks w tym, że mądrość, doświadczenie, z którym zwykle wiąże się wielopłaszczyznowość, otwartość myślenia i wnioskowania staje się jednocześnie narzędziem drążenia kolein osłabiających poczucie otwartości życia, wygaszających stan młodości.

Koleiny mądrości, jakże odmienne od kolein zaniechań. Bo wielu może (czasem nie potrafi) żałować, że czasu młodości nie wykorzystało. Zwłaszcza w ocenie czasu minionego, gdy wszystko było możliwe, a każdy zamysł wyboru profesji, kierunku zainteresowań był niemal pewny do osiągnięcia. Decyzje bowiem mogły wyrastać z poczucia otwartości życia, w którym nie rozważane są przeciwności mimo braku racjonalnego uzasadnienia wyboru opartego na szczególnych, zauważonych uzdolnieniach czy predyspozycjach. Brak jednak dbałości o własny rozwój, brak skupienia na nauce drążyły niemal unicestwiające koleiny zaniechań.

Wartość dodana

I w tych warunkach pojawia się nowa okoliczność, niekiedy inspirowana przez otoczenie, przebudzenia do stanu młodości. Okoliczność popychająca do podjęcia nauki, kształcenia, studiów. Zwykle decyzja obarczona licznymi przeciwnościami, rodząca się w niepewności, że już jest za późno. I w tym miejscu wróćmy do łagodnego spojrzenia na środowisko studenckie, w którym uznaliśmy za dopuszczalne, niedeterministyczne, możliwe do odrobienia zaniechania wieku młodości i przywrócenie mu rangi stanu młodości w kontakcie z uczelnią.

Problem szczególnie doniosły w Polsce, gdzie powszechnie uważa się, że niespotykany, nagły wzrost liczby studiujących (co drugi absolwent szkoły licealnej podejmuje studia) – za sprawą szerokiej oferty edukacyjnej, łatwości w podejmowaniu studiów, konkurencji uczelni w pozyskiwaniu kandydatów na studia – stał się przyczyną obniżenia poziomu kształcenia. W ogromnej bowiem populacji ludzi młodych, obok wybitnie uzdolnionych, którzy potrafili wykorzystać czas poprzedzających etapów edukacji, pojawiła się pewna liczba studentów ambitnych, zdeterminowanych, pełnych woli podjęcia razem z rozpoczęciem studiów, na nowo, wcześniej zaniechanego wysiłku intelektualnego. Studentów, którzy swoimi postanowieniami i zachowaniami dowodzą, że mogą wejść na ścieżkę otwartości życia.

Jak nigdy dotąd, tak wielu z nich (szczególnie podejmujących studia w trybie niestacjonarnym) z potrzeby uzupełnienia wiedzy, osiągnięcia niezbędnego statusu wykształcenia oczekiwanego w miejscu zatrudnienia, nie przysparzało nam, prowadzącym zajęcia dydaktyczne, tak wiele satysfakcji – ze stałej gotowości do dialogu, woli dyskusji, podążania za przekazywanymi treściami, uczestniczenia w rozstrzyganiu stawianych problemów, podejmowania trudu opracowań, badań, analiz.

Reakcje audytorium niezmiernie mobilizujące, wyzwalające potrzebę uruchomienia przez prowadzących zajęcia i to na wszystkich szczeblach – od asystenta, lektora do profesora – postaw otwartości życia. Uczelnie nie mają wyboru, muszą zabiegać o tworzenie zespołów akademickich wyposażonych w atrybuty stanu młodości. Bo można, nawet publicznie, pozytywnie opiniować postawy studentów zaangażowanych w naukę jako godne naśladowania, ale z tego nic szczególnego nie musi wynikać. Z samych stwierdzeń nie wyniknie kształcenie inspirujące, wybiegające poza ramy programu studiów, tworzące wartość dodaną, która może być inicjowana jedynie przez prowadzących zajęcia. Zwłaszcza w sytuacji gwałtownego wzrostu liczby studiujących, z ogromnym rozproszeniem poziomu wiedzy audytorium, czasem utrudniającej prowadzenie zajęć na poziomie uczelni wyższej.

Sprawdzona formuła

Uwaga nasza podąża za wszystkimi studentami, których stan zaniedbań w poprzednich szczeblach edukacyjnych w ich samoocenie rodzi (bądź nie) pytanie o możliwości podołania wymaganiom uczelni wyższej. Jeśli ma miejsce wola rzetelnego studiowania (którą przecież postrzegamy w salach wykładowych), to wskazuje ona na symptomy budzącego się poczucia otwartości życia i, by budzenie to było skuteczne, trzeba sięgnąć do początkowego stadium stanu młodości. Stadium, w którym uwagę studentów należy skupić na dniu dzisiejszym w rzetelnym wykonywaniu zobowiązań, poleceń, zgłębianiu wiedzy.

W tym rozumieniu każdy dzień roku akademickiego jest dniem dzisiejszym. Odgrodzonym szczelnie od przeszłości i przyszłości. Bez zaprzątania umysłu tym, co było wczoraj bądź będzie jutro, bo na to studenci nie mają wpływu. Ale mają wpływ na to, jak zrealizują swoje zobowiązania dziś. Indywidualnie, różnym dziś, tak różnym, jak różny jest stan zaniedbań czasu przeszłego, jak różne są misternie wydrążone kolein zaniechań. Tak realizuje się idealistyczna formuła poczucia otwartości życia, stanu młodości, zaznaczmy – niezmiernie pożądana w środowisku akademickim.

Formuła sprawdzona, źródłowo umocowana w poczuciu otwartości życia, która przyniosła sukces wielu autorytetom współczesnego świata. Osobom, którym przypisywano, że są wyposażone w nadzwyczajne uzdolnienia – ale one stanowczo zaprzeczały (bo na to stać ludzi wielkiego formatu), twierdząc, że sukces rodził się w rzetelnym, systematycznym wykonywaniu podjętych wyzwań, obowiązków, bez absorbowania uwagi przeszłością i przyszłością. Uogólniając dodajmy, że tak jest, w działaniu aktywnym, w każdej dyscyplinie nauki i sztuki. Działaniu, którego uwieńczeniem jest zachwyt twórczy, zachwyt edukacyjny, zachwyt studencki osiąganym stanem wiedzy – niepojęty, niezrozumiały, niemal wyimaginowany wszędzie tam, gdzie stan poczucia otwartości życia jest nieosiągalny.

Prof. dr hab. Jerzy Marek Białkiewicz, mechanika techniczna, jest rektorem Wyższej Szkoły Handlowej w Krakowie.